Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2017, 21:40   #71
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

W zaciszu komnaty
Kaedwynn & Auriel
Opuszczając pokój gościnny, Kaedwynn zaczekał na korytarzu na Auriel, a kiedy ta wyszła, uprzejmie poprosił ją o kilka słów na osobności. Nie chciał, aby nikt inny ich podsłuchiwał, nawet służba, więc zasugerował udanie się do jego komnaty sypialnej. Dziewczyna zgodziła się, choć uczyniła to z wyraźnie słyszalną niepewnością w głosie.
- Wiem, że to dziwne miejsce na takie rozmowy, ale nie chcę ciebie na nic narażać - tłumaczył Kaedwynn otwierając drzwi do swojej sypialni. Był to duży, przestronny pokój z własną balą pełną gorącej wody, która ukryta była za kotarą. W centrum pomieszczenia stało wielkie łóżko z baldachimem, którego grube kurtyny chroniły nie tylko przed insektami, lecz także przed światłem słonecznym. Poniżej stropu rozpalone zostały tuziny świeczek, a naprzeciw wejścia znajdowała się komoda, na której ułożona była taca z jedzeniem.
- Przynajmniej jest tu przytulnie. Trochę jak u mnie w domu, sam jestem synem znaczącego w królestwie arystokraty - mówiąc to zbliżył się do drewnianego podestu, na którym znajdowało się łóżko. Nakrył go futrzastą skórą zwierzęcia i wskazał te miejsce Auriel.
- Nie krępuj się, usiądź na chwilę.
Po tych słowach ruszył w stronę komody. Obok tacy z jedzeniem znajdowała się butelka wytrawnego wina oraz dwa złote kielichy, które napełnił krwistoczerwonym trunkiem. Jeden z nich wręczył Auriel, która nieśmiało przycupnęła na kancie łóżka, a potem sam usiadł obok niej. Wziął jeden mały łyk, przez chwilę delektując się smakiem wina, po czym cicho westchnął w zamyśleniu i zwrócił się do dziewczyny.
- Oni chyba coraz mniej podzielają Twoje zdanie, Auriel - powiedział, mając na myśli ich towarzyszy podróży. Kobieta zamachała kieliszkiem wzburzając szkarłatną ciecz w ruch i skupiając na niej swoje spojrzenie - Przynajmniej większość sprawia wrażenie, że Ramos kupił ich obietnicą ziemi oraz bogactw. Wiesz, ja też w to wierzę, ale jednocześnie boli mnie to na sercu, bowiem im bardziej wiążę swój los z tym światem, tym bardziej się czuję jakbym oszukał swoich ludzi, swoich przodków i opluł imię świętej pamięci ojca, który na pewno chciałby, abym bronił Smoczych Wzgórz przed Celozją. Obawiam się jednak, że kiedy wrócę, to nie zostanę tam kamienia na kamieniu i nie pozostanie mi w życiu nic innego niż chęć dopełnienia zemsty. A to bardzo niebezpieczna rzecz… Nie można żyć dla zemsty; pozwolić jej zawładnąć sobą, bo kiedy się ona dopełni, to w sercu pozostaje gigantyczna pustka, którą ciężko czymkolwiek innym wypełnić - mówiąc to spojrzał przez okno, marszcząc przy tym czoło. Auriel przez chwilę analizowała jego wypowiedź, a gdy już doszła do wniosku, że mogłaby jednak coś na odpowiedzieć, Kaedwynn zaczął ciągnąć dalej.
- Wiem, że Malthael był ci bardzo bliski i mogę sobie tylko wyobrażać ból, który poczułaś, kiedy ciebie wykorzystał i zdradził, ale jeśli jest coś, czego anioł może się nauczyć od zwykłego śmiertelnika, takiego jak ja, to jest to fakt, że życie jest tylko jedno i że czasem warto odpuścić… Spróbować życie ułożyć na nowo, a przeszłość zostawić za sobą. Wiem, że ci na nim wciąż zależy i że chciałabyś ratować cały wszechświat, jak na istotę twojego pokroju przystało, lecz teraz jesteś też jedną z nas. Ludzie nie mają wpływu na zbyt wiele, zdani jesteśmy na łaskę bogów, a jedyne co możemy zrobić, to sprawić, aby nasze życie było choć odrobinę lepsze… Teraz chyba mamy ku temu okazję.
Po tych słowach Kaedwynn spojrzał na porcelanową twarz anielicy, pozwalając by ich spojrzenia na chwilę się na sobie zatrzymały. Kobieta była dla niego nieodgadnioną enigmą, której każda odpowiedź rodziła więcej pytań. Mimo to czuł, że jest tu nieszczęśliwa i bardzo chciał poznać źródło tego nieszczęścia, by móc jej w jakikolwiek sposób pomóc. Miał też wrażenie, że nie czuje się ona zbyt dobrze przy innych awanturnikach, dlatego właśnie zaproponował rozmowę na osobności, zaś w pokoju gościnnym z tego samego powodu nie dopytywał ją o kolejne szczegóły, które mogły sprawić jej większą przykrość lub dodatkowo spotęgować uczucie skrępowania. Była wystarczająco odważna będąc z nimi tak szczera…

Z każdym jego kolejnym słowem brwi anielicy coraz bardziej ściągały się ku sobie, tworząc w ten sposób pomarszczenia przy podstawie zgrabnego noska, którym również poruszyła. Trzymany w smukłych dłoniach kieliszek był jedynie rzeczą zajmującą jej ręce, nie upiła z niego ani łyka. Patrzyła tylko w czerwień trunku przypominającą jej rozlew krwi podczas bitwy w niebiosach.
- Malthael to mój mąż, czy tego chcę czy nie. Wybaczyłam mu to, co uczynił i wierzę, że mogę to zmienić. Mogę mu pomóc. Mam nadzieję, że mi się to uda, że dotrę do niego i przemówię do rozsądku. Był archaniołem mądrości, musi zrozumieć! - Auriel wstała z miejsca i odłożyła kielich na bok.
- Oczywiście, że możemy spróbować życia tutaj i się dostosować. Mogę uznać nawet, że zdrada zaprzepaściła nasze uczucia i teraz nie mam męża, nie mam przyjaciół, nie mam nikogo bliskiego. W twoim świecie byłam bożkiem, pewne plemię uznało mnie za wysłannika niebiańskiego i czcili. To stąd miałam pióropusz i to przez to zapomniałam mowy, porozumiewania się, obserwując was jednak szybko się dostosowałam. Potrafię to. Sęk w tym, Kaedwynnie, że ja nie chcę. Pragnę powstrzymać zniszczenie świata, taka się narodziłam pod opieką Odyna. Nawet jeśli miałabym przestać istnieć, jeśli mój blask zgaśnie już permanentnie, nawet jeśli… Jeśli Malthael zechce mnie zabić… Wybaczę mu to. Jeśli tylko uda mi się temu przeciwdziałać. Jeśli Odyn, Tyrael i inni uwierzą, że próbowałam go powstrzymać. Tak wtedy jak i teraz - Auriel westchnęła ciężko i usiadła z powrotem, chowając twarz w dłonie. Była zdeterminowana, ale i bardzo przygnębiona tym wszystkim. Zawsze walczyła ramię w ramię z braćmi, a teraz była sama… Pozostała jej jedynie własna nadzieja.

Kaedwynn słuchał z uwagą słów anielicy nie kryjąc podziwu dla jej walecznego ducha i wiary, którą pokładała w swego męża. Zaiste była ona uosobieniem nadziei w najczystszej postaci. Twarz wielkiego wojownika spoważniała, kiedy po wysłuchaniu jej monologu zaczął zastanawiać się nad wszystkim, co dotychczas usłyszał. Jego wzrok znów pobłądził po pomieszczeniu i prawie nie zauważył, kiedy Auriel usiadła obok niego kryjąc twarz w swych drobnych dłoniach. Poczuł wtedy wzmożoną chęć przytulenia jej, co chwilę później uczynił, choć był to bardzo niezręczny ruch. Anielica nie zareagowała, pozostając sztywna jak kłoda, która pociągnięta przewaliła się na bok. Różnica była taka, że Auriel była bardzo lekka i delikatna, w dodatku roztaczała wokół siebie przyjemny, słodki zapach. W jego objęciu była jak krucha laleczka. Wojownik czuł się jakby obejmował boginię, znacznie od niego starszą, mądrzejszą i potężniejszą… Zupełnie tak jakby to było jakieś świętokradztwo, ale mimo to w całym jej majestacie dostrzegał pewną ludzką kruchość i nie potrafił powstrzymać się przed tym czułym gestem.
- J-Ja… - Zająknął się, nie wiedząc co powiedzieć, tak bardzo zaskoczyło go to, co właśnie uczynił. - Ja wierzę w twoją misję, Auriel - wydusił wreszcie z siebie, choć przyszło mu to z trudem. - Wierzę, że ci się uda nawrócić Malthaela i wspólnymi siłami powstrzymacie to, co zostało przez niego zapoczątkowane. Przepraszam, że w ciebie zwątpiłem, choćby na chwilę… I nie trać nadziei, bo jeśli ty ją stracisz, to nikt z nas nie podoła czekającym nas wyzwaniom. Będę walczyć i przelewać krew naszych wrogów dla ciebie. Nie ugnę się w boju, wierząc, że poprowadzisz nas do ostatecznego zwycięstwa. Taką składam ci przysięgę, tu i teraz - mówiąc to wypuścił ją z objęć i klęknął przed nią, bijąc się w pierś.
- Ja Kaedwynn De’Guille, zwany Barbarzyńcą, Pan Smoczych Wzgórz i zabójca olbrzymów z Gór Żelaznych, daję ci słowo, że będę towarzyszyć ci w twej misji wyswobodzenia naszego świata z ciemności, które go okryły i pomogę nieść ci to brzemię, dopóki tkwi w tobie nadzieja… - Mówiąc te słowa chwycił za nadgarstki obu jej dłoni i delikatnie odsunął je od twarzy, tak aby mogła na niego spojrzeć i uwierzyć w prawdomówność jego słów.

Kobieta pod pięknem i spokojem ukryła swoje zdziwienie. Patrzyła na wojownika z sympatią i jakby podziwem, a czerń tęczówek zamieniła się błękitem jak zaczarowana. Uśmiechnęła się nawet subtelnie, a jej delikatne opuszki palców pogładziły szorstki zarost mężczyzny. Biorąc pod uwagę kruchą urodę anielicy, można było odnieść wrażenie, że tym gestem porani sobie palce do krwi, choć dobrze wiedział, jak wielka drzemie w niej siła.
- Twój ojciec byłby z ciebie dumny. Jak i Odyn słysząc to na pewno jest. - Szamanka wysiliła się na nieco szerszy uśmiech - Masz w sobie wiele odwagi, jak i idei czy pasji, których brakuje śmiertelnikom. Żyją z dnia na dzień martwiąc się głównie o siebie, rzadko kiedy ktoś myśli o innych, a co dopiero o całym świecie. To ogromne brzemię i nie chcę, byś je niósł. - Auriel cofnęła rękę kładąc ją na swoich kolanach. Wciąż nie oderwała spojrzenia od Kaedwynna. Druga dłoń wyciągnęła amulet zza dekoltu. Medalion zawisł przed jego oczami.
- Jego blask podkreślał to, kim jestem. Mogłam przy jego pomocy dowolnie teleportować się do swojego domu. Stracił jednak swą moc, gdy spadłam na wasz plan. Zaczynam podejrzewać, że powodem tego nie była nieprawidłowa ocena mojej postawy przez Tyraela, ani wiara Odyna w mą zdradę. Zabrali mi to z obawy, że Malthael mnie odnajdzie i wykorzysta tę moc do powrotu. Wszyscy archaniołowie jak i bogowie wiedzą, że kieruje mną nadzieja i mogli się domyślić, że i co do nawrócenia męża takowa się we mnie tli. Dlatego ona nie zgaśnie, ale to nie znaczy, że musisz dotrzymać tej lekkomyślnie złożonej obietnicy, Kaedwynnie. Możesz zrezygnować w dowolnej chwili, nie będę miała ci tego za złe… Ale i dziękuję, że chcesz walczyć o ideę.

Kaedwynn uśmiechnął się lekko i gwałtownym ruchem głowy odgarnął włosy na bok, następnie wyprostował się, ściągając z pleców zatknięty w skórzanej pochwie miecz oburęczny. Wyciągnął go przed siebie, chyląc czoła przed anielicą.
- Z danego słowa nigdy nie rezygnuję, Auriel. Będę mieczem, który zetnie twoich wrogów i odegna ciemności nam wszystkim zagrażające… Tako rzecze ja, Kaedwynn Barbarzyńca.
Po tych słowach wojownik usiadł tuż obok dziewczyny, podpierając się dłonią na rękojeści wielkiego miecza. Ona uśmiechnęła się słabo w podzięce, jednak nic nie powiedziała, zerkajac na mężczyznę kątem oka - Prędzej czy później będziemy musieli przekonać pozostałych do twojej misji - powiedział poważnym tonem głosu. - Wiem, że część z nich pragnie zemścić się na Celozji niezależnie od tego, co im powiemy, ale myślę, że jeszcze nie pojmują zasięgu tych wszystkich wydarzeń, a są nam potrzebni. Najbardziej nieprzekonany wydaje się być Wilk… To dzikus, ale za to bardzo przydatny w walce.
- Przez dwadzieścia dwa lata byłam podobna… kwestia zaadaptowania się. Ja szybko się uczę, z obserwacji. I wiele rozumiem z innych kultur. Dostosowuję się. Wilk jest zły, bo tego nie rozumie. Gdyby rozumiał to wiedziałby, że na wszystko przyjdzie czas.
- odparła Auriel przewracając w zgrabnych dłoniach amulet.
Kaedwynn spojrzał na medalion Auriel, a później na jej delikatną, smukłą twarzyczkę. Kąciki jego ust mimowolnie uniosły się do góry w nieśmiałym uśmiechu.
- Podobno bogowie maczają palce w tym świecie, jeszcze bardziej niż w naszym. Więc może jesteśmy bliżej nich niż kiedykolwiek… - próbował znaleźć słowa pocieszenia. Anielica milczała dłuższą chwilę zastanawiając się i obracając medalion w dłoniach.

- Pewnie masz rację. Ten świat jednak jest jakby w tle ich zainteresowań. Są blisko, ale walczą o ten zewnętrzny, a wewnętrzny jest im przystanią. Więc z tego miejsca łatwiejszy do nich dostęp. - anielica westchnęła ciężko i zamknęła zmęczone oczy - Ty i Taled chcecie walczyć o ludzki świat, ale nie wiecie, że to walka z wiatrakami. To niekończące się bitwy, rozległa wojna trwająca nieprzerwanie. A to dlatego, że rasy tak zaciekle walczące o dobro, swoim zachowaniem sami przyczyniają się do narodzin zła. Pamiętasz tamten dom pokus? Na pewno pamiętasz… Takie osoby po śmierci odradzaja się jako demony pożądania. Są też inne grzechy i pokusy, które tworzą pomniejsze demony, ale wszystko co robimy za tego życia i w tym świecie, wpływa na inne życia w innym świecie. - Auriel ponownie westchnęła i schowała amulet za materiał sukienki. Spojrzała na Kaedwynna, kładąc drobną dłoń na jego silnym uścisku pięści - Jesteś dobrą osobą. - uśmiechnęła się ciepło wciąż patrząc na mężczyznę.
Kaedwynn pokiwał głową dając znać, że zrozumiał, choć w rzeczywistości nie było to do końca prawdą. Wolną rękę położył na wierzchu jej dłoni, zakrywając ją.
- To co teraz zrobisz? - Spytał. - Potrzebujemy wszyscy siebie nawzajem, jeśli chcemy przetrwać w tym obcym świecie. Oni polecą do Hutaatep i my też powinniśmy, póki nie ma jeszcze żadnych wieści - powiedział, a po chwili jego wyraz twarzy nagle uległ zmianie, jakby coś mu zaświtało w głowie.
- Ta kocica wspominała coś o Wyroczniach, które znają odpowiedź na wszystkie pytania. Może rzeczywiście powinniśmy się udać na wyprawę przeciw Dzieciom Uranusa… Ich kobiety należą do mniejszości, ale są bardzo utalentowane. Może będą w stanie nam pomóc, jeśli damy im coś w zamian.
- A mamy coś do zaoferowania?
- spytała ze spokojem Szamanka - Udamy się grupą, nie ma sensu się rozdzielać. Szukanie bogów to nie zabawa, to też nie planowanie. Do nich dąży się pomału i wytrwale, więc póki co obieram ścieżkę tą samą, jaką ci którzy z ich woli trafili do tego świata - odpowiedziała na pytanie wojownika.
- A Ramos? - Zmienił temat wojownik, odsuwając się lekko od niej. Podniósł swój kielich i nalał doń więcej wina. Miał zamiar to samo uczynić z kielichem Auriel, ale spostrzegł, że ta nawet jego nie ruszyła.
- Co o nim sądzisz? - Kontynuował po tym jak upił większy łyk swojego trunku. - Możemy mu zaufać? Ty z nim więcej rozmawiałaś...
- Nie jestem dobra w ocenieniu innych… Nie rozumiem was, ludzi. Wasz gatunek bywa podły, fałszywy i dwulicowy. Często nie ma w was grama szczerości. Jeśli miałabym zaufać we wszystko co mi powiedział, a nie były to same pozytywne rzeczy, to moim zdaniem byłby godny tego, by mu ufać. Być może popełniał niechlubne czyny, ale przynajmniej się do nich przyznaje. I nie tak, że się nimi szczyci i jest dumny, uważa za zło konieczne. Będąc na waszych ziemiach zrozumiałam, że takie pojęcie naprawdę ma sens. U was nie wszystko jest czarne bądź białe i doceniam to, że wasza rasa potrafi się z tym zmierzyć, ja… Jestem bardziej skrajna w swych odczuciach. A Ramos raczej nie jest złą osobą, ani podstępną, ale mogę się mylić, bo jak wspomniałam, nie rozumiem waszej rasy
- Auriel uśmiechnęła się słabo i westchnęła ze zmęczenia. Odchyliła ciało i padła plecami na łóżko zamykając oczy. Nie przejęła się tym, że nie jest u siebie i właśnie zajmuje komuś w poprzek łóżko.
- A ty wyrobiłeś sobie jakąś opinię?

