Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2017, 18:28   #98
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Carmen zachichotała, nie przerywając pieszczot kochanki.
- Chyba obie jesteśmy uzależnione od adrenaliny... - szepnęła do ucha Andrei, po czym ją w nie ukąsiła.
- Rozbieraj się…- wymruczała Andrea wstając i zsuwając z siebie gorset wraz z suknią. Rzekła przez ramię przy tym.- Anushka… nie odwracaj się tyłem. Dobrze wiem, że Śmigacz nie potrzebuje twoje pomocy.
- Ttaak.. szefowo.- mruknęła zawstydzona blondynka i odwróciła się by patrzeć, jak zsuwając suknię Andrea kręci bioderkami.
Carmen podniosła się z kanapy powoli.
- Tak bez pomocy? - zamarudziła, lecz po chwili zaczęła niespiesznie, drażniąc się z Corsac rozwiązywać własny strój.
- Anushka może ci pomóc… jeśli ją o to poprosisz. - mruknęła Andrea pozostając w wysoko sznurowanych butach i podkolanówkach, które w zasadzie był nad-kolanówkami.
Stała triumfalnie nad siedzącą Carmen splatając ramiona na piersiach… władcza i dominująca. Może nie była Huai, ale z pewnością miała podobne podejście do partnerów i partnerek.
- Może... jeśli zechce. Nie zwykłam się prosić. - Odpowiedziała Carmen kończąc poluzowywać wiązania gorsetu.
- Ona jest bardzo nieśmiała. Biedny ptaszek, który nie potrafi wyrażać usteczkami swoich pragnień.- zerknęła za siebie spoglądając na speszoną Anushkę, która tylko… skinęła głową.
- Niech więc cierpi... Lubię, gdy przełamuje się bariery. - Odpowiedziała Carmen, wysupłując się z sukni. Stanęła teraz przed kobietami odziana jedynie w pas do pończoch, pończoszki i eleganckie botki na obcasach.
- Zobaczymy czy ci się uda. Mnie się nie udało.- Andrea kucnęła przy lewej nodze kochanki tuląc piersi do jej uda i ocierając się podbrzuszem o jej łydkę. Ustami muskała biodro, a palce sięgnęły intymnego zakątka kochanki prowokująco pieszcząc Carmen. Wszystko po to, by drażnić się z pragnieniami przyglądającej się temu maszynistki.
Brytyjka uniosła ku górze ręce i przeciągnęła się powoli, prezentując kształt swoich piersi oraz smukłość talii.
- Jeśli nie zrobisz nic, pójdziemy sobie, wiesz o tym? - zapytała Anushki.
Ta… tylko kiwnęła głową i coś tam powiedziała cichutko pod nosem zawstydzona.
- Widzisz… mówiłam.- mruczała Andrea delikatnie kąsając pośladek Brytyjki i wodząc palcami po kwiatuszku kochanki niczym wirtuozka po ulubionym instrumencie.
Carmen westchnęła, ignorując dziewczynę na kilka chwil, w trakcie których poddawała się pieszczotom Andrei, po czym jakby dając maszynistce ostatnią szansę uśmiechnęła się do niej i wykonała zapraszający gest dłonią.
To ją ruszyło… najpierw jeden drobny kroczek, potem kolejny… podchodziła powoli i z opuszczoną głową. Jak spłoszony króliczek w kierunku marchewki trzymanej w dłoni. Andrea zaś przemieściła się za Brytyjkę i zajęła smakowaniem swej pokusy. Kształtnej pupy Brytyjki, którą smakowała językiem, pieściła pocałunkami i delikatnie kąsała. Jej palce wodziły po bioderkach lady Stone.. zostawiając jej intymność odsłoniętą na spojrzenie i inicjatywę maszynistki.
- Częstuj się, skarbie - szepnęła do maszynistki Carmen, wyciągając do niej dłoń.
- cmmrbić?- wyszeptała cicho Anushka chwytając za dłoń Brytyjki i zaciskając na niej palce. Mruknęła głośniej.- Co… mam… robić?
Oblizała w podnieceniu wargi patrząc na ciało Brytyjki rozpalonym spojrzeniem.
- Moja biedna Anushka woli, gdy ktoś inny przejmuje inicjatywę.- wymruczała Andrea zajęta pieszczotą pupy Brytyjki, przesunęła znacząco pomiędzy jej pośladkami.
- A co chcesz robić? - Carmen jednak nie odpuszczała dziewczynie, patrząc wyzywająco w jej oczy.
Odpowiedzią był cichy szept którego lady Stone znowu nie dosłyszała, a potem… Anushka uklękła i języczkiem badawczo musnęła wrażliwy punkcik łona Carmen, a potem zaczęła delikatnie wodzić i smakować ślady pożądania i rozkoszy, które znaczyły kropelkami ten obszar ciała Brytyjki. Te pieszczoty były niewinne i delikatne w porównaniu z lubieżnym tańcem języka Andrei na pośladkach akrobatki. Ich połączenie jednak było niby najwspanialsza kompozycja muzyczna, która porywała ze sobą zmysły Brytyjki. Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu i stojąc na drżących nogach, pozwalała się wielbić swoim kochankom.Była zarówno idolem jak i zabawką obu kobiet, które rozkoszowały się jej ciałem wodząc językami po skórze. Uwięziona pomiędzy nimi, czuła rozkoszne igiełki pożądania promieniujące z jej dolnych obszarów ciała. Czuła też inne drżenie. Pociąg co prawda zwalniał, ale powoli… i nadal poruszając się szybko wchodził w zakręty z drżeniem przechodzącym przez cały mechanizm. Po takim rozpędzeniu potwór potrzebował bowiem czasu na wyhamowanie.
