Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2017, 21:38   #104
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Loszek u burmistrza

Shavri źle spał tej nocy, ale prawdopodobnie dlatego, że od czytania przy marnym świetle, duchocie lochu i gęstego dymu łuczywa rozbolała go głowa. Bez końca więc i trochę z nudów odtwarzał w pamięci to, co zaszło u burmistrza już po wyjściu Trzewiczka.

Tropiciel odprowadził niziołka wzrokiem, a potem w wolną rękę wziął lampę i usiadł z nią przed celą więźnia. Drugą ręką przyciskał tłumoczek z jedzeniem, który teraz położył przed sobą, rozwinął, wyciągnął z niego poczęstunek i podsunął go w kierunku wzięźnia.
- Nie wiem, czy ktoś tu był u ciebie, na górze mają całkiem wesołe zamieszanie teraz. Dlatego nie krępuj się - powiedział spokojnie. - Jedz spokojnie. A jak zjesz, to chciałbym, żebyś mi opowiedział o tym smoku… - zaczął, miarkując ciekawość. - Pal tam licho kto i po co. Chciałby się czegoś dowiedzieć o samym smoku. Co lubił, czego nie? Czy mówił? Słuchaliście go z lęku, z ochoty czy z musu? Co wam kazał robić, jak wyrażał swoje zadowolenie, a jak surowo karał. W końcu jak się poznaliście i czy komuś… czy kogoś zaszczycił i wziął na swój grzbiet?
Strzelał trochę na ślepo i wiedział o tym, ale może któreś z tych pytań da jakąś konkretną odpowiedź. Konkretniejszą niż “jest nas milion i nic nam nie zrobicie! Hahaha!”
- Nie jesteś godny takiej wiedzy! - dumnie oświadczył kultysta, choć widać było, że przez chwilę ze sobą walczył. Równocześnie sięgnął szybko po jedzenie, nim tropiciel się rozmyśli i zaczął pochłaniać z apetytem.
- Wygodna wymówka - przyznał tamten bez cienia urazy i spróbował z drugiej strony. - Ale wiesz. Jeśli mi teraz powiesz, ja poniosę jego sławę w świat. Możesz być pewny, bo jak żyję nie widziałem takiego stworzenia. Wtedy okaże się, że nawet taka ludzka szuja jak ja może się przydać sprawie. A jeśli zaś chodzi o tę hm… “godność” - jak powiedziałeś - to zważ, że smok sam uznał nas za “godnych” walki z nim. Stanęliśmy wobec niego, chociaż przecież nie mieliśmy najmniejszych szans w walce z nim. A wiem, co mówię, żyję z miecza - dodał z przekonaniem doświadczonego myśliwego, ciesząc się w duchu, że po pierwsze jest tu tak ciemno, po drugie, że nie ma tu Marva. Nie wiedział, czy bardziej bardziej chce mu się śmiać, czy mu wstyd… Miał w zapasie jeszcze jeden sposób, ale liczył szczerze, że ta podpucha zaskoczy. I tak się stało.
[blef zdany]
- Nawet smok zniszczy szczury, które wchodzą do jego skarbca - dumnie rzekł kultysta niepomny faktu jak marnie skończył zielony gad. Inną sprawą, że Shavri nic a nic nie zrozumiał z tego zdania. Więzień przełknął ostatni kawałek kolacji i uważnie przyjrzał się Shavriemu w świetle lampy. - Widzę, że smoki są ci bliskie, nie jesteś takim… profanem jak tamci. Ale to nie jest wiedza dla każdego! Tylko wybrani mogą jej dostąpić!
- Jak to wybranie następuje?

