Sierżant odnalazł brodacza siedzącego na czyjejś połamanej tarczy i wypuszczającego kłęby żrącego w oczy dymu. Jemu samemu zdawało się to nie przeszkadzać, a imperialni żołnierze szybko nauczyli się omijać jego miejscówkę. Baron jednak nie zamierzał pozostawić kaprala w spokoju i nie dając mu specjalnego wyboru zabrał go na obchód obozu.
Więc poszli.
Nie trwało to jednak długo, bowiem zjawił się porucznik oznajmiający o udziale w naradzie w Trzeciej i tymczasowym przejęciu obowiązków przez sierżanta. Ostatniego sierżanta w Czwartej Kompanii. Jak dla Detlefa to sierżanci w Czwartej coś za szybko umierali. Dobrze, że kapralom wiodło się nieco lepiej w tej dziedzinie.
W każdym razie sierżant ruszył do realizowania swojej wizji dowodzenia kompanią a kapral Thorvaldsson postanowił wrócić do odpoczynku. Tym bardziej, że Baron już zapowiedział prace ziemne z samego rana. Mus to mus - nawet na wojnie jest zapierdziel niczym w kopalni.
Rozmyślając o rodzinnej twierdzy i dawno nie widzianych członkach klanu czyścił kufę garłacza, który tak zacnie sprawił się w czasie niedawnej potyczki. Z pewnością od czasu jej zakończenia kapral zrobił się jakiś małomówny i ponury, jakby jakieś ciężkie brzemię spoczywało na jego barkach.
Oczami wyobraźni znów widział Zhufbar. Wrota Wodospadu. Wspaniała i nigdy nie zdobyta przez wroga twierdza będąca domem wielu dawi i ich sprzymierzeńców. Najbardziej otwarte na kontakty z innymi rasami krasnoludzkie miasto, aktywnie wspierające osadnictwo człeczyn na podgórzu. Ci nieustępliwi górale nienawidzili zielonoskórych na równi z synami Grungniego, do tego pili tęgo i często, co sprzyjało zacieśnianiu relacji między dwiema rasami. Do tego Imperium przysyłało oddziały skazańców, których drogą do odkupienia win była walka z wrogami ludzi, a przy tym wrogami krasnoludów. Ci ostatni wyposażali człeczyny w broń, zapewniali schronienie lub zbrojną pomoc w razie potrzeby. Zhufbar było najlepszym przykładem, że wspólne działanie dla osiągnięcia wspólnych celów przynosi korzyści wszystkim stronom.
Coraz głośniejsze chrapanie oznajmiło wszystkim wokół, że kapral zmęczony ciężkim dniem zasnął.
Gdzieś w środku nocy zaczęło się zamieszanie. Klnący i utyskujący na niedolę żołnierze robili taki hałas, że tylko głuchy by się nie obudzil. A Detlef nie był głuchy, przynajmniej na razie. Nie miał zbytnio ochoty ruszać dupska, ale rozsądek i poczucie obowiązku zwyciężyły - w końcu może gdzieś tam wróg podchodził i głupio byłoby przespać nadchodzące starcie?
Dotarł na miejsce zbiórki i przepchnął się do pierwszego szeregu. Widząc Barona w milczeniu podniósł tylko brew, jakby pytając: "O co chodzi, sierżancie?"
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |