Koniec wieńczy dzieło.
Tak przynajmniej powiadano.
A wyglądało na to, że koniec tej przygody nie będzie taki, jak zaplanowali. Kundel leżał i ledwo dychał, a to znaczyło, że ich piękna nagroda za trudy może odpłynąć w siną dal.
- Zabójca! - Gerhart okrzykiem, a potem gwizdnięciem spróbował przywołać psa o imieniu zadziwiająco niezgodnym z charakterem.
Jeśli ten zechce podejść, to znaczy, że w pobliżu nie czai się żadne niebezpieczeństwo.
A jeśli ucieknie z podkulonym ogonem...
Gerhart raz jeszcze rozejrzał się dokoła, a potem ostrożnie ruszył w kierunku Czempiona. Pewnie trzeba było opatrzyć mu rany, jeśli chcieli zobaczyć obiecane korony.
O siebie mógł zadbać później. |