Kaedwynn cicho westchnął.
- Początkowo obrzydzony byłem tym co tu zobaczyłem. Niepoliczalne rzesze niewolników, chłostanych batem, na barkach których spoczywa cały ciężar tego królestwa. Szybko zrozumiałem, że każda wspaniała budowla, te sięgające niebios piramidy, ziguraty i świątynie… Wszystko to zostało okupione ich niewyobrażalnym cierpieniem. Byłem tym bardzo zniesmaczony, ale później też uświadomiłem sobie, że tak naprawdę niewiele się to różni od miejsca, w którym dorastałem. Przemoc zbudowała pośrodku pustyni najpotężniejsze królestwo ludzi, które dorównuje niebiosom w swej chwale, bogactwie i przepychu, ale także historia Blackmoor to nieprzerwane pasmo cierpienia i śmierci. Tu i tam ludzie, którzy mogą cokolwiek zmienić, od poczęcia uczeni są funkcjonowania w takim właśnie podłym świecie, gdzie każdy wieśniak jest pod butem szlachcica, który jednocześnie jest jego panem i ma prawo o nim decydować. Trudno jest naprawić zło tego świata, kiedy od dziecka jesteśmy uczeni pogardy wobec niżej nas usytuowanych i trzeba niebywałego charakteru oraz siły woli, aby dostrzec, że sprawy mają się inaczej; że tak naprawdę niewiele pomiędzy nami jest różnic. Dlatego właśnie mój “gatunek” jest tak podły, albowiem nikt nie nauczył go, że można żyć inaczej; że można wyzbyć się podłości i uprzedzeń wobec bratniej duszy… - mówił Kaedwynn, po czym usiadł na brzegu swojego łóżka.
- Ramos nie jest wyjątkiem. Urodził się w rodzinie bogów, czczony jest jak bóg i może kiedyś się to urzeczywistni. Nie widzę w nim zła, ale nie widzę też chęci do poprawy panującego obecnie porządku. Być może bez tej tyranii Nithia by upadła pod naporem jej licznych wrogów, ale tego już nie wiem… W kontaktach z nami za to okazał się być bardzo rozsądnym i szczodrobliwym władcą, do tego stopnia, że nawet zacząłem węszyć jakiś podstęp, ale chyba nie ma czego się obawiać.
- Chyba robi co może, by go poprawić. Jeśli zmieni coś radykalnie, przestanie być wiarygodny w oczach gatunku.
- Auriel westchnęła słabo, mówiąc bardzo cicho i niespiesznie. Jej piersi miarowo unosiły się pod wpływem spokojnego oddechu.
- Ciężko być nieskazitelnie dobrym… Kiedy taki jesteś, mało osób cię słucha. Na pewno sam to zauważyłeś - zaśmiała się słabo i krótko, wciąż nie otwierając oczu. W chwili gdy Kaedwynn ważył słowa, aby móc coś odpowiedzieć anielicy, ta zdążyła zasnąć. Najwyraźniej była bardzo zmęczona wszystkim co doświadczyła tego dnia.
Wojownik delikatnie ułożył ją na swoim łóżku, aby było jej jak najwygodniej, a następnie przykrył ją kołdrą wykonaną z aksamitu. Cicho przy tym westchnął pod nosem, po czym ruszył w stronę znajdującego się w kącie fotelu, gdzie miał zamiar wypić resztę wina. Być może była to ostatnia jego butelka przed czekającymi go niebezpiecznymi wyzwaniami.
- Słodka… - powiedział, spoglądając na leżącą nieruchomo Auriel.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 29-11-2017, 21:43   #72
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Twierdza Hutaatep, Wschodnie rubieża Nithii
Południe, Klimat Pustynny

Od chwili spotkania z faraonem w Sali Bitewnej upłynęły cztery pełne cykle, które w spalonym słońcem Świecie Wewnętrznym były odpowiednikiem doby, znanej awanturnikom z “powierzchni”. W tym czasie bohaterowie zdążyli odpocząć, zaznawszy w pałacu Ramosa IV wygód godnych króla. Pokonali też ponad sto pięćdziesiąt mil na grzbietach gryfów i gigantycznych pteranodonów, które były łupem wojennym, zdobytym na szarych elfach. Trzeciego dnia podróży znaleźli się w pobliżu Twierdzy Hutaatep. Nadane przez faraona ziemie nie zrobiły jednak na nikim wrażenia, choć terytorium było naprawdę rozległe i odpowiadało rozmiarem niejednemu znanemu im księstwu ze Świata Zewnętrznego. Problem w dużej mierze polegał na tym, że podobnie jak większość kraju (za wyjątkiem okolic wielkiej rzeki), były to jałowe ziemie, którym bliżej było to pustkowi niż żyznych gleb północy. Tym większy awanturnicy czuli podziw wobec mieszkańców Nithii, którzy pośrodku pustyni zdołali zbudować jedno z najpotężniejszych i największych imperiów znanych ludzkości. Był to jednak osiągnięcie zdobyte ceną krwi i potu nieprzebranych zastępów niewolników oraz bezprecedensowej tyranii, która kładła cień na życie każdego mieszkańca tego egzotycznego zakątka świata. Żelazna hierarchia była bowiem podstawą struktury społecznej Nithii i przypominała ona swym kształtem piramidę, u wierzchołka której znajdował się czczony niczym bóg faraon, a dużo poniżej jego stóp gniły niezliczone rzesze niewolników i prostych ludzi, którzy mimo, że nie mieli żadnych praw, to na ich barkach spoczywał cały ciężar wielkiego królestwa. W miejscu tym przemoc rodziła się z przemocy; każde osiągnięcie i każda majestatyczna budowla okupiona była ceną niewyobrażalnego cierpienia, ale to właśnie ono było fundamentem tej zhierarchizowanej piramidy, zaś jej symbolem stały się krwawe ślady bata na plecach wycieńczonego niewolnika.

Był to obraz, który powoli stawał się coraz bardziej widoczny i zrozumiały w oczach przybyszów z Blackmoor, jednocześnie dając im wiele do myślenia podczas długiej i montonnej podróży do Hutaatep...


Nim awanturnicy dotarli do twierdzy Hutaatep, po drodze, w niedalekim sąsiedztwie minęli niewielką osadę, która powstała wokół rozkwitającej oazy. Na widok wielkich skrzydlatych bestii i dojeżdżających ich jeźdźców, mieszkańcy w popłochu rzucili się do swoich chat, choć znaleźli się też nieliczni chłopi, którzy nie ruszyli się z miejsca, przyglądając się odlatującym przybyszom z mieszanką zaciekawienia i przerażenia. Wkrótce po tym wydarzeniu bohaterowie spostrzegli przed sobą potężną twierdzę osadzoną na wysokiej skale, która została idealnie wkomponowana w łączące się z nią mury obronne. Jednakże nie fortyfikacje przykuły ich wzrok najbardziej, lecz snop bladoniebieskiego światła, który wystrzeliwał z wnętrza budowli, sprawiając, że była ona widoczna w promieniu wielu kilometrów. Było to bardzo zastanawiające zjawisko, zważywszy, że nadgryziona zębem czasu twierdza zdawała się być kompletnie opustoszała i nawet towarzyszący im doradca Otesh nie potrafił wyjaśnić jego źródła. Z tego właśnie powodu, awanturnicy postanowili wylądować przed wejściem do Hutaatep i jeszcze przed zajrzeniem do środka, ostrożnie zbadać najbliższą okolicę.

Wierzchowce zaryczały głośno, kiedy mocno szarpnięto za lejce, zmuszając je do natychmiastowego lądowania. Mimo gwałtownego manewru, zwierzęta wylądowały łagodnie, wzniecając swymi wielkimi, łopoczącymi skrzydłami tumany kurzu i piasku, które przez chwilę całkowicie przesłoniły jeźdźcom widoczność. Jako pierwszy z wierzchowca zeskoczył Taled, którego ciężka zbroja zatrzeszczała w proteście, kiedy z głuchym hukiem postawił okutą żelazem stopę na piaszczystej ziemi. Rycerz rozejrzał się uważnie po otoczeniu, głośno przy tym wciągając przez nos zapylone, gorące powietrze. Wyciągnął z pochwy długi miecz, z pleców ściągnął ciężką tarczę, na głowę wcisnął hełm i kiedy reszta jego towarzyszy zsiadła z wierzchowców, ruszył ostrożnie w stronę bram twierdzy.
Pogoda w miejscu tym trochę się różniła od północnych rejonów Nithii. Wciąż było tu bardzo ciepło, jednakże nieustannie wiał silny wiatr od południa, ciągnąc za sobą fale drobnego piasku, zaś niebo było niemalże całkowicie przesłonięte gęstymi chmurami, które tworzyły efekt parnej szklarni. Mimo, że Hutaatep przez wiele lat było niestrzeżoną granicą królestwa, to rzadko która nieprzyjacielska armia decydowała się przedzierać przez te zdradliwe terytoria. Niewiele było tu źródeł wody pitnej, zaś burze piaskowe były wręcz nierozłączną częścią miejscowego klimatu. Mimo tych licznych wad, Hutaatep miało pewien potencjał, który mądry władca mógł stosownie wykorzystać. Niewielu było powiem świadom licznych bogactw, które kryły się głęboko pod jego piaskami, a których wydobycie mogło opłacić wszystkie poniesione koszty i trudy…

Awanturnicy mijali właśnie kompletnie zrujnowany kompleks świątynny, który znajdował się poza murami twierdzy, kiedy zupełnie nieprzypadkowo spora warstwa piachu poruszyła się w ich najbliższym otoczeniu. Bast, która spośród nich miała najczulszy słuch, natychmiast odskoczyła, jeżąc włosy na czubku głowy i plecach. Choć nie powiedziała innym co dokładnie usłyszała, to dla reszty awanturników był to wystarczający sygnał, że nie było to nic dobrego. Wszyscy jednocześnie sięgnęli po broń, gotując się do jej użycia.
Po chwili jednak, ta sama warstwa ziemi zapadła się względem otaczającego ją terenu jeszcze bardziej, by ułamek sekundy później wystrzelić w powietrze, tworząc kolumnę rozpływającego się wraz z wiatrem piachu. Oczom awanturników ukazał się gigantyczny skorpion, sporo większy od człowieka. Bestia zaklekotała głośno swymi szczypcami, uderzając przy tym, raz po raz, płaską powierzchnią jadowitego ogona o skalisty fragment podłoża, co sprawiło, że po okolicy rozniósł się głuchy dźwięk. Zachowanie to było podobne do tego, w jakim bobry ostrzegają pozostałe osobniki o zbliżającym się zagrożeniu, więc siłą rzeczy bohaterowie mogli domyślić się, że nie jest to przypadkowy ruch ze strony skorpiona i niebawem mogą pojawić się posiłki.

