Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2017, 18:06   #167
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Baron postarał się, by przypadkowo spotkać się z Amy. Kapłanka go intrygowała. Poprosił zatem, by opowiedziała mu nieco więcej o jej wierze.
Robił wrażenie szczerze zainteresowanego. Z szacunkiem odnosił się do wiary. Napomniał, że na jego rodzinnej planecie też ludzie czcili dawnych bogów, puki.... puki najeźdźcy i okupanci nie zabronili wiary, wtrącając kapłanów do obozów zagłady... Tutaj nie musiał nawet udawać, los jego ludu bardzo bliski był jego sercu. A krzywdy wyrządzone wobec nich bolały go do żywego.

***

Baron obracał w palcach szklaną ampułkę. W niej, prawie niewidoczny gołym okiem, unosił się okruch, który był w rzeczywistości cudem technologii wywiadowczej.
Wiedza to władza. A Baron zawsze pragnął wiedzieć... w sumie wszystko. A wiedzę tą pozyskiwał wieloma metodami. Psionika była bardzo przydatna. Jeśli można czytać ludziom w myślach, przeszukiwać ich wspomnienia, niewiele więcej potrzeba. A jednak mu to nie starczało. Wślizgiwał się w zakazane miejsca swym umysłem by podglądać i podsłuchiwać. Korzystał z technologii by inwigilować.
A teraz zamierzał powiększyć zaplecze informacyjne.

Odczekał, aż nadarzy się odpowiednia okazja. Sprawdził teren zarówno psionicznie jak i za pomocą swego drona. Pod ochronnym płaszczykiem wbudowanego w swój pancerz maskowania, a także pod protektoratem innych urządzeń, zbliżył się do ściany modułu. Dziwnie było, gdy nie widziało się własnych rąk, a nawet nie widziało się własnego cienia rzucanego przez nieliczne lampy niemrawo przebijające noc swym mdłym blaskiem.
Już po chwili specjalistyczny sprzęt podłączył się do zamka, który w kilka chwil poddał się.
Nim Bruno wszedł do środka, starannie oczyścił podeszwy, pamiętając nawet o takich szczegółach jak unikanie wniesienia zabrudzeń.
Alarm i kamery bezpieczeństwa poddały się w chwilę później. Starannie zmodyfikowana baza danych monitoringu nie wskazywała na żadną interwencję.
Pluskwa wylądowała za panelem sterowania modułu, gdzie przycupnęła na wiązce kabli, przychwytując płynące nimi informację. Czuły mikrofon zbierał dane akustyczne. Bioskaner informował o wielu innych rzeczach. Mikro kamera została umieszczona w suficie, w obudowie lampy.
Baron upewnił się, że nic nie wskazuje na jego obecność, po czym wyślizgnął się niczym duch na zewnątrz.

***

Bruno wybrał się na nocny spacer. Mrok i odświeżający chłód pomagały mu oczyścić głowę, skupić myśli.
Przy okazji sprawdzał nagrania z swoich małych zabawek. Lubił być na bieżąco.
Trochę niepokoiły go ostatnie wydarzenia. Nadal nie wiedział, co dokładnie ma zrobić z chęcią kolonistów, by zbadać bimbrowników.
Mógł posunąć się do sabotażu albo morderstwa... ale nie bardzo chciał na nowo wzniecać poczucie zagrożenia wśród ludzi. Do tego byli jeszcze ci marines...
Stwierdził, że na chwilę obecną będzie skrycie obserwował sytuację.

