Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2017, 12:11   #14
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Wszyscy spodziewali się natychmiastowego ataku z zasadzki, jednak wbrew przypuszczeniom, żadne bojowe okrzyki nie rozległy się po okolicy. Rozejrzeli się uważnie, to samo, nic niepokojącego nie dostrzegli. Oczywiście poza celowo wykopaną dziurą. Zachowali więc czujność.

Franc, mimo to, że było ciężko odnaleźć rzeczy, zlokalizował i wyciągnął spod nich, to co planował - Scyzoryk, garłacz i tarcza, były gotowe by przelać krew. Jednak, przy braku kogoś do ubicia, solidnie się zdenerwował, przeklął siarczyście i dla poprawy nastroju zrobił parę głębszych łyków, trzymanego na ciężkie chwilę trunku.

Detlef podobnie, przygotował kuszę, jednak ten w przeciwieństwie do Franca, czujności nie stracił. Przypuszczał, że jeśli nawet w ciągu pierwszych minut atak nie nastał, to nastanie. Był gotowy…

Borys, gdy tylko wychylił głowę zza krzaków, od razu ruszył w kierunku woźnicy i konwojenta, by sprawdzić ich stan. Zaraz obok niego leżał trzymający kurczowo kuszę Gottlieb . Nie żył. Wskutek nieszczęśliwego upadku skręcił kark, zawyrokował medyk. Dla pewności sprawdził puls, jednak jego przypuszczenia zostały potwierdzone. Następnie ruszył w kierunku potwornie zmasakrowanego woźnicy.
- Zawsze trzeba sprawdzić i się upewnić, że nie żyją. Nie uwierzycie, jakie przeżyłem historie - rzucił. Gdy jednak potwierdził, że trup to trup, zajął się opatrzeniem włąsnych ran.

Madock, gdy zauważył, że ataku nie ma, wygramolił się z dyliżansu.

Raen, odłożył strzałę do kołczanu i ruszył by odnaleźć swój plecak. Musiał jednak poczekać, aż Franc odnajdzie swój sprzęt, nie ryzykując wchodzenia mu w drogę.

Drugi z elfów chwilę przeczekał na drzewie, rozglądając się za potencjalnymi napastnikami. Ostatecznie jednak, przy braku wrogów, zeskoczył z drzewa.


***


Gdy już wszyscy uznali, że jednak wrogowie nie nadejdą, Madock coś usłyszał - trzask łamanych gałęzi.
- Wazajcie - rzekł bez chwili zastanowienia.
Gdy wszyscy zastygli w bezruchu, bez problemu usłyszeli kolejne narastające dźwięki, brzęk dzwoneczków, tupot racic i coraz głośniejszą, gardłową komunikację. Po upływie zaledwie kilku kolejnych chwil z zarośli po prawej stronie traktu wypadło sześciu kozogłowych.




Byli oni porośnięci gęstym futrem i całkowicie nadzy. Jedynie u szyi wisiały małe dzwoneczki. Jedynie jeden z nich, najprawdopodobniej przywódca bandy, biały kozioł, był ubrany w czerwone, krótkie spodenki. Stwory wyglądały się zdziwione widokiem Bohaterów. Najwidoczniej nie spodziewali się tak licznej i w dodatku w pełni uzbrojonej grupy. Z drugiej strony Franc też rozdziawił szeroko oczy, a na twarzy pojawił się uśmiech. Nie wyglądali oni na wojowników, miernie zbudowani, trzymający swe proste bronie w pokraczny sposób. Pójdzie łatwo, doskonale to wiedział.

Zdumienie dziwnych gorów minęło szybko, wiedzieli że po wypadku na pewno ich ofiary są osłabione. Powarkując cicho ruszyli na grupę. Trzech kozłów, w tym ten w czerwonych spodenkach, uzbrojonych w ciężkie cepy i sierpy, ruszyło na bezpośrednie starcie. Natomiast pozostali, zbrojni w widły z drewna i motykę, próbowali obejść walczących.


 
AJT jest offline