Tuzin owadzich ślepi w kształcie pereł skupił się na intruzach, rejestrując każdy, nawet najdrobniejszy ich ruch. Kiedy pierwszy z nich postawił krok w przód, a był nim ściskający dwuręczny miecz Kaedwynn, skorpion zaatakował bez ostrzeżenia, zaskakująco szybko szarżując do przodu dzięki czterem parom chitynowych odnóży.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 01-12-2017 o 21:41.
Warlock jest offline  
Stary 01-12-2017, 22:52   #73
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Rudi zbliżył się do pteranodona, któremu dorównywał wzrostem. “Jak zwykle będą mieli niezły ubaw, gdy będę na niego wsiadał” - pomyślał niewielkich rozmiarów gnom. Zaczął już rozglądać się za jakimś stołkiem czy drabinką kiedy to Bast zwinnym ruchem podsadziła gnoma, po czym sama zwinnie jak kot wyskoczyła na wielkiego latającego gada.
- Dziękuję za pomoc, sam bym sobie poradził - nie czuł się urażony, ale nie chciał wyjść na mięczaka, przed towarzyszką - byłoby pewnie dużo śmiechu bo musiałbym poszukać czegoś na czym mógłbym stanąć, ale przyzwyczaiłem się do drwin z mego niewielkiego wzrostu - dokończył Rudi lokalizując się w siodle przed Bast.
- Hrmm jesteś mniejszy. Niewielka szansa, że będzie temu za ciężko - samica wskazała na gada na którym siedzieli. Jej ogon majtał się jednej strony na drugą czując zdenerwowanie.
- Bardzo nimi zarzuca? - zapytała.
- Nie jest źle, zamiast się skupiać na niebezpieczeństwach podczas lotu skup się bardziej na podziwianiu widoków. Te wielkie gady raczej szybują jak wielkie ptaki - odpowiedział współpasażerce, po czym zapytał - to będzie mój drugi raz, a tobie zdarzyło ci się kiedyś latać? Tam gdzie żyłem nie zdarzyło mi się w ciągu swego całego życia latać ani razu, a tu drugi w przeciągu paru dni i na tym pewnie się nie skończy.
- Daleka droga przed nami więc czas trochę odpocząć, nie wiadomo co zastaniemy na miejscu, a będziemy znów zdani tylko na siebie. - gnom dokończył przechodząc na bardziej poważny temat.
- Nie zostałam stworzona aby latać… Ani szybować - stwierdziła pantera garbiąc się tak bardzo, że ledwo przewyższała gnoma. - To będzie koszmar.
- Mam nadzieję, że nie będzie tak źle. Jak chcesz mam tu linę przywiąż się do mnie i staraj spać jeśli się boisz. - zaproponował gnom - ja natomiast chętnie będę podziwiał widoki, choć gdy lecieliśmy nad dżunglą teren był ciekawszy. A zmieniając temat Nithia jest duża, czy obręb tego imperium obejmuje tylko pustynię? - zapytał.
- Nie, na północy i południu są żyzne terytoria. Na północy jest też jezioro. Bardzo rozległe. Tak rozległe, że nie zobaczysz jego granic.
- Duże jezioro powiadasz, to pewnie na wybrzeżu pełno jest miast i miasteczek.
- Jest, a jakże - samica mruknęła - największą z nich jest Menkara we władaniu Księcia Qareha. To on organizuje najazd na cyklopy, aby odbić jedno z upadłych miast z ich rąk.

-Dobrze strzelasz z łuku? -zapytał zmieniając temat. - Mi bliska jest jedynie kusza, jednak chętnie nauczyłbym się czegoś nowego. W naszym świecie, gdy byłem akurat wolny od zajęć spędzałem wiele czasu w bibliotekach, stąd moje wcześniejsze pytanie na temat książek we wspólnym języku. Marzyło mi się mieć własną bibliotekę.
- Hrm Jeśli poświęcisz temu uwagę na pewno zdobędziesz książki. Mając własną twierdzę, znajdzie się i miejsce na książki.
- Tylko trzeba je gdzieś zdobyć, a książek we wspólnym języku, w tym obcym po części dla nas świecie nie ma za dużo. Ale będę szukał. - Rudi spojrzał w niebo i zamyślił się na chwilę - zadziwiają mnie te latające wyspy, czy ktoś już doleciał do nich?
- Tak. Zwą ich wysokimi elfami. Nie wiem czy chciałabym mieć coś z nimi wspólnego. Zapomnieli czym jest natura i polegają na metalowych konstruktach i latających statkach, a służą im automatony. Budują swoje bazy na tych wyspach - Bast mlasnęła z niezadowoleniem.
- To ciekawe o czym mówisz, my jak dotąd mieliśmy do czynienia tylko z szarymi elfami, od których mamy te oto pteranodony - odparł Rudi.
- Jest tutaj pewnie wiele dla was obcych rzeczy. Postaram się dawać wam odpowiednie informacje kiedy trzeba.
- Dziękuję - odparł i zapatrzył się na horyzont.
Dla gnoma wrażenia z lotu były ogromne. Spodobało mu się latanie na tym wielkim gadzie. Miał nadzieję, że teraz będzie miał więcej ku temu okazji. Gdy po trzech cyklach dotarli w rejon oddanej im w lenno twierdzy cała okolica nie podobała mu się. Było podejrzanie cicho i przeczuwał, że w dole coś na nich czeka. "Jeszcze ten pieprzony snop światła" - pomyślał gnom.

Gdy wylądowali zeskoczył chyżo na ziemię by razem z towarzyszami iść w kierunku fortecy. Nie zdziwił się na widok pojawiającego się wielkiego skorpiona. Przygotował się tylko do rzucenia zaklęcia błyskawic, które już kilka razy ratowało mu skórę.
 
Feniu jest offline  
Stary 02-12-2017, 18:13   #74
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Twierdza była daleko, Ranefer i pałac dżinna - pod ręką. Prawie pod ręką. Ale lot na pteranodonie zajmował zdecydowanie mniej czasu, niż jazda konna czy podróż rydwanem, a na grzbiecie latającego gada bez problemu zmieścili się nie tylko Ranefer i Laran, ale i pokaźnych rozmiarów koszyk, w którym znalazły się różne smakołyki, mające podtrzymać siły obojga podczas zwiedzania pałacu.
Pałac zaś był zdecydowanie większy w środku, niż można się było wydawać patrząc z zewnątrz. I niejedną w środku zawierał niespodziankę, w tym kilka mało przyjemnych, przeznaczonych dla tych, co byli nieproszonymi gośćmi. Na szczęście magia pałacu rozpoznała w Laranie nowego pana i obyło się bez nieszczęśliwych wypadków.

* * *

Zwiedzanie pałacu nie mogło trwać wiecznie, a że było urozmaicane innmi rozrywkami, zatem Ranefer i Laran nie zdążyli zwiedzić budowli od piwnic po czubek najwyższej wieży. Obowiązki były obowiązkami i przyjemności musiały zejść na drugi plan.
Odstawiwszy pteranodona do stajni Laran odprowadził Ranefer do Ramion. Pożegnanie było dość długie, jak przystało na początek znacznie dłuższego rozstania. Twierdza leżała daleko, wymagała dużo pracy - nie można było co chwila wyskoczyć do Ramion, by spędzić czas w ramionach swej wybranki. No a trudno było sądzić, że Ranefer zostawi świetnie prosperujący interes i poleci na jakieś zadupie do zrujnowanej twierdzy, gdzie życie przez długi czas będzie co najmniej prymitywne. A nawet gdyby pałac przenieśli, to kto mógł zapewnić, że Laran co rusz nie będzie musiał gdzieś wyjeżdżać, by powojować? Miałby dziewczynę ze sobą na wojnę zabierać, czy w pałacu zostawiać, by z nudów umierała?
Ale na wszelki wypadek spytał, przedstawiając wszystkie minusy i nieliczne plusy.
Odpowiedź była, niestety, taka, jak się tego spodziewał.

* * *

Podróż była nudna.
Przerośnięta piaskownica - tylko piasek, piasek i piasek. Trzeba było uważać, by nie zasnąć z nudów i nie zlecieć.
A od czasu do czasu Larana nachodziła myśl, że miast telepać się na grzbiecie latającej bestii mógł się wylegiwać w ramionach pięknej dziewczyny.
I że zamiast lecieć, powinni towarzyszyć swemu wojsku, by móc ich lepiej poznać. Ponoć nic tak nie tworzy więzi, jak wspólnie przezwyciężone trudności.

Kucharkę powinniśmy zabrać, nasunęła mu się kolejna myśl. Gdybyśmy znaleźli na tyle szaloną, co zechciałaby zostać panią kuchni w zrujnowanym zamczysku.

* * *

Twierdza, nie da się ukryć, wyglądała okazale. Wielu ludzi przez wiele lat musiało pracować w pocie czoła, by na takim odludziu wybudować coś tak potężnego.
Patrzeć było miło, ale na samą myśl, że miałby być wśród tych, co tutaj harowali, Laranowi robiło się zimno.

Rozejrzał się dokoła, zastanawiając się, gdzie najlepiej byłoby wkomponować pałac, gdy nagle zaczęły się kłopoty.
A że mieli do czynienia z potworem, Laran przygotował się do przywołania swojego 'potwora', który w razie czego mógłby nie tylko atakować, ale i bronić maga przed ewentualnym atakiem.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 03-12-2017, 01:15   #75
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wilk postanowił zrobić najrozsądniejszą rzecz, jaką się dało. Poszedł spać po spotkaniu z faraonem i przedstawieniu swojego zdania na temat "nagrody", jaką im wciśnięto. Potrzebował snu i relaksu, w Ramionach, gdzie póki co się zatrzymali, mógł znaleźć oba, zwłaszcza, że obecnie byli właścicielami całkiem sporego majątku. Bogactwo nie było dla niego czymś całkowicie nowym, jednak posiadanie go, już tak. Zwykle żywił się tym co upolował a wyroby, których nie mógł zrobić sam, zdobywał w drodze wymiany.