Patrząc na chłystka Shavri nie wątpił, że trzeba być albo głupim, albo w czepku urodzonym - spełniał więc oba warunki, problem mógł okazać się czas. Nie da złapać za ogon wszystkich srok, jakie by się chciało i do tropiciela doszło, że będzie musiał na ślepo oszacować, jak cenne są informację, jakie może uzyskać, wdając się w tę szopkę.
Mógłby być złośliwy i powiedzieć mu, że ciocia Zenobia zatruła to jedzenie i że kupi te wiadomości za odtrutkę. Mógłby też spróbować szantażu, a nawet bardziej grubego kłamstwa. Ale nic z tego nie leżało w jego naturze - to raz. A dwa, że na pewno i tak szybko by się z tym zdradził. Poza tym kultysta miał zostać w Phandalin, stać się człowiekiem stąd. Nie godzi się zatem brnąć w kłamstwo bardziej niż w czcze komplementy i niegroźne kolorowanie rzeczywistości.
- Musisz przysiąc wierność naszej sprawie i Nocnej Śpiewaczce oraz przejść rytuał… no, rytuał chwilowo możemy sobie darować, nie ma tu warunków. Przystąp do naszego bractwa, a smoki będą w zasięgu twoich rąk! - młody więzień wyraźnie upajał się swoimi słowami.
- Ale ja nie wiem, jaka jest wasza sprawa. W tym sęk - jęknął Shavri. Nocna śpiewaczka, cokolwiek śpiewała - pachniała mu trochę wampirem. Pchaniała mu trochę… PANIĄ.
“Sune światłolica - westchnął do swojej bogini w duchu. - Jakże przewrotne jest twoje poczucie humoru, żeś sobie na sługę obrała taką życiową niedojdę jak ja. Mam bałwanowi przysięgać… Do czego to doszło. Sprytniejszy wykręciłby się propozycji szczyla, ale ja nie widzę innej rady. Ale jeśli to pomoże ukrócić to jakoś ten kult… Jeśli zaprowadzi gdzieś dalej...”. Odrobinę pocieszony tą myślą, podjął decyzję.
- Wielbisz smoki i nie wiesz? Jest to w twoim sercu - pragnienie bycia tym, kim chcesz! A smocza magia i magia Pani są… nieograniczone!
W ciemności nie dało się tego zobaczyć, ale w Shavrim zaszło pewne poruszenie.
Niejednemu psu Burek i milion czarodzejek mogło przez swoje sługi być nazywanymi Panią.
- Zdaje się, że mówmy o tej samej istocie… - zaczął ostrożnie i z namysłem ważąc kolejne słowa. - Jeśli tak jest w istocie, to już od wielu księżycy szukam jej nadaremnie. Jeśli dasz mi szansę, będę służył jej sprawie tak żarliwie, jak tylko będę potrafił - aż do szczęśliwego finału - rzekł cicho i uroczyście.
Nie uznał za stosowne dodawać, że w jego mniemaniu “szczęśliwy finał sprawy Pani” to taki, w którym własnoręcznie podpala jej truchło.
- Ha! Wiedziałem, że dobrze cię oceniam! Mam oko do ludzi - zapewnił kultysta. Zatarł ręce, pomacał się po kieszeniach, westchnął i rzekł.
- Nie mam medalionu, ale to chyba nie ma znaczenia, słowa wystarczą. Powtarzaj za mną:
- Uroczyście przysiegam…
- Uroczyście przysięgam
- zgodził się Shavri. Jego głos był cichy.
- ciałem i duchem….
- ciałem i duchem
- powtórzył jak echo
- mową i czynem…
- mową i czynem a nawet myślą
- przytaknął tropiciel
- służyć Nocnej Śpiewaczce
- służyć mojej Pani
- stwierdził w uniesieniu Shavri, widząc w myślach nie uprzykrzonego demona, a jasnolicy emblemat Sune ze świątyni w Silvermoon.
- Mrocznej Pani Nocy…
- Pani wszystkiego!