Jego dron, patrolujący okolicę, podesłał mu obraz siedzących przy ognisku ludzi. Wbudowany system rozpoznawania twarzy natychmiast zidentyfikował kilkoro drwali z jego zmiany, w tym i dziewczyny, które ostatnio uratował. Byli też inni koloniści. W powietrzu unosił się dźwięk gitary i ludzkich rozradowanych głosów. Czuć było dym, skwierczące kiełbaski i ten niesamowity zapach czystej pogodnej nocy.
Postanowił do nich dołączyć. Trochę zintegrować się z kolonistami. Poza tym... czuł smakowity zapach piekących się nad ogniem kiełbasek i nie potrafił sobie odmówić.
Ludzie przywitali go ciepło, natychmiast jeden z drwali, chyba krewny jednej z dziewcząt, wcisnął mu metalowy kubek do ręki. Ostry zapach samogonu uderzył w nozdrza. Bruno stuknął się kubkiem z kilkorgiem z osób, z boleścią śledząc każdą kroplę mało szlachetnego trunku, która na skutek stuknięć z innymi naczyniami wypryskiwała z jego kupka.
Gdy wgryzł się w kiełbaskę, poczuł, że jest szczęśliwy. Na tą jedną noc, na tą jedną chwilę. Ciepło samogonu rozlewające się od żołądka, wzdłuż kręgosłupa aż do nasady czaszki, gdzie przechodziło w błogie mrowienie. Zapach dymu z ogniska. Tłuszcz z cudownie aromatycznej kiełbaski cieknący mu po brodzie. Śpiewający ludzie dookoła. I siedzące obok, tak bardzo bardzo bliskoprawie tulące się , w jego bok ciepłe, pachnące nocą ciało dziewczyny.
Na tą jedną chwilę, krótką i ulotną, zapomniał o troskach, o obowiązkach, powinnościach, imperiach, rodach... było tylko tu i teraz. Bruno zrobił coś, czego nie robił już dawno, dołączył do śpiewu unoszącego się dookoła niego z wielu ludzkich gardeł.

Ale chwile zawsze mijają. Taka ich natura, takie ich bezlitosne prawo. Jedne chwile mijają szybciej, inne nieco wolniej, ale wszystkie odchodzą na zawsze, by już nigdy nie wrócić. Na ulotny moment pozostają w naszej pamięci, gdzie możemy je pielęgnować i odwiedzać... Ale i z tego rozpaczliwego ostatniego uścisku się nam wymykają. Bledną z każdym tyknięciem zegara. Aż pozostaje po nich jedynie zasnute mgłą odbicie w odległym lustrze. Wreszcie umykają i z tego ostatniego więzienia. znikają z naszej pamięci, pozostawiając po sobie jedynie bolesną pustkę, świadomość, że utraciliśmy coś niezwykle cennego i nigdy, przenigdy tego nie odzyskamy...

Jednak nie warto rozpaczać. chwile odchodzą, to smutna nieubłagana prawda. Ale z każdym oddechem, każdym krokiem, który robimy z uniesioną głową, przychodzą kolejne chwile. Czasem lepsze, czasem gorsze niż te, które minęły. Ale puki siły w kościach, puki krąży w żyłach gorąca krew, puki bije serce, zawsze pozostaje nadzieja na coś lepszego. Wystarczy po to sięgnąć.

Bruno wstał od ogniska, przeprosił zebranych i oddalił się od ciepłego ognia.
Stała tam, w pewnym oddaleniu, w mroku, gdzieś za jego plecami. Ale i tak ją wypatrzył. Nie musiał się odwracać, nie musiał próbować przebić wzrokiem przez gęsty mrok. Nie. Miał swego drona, który niczym wszechwidzące oko na niebie zawsze obserwował, zawsze czuwał i zawsze szukał.
Podszedł do niej z dwoma kubkami w dłoniach. Uśmiechnął się do niej. A ona odpowiedziała mu tym samym. Na chwilę jej twarz rozpromieniała uroczym uśmiechem. Zrobiła to bezwiednie, jakby zapomniała, że się na niego gniewa.