Miał też pewne problemy z obecnością tylu chętnych kobiet w jednym miejscu. Jego wilkołacza natura nie miała problemu, w okolicy nie było samicy ani sezonu godowego, którego zew pchnąłby go do czynu, natomiast jego ludzka natura, była już innego zdania i stwierdziła, że też coś jej się od życia należy.


Resztę wolnego spędził na poszukiwaniu składników potrzebnych mu do rytuału. Zajęło mu to sporo czasu, był również pewien, że przepłacił, ale liczyło się dla niego to, że zdobył to czego potrzebował. Z tego co słyszał, ziemie na które się udawali, mogły mieć pewne problemy z zaopatrzeniem w to, czego potrzebował.


Droga sama w sobie, pozwoliła mu się oswoić z lotem nieco bardziej. Mimo, że było to nieco monotonne, sam lot nie był przerażający, co najwyżej upadek i nagłe spotkanie z ziemią. Morze piasku poniżej, również nie podnosiło jego morale, był stworzeniem nawykłym do lasów, żywej zieleni, nie zaś mieszaniny piasku i skał. Nie było nawet księżyca, do którego mógłby wyć. Nic dziwnego, że był markotny i milczący, nie wspominając już o tym, że negatywnie nastawiony do eskapady. Do czasu aż dotarli na miejsce, wtedy już nie miał na to czasu. Jak się okazało, twierdza kryła mnóstwo nowych nieciekawych zagadek. Pierwszą z nich okazało się, czym się tutaj karmiło pajęczaki, że wyrastały z nich aż takie bydlęta.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 03-12-2017, 19:49   #76
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
W dzień wylotu Bast siedziała na balkonie pałacu patrząc w dal przez czerwonawe powietrze. Miasto delikatnie wznosiło się przez jej oczyma kończąc się murem. Świat, jej świat znajdował się wewnątrz kuli. Świat przybyszów był na jej zewnętrzu. Jak dziwnie musi się patrzeć do góry nie widząc wysp? Jak inaczej musi się patrzeć w dal? Tu wszystko delikatnie ginęło w powietrzu gubiąc swojej kształty i ostrość. Jak musiało być tam? Kończyła się ziemia? Tak po prostu urywała? W przejrzyste dni dało się nawet zobaczyć co słońce oświetlało po drugiej stronie - choć były to zaledwie plamy. Co oni widzieli jak spoglądali do góry, ponad siebie? Bast nie potrafiła sobie wyobrazić. Jej umysł nie rozumiał do końca tego konceptu. Starał się, ale nie potrafił. Był zbyt obcy. Dlatego też samica zamknęła oczy odsuwając od siebie niepotrzebne myśli. Dzisiaj czekała ją inna przeszkoda do pokonania. Lot. Jej rasa nie była stworzona do lotu. Pantery były świetnymi łowcami i drapierznikami, ale nie miały skrzydeł. Ona teraz byłą dobrym łucznikiem i niemal chodzącą encyklopedią świata, lecz nie miała skrzydeł. Och losie to będą długie cykle.


Bast spakowała ostatnie rzeczy wraz ze swoją peruką do podręcznej torby. Kołczan związała mocno aby strzały nie powypadały podczas lotu gotowa zjawiła się na placu z którego zamierzali odlecieć. Tym razem jej ubiór odpowiadał temu czego mogli się spodziewać. Białą tunika i przepaska i na nią zarzucona zbroja ze skóry umacnianej pasami z metalowymi kołami. Podobny czepiec znalazł się na jej łbie podłożony lnianą narzutą. Skórzane karwasze osłaniały przedramiona. Tylko łapy nie miały żadnego obuwia. Wyglądało na to, że takowego samica nie nosiła. Większość jej biżuterii zniknęła poza kolczykiem w uchu i medalionem na szyi, choć był różny od tego co widzieli na pierwszym spotkaniu.

Bast pomogła gnomowi wdrapać się na latającego gada i samej się do niego dosiadając. Musiał być lżejszy skoro był niewielki. Samica bardzo nie chciała spaść gdyby zwierz miałby paść ze zmęczenia. A tak jest szansa, że nie dociąży go. Rudi dużo się pytał, a Bast odpowiadała jak potrafiła. Zważając na to, że był kiedyś szpiegiem, dość rozsądnie. Każdy z nich powinien chłonąć wiedzę jeśli chcą cokolwiek osiągnąć. Skoro tu zostali zesłani i chcą się wydostać muszą poznać to miejsce i je przezwyciężyć.

Gady poderwały się do lotu i Bast zgarbiła się najbardziej jak pozwalało na to miejsce, aby jak najlepiej przylgnąć do gada i zmniejszyć szansę na upadek. Naprawdę nie powinna latać. To nienaturalne. Nawet jeśli ona nie byłą już specjalnie naturalna, to nie znaczyła, że musiała się wyrzekać wszystkiego. Szybko przemykające domy, a potem drogi i piaski tylko bardziej upewniały samicę, że nie powinna latać. Chociaż powiew powietrza być ciut przyjemny. Szczególnie jak otwierała nieco pysk.


Przeżyli lot, każdy co do joty. Bast za każdym razem schodząc z gada padała na kolana oddając cześć ziemi, że istnieje. Kłaniała się też słońcu, ze mogła przetrwać kolejny cykl lotu. Nawet jak dotarli na jałowe ziemie wokół Hutaatep Bast i je wielbiła. Nie mogła jednak długo się ociągać, bo reszta czekała zaalarmowana przez snop światła. Poprosiła Otesha aby póki co został na miejscu i pilnował zwierząt kiedy oni pójdą sprawdzić co się dzieje. Tak też ruszyli wpadając pomiędzy ruiny. Niemal do razu natrafili na pierwszą przeszkodę. To co zaś zrobił Wilk kiedy rozpoczęła się walka wielce zainteresowało Bast...
 
Asderuki jest offline  
Stary 03-12-2017, 20:46   #77
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Auriel cykl spania spędziła w komnacie Kaedwynna. Nie zdała sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo musiała być zmęczona, aby zasnąć u kogoś na łożu zabierając mu tym samym wygodne miejsce do spoczynku. Wojownik jednak zdawał się nie skarżyć na brak komfortu, albo po prostu udawał, że naprawdę nic się nie stało. Rano anielica przeprosiła i podziękowała jednocześnie. Dopytała jeszcze mężczyznę, czy aby na pewno wypoczął i obiecała, że mu się jakoś odwdzięczy, aby następny czas spoczynku mógł się zakończyć dla niego w miękkim łożu, a nie spaniem wpół siedząco na ciasnym fotelu. Kaedwynn po prostu uśmiechnął się lekko na własne myśli, zaś anielica nadęła policzki zapowietrzając się i nie wiedząc, co dalej powiedzieć. Fakt, była dobra w dostosowywaniu się, jednakże wszystko zajmowało jej trochę czasu oraz potrzebowała wzroca - w relacjach damsko-męskich takowego jej brakowało, szczególnie po odejściu słodkiej Branwen, której delikatnej natury Auriel akurat naśladować nie chciała, ze względu na to iż uważała siebie za wojowniczą istotę. Sam jednak sposób relacji między płcią okazał się być odmienny od tego, między humanoidami. Widocznie wśród ludzi i nieludzi, istniała różnica kontaktu. Z drugiej strony Khargar chyba jej nie uznawał... Anielica była zmieszana i niepewna, skłoniła się po raz kolejny w podzięce za opiekę Kaedwynnowi i opuściła jego pokój.
Auriel wbiła tors w plecy Kaedwynna, gdy ten sterował lotem pteranodonem. Palce zgrabnych dłoni splecione miała na wysokości jego ostatnich żeber. Anielica wtuliła delikatny policzek w twardy metal zbroi mężczyzny i obserwowała okolicę z "lotu ptaka". Dawno nie miała okazji ku temu, gdyż nie zwykła ponownie używać anielskich skrzydeł. Malowały się one kolorem wstydu i cierpienia, którym niechętnie się dzieliła, jednak dla dobra większości, potrafiła je zmaterializować. Nie żałowała, że wtedy to zrobiła, ale nie czuła się dobrze z tym, że inni wiedzieli. Niby Khargar ją pochwalił, pełen entuzjazmu, inni też wyrazili podziw, ale... No właśnie. Według Auriel nie powinni tak zareagować. Liczyła się z pogardą, obrzydzeniem, zdziwieniem, niechęcią tudzież po prostu akceptacją z nutką dystansu, a tutaj większość zdawałoby się uwierzyła bardziej w jej dobro, niż upadłość. Kobietę podniosło to na duchu, jednak reakcja Wilka ów ducha utemperowała.
Ciemne oczy Szamanki przeniosły ciekawskie spojrzenie na wyłaniający się z pałacu snop rażącego światła, na którego uwagę zwrócił jej Kaedwynn.
Auriel podniosła aż głowę, a jej serce zabiło mocniej. Czy to jakiś rodzaj magii?
- Kaedwynnie... Mógłbyś podlecieć odrobinę bliżej? Chciałabym sprawdzić czy zdołam wykryć magię z tego pałacu... - Wojownik skinął głową i pozwolił kobiecie na szybką inkantację zaklęcia,
które upewniło ją w tym, że z wnętrza pałacu wydobywa się jedna, ogromna aura magiczna. Tuż po tym wylądowali na gorącym piasku, w bezpiecznej odległości od źródła magii. Auriel chciała powiedzieć, co zdołała ustalić, jednak nim otworzyła blade usta, przed nimi wyłonił się pokaźnej postury skorpion. Anielica przełożyła przekazanie informacji na bezpieczniejszą chwilę, uzbrajając delikatne dłonie w swoje miecze, przygotowała się do walki.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 05-12-2017, 09:26   #78
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Pierwsze spotkanie z ofiarowanym przez Faraona gryfem nastąpiło dzień przed odlotem do nowych włości awanturników z Blackmoor.
Majestatyczne zwierze zapierało dech w piersiach. Nie było agresywne i rycerzowi wydawało się, że nić porozumienia zawiąże się i w przyszłości może być to wspaniała przyjaźń między zwierzęciem a człowiekiem.


