Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2017, 21:40   #71
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

W zaciszu komnaty
Kaedwynn & Auriel
Opuszczając pokój gościnny, Kaedwynn zaczekał na korytarzu na Auriel, a kiedy ta wyszła, uprzejmie poprosił ją o kilka słów na osobności. Nie chciał, aby nikt inny ich podsłuchiwał, nawet służba, więc zasugerował udanie się do jego komnaty sypialnej. Dziewczyna zgodziła się, choć uczyniła to z wyraźnie słyszalną niepewnością w głosie.
- Wiem, że to dziwne miejsce na takie rozmowy, ale nie chcę ciebie na nic narażać - tłumaczył Kaedwynn otwierając drzwi do swojej sypialni. Był to duży, przestronny pokój z własną balą pełną gorącej wody, która ukryta była za kotarą. W centrum pomieszczenia stało wielkie łóżko z baldachimem, którego grube kurtyny chroniły nie tylko przed insektami, lecz także przed światłem słonecznym. Poniżej stropu rozpalone zostały tuziny świeczek, a naprzeciw wejścia znajdowała się komoda, na której ułożona była taca z jedzeniem.
- Przynajmniej jest tu przytulnie. Trochę jak u mnie w domu, sam jestem synem znaczącego w królestwie arystokraty - mówiąc to zbliżył się do drewnianego podestu, na którym znajdowało się łóżko. Nakrył go futrzastą skórą zwierzęcia i wskazał te miejsce Auriel.
- Nie krępuj się, usiądź na chwilę.
Po tych słowach ruszył w stronę komody. Obok tacy z jedzeniem znajdowała się butelka wytrawnego wina oraz dwa złote kielichy, które napełnił krwistoczerwonym trunkiem. Jeden z nich wręczył Auriel, która nieśmiało przycupnęła na kancie łóżka, a potem sam usiadł obok niej. Wziął jeden mały łyk, przez chwilę delektując się smakiem wina, po czym cicho westchnął w zamyśleniu i zwrócił się do dziewczyny.
- Oni chyba coraz mniej podzielają Twoje zdanie, Auriel - powiedział, mając na myśli ich towarzyszy podróży. Kobieta zamachała kieliszkiem wzburzając szkarłatną ciecz w ruch i skupiając na niej swoje spojrzenie - Przynajmniej większość sprawia wrażenie, że Ramos kupił ich obietnicą ziemi oraz bogactw. Wiesz, ja też w to wierzę, ale jednocześnie boli mnie to na sercu, bowiem im bardziej wiążę swój los z tym światem, tym bardziej się czuję jakbym oszukał swoich ludzi, swoich przodków i opluł imię świętej pamięci ojca, który na pewno chciałby, abym bronił Smoczych Wzgórz przed Celozją. Obawiam się jednak, że kiedy wrócę, to nie zostanę tam kamienia na kamieniu i nie pozostanie mi w życiu nic innego niż chęć dopełnienia zemsty. A to bardzo niebezpieczna rzecz… Nie można żyć dla zemsty; pozwolić jej zawładnąć sobą, bo kiedy się ona dopełni, to w sercu pozostaje gigantyczna pustka, którą ciężko czymkolwiek innym wypełnić - mówiąc to spojrzał przez okno, marszcząc przy tym czoło. Auriel przez chwilę analizowała jego wypowiedź, a gdy już doszła do wniosku, że mogłaby jednak coś na odpowiedzieć, Kaedwynn zaczął ciągnąć dalej.
- Wiem, że Malthael był ci bardzo bliski i mogę sobie tylko wyobrażać ból, który poczułaś, kiedy ciebie wykorzystał i zdradził, ale jeśli jest coś, czego anioł może się nauczyć od zwykłego śmiertelnika, takiego jak ja, to jest to fakt, że życie jest tylko jedno i że czasem warto odpuścić… Spróbować życie ułożyć na nowo, a przeszłość zostawić za sobą. Wiem, że ci na nim wciąż zależy i że chciałabyś ratować cały wszechświat, jak na istotę twojego pokroju przystało, lecz teraz jesteś też jedną z nas. Ludzie nie mają wpływu na zbyt wiele, zdani jesteśmy na łaskę bogów, a jedyne co możemy zrobić, to sprawić, aby nasze życie było choć odrobinę lepsze… Teraz chyba mamy ku temu okazję.
