Edykt cesarski o tolerancji dla mutantów wprawił Bernhardta w zdumienie.
Przeczytawszy parokrotnie edykt, nie dowierzając do końca, pacnął się dłonią w czoło.
- A podobno herbowi więcej oleju w głowie mają. Toż to jawny przykład głupoty w najwyższych kręgach władzy. To na pewno nie fałszywka? Bo wiecie na straganie w Talabheim to dajcie mi kwadrans a nie takie rzeczy Wam wykaligrafują.
Zdjął kapelusz i począł się mocno wachlować.
- Na milę śmierdzi to prowokacją. Ba, grozi wybuchem wojny nawet. Przecie w stolicy Taala i Ulryka, gdzie naszego cesarza niezbyt kochają jako, że pochodzi z Reiklandu, to prędko zawiążą jakąś konfederację czy inny rokosz. Ech, psi los!
***
Na propozycję Axela pokiwał głową.
- Na szlaku rzecznym pomocy się nie odmawia. Ale dorobić na ludzkiej i nieludzkiej biedzie zawsze można, jak mawiają święte księgi. Choć lepiej zawsze skubać bogatych. Ale ad rem. Co tam Wam, cni khazadowie potrzeba? Co to za wieża? I dlaczego uciekacie?