Po zapoznaniu się Taled poprosił by umożliwiono mu przyjrzenie się bestii w locie i by wyjaśniono mu podstawowe sprawy związane z gryfem. Co i w jakiej ilości je. Jak ma stajnia dla niego wyglądać i co ile potrzebuje ruchu i w ogóle ile może ciągiem podróżować.

***

Ostatnie przygotowania do drogi do włości przyznanych im przez faraona przebiegały spokojnie.
Taled gdy wreszcie pozbierał się po stracie Bran ruszył na miasto w poszukiwaniu jakiegoś zbrojmistrza.

Długo nie szukał i gdy znalazł wszedł do środka i zamówił pół tuzina długich lanc. Zamierzał tą bronią walczyć z grzbietu gryfa. Miecz był za krótki by z siodła walczyć z mniejszym przeciwnikiem a lanca idealnie się do tego nadawała.
Zdziwienie rzemieślnika lekko rozzłościło rycerza, który musiał wytłumaczyć o co mu chodzi. Lance bambusowe odpadały i Taled zażądał z porządnego drewna wykonanie broni. Wiedział, że będzie czekał i polecił by je dostarczyć do pałacu Faraona z informacją, że są dla niego.

***

Przyszedł dzień odlotu do nowych ziem. Taled ruszył z samego rana do stajni by przygotować nowego wierzchowca do drogi. Gryf zaskoczył młodego rycerza chęcią współpracy i wręcz przywitał się z nowym panem.


Zapakowani wyruszyli w trzycyklowy lot ku twierdzy Hutaatep. Z początku lot sprawiał Taledowi trochę problemów, ale gryf, którego rycerz nazwał Blackmoor starał się pomagać swemu panu w locie. Szybko sam lot stał się przyjemny i razem z wierzchowcem Taled zaczynał sprawdzać możliwości jakie dawało latanie na tak potężnej bestii.

Taled dzięki nowemu przyjacielowi i powiewowi pustynnego wiatru we włosach pierwszy raz od śmierci Bran czuł się wspaniale. Szczęście ogarniało go całego.

Gdy dolatywali do celu podróży, czyli Twierdzy Hutaatep, a raczej jej ruinom zobaczyli snop niebieskiego światła unoszący się ku niebiosom z centrum ruin.
Taled uspokajał dotykiem dłoni Blackmoora, który najwyraźniej czuł niepokój.
W końcu wylądowali i rycerz z tarczą i mieczem jako pierwszy znalazł się na gorącym piasku pustyni rozlegającej się przed twierdzą. Gryf-rycerz czuł, że będzie ich czekała walka o ich dar od Faraona. No cóż. Można było się spodziewać przebiegłości Faraona, który mieczami swych nowych wasali chciał oczyścić tą twierdzę i jej okolice.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 05-12-2017 o 09:55.
Hakon jest offline  
Stary 05-12-2017, 18:45   #79
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Twierdza Hutaatep, Wschodnie rubieża Nithii
Południe, Klimat Pustynny

Rozpędzony do granic swych możliwości wilkołak rzucił się na przerośniętego skorpiona, który na jego widok zatrzymał się w miejscu, oczekując nadejścia przeciwnika. Jak na pajęczaka przystało, bezkręgowiec okazał się być zabójczo szybki, jednakże nawet jego kolec jadowy, który rozmiarem i ostrością dorównywał włóczni, nie był w stanie przebić nadnaturalnie odpornej skóry zmiennokształtnego. Wilk nie bacząc na wystrzelony w jego stronę ogon skorpiona, skoczył ku bestii z zamiarem przewrócenia jej, jednakże i tym razem jego przeciwnik okazał się być szybszy. Siłę impetu druida powstrzymały nogogłaszczki stwora, które zamknęły się na jego wyrzuconych do ataku ramionach z siłą górskiej lawiny. Mając w żelaznym uścisku wilkołaka, skorpion zaczął zasypywać go serią błyskawicznych, powtarzających się po sobie pchnięć jadowitego ogona, jednakże żaden z tych ciosów nie zostawił nawet zadrapania na wydawałoby się pancernej skórze zmiennokształtnego.
Ogarnięty bitewnym podnieceniem Wilk włożył całą pozostałą mu siłę, aby wyszarpnąć się z kleszczy. Udało mu się to tylko w przypadku jednej ręki, ale to wystarczyło, aby zakończyć ten z góry przesądzony pojedynek. Druid zacisnął szponiastą dłoń w pięść, po czym raz jeszcze wyskoczył do przodu, wyprowadzając potężny cios w miejsce osadzonych z przodu oczodołów potwora. Uderzenie to było tak silne, że oddaleni o co najmniej pięć metrów awanturnicy usłyszeli jak pod jego wpływem trzeszczy i pęka chitynowy pancerz skorpiona, który w następstwie zwalił się na ziemię, podkulając wszystkie osiem odnóży.

Widząc łatwość z jaką Wilk poradził sobie z pajęczakiem, Kaedwynn zabił głośno w dłonie, kiwając głową z podziwem.
- No, no… Następnym razem przypomnijcie mi, abym z nim nie zadzierał - skomentował wyczyny druida.
- Może jeśli wykażmy się większym zrozumieniem i bądźmy dla niego choć odrobinę uprzejmi, to pomoże nam ubić parę pomiotów Thantosa - zwrócił się półszeptem do stojącej obok z mieczami Auriel, cały czas nie spuszczając oczu z poczynań Wilka.
Zmiennokształtny w tym czasie zajęty był związywaniem nieprzytomnego skorpiona, jednakże nim zdążył skrępować bestię, uwagę wszystkich przykuł przeszywający skrzek, przypominający odgłosy jakiegoś wyjątkowo przerośniętego ptaka. Dochodził on zza pleców awanturników, gdzieś pomiędzy ruinami starej świątyni, która teraz chyliła się ku upadkowi.
Kaedwynn oraz Khargar natychmiast ruszyli w tym kierunku. Taled z mieczem i tarczą u boku zdecydował się zostać wśród nieco bardziej wrażliwych członków drużyny, zaś Auriel rozwinęła swe nadzwyczaj rozłożyste skrzydła, gotowa wznieść się w niebiosa i spaść na głowę zbliżającego się potwora.

Chwilę później oczom awanturników ukazała się ważąca blisko pół tony, zakuta w ciężki, chitynowy pancerz hakowa poczwara, której długie ramiona zwieńczone były hakowatym szponem, zdolnym rozciąć człowieka w pół z nadzwyczaj dużej odległości. Wszyscy jednocześnie wznieśli okrzyki bojowe. Wojownicy dobyli oręża i rzucili się w stronę bestii, zaś magowie zaczęli nucić tajemne inkantacje, przyzywając żywiołaki oraz błyskawice. Nagięte do ich woli żywioły odpowiedziały, a powietrze wokół walczących zaiskrzyło się od skumulowanej mocy magicznej.
Bast jako pierwsza zareagowała na nowe zagrożenie, wysyłając w jego stronę strzałę, która zatopiła się w rozwartej paszczy potwora niemalże po samą lotkę. Poczwara zaskrzeczała, chwiejąc się z bólu na nogach. Ten moment wykorzystali znajdujący się nieopodal wojownicy, rąbiąc jej opancerzone ptasie odnóża swoimi zaklętymi ostrzami, jednakże nawet ich zdumiewająca siłą nie była w stanie przebić się przez nadzwyczaj twardy pancerz z chityny.
Dopiero pikująca z powietrza Auriel, wykorzystała cały nadany jej przez skrzydła impet, aby zgrabnym cięciem skrócić stwora o głowę. Nim zdołał kogokolwiek skrzywdzić, jego ptasi pysk przeturlał się po piaszczystej ziemi z wciąż malującym się na nim zaskoczeniem...

Podczas gdy awanturnicy toczyli jeszcze zawzięty bój z hakową poczwarą, powalony przez Wilka skorpion odzyskał przytomność i bez cienia wysiłku rozerwał pętające go sznury. Ostatecznie jednak nie pożył wystarczająco długo, albowiem chwilę później został potraktowany błyskawicą wystrzeloną z rąk Rudiego, który w tamtym momencie wracał ze zwycięskiej walki z ptakopodobnym stworem.
Chwilę po tym wydarzeniu awanturnicy spostrzegli jeszcze jednego skorpiona, jednakże ten był wyraźnie mniejszy od swego poprzednika i uciekał w kierunku wydm, na swych plecach dźwigając ponad tuzin półprzejrzystych młodych. Jako, że nic ich więcej już nie kłopotało, bohaterowie skierowali swoje kroki w stronę opustoszałej Twierdzy Hutaatep, a przynajmniej taka im się wtedy wydawała.


Aby wejść do osadzonego na skale zamku, awanturnicy musieli ruszyć wąską ścieżką, która wznosiła się coraz wyżej, zataczając półokrąg wokół rozległych fortyfikacji. W końcu stanęli przed bramami potężnej twierdzy, która ongiś musiała robić wielkie wrażenie, lecz teraz leżała częściowo w ruinie. Przed sobą mieli zwodzony most, który był rozłożony ponad osuszoną fosą, prowadząc na brukowany dziedziniec. Panowała tam zdumiewająca cisza, która potrafiła wzbudzić niepokój u nawet największego z twardzieli, zaś widok krążących ponad głowami sępów sprawił, że wszystkich ogarnął niezrozumiały lęk. Mimo wielu zniechęcających znaków i złowróżbnych omenów, bohaterowie przeszli przez bramy twierdzy i ruszyli w stronę kasztelu, wewnątrz którego musiało znajdować się źródło bladoniebieskiego snopu światła.