- uzupełnił usłużnie, jakby licytując się z chłystkiem, i skłonił głowę.
- oddaję ci umysł i duszę - deklamował w uniesieniu więzień.
- Tak, oddaję. A jakże. Ale na smoki prędzej - szepnął tropiciel, stukając lekko w pręty, żeby ściągnąć na siebie uwagę więźnia. Był pewny, że kultystę już nawet trochę poniosło w jego młodzieńczej chuci i następne wersety mógłby zacząć zmyślać. Zachował jednak te myśl dla siebie. Zamiast tego pośpiesznie i konspiracyjnym tonem dodał: - A my absolutnie nie mamy tyle czasu. Dość długo już tu bawię. W każdej chwili może ktoś tu wejść...!
A żeby dodać sobie wiarygodności, gwąłtownie obrócił się w kierunku wyjścia, jakby spłoszony jakimś dzwiękiem.
- Oddaję ci umysł i duszę - sarknął więzień przeszywając Shavriego potępiającym spojrzeniem. - oddaję ci umysł i duszę o wielka Shar!
Shavri odpowiedział zdumionym spojrzeniem.
- Chwila - zmarszczył czoło. - Kto to jest Shar?
- No przecież mówię - więzień spojrzał na Traffo jak na idiotę.
- Mówiłeś o Nocnej Śpiewaczce - przypomniał niezrażony tropiciel, jakby to z kolei wszystko tłumaczyło. Ale że w ten sposób mogli w nieskończoność - z racji tępoty, którą najwyraźniej dzielili - to aby zażegnać nieporozumienie, chrząknął i zapytał: - Nie jest to czasem wampirzyca?
- Zgłupiałeś?! Jak śmiesz obrażać tak najwyższą boginię!
- więźniowi aż dech odebrało z oburzenia. Gdyby nie dzieliły ich kraty to by chyba się na Shavriego rzucił z pięściami, zupełnie niepomny tego, w jakiej znajduje się sytuacji.
- Wybacz - powiedział Shavri. - Ale zaszło pewne nieporozumienie. Nie mogę przysięgać komuś, o kim nie mam pojęcia, kto acz. Miałem nadzieję na opowieść o smoku. Możesz mi ją podarować i zdać się na mnie, że zaniosę smoczą chwałę dalej i wstawię się za Tobą u człowieka, który cię pojmał, albo dalej tu tkwić karmiony wtedy, gdy ktoś sobie o tobie przypomni. Nie wiem, do jakiego życia nawykłeś, ale zdaje mi się, że chwile tu posiedzisz. Nie wiem też, jakie masz o sobie mniemanie, ale żyjesz tylko dlatego, że życie twoje zostało ci darowane. Twoja buta ci nie pomoże. Pokora? Pokora nie zawiodła jeszcze nikogo.
Tropiciel potarł kark, zastanawiając się, jakim rodzajem bóstwa może być Shar. Jeśli w jej imię kultyści podlizywali się krwiożerczym bestiom plującym kwasem to chyba nie była to jakaś przyjaciółka Sune. Spojrzał na brańca jeszcze raz i mlasnął z niezadowolania. Podniósł się i zaczął ostetacyjnie sprzątać podłogę po ksiażkowych poszukiwaniach, jakie tutaj odbyli z Trzewiczkiem.
- Przecież sam się zgodziłeś i już zacząłeś przysiegać… - kultyście z wrażenia opadła szczęka. Cofnął się wgłąb celi i z niedowierzaniem patrzył na sprzątającego Traffo, mamrocząc coś pod nosem. Z pewnością nie były to życzenia dobrej nocy…

Równie rozczarowany tropiciel zebrał się do wyjścia, wynosząc z pomieszczenia lampę Trzewiczka i zostawiając kultystę Shar z dogasającą pochodnią. Ta zaś zbiegiem okoliczności zalała loch ciemnością zaraz po tym, jak wyznawca światłolicej Sune wyszedł stamtąd na świeże, wieczorne powietrze.
 
Drahini jest offline