Carmen poddała się jego pędowi, tak jakby to wielki stalowy potwór był jej kochankiem, jej ciało zmysłowo falowało w przód i tył, ocierając się o obie kobiety. Brytyjka gładziła włosy maszynistki i... nie myślała w tej chwili chyba o niczym, poddając swoją świadomość bodźcom ciała.
Dłonie Andrei chwyciły ją nagle w pasie i pociągnęły w dół.
- Co masz… tak męczyć się stojąc.- zachichotała Corsac niczym wesoły chochlik.
- Dla ciebie mogę się męczyć... mogę zrobić co zechcesz. - Odpowiedziała Carmen, opadając na kolana i odwracając się, by pocałować Corsac.
- Ale po co… chcesz się męczyć…- pocałowała ją zachłannie Andrea sięgając do piersi klęczącej Brytyjki i ściskając je władczo. Ocierała się przy tym biustem o plecy pochwyconej agentki. Także i Anushka była gotowa do poświęceń, bowiem pochylona na czworaka wodziła językiem po łonie Carmen i sięgając głębiej w kwiat jej rozkoszy. - No… chyba że… w ramach pokazu dla mnie… może z Anushką...wykorzystacie mojego inżyniera? Będzie to piękny widok i oszczędzi mi jego narzekań na moją lekkomyślność.
- Pytasz mnie? Myślałam, że jestem tu po to by ci służyć? - zachichotała Carmen, lecz jej głos zaraz przeszedł w jęk na skutek pieszczot Anushki. Zamruczała.
- Wieczorem… będziesz mi służyć… całym.. ciałem…- przygryzła delikatnie płatek uszny kochanki, pieszcząc jej krągły biust raz delikatnie raz ściskając jej piersi mocno. Anushka przycisnęła twarz głębiej sięgając swoim języczkiem.
- Lubię… ten widok.- mruknęła Andra. Nic dziwnego… zgrabna pupa maszynistki unosiła się w górę kusząc do podboju… tym bardziej, że strój Anushki opinał mocno jej ciało w tych rejonach.
- Chyba faktycznie powinnaś wezwać Roberta - powiedziała agentka, przyglądając się tym krągłościom i... odpływając pod wpływem pieszczot obu kochanek.
- To dobrze… bo już hamujemy…- zamruczała Andrea i pogłaskała Anushkę która niczym zachipnotyzowana wodziła językiem po podbrzuszu i udach kochanki.
- Anushko… zawołaj proszę Roberta, gdy już się zatrzymamy.- poprosiła. A blondynka z uśmiechem skinęła głową.
Zbliżali się do garażu, lokomotywa już toczyła się leniwie. a Andrea tuliła do siebie Brytyjkę wodząc palcami po jej nagiej skórze. Delikatnie i pieszczotliwie.
Pociąg stanął z głośnym gwizdem. Anushka wyszła, by zawołać inżyniera, a Andra cmoknęła Carmen w policzek. - Twoja kolej moja śliczna… zrób olśniewające przedstawienie. Będę obserwowała z kanapy.
- Jakieś życzenia, co chciałabyś zobaczyć? - Carmen siedziała, tuląc się plecami do kochanki.
- Was obie na nim... i zdecydowanie więcej ciałka Anushki.- wymruczała Andrea całując jej szyję.- Aaaa w drugą stronę? Co ty byś chciała posmakować wieczorem w mojej sypialni? Poza swoim lokajem oczywiście.
- Chcę byś go sprowokowała. -Odpowiedziała Carmen z uśmiechem - By stał się bardziej bestią niż lokajem.
- Mmm… musimy przygotować mu więc więzy. Tej bestii. A co mogłoby go sprowokować? I na kogo rzucimy tą bestię?- zamruczała do ucha Brytyjki. - Daj mi jakieś podpowiedzi.
Carmen udała, że się zastanawia.
- Wpuść innego samca... nieograniczonego Twoimi rozkazami. Jan wbrew pozorom bywa bardzo zaborczy. Swoją drogą, pamiętasz może przy jakiej okazji go spotkałaś? Jestem ciekawa co wyrabiał, gdy nie było mnie w pobliżu…
- Nie… nie pamiętam za bardzo. I jeśli spotkałam go w Wenecji, to był tylko anonimowym kochankiem za maską. - zamyśliła się Andrea głaszcząc kochankę po włosach.- Czyli zwiążemy go i pozwolimy Robertowi zająć sie tobą na jego oczach?
Uśmiechnęła się łakomie.- Brzmi interesująco.
Tymczasem do lokomotywy weszła Anushka jak i inżynier który zaczął jeszcze przed wejściem do pojazdu mówić głośno.- Pani Corsac musi porooo… a więc… eeem… co to właściwie oznacza?