Po tych słowach Kaedwynn spojrzał na porcelanową twarz anielicy, pozwalając by ich spojrzenia na chwilę się na sobie zatrzymały. Kobieta była dla niego nieodgadnioną enigmą, której każda odpowiedź rodziła więcej pytań. Mimo to czuł, że jest tu nieszczęśliwa i bardzo chciał poznać źródło tego nieszczęścia, by móc jej w jakikolwiek sposób pomóc. Miał też wrażenie, że nie czuje się ona zbyt dobrze przy innych awanturnikach, dlatego właśnie zaproponował rozmowę na osobności, zaś w pokoju gościnnym z tego samego powodu nie dopytywał ją o kolejne szczegóły, które mogły sprawić jej większą przykrość lub dodatkowo spotęgować uczucie skrępowania. Była wystarczająco odważna będąc z nimi tak szczera…

Z każdym jego kolejnym słowem brwi anielicy coraz bardziej ściągały się ku sobie, tworząc w ten sposób pomarszczenia przy podstawie zgrabnego noska, którym również poruszyła. Trzymany w smukłych dłoniach kieliszek był jedynie rzeczą zajmującą jej ręce, nie upiła z niego ani łyka. Patrzyła tylko w czerwień trunku przypominającą jej rozlew krwi podczas bitwy w niebiosach.
- Malthael to mój mąż, czy tego chcę czy nie. Wybaczyłam mu to, co uczynił i wierzę, że mogę to zmienić. Mogę mu pomóc. Mam nadzieję, że mi się to uda, że dotrę do niego i przemówię do rozsądku. Był archaniołem mądrości, musi zrozumieć! - Auriel wstała z miejsca i odłożyła kielich na bok.
- Oczywiście, że możemy spróbować życia tutaj i się dostosować. Mogę uznać nawet, że zdrada zaprzepaściła nasze uczucia i teraz nie mam męża, nie mam przyjaciół, nie mam nikogo bliskiego. W twoim świecie byłam bożkiem, pewne plemię uznało mnie za wysłannika niebiańskiego i czcili. To stąd miałam pióropusz i to przez to zapomniałam mowy, porozumiewania się, obserwując was jednak szybko się dostosowałam. Potrafię to. Sęk w tym, Kaedwynnie, że ja nie chcę. Pragnę powstrzymać zniszczenie świata, taka się narodziłam pod opieką Odyna. Nawet jeśli miałabym przestać istnieć, jeśli mój blask zgaśnie już permanentnie, nawet jeśli… Jeśli Malthael zechce mnie zabić… Wybaczę mu to. Jeśli tylko uda mi się temu przeciwdziałać. Jeśli Odyn, Tyrael i inni uwierzą, że próbowałam go powstrzymać. Tak wtedy jak i teraz - Auriel westchnęła ciężko i usiadła z powrotem, chowając twarz w dłonie. Była zdeterminowana, ale i bardzo przygnębiona tym wszystkim. Zawsze walczyła ramię w ramię z braćmi, a teraz była sama… Pozostała jej jedynie własna nadzieja.

Kaedwynn słuchał z uwagą słów anielicy nie kryjąc podziwu dla jej walecznego ducha i wiary, którą pokładała w swego męża. Zaiste była ona uosobieniem nadziei w najczystszej postaci. Twarz wielkiego wojownika spoważniała, kiedy po wysłuchaniu jej monologu zaczął zastanawiać się nad wszystkim, co dotychczas usłyszał. Jego wzrok znów pobłądził po pomieszczeniu i prawie nie zauważył, kiedy Auriel usiadła obok niego kryjąc twarz w swych drobnych dłoniach. Poczuł wtedy wzmożoną chęć przytulenia jej, co chwilę później uczynił, choć był to bardzo niezręczny ruch. Anielica nie zareagowała, pozostając sztywna jak kłoda, która pociągnięta przewaliła się na bok. Różnica była taka, że Auriel była bardzo lekka i delikatna, w dodatku roztaczała wokół siebie przyjemny, słodki zapach. W jego objęciu była jak krucha laleczka. Wojownik czuł się jakby obejmował boginię, znacznie od niego starszą, mądrzejszą i potężniejszą… Zupełnie tak jakby to było jakieś świętokradztwo, ale mimo to w całym jej majestacie dostrzegał pewną ludzką kruchość i nie potrafił powstrzymać się przed tym czułym gestem.