***

Obudził się z paskudnym bólem głowy. - Przeklęty samogon... - A do tego, i co zdecydowanie było gorsze, był sam... - przeklęte kobiety... - dodał chrapliwie.
Tak, Nicol dała się skusić na kiełbaskę, ale tylko tą z ogniska. Tak bawili się dobrze. Chyba ich relacja się poprawiała, ale i tak pozwoliła się jedynie odprowadzić do domu. Był pocałunek na dobranoc? Bruno zmarszczył brwi, przenikając umysłem przez wywołane samogonem otępienie. Tak, był. Długi i namiętny. Bruno pamiętał jej smak, zapach jej włosów, jej drżące ciało w swym uścisku. Pamiętał zmysłowy, wilgotny taniec ich języków. Migoczące gwiazdy nad nimi, zapach nocy i lasu i przesiąknięte słodkim dymem ubrania. Był pewien, że spędzą noc razem. Czuł jej podniecenie gdy się całowali. Widział jak jej ciało reaguje, gdy ją głaszcze. Ale nie... umknęła mu... niczym spłoszona łania, a myśliwy musiał wracać bez łupu do domu. Uśmiechnął się, gdy wspomniał błysk jej oczu i cudny uśmiech, jaki posłała mu, nim zamknęła drzwi.
Skrzyżował ręce na karku i wpatrywał się przez chwilę w sufit. Cholera, co było w tej dziewczynie? Czemu tak mu zależało? Mógł mieć którąś z innych dziewcząt. Wyraźnie miały się ku niemu. Mógł je nawet po kolei zaciągnąć do lasu i się nieco zabawić. Mógł nacisnąć odrobinę swym umysłem na dowolną kobietę, by rozniecić w niej rządzę i namiętność. Czemu nie zrobił nic z tych rzeczy? Czemu zachowywał się jak smarkaty nastolatek, bawiąc się w nieśmiałe podchody z Nicol?

***

Kolejny dzień był dość nudny. Po imprezie część drwali była nieco... powiedzmy otępiała. Dlatego prace szły dziś nieco wolniej.
Bruno patrolował jak zawsze na swej platformie, dbając, by nikomu się nic nie stało.
Częściej jednak niż zwykle zatrzymywał się, by porozmawiać z ludźmi, albo poflirtować z dziewczętami.
Pewnie dlatego zareagował za późno...
Oh, o pijawce ostrzegł, ale Dentozaur? Cóż, na pewno nie chciał, by ludzie sądzili, że znęca się nad zwierzętami, naganiając je w sidła tych okropnych pijawek. Zatem musiał go nie zauważyć w porę... Dał się zdekoncentrować słodkiemu głosikowi dziewczyny, opinającą dorodne piersi nieco mokrej od rozlanej wody bluzeczce... Nie bluzeczce, zdecydowanie bardziej przyciągało go to, co owa bluzeczka tak nieudolnie starała się skryć. A może wcale się nie starała? No bardziej to wyglądało, jakby owa bluzeczka pragnęła wyeksponować to, co skrywała pod swym delikatnym materiałem.
W czasie gdy Bruno odbierał wodę od urodziwej i hojnie obdarzonej przez naturę dziewczyny, na domiar miżdżącej się do niego wyraźnie... musiał nie zauważyć podchodzącego Dentozaura.
Gdy usłyszał trzask łamanych gałęzi i wzbił się w powietrze by odpędzić zwierzę od ludzi, to ono wlazło już wprost pod lepkie macki pijawki.
Znów ludzie byli świadkami walki o życie. Bruno odnotował sobie, że co za często to niezdrowo, musi zdecydowanie zmniejszyć dawkę wrażeń. Następne krwawe zajście zaplanował dopiero na następny tydzień.