Carmen uśmiechnęła się, oparta o Andreę.
- Właśnie wprosił się pan na naszą imprezę, co jest bardzo niegrzeczne - mówiła rozbawiona - Jednak w ramach wkupienia się w łaski może pan dołączyć do nas zdejmując ubrania. Ciebie to również obowiązuje, kochanie - zwróciła się do mechaniczki - Masz cudowny języczek, ale zasady to zasady. - Rozłożyła ręce w geście bezradności.
Mężczyzna westchnął teatralnie i zabrał się za rozpinanie całej uprzęży jaką na sobie nosił, a Anushka opuściła głowę i wypiszczała coś cicho. Co Robert spokojnie przetłumaczył.
- Ona nie zdoła. Jest zbyt wstydliwa. Ktoś musi rozebrać ją, bo się sama nie przełamie.- wyjaśnił ciepło. - Ona jest bardzo potulna i uległa… i urocza przez to. Ale ma to swoje słabe strony.
- Więc może jej pomożesz, skoro się tak świetnie rozumiecie? - zapytała Carmen.
- Tak… oczywiście.- usunąwszy uprząż mężczyzna stanął tuż za blondynką, pochwycił za jej piersi sprawiając że pisnęła głośno i zmysłowo zaczęła się ocierać o stojącego za nią mężczyznę, który pieścił w tej chwili jej piersi.
- Ma bardzo wrażliwe na dotyk i on o tym wie.- zamruczała jej do ucha Andrea. - Co nie zmienia faktu, że umie dotykać.
Robert zabrał się za rozpinanie jej gorsetu pod koszulą pieszcząc drugą dłonią piersi Anushki. Dziewczyna wyraźnie się relaksowała, co świadczyło… że zdarzało się jej znaleźć w jego ramionach.
To był bardzo przyjemny widok. Tych dwoje pasowało do siebie w jakimś sensie, motywowało. On wydawał się wcześniej nieco zagubiony w okowach dwóch famme fatale, teraz nabrał pewności siebie, starając się oparciem dla wstydliwej dziewczyny. Carmen przyglądała się im z uwagą, zastanawiając się, gdzie podziała się jej własna skromność. Wydawało się, że przepadła zupełnie…
Muskając delikatnie szyję Anushki mężczyzna zabrał się za uwalnianie jej piersi od koszuli. Szepnął jej coś zapewne by ułatwić sobie zdjęcie tej części stroju, odsłaniając duże i pełne piersi dziewczyny prężące się dumnie w podnieceniu. Jego palce przesunęły się po nich, a potem po brzuchu blondynki schodząc do spódniczki opinającej jej ciało. Ale sam Robert wpatrywał się w kuszący widok przed nim. W nagą Carmen otuloną przez Andreę… jakby obiecywał Brytyjce ten sam dotyk na jej ciele.
Carmen uśmiechnęła się kocio, gładząc leniwie nagie ramię kochanki, która wciąż ugniatała jej własne piersi.
To była… dziwna sytuacja i ekscytująca zarazem. Po zsunięciu spódniczki, palce Roberta wsunęły się po koronkowe majteczki Anushki, by i te powoli zsunąć w dół. Im bardziej obnażona i podekscytowana była blondynka, tym mniej było w niej skrępowania sytuacją… choć na twarzy była czerwona nadal.
- Buty... i rękawiczki zostawić?- zapytał pozornie obojętnym tonem Huntington.
- To całkiem ciekawe zestawienie, niech zostanie. - Carmen przyglądała się z podziwem blondynce. Wciąż co prawda bardziej doceniała urodę męskiego ciała, jednak tutaj musiała przyznać, że dziewczyna prezentuje się bardzo apetycznie.
Robert zaś zaczął się rozbierać, powoli zdejmując krawat, kamizelkę, koszulę i zabierając się za spodnie. Powoli i bez pośpiechu, z pietyzmem układając kolejne kawałki swego ubrania na podłodze. Anushka zaś wydawała się nie wiedzieć co ma zrobić z rękami. Więc wodziła nimi po swoim ciele niepewnie.
- Anushko, mogłabyś zmotywować pana do pośpiechu? - zapytała niewinnym tonem Carmen.
- Jjjak?- zapytała cichutko dziewczyna zerkając to na Carmen w objęciach Andrei, to na inżyniera.
- Dotykaj go. Wszędzie. Ale bez języczka. - zarządziła.
Blondynka skinęła głową i podeszła do mężczyzny, któremu ciężko było ignorować ocierającą się o niego całym ciałem ślicznotkę, wodzącą palcami po jego mięśniach brzucha. Inżynier nie był nienajgorzej zbudowany, co oznaczało że zajmował się potworem Andrei nie tylko przy desce kreślarskiej. W końcu wreszcie opadła bielizna i paluszki Anushki łapczywie chwyciły za tą sztywną dźwignię.
- Lepiej wkrocz, zanim zapomną że tu jesteśmy. - zachichotała podnieconym głosem Corsac.
- Źle ci? To całkiem ciekawe przedstawienie... - odparła Carmen.
