Odpowiedź na wszystkie pytania łowcy była tylko jedna. Glein podniósł się chwiejnie na kolana, nadal nie czuł się dość pewnie by chodzić na własnych nogach. -Nie.
Głos Gleina był słaby równie bardzo jak on sam. Ubytek krwi, ból, chłód, poniżenie i w końcu sama pamięć, odświeżona jedynie przez dziesiątki nowo otwartych ran wyssały z niego całą energię. -Nikogo nie zabije. Nikogo.
Bo i jak miał zrobić cokolwiek skoro nie potrafił ustać na nogach? Glein trząsł się z zimna i głupiej, nie ukierunkowanej wściekłości.
Chwycił dłoń łowcy czarownic swoją własną, zakrwawioną ręką. -Idź, zrób swoje i daj mi spokój! Nie wiem gdzie jest ten twój cholerny Rufus, kieruj się może na jęki umierających i dźwięk łamanych kości!
Glein ku własnemu zdziwieniu krzykną, nie wiedział że był w stanie tego dokonać ale zrobił to.
__________________ Arriving somewhere but not here |