Chwilę później awanturnicy dotarli do długiego korytarza, zagospodarowanego licznymi urnami, sarkofagami, a nawet paradnymi zbrojami, które o dziwo nie tknęło nic poza grubą warstwą kurzu. Doradca Otesh opowiadał w pałacu faraona o łupieżczym najeździe orków, który zostawił twierdzę w ruinie, a więc widok tak wielu nienaruszonych przedmiotów wzbudził w awanturnikach pewną dozę podejrzliwości. Wszystko wyglądało tak, jakby ktoś tu wciąż mieszkał, choć gospodarz raczej nie przykładał zbyt dużej wagi do porządku.
Niezrażeni tym widokiem bohaterowie ruszyli dalej, wiedzeni wyczulonym na magię zmysłem Auriel, która prowadziła ich w stronę źródła otaczającej ich aury. Pokonali w ten sposób niemały labirynt korytarzy, pomieszczeń i schodów, docierając na drugie piętro, w samym centrum którego znajdowała się idealnie okrągła sala, wypełniona po brzegi obrazami przedstawiającymi dawnych władców Hutaatep. Z każdej możliwej strony wpadały do niej prostopadle ułożone korytarze, a na samym jej środku znajdował się kamienny podest, na którym ustawiony był bladoniebieski kryształ, wyglądem bardzo zbliżony do tego, którego przed laty użył Malthael, aby przywołać hordy ożywieńców i stać się archaniołem śmierci, jednakże tamten był kompletnie czarny, zupełnie jak dusza małżonka Auriel.

Nim jednak awanturnicy zdążyli zbliżyć się do magicznego artefaktu na tyle, aby móc uważniej zbadaj aurę kryształu, przed nimi ukazała się widmowa sylwetka kobiety; kobiety, która musiała być niegdyś czarodziejką, albowiem zdradzały ją długie szaty oraz kostur zakończony zakrzywioną głową kobry.
- Odeeejdźcie stąąąd! - Zawyła przeraźliwie, a jej donośny głos odbił się echem w tuzinie sąsiadujących komnat i pomieszczeń, napawając intruzów przeszywającym dreszczem.
- Miejsce to przeklęte, śmierci nieugięte! Sekrrrrety jego raz poznane, muszą zostać zapomniane! - Zarecytowała, a z każdym słowem jej głos stawał się coraz wyższy i wyższy, aż w końcu stał się tak przenikliwie piszczący, że zagłuszył wszystkie kotłujące się myśli w głowach bohaterów, ostatecznie doprowadzając ich na skraj tak wielkiego szaleństwa, że wszyscy niemalże równocześnie padli na kolana, próbując za wszelką cenę zasłonić uszy i przezwyciężyć ten rozrywający głowę pisk. Kilka uderzeń serca później, każdy z nich, jeden po drugim, zaczęli tracić przytomność, jakby zostali trafieni czymś ciężkim w tył głowy. Bast ostatkiem sił zdołała jeszcze napiąć łuk i posłać strzałę w widmo, jednakże te rozmyło się na wietrze tuż przed nią. Chwilę po tym wydarzeniu zapanowały kompletne ciemności oraz głucha, przerażająca cisza będąca posmakiem śmierci…


Awanturnicy nie byli w stanie stwierdzić jak długo leżeli nieprzytomni na podłodze, lecz tuż po swoim przebudzeniu z przerażeniem spostrzegli, że każde z nich było w innym zakątku twierdzy. Auriel przebudziła się nieopodal Larana, w niewielkiej, niczym nie wyróżniającej się komnacie. Kiedy wreszcie otworzyła oczy ten już badał sąsiedni korytarz w poszukiwaniu oznak zagrożenia, jednocześnie oświetlając sobie drogę światłem zaklętego kostura. Te stosunkowo długie przejście musieli pokonać już wcześniej, albowiem wyglądało znajomo, jednakże teraz zdawało się być bardziej wypaczone, niczym z jakiegoś okropnego koszmaru. Wszędzie wokół unosiła się dziwna, bladoniebieska poświata, która nadawała otoczeniu nadnaturalny, wręcz surrealistyczny wygląd. Nim oboje zdążyli się dokładniej rozejrzeć, otaczające ich przedmioty; sarkofagi, czaszki bestii oraz pokryte kurzem pancerze, poruszyły się jakby ożywiła je jakaś potężna, nieznana siła. Auriel natychmiast dobyła mieczy, gotując się do walki z nieznanym i w tym samym momencie usłyszeli za swoimi plecami donośny dźwięk. Z wnętrza ginącego w ciemnościach korytarza dochodził rytmiczny tupot ciężkich butów oraz odgłos niedbale ciągniętego po ziemi masywnego, żelaznego przedmiotu...

W niewiele lepszej sytuacji znalazła się Bast. Zbudziła się ona sama, prawdopodobnie w podziemiach zamku, gdyż panował tu niemalże kompletny mrok. Nie mniej jednak jej kocie oczy oraz nadzwyczaj czuły słuch radziły sobie dobrze także i w tych warunkach, więc bez problemu ruszyła korytarzem przed siebie, docierając do zrujnowanej, przestrzennej komnaty, która ongiś niewątpliwie była salą teatralną. Chwilę po jej wejściu, zakurzona kurtyna podniosła się ukazując pół tuzina zjaw, które pochłonięte były odgrywaniem jakiejś sztuki. Przerażona tym widokiem Bast, wystrzeliła w ich stronę jedno ze swoich zaklęć, jednakże duchy zupełnie na to nie zwróciły uwagi, tak bardzo zajęte były przywoływaniem do życia sceny, która okazała się być wydarzeniem z przeszłości tego obłożonego klątwą miejsca.
Na sam przód wysunęło się jedno z widm - potężny wojownik o muskularnej sylwetce oraz długich, kruczoczarnych włosach, na których osadzona została złota, mieniąca się rubinami korona. Naprzeciw niego stanęły trzy zakapturzone postacie, każda jedna w obu dłoniach ściskała ociekające krwią sztylety, śląc w jego stronę wróżące śmierć spojrzenia.
- Cóż ja wiem o grzeczności, piękności, kłamstwie i rzemiośle? - Gromkim głosem odezwał się wojownik.
- Ja, który zrodzony w surowym kraju, pod gołym niebem wyrosłem. Subtelny język, knowania podstępnych, wszystko to niknie przy ostrza śpiewie.
- Chodźcie i gińcie, psy — nim zostałem królem, byłem wszak człowiekiem!


Rudiego od niepamiętnych czasów ciągnęło do książek, a szczególnym upodobaniem darzył biblioteki. Nie mniej jednak skryte w półmroku pomieszczenie, w którym się obudził, wcale nie należało do miejsc, w których chciałby spędzać leniwe popołudnia, nie mówiąc już o pozostaniu na noc. Był sam, a wokół niego setki, a może nawet tysiące ciężkich, zakurzonych tomów oraz przerażające obrazy, będące karykaturalnymi portretami jakiś nieznanych mu osób, które wydawały się na niego spoglądać z każdego kąta.
Wiedziony wrodzoną ciekawością gnom sięgnął po jedną z wielu ksiąg, po czym bez namysłu otworzył ją. Niemalże natychmiast po obróceniu pierwszych stronic, z jej wnętrza wydarł się tak przeraźliwie donośny krzyk, że kapłan natychmiast wypuścił ją z rąk. Książka upadła z hukiem na ziemię i ku jego uldze sama się zamknęła, choć przez chwilę wciąż dało się słyszeć stłumiony skowyt dochodzący z jej wnętrza. Po tym wydarzeniu zapadła tak przenikliwa cisza, że kapłan był w stanie słyszeć jedynie łomot swojego skołatanego serca. Przez chwilę nie ruszał się, nasłuchując otoczenia, a kiedy wreszcie zebrał odwagę by zrobić krok do przodu, coś poruszyło się w przeciwległej części pomieszczenia i zaczęło szybko zbliżać się w jego kierunku...

W zimnym, ociekającym wilgocią lochu zbudził się Taled oraz Khargar. Wprawdzie nie wiedzieli gdzie dokładnie się znajdują, ale z całą pewnością przebywali co najmniej kilka metrów pod ziemią i niewątpliwie była to sala tortur, o czym świadczyły wszelkiej maści nazbyt pomysłowe machiny do zadawania niewyobrażalnego bólu. Jedną z nich była żelazna dziewica, której wieko było delikatnie uchylone. Na jego krawędziach znajdowały się zaschnięte ślady krwi oraz tkanki mięśniowej. Wiedziony swą ciekawością Khargar zbliżył się do sarkofagu, a następnie ostrożnie go otworzył. To co tam zobaczył sprawiło, że mimowolnie odskoczył do tyłu, mimo że od samego początku spodziewał się nieprzyjemnego widoku. Była to istota, niewątpliwie ludzka, jednakże wyglądała jak poskręcana z wielu niepasujących do siebie części ciał, a następnie skuta pancerzem, który utrzymywał to wszystko w miejscu, nie pozwalając ciału rozpaść się. Tym większe było jego przerażenie, kiedy ów konstrukt otworzył szeroko nabrzmiałe krwią ślepia i poruszył się, wyciągając długie łapska w jego stronę…

Podczas kiedy inni przebudzili się w nieprzyjemnych miejscach i szybko musieli toczyć bój z upiornymi przeciwnikami, Kaedwynna oraz Wilka zbudził odgłos wesoło trzaskającego drewna w rozpalonym kominku. Dwaj awanturnicy leżeli wygodnie na osobnych łóżkach, w komnacie znajdującej się na poddaszu twierdzy. Wewnątrz było ciepło i przytulnie, dlatego pomimo ogólnej dezorientacji nie spanikowali tak bardzo jak ich rozdzieleni towarzysze. Po przebudzeniu, druid wiedziony niezrozumiałą pokusą zbliżył się do okna. Rozsunął kotary i ku własnemu zdziwieniu, zauważył, że na zewnątrz panuje nocna ciemność, rozświetlana jedynie przez blade światło księżyca w pełni. No, właśnie… Księżyc był wysoko na niebie i świecił w pełni, a zmiennokształtny mógł przysiąść, że nie miał krwistego, ludzkiego mięsa w ustach od wieków. Co więcej; obaj dość szybko zauważyli, że to co na samym początku uznali za odgłosy trzaskającego drewna w kominku wcale nimi nie były, choć z pozoru tak się wydawało. Dźwięk, który ich zbudził, dochodził zza drewnianych drzwi prowadzących do ich komnaty i niewątpliwie był skrobaniem, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze i uciążliwsze…