- Zaczną bez ciebie.- zaśmiała się Corsac sięgając między uda Brytyjki i muskając jej łono. I chyba miała rację, bo rączki Anushki łapczywie zacisnęły się na męskości kochanka z wprawą wielbiąc ten pal miłości muśnięciami palców. Dziewczyna zgodnie z poleceniem nie używała ust i języka, ale dysząc pożądliwie ocierała się biustem o plecy Roberta.
- Jak sama powiedziałaś, cała noc przed nami, a ja sporo pary już spuściłam. Spójrz zresztą na nich... widać, że mają na siebie ochotę, ale będą czekać na nasze przyzwolenie.
- Na nas też mają ochotę… moja droga.- Andrea nachyliła się i lubieżnie pocałowała usta Brytyjki rozkoszując się tańcem z jej języczkiem. - A poza tym…- sięgnęła palcami do kwiatuszka kochanki.- Naprawdę wolisz leżeć w mych ramionach i tylko oglądać?
- Zaczynam czuć, że nie mam wyboru... - uśmiechnęła się oszczędnie Carmen. Była zamyślona jednak bardziej niż rozpalona. W głowie wciąż miała myśli na temat zmiany, która w niej zaszła.
- Dla mnie to nie nowość.- wymruczała Andrea uśmiechając się delikatnie i patrząc, jak palce przytulonej do pleców Roberta Anushki grając symfonie jęków rozkoszy na jego flecie.
- Rozkoszny widoczek… przyznaję i podniecający… ale nie nowość.- szepnęła kąsając płatek uszny. - Jeśli jednak chcesz tylko patrzeć, to… jesteś moim gościem. Możemy ograniczyć się do podziwiania. -
Carmen wtuliła się więc w kochankę i patrzyła, błądząc we własnych myślach.
- No Robercie… zajmij się biedną Anushką niech nie cierpi.- zachichotała Andrea pieszcząc leniwie nagie ciało Carmen trzymane w swych objęciach. Inżynier zaś przyciągnął blondynkę do siebie i poprowadził do ściany lokomotywy, tam opartą o nię plecami całował zachłannie po ustach, szyi i piersiach które prężyła jakby prosząc o pieszczoty. Uniósł lewą nogę Anushki, trzymając w kolanie i posiadł ją…. wyrywając z jej ust jęk strachu i rozkoszy. Wszystko to czynił spokojnie i precyzyjnie, metodycznie… jakby wszystko było wyliczeniami, które realizował, choć… było czuć w jego pieszczotach czułość i delikatność. A w drżącym ciele Anushki pasję i pożądanie, które nie potrafiła okazać sama. Potrzebowała kogoś do tego, kto ją tą ścieżką poprowadzi.
Carmen zaś zastanawiała się kim stanie się Anushka za kilka lat. Czy będzie podobna do niej samej? Czy pod wpływem Andrei stanie się wyuzdaną dominą? Sama Carmen jeszcze miesiąc temu nie podejrzewałaby sie o takie ciągoty, a teraz mówiła tej dwójce co ma robić, knuła intrygę, by dręczyć i podniecać swojego kochanka, który poza ciałem dawał jej przecież coś jeszcze...
To było szalone, ale nagle Carmen podniosła się i zaczęła zakładać swoje rzeczy.
- Coś się stało? - zapytała zamyślona Andrea przyglądając się działaniom agentki. Nie ruszyła jednak nawet palcem, by ją powstrzymać.
- Ta scena... o czymś mi przypomniała. A właściwie o kimś. Przykro mi Andreo, ale jednak tej nocy nie spędzimy razem. W sumie może dzięki temu też uwierzysz, że nie przyszłam tu tylko po to, by towarzyszyć ci na spotkaniu. Oczywiście, wiem, że to oznacza, że Twoje zaproszenie nie obejmuje mej osoby, ale cóż... nie jest to pierwsza i ostatnia szalona rzecz którą robię. Wybacz mi i mam nadzieję, że nie zepsuję ci jednak wieczoru.
- To rzeczywiście… rozczarowujące. - stwierdziła dość chłodno Corsac powoli wstając.- Ale nie dlatego, że dziś każda z nas spędzi noc w innym łóżku.
Położyła palec na ustach Brytyjki mówiąc.- Słowa mają swoją wagę. Obietnice mają swój ciężar. Nie wypada ich rzucać na prawo i lewo bez namysłu. Nie chodzi nawet o to, że nie przytulę dziś ciebie, ale… nie powinnaś wpierw składać obietnic komuś, a potem ich wycofywać. To brak szacunku wobec danej osoby.-
Uśmiechnęła się potem ciepło.- Niemniej rozumiem. Co do… spotkania z Archibaldem to… odmówiłam memu wielbicielowi. Niewielka strata… wstyd jednak zmieniać zdanie. Będę musiała pójść sama, natomiast pewna propozycja nadal pozostaje otwarta. Jeśli chcesz, ty i twój lokaj możecie nadal skorzystać z wygody mego domu, zamiast jechać do Zurychu, Obiecuję, że z mej strony nie będzie żadnego nagabywania.-
Westchnęła ciężko. - Kusi by ulec i jednak wziąć cię ze sobą na przyjęcie Carsteina, ale jaka to by wtedy była nauczka, prawda?