Dentozaur okazał się silniejszy, am może pijawka nie starała się dostatecznie? W dzisiejszych czasach nie można polegać już na nikim... Tak czy siak, Dentozaur wyrwał się z miłosnego uścisku i zaszarżował na ludzi.
Ludzie się rozbiegli, pomogło, że wiedzieli o pijawce i i tak trzymali się z daleka. Jedynie młody Louis postanowił stawić czoło szarżującej bestii...
Zwierze było szybkie. Spanikowane i rozwścieczone. Odległość zmniejszała się dramatycznie szybko.
Bruno musiał podjąć decyzję. Mógł albo poderwać dzieciaka w powietrze, do siebie na platformę, albo posłać bestii jedną salwę z swego karabinku Gaussa. Przeciwpancerne pociski z pewnością poszatkowały by cielsko, lecz czy wystarczyło by to, by powstrzymać rozpędzone cielsko wielkiej bestii? Bruno nie wiedział. Nawet martwa bestia, mogła by samym swym ciężarem zmiażdżyć dzieciaka...

Przelatując nad chłopakiem Baron wychylił się i chwycił dzieciaka podrywając go, oraz równocześnie lot platformy w górę.
O dziwo dzieciak zaczął się szarpać i wyrywać. - Zostaw mnie! poradził bym sobie!
Barona wytrąciło to nieco z równowagi. Po pierwsze, dzieciak mało się odzywał na co dzień, a po drugie... niby jak chciał sobie poradzić z szarżującym gigantem?
Dentozaur skierował się ku jednemu z drwali. Widocznie nie tylko Bruno wpadł na pomysł by ratować małego. Zwierz wpadł z impetem na uzbrojonego jedynie w siekierę mężczyznę. Niedoszły bohater runął na ziemię. Bestia, zamiast jak Bruno miał nadzieję, uciekać dalej, zaatakowała pazurami i kłami. Kolejni dwaj mężczyźni zaatakowali bestię, starając się ją odciągnąć od powalonego towarzysza.
- Cholera! - warknął Bruno zawracając platformę. - Trzymaj się! - zawołał do młodego stawiając go obok siebie i przyciskając do swego boku.
~ Nie pokazuj co potrafisz, oni tego nie zrozumieją. Trzymaj się mocno. ~ rzekł w myślach do chłopaka, głównie by pokazać mu, że potrafi, że tu w obozie jest ktoś podobny.
Równocześnie jego cybernetyczne mięśnie podążyły dobrze im znanym rytmem. Płynnym ruchem karabinek znalazł się w wyszkolonym tysiące razy uchwycie, wycelował w stwora poniżej. rozbrzmiał cichy szum elektromagnesów. W chwilę później triplet zabójczych pocisków pomknął w kierunku przerośniętego zwierza.
Ugodzony serią dentozaur wierzgnął wściekle, zostawiając powalonego drwala i kłapnął zębami w stronę drugiego, jakby to on był winien jego przeraźliwych cierpień. Drwal akurat atakował toporem, chcąc ratować towarzysza, lecz atak musiał zamienić się w rozpaczliwą obronę. Na szczęście skuteczną. Bruno mimo, że zajęty ostrzałem, dostrzegł, że wśród drwali znaleźli się kolejni śmiałkowie, którzy odnaleźli i podnieśli swe piły laserowe i topory. Już teraz miał utrudnione zadanie, bowiem pudło mogło oznaczać postrzelenie drwala. Jednak kolejna seria została wymierzona bezbłędnie, skutecznie uśmiercając przerażone zwierzę.

Bruno obniżył lot, lądując obok powalonego mężczyzny.
- Nie ruszaj się stąd. - rzekł do chłopaka, po czym zajął się rannym. Baron nie był lekarzem, ale trochę znał się na pierwszej pomocy. W jego byłej profesji często musiał łatać dużo gorsze rany.
- Miałeś szczęście. - rzekł do rannego. - Wyliżesz się, nic ci trwale nie uszkodził ten bydlak. - po czym dodał. - .. chyba. - by nieco rozładować napięcie.
Pomógł jeszcze załadować mężczyznę i odesłać go do bazy, tam prawdziwi lekarze powinni się nim zająć.
Pochwalił mężczyzn za odwagę, doceniając ich, miast, jak wolał by, zbesztać ich za głupie narażanie się... Chyba nie spodziewali się, że toporami wiele zdziałają? A tak tylko głupio wleźli mu pod lufę... i dentozaurowi pod zębiska...