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 05-12-2017 o 19:08.
Warlock jest offline  
Stary 12-12-2017, 18:53   #80
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Samica zamarła na moment widząc bezsensowność swojego ataku. Duchy rozmawiały ze sobą, czy też zamierzały zaatakować siebie nawzajem. Szybkie spojrzenia w dookołą czy żaden inny duch nie skrada się z zamiarem szybkiego skrócenia życia i można otworzyć swój umysł na informacje. Milcząca Bast zacisnęła dłoń na swoim wisiorze wlewając w niego swoją wolę. Jej sylwetka zmyła się z ciemnościami i tak jak przed momentem jeszcze była teraz już jej nie było. Duchy odgrywały swoje przedstawienie pustej sali. Samica powoli i z największą ostrożnościa zbliżyłą się do sceny, aby lepiej się przyjrzeć wydarzeniom.

Zjawy toczyły między sobą walkę, którą ostatecznie wygrał barbarzyński król, pokonując zręcznie wszystkich swoich wrogów. Stanął on w triumfalnej pozie i zniknął w bezkształtnej chmurze błękitnego dymu. Podobnie stało się z pozostałymi duchami, jednakże w tym samym momencie na scenę wybiegła zjawa, którą Bast ujrzała wcześniej, w komnacie, w której ona i reszta awanturników straciła przytomność.
Odziana w długie szaty czarodziejka biegała w panice po scenie, jakby czegoś desperacko szukała lub przed czymś uciekała. Po chwili natknęła się na odzianego w ciężką zbroję kapitana straży oraz dwóch, towarzyszących mu ludzi.
- Dopadli władcę! Orkowie wdarli się do zamku i pozbawili go głowy! Jeśli nic szybko nie zrobimy, to ten sam los spotka też i nas! - Krzyczała całkiem już ogarnięta paniką.
- Za późno - grobowym głosem przemówił kapitan. - Zablokowali wszystkie wyjścia. Jesteśmy otoczeni, a moi ludzie zginęli lub zaraz dołączą do poległych. Jeśli chcesz, to mogę wyświadczyć ci tę ostatnią przysługę i szybko zgładzić ciebie, tu i teraz. Nas zabiją od razu, bez chwili zawahania, ale jeśli ciebie dopadną te bestie… Mówiąc krótko, wolałabyś być martwa - mężczyzna uniósł wymownie swój ostry jak brzytwa miecz, po czym dodał:
- Nawet tego nie poczujesz, Iris…
- Nie! Nie! Nie! - Przerwała mu młoda kobieta, wymachując szaleńczo swoimi wątłymi ramionami. - Musi być stąd jakieś wyjście! Ja… Ja chyba wiem, co trzeba zrobić, ale nie jestem pewna, czy to się uda - wypowiadając te słowa zaczęła się rozglądać po komnacie, badając z uwagą każdy skrawek ściany. - Ukryłam tu kiedyś pewien kamień, jeden z siedmiu siostrzanych kryształów, które zostały stworzone przez tytanów u zarania dziejów tego świata. Miałam dokładniej zbadać jego naturę, ale zbyt wiele innych spraw ciążyło na moich barkach, abym mogła się temu w pełni oddać. Dlatego musiałam go ukryć i uznałam, że w Hutaatep będzie bezpieczny - mówiąc to, podeszła do jednej ze ścian, dokładnie i uważnie badając każdy kamienny blok, z którego została wykonana.
- Eufrego! - Wypowiedziała głośno i wyraźnie, kiedy wreszcie zlokalizowała miejsce, w którym ukryła kamień. Było to fragment ściany, na którym zawieszony został portret barbarzyńskiego króla, pierwszego władcy Hutaatep. Na płaskiej, kamiennej powierzchni zaczął pojawiać się jakiś runiczny symbol, a po chwili jeden z kamiennych bloków rozpłynął się w powietrzu niczym iluzja. Iris sięgnęła w głąb pustej przestrzeni i wyciągnęła z niej bladoniebieski kryształ, który mienił się własnym, słabym światłem.
Mając go w dłoni, szybko przeszła przez komnatę, a w ślad za nią ruszył kapitan i jego ludzie, wymieniając między sobą pytające spojrzenia. Na chwilę wszyscy zniknęli z oczu Bast, by pojawić się raz jeszcze, lecz tym razem w komnacie, w której awanturnicy znaleźli kryształ.
- Orkowie nadchodzą! - Krzyknął kapitan, zaglądając w głąb jednego z korytarzy. Odpowiedział mu bestialski skowyt zielonoskórych humanoidów. - Jeśli chcesz nas ratować, to lepiej pospiesz się!
- Musicie mnie bronić! - Odpowiedziała Iris, kładąc kryształ na kamiennym podeście. - Bogowie, sprawdźcie, żeby to podziałało. Błagam, błagam… - Wzięła kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić i zamknęła oczy, wyciągając rękę przed siebie, tak iż teraz jej delikatnie zgięta dłoń znajdowała się ponad ostrym czubkiem kryształu.

Iris zaczęła nucić słowa prastarej inkantacji, a strzegący jej żołnierze walczyli i ginęli w obroni czarodziejki. Kapitan stawał opór najdłużej ze wszystkich, jednakże wrogów było zbyt wielu i w końcu nawet przestał się bronić, tylko ciął przed siebie. Z każdym otrzymanym ciosem, z każdym strumieniem krwi, który wytrysnął z jego ciała, jego wola walki zmniejszała się, aż w końcu półprzytomnie padł na kolana, ostatkiem sił wyprowadzając nieprecyzyjne cięcia. Otaczający go orkowie rozczłonkowane go toporami, a później otoczyli szerokim kręgiem czarodziejkę i z obleśnym śmiechem zaczęli się do niej zbliżać, nie zdając sobie sprawy z rzucanego przez kobietę zaklęcia. Jedna z bestii zrzuciła nawet z siebie część okrywającej jej potężnie umięśnione ciało skóry niedźwiedzia, nie kryjąc się przy tym ze swoich zamiarów. Była już blisko, praktycznie obejmowała masywnym ramieniem talię delikatnej kobiety, kiedy ta otworzyła błyszczące bladoniebieską energią oczy i dokończyła ostatnie zdanie inkantacji. Potężny wybuch energii, która wydostała się z kryształu, wydarł dusze każdej żywej istocie, która w tamtej chwili znajdowała się na terenie twierdzy. Zginęli wszyscy, najeźdźcy i obrońcy, a ich dusze na zawsze miały zostać związane z tym miejscem. Garstka orków, która znajdowała się poza murami miasta w tamtym momencie, uciekła w popłochu na pustynię, nie chcąc grabić tego przeklętego miejsca.

Tuż po tym wydarzeniu, w sali teatralnej zapadła kompletna cisza. Wszystkie zjawy zniknęły, zostawiając Bast samą ze swoimi myślami, w kompletnych ciemnościach.

Bast pozwoliła sobie na moment przeanalizować co zobaczyła. Uznała w końcu, że powinna odnaleźć innych. Tym razem nie wyglądało na to, że uda jej się znaleźć drogę bez dodatkowego światła. Pozostając niewidzialną samica sięgnęła po jedną ze strzał i wyszeptała słowa czaru tuż przed grotem, a z niego zabłysło światło rzucając ostre cienie na wszystko dookoła. Patrząc skąd przybyła Bast wybrała inną drogę mając nadzieję, że dokądś ją zaprowadzi.

Bast opuściła salę teatralną, oświetlając sobie drogę blaskiem, emanującym z zaklętego magią grotu strzały. Samica ruszyła długim, zapuszczonym korytarzem, którego kąty pokryte były starymi pajęczynami, bezwładnie poruszającymi się pod delikatnym podmuchem wiatru. Po pewnym czasie ujrzała przed sobą zabrudzone, drewniane drzwi. Otworzyła je ostrożnie i wkroczyła ukradkiem do pustego pomieszczenia, w którym były tylko drzwi (cztery w sumie). Nie wiedząc którędy się udać, otworzyła każde z przejść. Ze wszystkich stron do pomieszczenia docierały korytarze, a z jednego z nich dochodziły przytłumione odgłosy jakiejś rozmowy.

Powiada się, że ciekawość zabiła kota. Bast jednak nie była kotem a panterą. Zgasiła magiczne światło i powoli, po cichu zaczęłą iść w stronę głosów. To mogli być jej towarzysze, albo kolejne duchy, lub jeszcze ktoś inny. Ostrożność w tym momencie zdawała się najodpowiedniejsza. Sunąc na przód Bast stawiała swoją łapę zawsze bardzo delikatnie i dopiero potem przenosiła ciężar na tę nogę.

Pantera dotarła do końca korytarza i ostrożnie nacisnęła na klamkę, by następnie delikatnie pchnąć drzwi przed siebie. Te jednak otworzyły się wyjątkowo donośnym jękiem, który zdradził jej pozycję, więc nie widząc innego wyjścia, Bast pchnęła je mocno na oścież, by następnie w ułamku sekundy napiąć łuk.
Przed sobą miała komnatę tortur oraz wyraźnie zdyszanego Khargara i Taleda, rozprawiających nad zwłokami jakiegoś skręconego z ludzkich ciał konstrukta.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172