Carmen skinęła głową i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Zgadzam się we wszystkim co mówisz. Jesteś naprawde niesamowita i to jak obie uwielbiamy adrenalinę sprawia, że nie chcę wyrzekać się tej znajomości. Jednakże to co powiedziałaś o obietnicach i szacunku... doszłam do wniosku, że większym brakiem szacunku byłoby uczestniczyć w twojej zabawie i tylko udawać, że mnie ona pochłania, podczas gdy moje myśli błądzą gdzieś indziej. I tutaj sama zdecydowałam, co jest lepsze. Jeśli jednak się ze mną nie zgadzasz, jeśli chcesz mnie sprowadzić do roli pieska na smyczy... niech i tak będzie, bo faktycznie złożyłam obietnicę. - Powiedziała, patrząc odważnie w oczy Corsac.
Palec Korsykanki przesunął się opuszkiem po dolnej wardze Brytyjki, by po chwili delikatnie wsunąć się między nie.
- Nie kuś mnie….- szepnęła łobuzersko Andrea.- Smycz już mam.-
Po czym odsunęła się i dodała ze śmiechem. - Ja jednak nie mogę pełnić dalej roli gospodyni będąc nago, więc poproś Symeona, by sprowadził do ciebie Genevieve. Ona zajmie się wszystkimi twoimi kaprysami i potrzebami. A my… zobaczymy się na śniadaniu, jeśli skorzystasz z mojej gościny.-
- Twoje towarzystwo jest mi miłe nawet gdy jesteś w ubraniu. - Powiedziała Carmen i spontanicznie pocałowała kobietę w policzek.
- Problem w tym, że dziś raczej nie planuję być długo w ubraniu. Pora dość późna.- przypomniała ze śmiechem Andrea.
Po czym pomachała parze kochanków i ruszyła do zejścia. Jedynie Robert machnął dłonią w pożegnaniu. Anushka była zbyt skupiona na przeżywaniu rozkoszy. Deus ex machina Symeon okazał się równie nieśmiały bo nie odpowiedział na polecenie Carmen. Niemniej wkrótce zjawiła się sama ochmistrzyni czekając na kaprysy Brytyjki.
- Chciałabym wrócić do mojego pokoju i dostać tam coś do picia. Jeśli możesz, przekaż też mojemu lokajowi, że tam będę, choć jeśli jest zajęty, nie musi się spieszyć. - Ostatnie słowa zabrzmiały mniej pewnie, choć było to ledwo wychwytywalne drżenie głosu.
- Wino? Piwo? Whiksy? Czy coś bez alkoholu? Może być dostarczone wszystko.- rzekła Francuzka prowadząc Brytyjkę przez labirynt pokoju.- Może jakąś przekąskę do trunku? Proszę się nie krępować. Jest pani gościem naszym, więc wszystkie pani kaprysy są traktowane bardzo poważnie.
Carmen uśmiechnęła się lekko. Przez chwile chciała zapytac o to, co robi Rosjanin, ale powstrzymała się. - Czerwone, wytrawne wino i jakaś deska serów całkowicie zaspokają moje potrzeby.
- Dobry wybór. Z przykrością muszę bowiem stwierdzić, że szwajcarskie sery przewyższają smakiem wyroby francuskiej kuchni.- westchnęła smętnie Genevieve trzymając fason i prostą postawę. Zupełnie jakby godzinę temu nie wspomniano przy niej o jej nie tak chlubnej przeszłości. Obie kobiety weszły po schodach i ochmistrzyni otworzyła jej drzwi. - Zakładam, że już będzie się pani kładła do odpoczynku, czy tak?
- Nie wiem. - Odparła zdawkowo Carmen. Sama bowiem zastanawiała się ile przyjdzie jej czekać na towarzysza i czy w ogóle powinna to robić.
- Acha. Proszę jednak w razie chęci pozwiedzania, nie czynić na własną rękę. Wbrew pozorom bardzo łatwo tu zabłądzić, a niektóre pokoje bywają niebezpieczne. Pan Huntington to bałaganiarz i rozrzuca swe wynalazki po przeznaczonych dla niego pomieszczeniach nie dbając o takie detale jak podstawy BHP.- wyjaśniła uprzejmie Genevieve.- Proszę po prostu zadeklarować głośno chęć rozejrzenia, a wkrótce zjawi się pokojówka, która panią poprowadzi tam gdzie pani sobie zażyczy.-
Carmen przypuszczała, że nie o zabawki tutaj chodzi, ale nie skomentowała słów służącej. Po prostu skinęła głową na znak, że je rozumie i akceptuje.
- To wszystko więc. Życzę udanego wieczoru. Prawdopodobnie zobaczymy się dopiero rano. Prawdopodobnie.- Francuzka dygnęła i zamknęła drzwi zostawiając Carmen samą.
Ponieważ ta ubierała się raczej pospiesznie, teraz zdjęła z siebie krzywo zawiązaną suknię oraz bieliznę i udała pod prysznic. Tam rozważała opcję udania się na nocny spacer po posiadłości, celem sprawdzenia czy Andrea jednak nie ma eksponatów, sugerujących, że może być owym “AC”, którego Brytyjka poszukuje.
- Przyniosłem wino… i sery, madame.- rozległ się głos Orłowa, po głośnym pukaniu w drzwi.