- J-Ja… - Zająknął się, nie wiedząc co powiedzieć, tak bardzo zaskoczyło go to, co właśnie uczynił. - Ja wierzę w twoją misję, Auriel - wydusił wreszcie z siebie, choć przyszło mu to z trudem. - Wierzę, że ci się uda nawrócić Malthaela i wspólnymi siłami powstrzymacie to, co zostało przez niego zapoczątkowane. Przepraszam, że w ciebie zwątpiłem, choćby na chwilę… I nie trać nadziei, bo jeśli ty ją stracisz, to nikt z nas nie podoła czekającym nas wyzwaniom. Będę walczyć i przelewać krew naszych wrogów dla ciebie. Nie ugnę się w boju, wierząc, że poprowadzisz nas do ostatecznego zwycięstwa. Taką składam ci przysięgę, tu i teraz - mówiąc to wypuścił ją z objęć i klęknął przed nią, bijąc się w pierś.
- Ja Kaedwynn De’Guille, zwany Barbarzyńcą, Pan Smoczych Wzgórz i zabójca olbrzymów z Gór Żelaznych, daję ci słowo, że będę towarzyszyć ci w twej misji wyswobodzenia naszego świata z ciemności, które go okryły i pomogę nieść ci to brzemię, dopóki tkwi w tobie nadzieja… - Mówiąc te słowa chwycił za nadgarstki obu jej dłoni i delikatnie odsunął je od twarzy, tak aby mogła na niego spojrzeć i uwierzyć w prawdomówność jego słów.

Kobieta pod pięknem i spokojem ukryła swoje zdziwienie. Patrzyła na wojownika z sympatią i jakby podziwem, a czerń tęczówek zamieniła się błękitem jak zaczarowana. Uśmiechnęła się nawet subtelnie, a jej delikatne opuszki palców pogładziły szorstki zarost mężczyzny. Biorąc pod uwagę kruchą urodę anielicy, można było odnieść wrażenie, że tym gestem porani sobie palce do krwi, choć dobrze wiedział, jak wielka drzemie w niej siła.
- Twój ojciec byłby z ciebie dumny. Jak i Odyn słysząc to na pewno jest. - Szamanka wysiliła się na nieco szerszy uśmiech - Masz w sobie wiele odwagi, jak i idei czy pasji, których brakuje śmiertelnikom. Żyją z dnia na dzień martwiąc się głównie o siebie, rzadko kiedy ktoś myśli o innych, a co dopiero o całym świecie. To ogromne brzemię i nie chcę, byś je niósł. - Auriel cofnęła rękę kładąc ją na swoich kolanach. Wciąż nie oderwała spojrzenia od Kaedwynna. Druga dłoń wyciągnęła amulet zza dekoltu. Medalion zawisł przed jego oczami.
- Jego blask podkreślał to, kim jestem. Mogłam przy jego pomocy dowolnie teleportować się do swojego domu. Stracił jednak swą moc, gdy spadłam na wasz plan. Zaczynam podejrzewać, że powodem tego nie była nieprawidłowa ocena mojej postawy przez Tyraela, ani wiara Odyna w mą zdradę. Zabrali mi to z obawy, że Malthael mnie odnajdzie i wykorzysta tę moc do powrotu. Wszyscy archaniołowie jak i bogowie wiedzą, że kieruje mną nadzieja i mogli się domyślić, że i co do nawrócenia męża takowa się we mnie tli. Dlatego ona nie zgaśnie, ale to nie znaczy, że musisz dotrzymać tej lekkomyślnie złożonej obietnicy, Kaedwynnie. Możesz zrezygnować w dowolnej chwili, nie będę miała ci tego za złe… Ale i dziękuję, że chcesz walczyć o ideę.

Kaedwynn uśmiechnął się lekko i gwałtownym ruchem głowy odgarnął włosy na bok, następnie wyprostował się, ściągając z pleców zatknięty w skórzanej pochwie miecz oburęczny. Wyciągnął go przed siebie, chyląc czoła przed anielicą.
- Z danego słowa nigdy nie rezygnuję, Auriel. Będę mieczem, który zetnie twoich wrogów i odegna ciemności nam wszystkim zagrażające… Tako rzecze ja, Kaedwynn Barbarzyńca.
Po tych słowach wojownik usiadł tuż obok dziewczyny, podpierając się dłonią na rękojeści wielkiego miecza. Ona uśmiechnęła się słabo w podzięce, jednak nic nie powiedziała, zerkajac na mężczyznę kątem oka - Prędzej czy później będziemy musieli przekonać pozostałych do twojej misji - powiedział poważnym tonem głosu. - Wiem, że część z nich pragnie zemścić się na Celozji niezależnie od tego, co im powiemy, ale myślę, że jeszcze nie pojmują zasięgu tych wszystkich wydarzeń, a są nam potrzebni. Najbardziej nieprzekonany wydaje się być Wilk… To dzikus, ale za to bardzo przydatny w walce.