- Masz ochotę na przejażdżkę? - zaproponował małemu gdy już sytuacja została opanowana.
Musiał odwieść zgubę do jej mamy, która na pewno już się martwiła.

Po drodze udało mu się nieco porozmawiać z dzieciakiem. W przerwami w śmiganiu nad drzewami i czasem pod nimi. Raz udało się im nawet beczkę w powietrzu zrobić. Oj, gdyby to tylko mama małego widziała.

chłopak twierdził, że mógł zapanować nad zwierzakiem i że chciał je ocalić przed pijawką.
- Może i mogłeś. Ale nie możesz tak ryzykować. A przede wszystkim, nie pokazuj innym, że potrafisz zmuszać ich do czegoś. Wiesz, ludzie tego bardzo nie lubią, i nawet jak byś nigdy tego nie zrobił, będą się właśnie tego bać. Musisz być bardzo ostrożny. Jeśli chcesz, mogę cię trochę szkolić. Chciałbyś nauczyć się paru fajnych nowych sztuczek?

Bruno widział, że mały smuci się z powodu śmierci Dentozaura. postanowił więc coś z tym zrobić.
Zbliżył platformę do drzewa, na której osadziła się kolonia małych puchatych zwierzątek. Przez chwilę wspólnie obserwowali stworzonka, ich śmieszne zabawy i słuchali melodyjnych pogwizdów.
Bruno sprawdził na skanerze chemicznym ich skład, a co ważniejsze, skład ich odchodów i zmagazynowanych zapasów. Wydawały się niegroźne, roślinożerne i towarzyskie.
Po pierwszym popłochu z pojawienia się wielkich stworzeń, czyli ludzi, zwierzaki chętnie im się przyglądały, pogwizdywały na nich i robiły wrażenie chętnych do zabawy.
- Zobaczymy, czy dadzą się pogłaskać? - zapytał chłopca Bruno, po czym podfrunął nieco bliżej, wyciągając dłoń w stronę jednego z młodszych osobników.
Ten z początku odskoczył, ale Bruno wysłał mu poczucie zaciekawienia, i malec wskoczył na otwartą dłoń.
Zwierze było bardzo miękkie w dotyku i świergotało radośnie i melodyjnie pod ludzkim dotykiem, najwidoczniej rozkoszując się tym zabiegiem. Bruno sprawdził przy okazji futerko, czy nie zawiera jakiś pasożytów, ale było czyste. Pewnie zwierzęta czyściły się nawzajem, jak wiele podobnych stadnych zwierzątek czyni.
Louis był zachwycony, nie mógł się doczekać aż Bruno pozwolił mu wziąć zwierzaczka na ręce. Futrzak dał się przez chwilkę głaskać, potem wyruszył na rekonesans wzdłuż ramienia chłopaka, obiegł kilka razy dookoła jego szyi, gilgocząc Louisa i wywołując u niego chichot.
- Chyba cię lubi.
- Mogę go zatrzymać? Mogę, proszę? - mały był wyraźnie podniecony.
- No nie wiem, myślę że tak. Ale...- Bruno nieco ostudził zachwyt chłopca. - Musimy poprosić twoją mamę o zgodę i musisz się nim zajmować, karmić go, dbać o jego futerko i bawić się z nim. I, oczywiście, koniec z ucieczkami, umowa?

Dalsza podróż była nieco spokojniejsza. Bruno już nie wyprawiał powietrznych akrobacji by nie spłoszyćzwierządka.

W obozie odprowadził Louisa do jego mamy. Poprosił też, na osobności oczywiście, by pozwoliła zatrzymać chłopakowi zwierzątko.

Potem udał się do lazaretu by sprawdzić jak ma się ranny mężczyzna. Okazało się, że dostał L4 na jakiś miesiąc. Szczęściarz, wymiga się od ciężkiej pracy.
 
Ehran jest offline