Ucieszyła się, słysząc jego głos.
- Już idę... - odpowiedziała.
Szybko zakręciła kurek, wytarła się ręcznikiem i narzuciła szlafrok, po czym opuściła łazienkę.
- Jak było? - zapytał wchodząc i stawiając na stoliku sery i wino wraz z jednym kielichem. - Bo służba tu bywa napastliwa. Głównie ta żeńska część służby, choć jeden z lokajów mnie podszczypywał. Nie wiem czemu nie dałem mu w pysk.
Carmen zaśmiała się cicho, po czym podbiegła do niego i powitała namiętnym pocałunkiem.
- Aż tak nudno ?- mruknął chwytając ją za pośladki i dociskając zaborczo do siebie po odwzajemnieniu pocałunku, a potem zabrał się do pieszczenia pocałunkami jej szyi.
Pozwalając mu się pieścić, pokręciła przecząco głową.
- To było... bardzo ekscytujące, a jednak poczułam, że... ja nie pasuję do tych hedonistycznych przyjęć. Nie sama w każdym razie... - dodała zmieszana.
- To miło że odkryłaś to teraz, zanim wyruszyliśmy na wypad do Wenecji.- szepnął Rosjanin całując jej ucho, by móc mówić bardzo cicho. - Ale nie dlatego utknęliśmy tutaj. Co z tym całym zaproszeniem do Archibalda? Jakie mamy plany na wieczór? Co z naszą misją?
Carmen odsunęła się i wzruszyła ramionami.
- Jeśli chcesz możesz sam iść i zawalczyć o to zaproszenie. Ja... chcę mieć jednak jakieś zasady. - Powiedziała cicho.
- Nie chodzi się na przyjęcia z lokajami w roli partnerów. To było poniżające dla niej. - westchnął ironicznie Jan Wasilijewicz i pochwycił ją mocno by znów przytulić do siebie.- Więęęc… uraziłaś Andreę, nie zamierzasz tego naprawić, plan spalił na panewce… Co teraz? Przyjęcie w ambasadzie?
- Wino, deska serów i ogromne łóżko. Iii... chyba musimy pogadać. - Powiedziała patrząc na niego znacząco.
- Dobrze madame. - puścił ją i podszedł do wina, by je otworzyć i nalać kieliszek kochance.- Trzeba przyznać jedno… nasza gospodyni ma wyśmienity gust do wszystkiego poza architekturą i wystrojem wnętrz.
- Powiedział wielbiciel rosyjskiego przepychu. - Zaśmiała się Carmen, wskakując na łóżko. Po chwili jednak spoważniała. Zastanawiała się jak powinna zacząć rozmowę…
Orłow wybrał kawałek sera i wraz z wine podszedł do dziewczyny nadal pozostając w roli lokaja.
- Przynajmniej nie wyrzuciła nas z swego domu. - stwierdził ironicznie mężczyzna. - Powiedz aaa.
- W sumie nie wiem czy nie czułabym się z tym lepiej. - Odpowiedziała Carmen, po czym otworzyła usta.
Podał jej do ust kawałek sera, poczekał aż odgryzła. Klęknął okrakiem nad kochanką, Dłonią rozchylił powoli poły jej szlafroka odsłaniając jej podbrzusze i powoli musnął owym kawałkiem nabiału jej kobiecość wpatrując się w jej oczy.
- Za emocjonalnie do tego podchodzisz. Polubiłaś tą Andreę?- zapytał nadal wodząc owym przysmakiem po jej intymnym zakątku.
- Na swój sposób jesteśmy podobne... Ona jest jakby dalszą wersją mnie, tego gdzie chyba ostatnio zmierzam... - Odpowiedziała Carmen.
- Z pewnością jest taka możliwość… ale co to ma do rzeczy? Jest stopniem w naszej misji. Poza tym nie mamy jej zabić, więc… skąd te rozterki? - szeptał cichutko przyglądał się jej nie przerywając muskania jej kobiecości owym nadgryzionym kawałkiem sera. Czasami delikatnie dociskając go do jej ciała.
Zadrżała lekko, lecz nie reagowała, jakby nie zauważając do końca tego, co jej robi kochanek.
- Pamiętasz jak mnie pocałowałeś na dachu? Wtedy to było “coś”, coś ważnego. W tym momencie mój poziom znieczulenia jest już tak wysoki, że przestaję pamiętać z kim się całowałam. Pamiętam swoich kochanków, ale ich ilość ostatnio... sprawia, że myślę, iż niedługo też przestanę do tego przywiązywać wagę. Rozumiesz?
- Rozumiem…- odgryzł kawałek sera smakując również krople pożądania zebrane z jej kwiatu. Po czym podał ów ser dziewczynie do zjedzenia. - Ostatnio zanurzyłaś się mroczne rejony dzikiej rozpusty. Boisz się, że tracisz siebie i że osoby z którymi dzielisz noc, przestają być osobami. A stają się tylko chwilami rozkoszy, bez twarzy i znaczenia.
Uśmiechnął się delikatnie. - Rozumiem ten strach, acz… jest różnica pomiędzy Andreą, a tymi dwiema ślicznotkami z którymi dzieliliśmy noc, kilka dni temu. Andrea jest częścią naszego zadania. Misją… nie możesz do celów misji podchodzić emocjonalnie. To nie kochanka. To zadanie.
Westchnęła, po czym skosztowała podany kawałek i upiła nieco wina.
- Wiem. I nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Do teraz. - Podniosła spojrzenie na Orłowa - Ona sprawiła, że... rozbawiłam się. Spytała czego będę chciała, gdy do nas dołączysz... chciałam na ciebie zadziałać. Naprawdę. Powiedziałam więc, że powinna kazać ci patrzeć jak inny mnie będzie brał. - Wyznała, po czym dodała - A potem dotarło do mnie, że nie chcę ci jednak tego robić. Ja jako ja.
- Ty jednak z Andreą nie byłaś, a Carmen - rozpustna archeolożka szukająca mocnych podniet. Wolałbym jednak, żebym… nie musiał patrzeć na to… nie związany. Mógłbym nie wytrzymać.- rzekł Orłow czule, znów muskając nadgryzionym nabiałem jej łono. - Carmen… moja słodka. Nie wiem jakbym się poczuł na taki widok, wściekły… na pewno, może podniecony. Ale nie zraniłoby mnie to. Nie mogę… nie mam prawa żądać ciebie na wyłączność.
- Nie masz, to prawda. I ja nie mam, a jednak to kwestia... - skrzywiła się, po czym wskazała na swoją lewą pierś - Źle to rozegrałam, nie powinnam mówić prawdy z tym, czego pragnę, że pragnę ciebie i że uwielbiam gdy stajesz się bestią... Straciłam perspektywę.
- Dziwi mnie że nie pociągnęłaś tego do końca. Rzeczywiście byłbym bestią i z pewnością wyładowałbym swą furię na tobie, acz w sposób jaki lubisz. - dłonią z serem sięgnął do szlafroka odchylając go i odsłaniając ową pierś. Potem zaczął zataczać owym kawałkiem okrążenia tuż obok jej szczytu.
- Jesteś idiotą, Janie Wasilijewiczu. Wiecznie niezaspokojonym, myślącym tylko o przyjemnościach cielesnych bękartem ze słabością do wydawania dużych ilości pieniędzy. Niemniej... jeśli nie zauważyłeś, wyznałam ci właśnie uczucie. A ty się skupiasz na orgii, której odmówiłam. Zresztą jest jeszcze jeden powód. Ten mężczyzna, z którym bym miała... no wiesz... wydaje się porządnym facetem. Nie chciałabym żeby dostał od ciebie w pysk za to że ja zachowałam się jak kocica w rui. - Uśmiechnęła się lekko.
- Nie dostałby. Trzymałbym się grzecznie roli.- odparł ironicznie Orłow i nachylił się by cmoknąć usta Brytyjki. - Wiem co czujesz, nie musisz mówić. Wiesz co ja czuję. Wiesz jednak, że nie możemy… tym uczuciom ulegać i roić sobie przyszłości z płotkiem okalającym chatkę i gromadką dzieci w tej chatce. -
Orłow spojrzał na nią smutno. - Urodziliśmy się w złych miejscach i czasach lady Stone. Nawet ów lokaj tej wyuzdanej archeolożki miałby pewnie lepiej niż ja.
- Myślałam o tym... to może być moja ostatnia misja. - Powiedziała, patrząc mu głęboko w oczy.
- Ostatnia? Co masz na myśli?- zapytał zaciekawiony mężczyzna nie przestając krążyć kawałkiem nabiału po jej piersi. Malutkim kawalątkiem, więc czuła i jego palce.
- Z naszej pracy się nie odchodzi, jednak wypadki się zdarzają bardzo często. Na pewno słyszałeś plotki o agentach, którzy w ten sposób urządzili sobie emeryturę gdzieś na krańcu świata.
- Słyszałem. Widziałem też głowy owych renegackich agentów cara. U was jest pewnie podobnie. Za dużo brzydkich rzeczy wiemy, by tak po prostu zostawić nas w spokoju. Taka… ucieczka jest ryzykowna.- przypomniał jej mężczyzna zjadając kawałek sera, który trzymał w swej dłoni i dodał. - Następny kawałek sera madame?
- Nasza praca jest ryzykowna. - Powiedziała Carmen i skinęła głową. - Powiedzmy, że nawet jeśli nie mogę marzyć o domku i ślicznych smarkaczach z tobą, to mam alternatywę. Nie widzę wszak tego, byśmy wrócili do walki ze sobą. I nie zrozum mnie źle. Jestem kim jestem. Potrafiłabym cię zabić, ale... żyć z tym... - nie dokończyła.
- Jeszcze nie masz powodu by mnie zabić. Więc nie martw się tym. - pogłaskał po głowie Brytyjkę delikatnie. Musnął policzek palcami, usta, szyję.- Po prostu jeśli chcesz sfingować swoją… naszą śmierć… moja śliczna. To trzeba dobrze zaplanować. Nie tylko sam zgon i jego okoliczności, ale także co potem. Gdzie się ukryć i za co żyć. Jaką tożsamość przyjąć i jak się ukrywać. Nie chcę żeby coś takiego ci się nie udało. Bo wyślą za tobą takie Lizbeth.
Pokiwała głową, po czym pocałowała Orłowa w usta niespiesznie, ale bardzo zmysłowo, skubiąc jego wargi.
- Zrzucaj ten szlafroczek. - mruknął Rosjanin po pocałunku.- Czas cię ukarać za tę sytuację w której jesteśmy teraz.
Wstał i podszedł do stolika odstawiając kieliszek.- Więc jakie mamy plany jutro madame? Wracamy do hotelu? A potem do ambasadora?
- Spróbuję jeszcze pogadać z Andreą na śniadaniu. Może jednak swoim zachowaniem zdobyłam u niej coś na kształt respektu. - Odparła, po czym dodała zmysłowo - Ty masz więcej ubrań na sobie. Ty pierwszy…
- Jak myślisz co się da ugrać samym respektem?- zapytał zdejmując po kolei, marynarkę, kamizelkę, krawat i koszulę. - Myślisz, że ma do ciebie słabość… jak Yue?
- Może... może nie wszystko trzeba załatwiać gołym tyłkiem. - Odparła Carmen, przyglądając się mężczyźnie z apetytem. W palcach trzymała ostatni kawałek sera, który teraz niespiesznie oblizywała końcówką języczka.
- Miałem jednak wrażenie, że to kobieta interesu. - zamyślił się Rosjanin zabierając się za ściąganie butów, potem spodni. Powoli i z rozmysłem przedłużając rozbieranie się.- Takie mogą kogoś obdarzać szacunkiem… ale nie robią przysług nie widząc w tym interesu za siebie.
- Cóż, pozostaje mi liczyć, że tylko zaostrzyłam jej apetyt na nas. Może więc... hmmm - zamyśliła się - Może uczynimy nasze zbliżenie bardziej widocznym? Ot... wyjście na balkonik celem zaczerpnięcia oddechu. Jestem pewna, że Corsac dostanie z tego szczegółowy raport.
- Ale wpierw.. kara… będę czuły i delikatny. I bardzo… tradycyjny. - nagi wpakował się na łóżko i zabrał do całowania jej ust i obojczyków, delikatnie masując jej pierś dłonią.
- A to kara dla mnie czy dla ciebie? - Zachichotała, wplątując ręce z rękawów szlafroka.
- Cokolwiek robię z tobą, jest nagrodą…- wymruczał rozchylając jej uda powoli i łącząc się z nią ostrożnie i delikatnie. Jakby była dziewicą, a ta noc, ich nocą poślubną.
Jęknęła cicho z przyjemności i zdziwienia, że Rosjanin potrafił tak się zachować. Czule pogładziła jego policzki, szyję, po czym objęła kark.
Przyciśnięta ciałem kochanka do łóżka czuła jego pocałunki na swej twarzy, ocierającego się torsem o jej piersi. Powolne i leniwe ruchy bioder rozgrzewały jej podbrzusze. Taka klasyczna miłosna zabawa i delikatne pocałunki nie pasowały do niego, ani do niej. Ale czy miało to znaczenie? Jej ciało tęskniło do niego.. ona sama tęskniła. Było w tym też coś zabawnego. Klasyczny seks w ich wydaniu wydawał się być raczej udziwnieniem wobec tego, co robili zazwyczaj.
Carmen poddawała się płynnym ruchom kochanka odchylając w tył głowę i pojękując cichutko za każdym razem, gdy w niej był.
- Ciekawe ile tak wytrzyma twój wewnętrzny zwierz... - wymruczała z uśmiechem.
- Potrafię… nie martw się. - mruknął całując jej szyję powoli poruszając biodrami i rozkoszując się uległością jej ciała i rozkoszną grotą jej kobiecości. Niemniej ta przyjemność jej ciała sprawiała, że ruchy bioder zaczęły powoli przyspieszać. Carmen miała rację… był zbyt “samolubny” by utrzymać leniwie tempo. Może i potrafił z każdą inną kobietą, ale z akrobatką… najwyraźniej miał problem. Prowokacyjnie ugryzła go w ramię.
- Pragnę cię…- szepnął cicho i ruchy jego bioder nabrały energii, zaczął całować zachłannie jej usta, bez ustanku. Nadal to był klasyczny seks, ale kochanek Brytyjki nie był klasycznym Anglikiem w każdy ruch wkładając całą swoją drapieżność i energię. Ekstaza więc zaczęła zbliżać się szybkimi krokami do umysłu Carmen. A jednak to też wyzwalało jej psotną część natury. A może bardziej wyuzdaną? Brytyjka miała ochotę sprowokować Jana Wasilijewicza do bardziej gwałtownej miłości. W tym celu uniosła nieco głowę i zaczęła języczkiem pieścić ucho kochanka.
- Pomyśl... co mógłbyś mi teraz zrobić... pomyśl... - kusiła.
- Nie zasłużyłaś…- przypomniał jej lokaj, którego biodra przyszpilały ją do łóżka i sprawiały głośne skrzypienie sprężyn. Dyszał jak dzika bestia, ale pocałunki na jej ustach i twarzy były delikatne. Nie miało to jednak znaczenia. Carmen czuła zbliżającą się falę… czuły czy dziki, Orłow dawał jej głośne spełnienie za każdym razem. Teraz także.
 
Mira jest offline