- Przez dwadzieścia dwa lata byłam podobna… kwestia zaadaptowania się. Ja szybko się uczę, z obserwacji. I wiele rozumiem z innych kultur. Dostosowuję się. Wilk jest zły, bo tego nie rozumie. Gdyby rozumiał to wiedziałby, że na wszystko przyjdzie czas.
- odparła Auriel przewracając w zgrabnych dłoniach amulet.
Kaedwynn spojrzał na medalion Auriel, a później na jej delikatną, smukłą twarzyczkę. Kąciki jego ust mimowolnie uniosły się do góry w nieśmiałym uśmiechu.
- Podobno bogowie maczają palce w tym świecie, jeszcze bardziej niż w naszym. Więc może jesteśmy bliżej nich niż kiedykolwiek… - próbował znaleźć słowa pocieszenia. Anielica milczała dłuższą chwilę zastanawiając się i obracając medalion w dłoniach.

- Pewnie masz rację. Ten świat jednak jest jakby w tle ich zainteresowań. Są blisko, ale walczą o ten zewnętrzny, a wewnętrzny jest im przystanią. Więc z tego miejsca łatwiejszy do nich dostęp. - anielica westchnęła ciężko i zamknęła zmęczone oczy - Ty i Taled chcecie walczyć o ludzki świat, ale nie wiecie, że to walka z wiatrakami. To niekończące się bitwy, rozległa wojna trwająca nieprzerwanie. A to dlatego, że rasy tak zaciekle walczące o dobro, swoim zachowaniem sami przyczyniają się do narodzin zła. Pamiętasz tamten dom pokus? Na pewno pamiętasz… Takie osoby po śmierci odradzaja się jako demony pożądania. Są też inne grzechy i pokusy, które tworzą pomniejsze demony, ale wszystko co robimy za tego życia i w tym świecie, wpływa na inne życia w innym świecie. - Auriel ponownie westchnęła i schowała amulet za materiał sukienki. Spojrzała na Kaedwynna, kładąc drobną dłoń na jego silnym uścisku pięści - Jesteś dobrą osobą. - uśmiechnęła się ciepło wciąż patrząc na mężczyznę.
Kaedwynn pokiwał głową dając znać, że zrozumiał, choć w rzeczywistości nie było to do końca prawdą. Wolną rękę położył na wierzchu jej dłoni, zakrywając ją.
- To co teraz zrobisz? - Spytał. - Potrzebujemy wszyscy siebie nawzajem, jeśli chcemy przetrwać w tym obcym świecie. Oni polecą do Hutaatep i my też powinniśmy, póki nie ma jeszcze żadnych wieści - powiedział, a po chwili jego wyraz twarzy nagle uległ zmianie, jakby coś mu zaświtało w głowie.
- Ta kocica wspominała coś o Wyroczniach, które znają odpowiedź na wszystkie pytania. Może rzeczywiście powinniśmy się udać na wyprawę przeciw Dzieciom Uranusa… Ich kobiety należą do mniejszości, ale są bardzo utalentowane. Może będą w stanie nam pomóc, jeśli damy im coś w zamian.
- A mamy coś do zaoferowania?
- spytała ze spokojem Szamanka - Udamy się grupą, nie ma sensu się rozdzielać. Szukanie bogów to nie zabawa, to też nie planowanie. Do nich dąży się pomału i wytrwale, więc póki co obieram ścieżkę tą samą, jaką ci którzy z ich woli trafili do tego świata - odpowiedziała na pytanie wojownika.
- A Ramos? - Zmienił temat wojownik, odsuwając się lekko od niej. Podniósł swój kielich i nalał doń więcej wina. Miał zamiar to samo uczynić z kielichem Auriel, ale spostrzegł, że ta nawet jego nie ruszyła.
- Co o nim sądzisz? - Kontynuował po tym jak upił większy łyk swojego trunku. - Możemy mu zaufać? Ty z nim więcej rozmawiałaś...
- Nie jestem dobra w ocenieniu innych… Nie rozumiem was, ludzi. Wasz gatunek bywa podły, fałszywy i dwulicowy. Często nie ma w was grama szczerości. Jeśli miałabym zaufać we wszystko co mi powiedział, a nie były to same pozytywne rzeczy, to moim zdaniem byłby godny tego, by mu ufać. Być może popełniał niechlubne czyny, ale przynajmniej się do nich przyznaje. I nie tak, że się nimi szczyci i jest dumny, uważa za zło konieczne. Będąc na waszych ziemiach zrozumiałam, że takie pojęcie naprawdę ma sens. U was nie wszystko jest czarne bądź białe i doceniam to, że wasza rasa potrafi się z tym zmierzyć, ja… Jestem bardziej skrajna w swych odczuciach. A Ramos raczej nie jest złą osobą, ani podstępną, ale mogę się mylić, bo jak wspomniałam, nie rozumiem waszej rasy
- Auriel uśmiechnęła się słabo i westchnęła ze zmęczenia. Odchyliła ciało i padła plecami na łóżko zamykając oczy. Nie przejęła się tym, że nie jest u siebie i właśnie zajmuje komuś w poprzek łóżko.
- A ty wyrobiłeś sobie jakąś opinię?

Kaedwynn cicho westchnął.
- Początkowo obrzydzony byłem tym co tu zobaczyłem. Niepoliczalne rzesze niewolników, chłostanych batem, na barkach których spoczywa cały ciężar tego królestwa. Szybko zrozumiałem, że każda wspaniała budowla, te sięgające niebios piramidy, ziguraty i świątynie… Wszystko to zostało okupione ich niewyobrażalnym cierpieniem. Byłem tym bardzo zniesmaczony, ale później też uświadomiłem sobie, że tak naprawdę niewiele się to różni od miejsca, w którym dorastałem. Przemoc zbudowała pośrodku pustyni najpotężniejsze królestwo ludzi, które dorównuje niebiosom w swej chwale, bogactwie i przepychu, ale także historia Blackmoor to nieprzerwane pasmo cierpienia i śmierci. Tu i tam ludzie, którzy mogą cokolwiek zmienić, od poczęcia uczeni są funkcjonowania w takim właśnie podłym świecie, gdzie każdy wieśniak jest pod butem szlachcica, który jednocześnie jest jego panem i ma prawo o nim decydować. Trudno jest naprawić zło tego świata, kiedy od dziecka jesteśmy uczeni pogardy wobec niżej nas usytuowanych i trzeba niebywałego charakteru oraz siły woli, aby dostrzec, że sprawy mają się inaczej; że tak naprawdę niewiele pomiędzy nami jest różnic. Dlatego właśnie mój “gatunek” jest tak podły, albowiem nikt nie nauczył go, że można żyć inaczej; że można wyzbyć się podłości i uprzedzeń wobec bratniej duszy… - mówił Kaedwynn, po czym usiadł na brzegu swojego łóżka.
- Ramos nie jest wyjątkiem. Urodził się w rodzinie bogów, czczony jest jak bóg i może kiedyś się to urzeczywistni. Nie widzę w nim zła, ale nie widzę też chęci do poprawy panującego obecnie porządku. Być może bez tej tyranii Nithia by upadła pod naporem jej licznych wrogów, ale tego już nie wiem… W kontaktach z nami za to okazał się być bardzo rozsądnym i szczodrobliwym władcą, do tego stopnia, że nawet zacząłem węszyć jakiś podstęp, ale chyba nie ma czego się obawiać.
- Chyba robi co może, by go poprawić. Jeśli zmieni coś radykalnie, przestanie być wiarygodny w oczach gatunku.
- Auriel westchnęła słabo, mówiąc bardzo cicho i niespiesznie. Jej piersi miarowo unosiły się pod wpływem spokojnego oddechu.
- Ciężko być nieskazitelnie dobrym… Kiedy taki jesteś, mało osób cię słucha. Na pewno sam to zauważyłeś - zaśmiała się słabo i krótko, wciąż nie otwierając oczu. W chwili gdy Kaedwynn ważył słowa, aby móc coś odpowiedzieć anielicy, ta zdążyła zasnąć. Najwyraźniej była bardzo zmęczona wszystkim co doświadczyła tego dnia.
Wojownik delikatnie ułożył ją na swoim łóżku, aby było jej jak najwygodniej, a następnie przykrył ją kołdrą wykonaną z aksamitu. Cicho przy tym westchnął pod nosem, po czym ruszył w stronę znajdującego się w kącie fotelu, gdzie miał zamiar wypić resztę wina. Być może była to ostatnia jego butelka przed czekającymi go niebezpiecznymi wyzwaniami.
- Słodka… - powiedział, spoglądając na leżącą nieruchomo Auriel.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline