Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2017, 11:00   #99
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Brytyjka przeciągnęła się rozkosznie pod Rosjaninem, dociskając biodra do jego lędźwi i mrucząc jak kociak.
- A może Huai ma dostęp do tego Archibalda… może ona by pomogła? - zastanowił się szepcząc cicho Jan Wasilijewicz.
- Mogę spróbować. Albo z ambasadorem... - uśmiechnęła się nieco złośliwie.
- Mam… więc konkurencję? Powinienem się bardziej starać? Widziałam jak ci się podobały jego pocałunki na twoim dekolcie.- odparł ironicznie Rosjanin powoli wyplątując się z jej objęć siadając na łóżku i spojrzał w kierunku balkonu. - Domagam się twoich usteczek na mojej dumie… tam na balkonie.
Podniosła się na łokciach i popatrzyła wpierw na balkon, potem na kochanka.
- A co ja z tego będę miała? - zapytała wesoło.
- O ile dobrze pamiętam, karamy cię…- przypomniał jej kochanek wodząc palcem po udzie. - A będziesz miała to, że… potem sprawię że będziesz bardzo głośna i z pewnością ktoś cię zobaczy.- uśmiechnął się drapieżnie wstając i ruszając do drzwi balkonowych. Otworzył je na oścież i wyszedł nagi na świeże powietrze. Oparł się o barierkę i czekał.
Prychnęła, lecz po prawdzie pokusa była zbyt wielka. Jednak nie podeszła do kochanka normalnie. Zsunęła się z łóżka i powoli na czworakach, idąc krokiem drapieżnika, zbliżyła się do niego. Oto lady stała się zwierzątkiem swego własnego lokaja.
Orłowowi to się podobało, widziała to w oczach. Widziała też w reakcji “smakołyka” którego miała otoczyć ustami. Spoglądał na nią tak łakomie jak patrzyła Andrea. Bo i przecież pupę Carmen miała niczego sobie.
Agentka podeszła do niego i zaczęła pieścić jego łydki, wspinając się po nich wyżej na uda... a potem na pośladki mężczyzny. Dopiero wtedy gorąca męskość Orłowa spotkała się z delikatnymi usteczkami Brytyjki.
Teraz był jej. Opierał się nonszalancko o barierkę, rozkoszując pieszczotą jej ust. Ale były to tylko pozory. Mimo że klęczała, to ona rozdawała tu karty swoimi pieszczotami.
A one były delikatne i niespieszne, jak wszystkie ruchy ciała Carmen teraz. Oto była zemsta!
Chwycił ją za włosy w końcu, szarpnął lekko zmuszając pochłonięcie ustami jego dumy. Był już twardy… nie tylko w działaniach. Był też jej spragniony, mimo że kochali się dosłownie przed paroma chwilami.
- Mmmhhmm - próbowała coś powiedzieć, lecz nie pozwolił jej. Wobec tego nie mogła zrobić nic innego jak zakręcić prowokacyjnie tyłeczkiem i przyłożyć się do pieszczot za pomocą ust i rąk, które ugniatały pośladki agenta.Orłow nadal trzymając ją za pukle włosów i rozkoszując się jej dotykiem, narzucił Carmen dość szybkie tempo. Dyszał z pożądania, które wyczuwała językiem, za każdym razem, gdy muskała ów organ miłości, w pełnej gotowości.
- Chcesz bym cię teraz… posiadł madame?- zapytał pozwalając jej złapać oddech.
Spojrzała na niego z udręką, dłońmi dotykając teraz swojego ciała.
- O taaak, weź mnie jak swoją własność... - powiedziała proszącym tonem, który niewiele miał wspólnego z “madame”
- Oprzyj się o barierkę…- szepnął z wyraźnie wyczuwalną pożądliwością w tonie głosu.
Wstała i zrobiła jak kazał, drżąc przy tym z oczekiwania i wystawiając w kierunku kochanka zgrabny tyłeczek. Pochwycił za jej pośladki, zacisnął dłonie… natarł swym taranem na jej bramę kobiecości. Brutalnie i energicznie. Poczuła jak jego żądło zanurza się w jej kwiecie kobiecości. Poczuła też że robi to szybko, nie dając jej chwili na przywyknięcie. Dobrze że nie wybrał pośladków, dobrze że kochali się przed chwilą, bo pierwszy jej okrzyk nie byłby okrzykiem rozkoszy a bólu.
- Potwór... - wysyczała z trudem panując nad sobą. Jej ciało odruchowo chciało się cofnąć pod wpływem szturmu kochanka, lecz on trzymał jej biodra pewnie. Kontrolował ją, co paradoksalnie pogłębiało jej podniecenie.
- Jesteś za cicho…- mruknął Jan Wasilijewicz i dał Carmen mocnego klapsa wprawiając jej pośladek w drżenie. Każdy ruch jego bioder był szturmem, każdy podbijał rozpalone żądzą ciało kochanki, każdy wprawiał je piersi w kołysanie.
Próbowała się oprzeć, lecz po prawdzie nie chciała tego. Chciała oddać się całkowicie swojemu kochankowi. Krzyknęła, gdy kolejny klaps a wraz z nim kolejne pchnięcie szarpnęły jej pośladkami.
- O taaak! - wyrwało się z ust Brytyjki.
- Za cicho… - dyszał w pożądaniu Orłow rozkoszując się miękkością jej ciała i widokami jakie miał przed sobą. Kolejny klaps, kolejny szturm… byle mocniej, byle gwałtowniej, byle widowiskowo. Już zwrócili czyjąś uwagę. Choć w mroku nocy Carmen z trudem dostrzegła kogo… niemniej rozpoznała tą osóbkę idącą dróżką wśród krzewów. Anushkę ciężko było bowiem z kimś pomylić.
Carmen chwyciła się mocniej balustrady, by przez nią nie wypaść pod wpływem ostrego aktu, jaki zafundował jej Orłow. Dziewczyna też nawet nie starała się powstrzymać jęków.
- Taaak! Jeeeszczeeee! - domagała się bezwstydnie.
Anushka przyglądała się temu przedstawieniu jak zahipnotyzowana. Oczami wyobraźni Brytyjka widziała wypieki na jej twarzy i piersi unoszące się w gwałtownym oddechu.
Nie potrafiła się jednak skupić na tym obrazie. Nie, gdy kochanek, władczo pochwycił ją za włosy, by jeszcze mocniej nabijała się swym ciałem na pal rozkoszy… który sama przygotowała.
Czuła jak zatraca się w tym, czuła jak jej zmysły szaleją niby liczniki na kokpicie pilota, który zaraz się rozbije o ziemię. Wreszcie też z kolejnym pchnięciem bioder Orłowa nastąpił punkt kulminacyjny.
Brytyjka krzyknęła tak głośno, że aż poniosło się echo po okolicy.
- No dobra… koniec przedstawienia.- mruknął Orłow nadal trzymając Brytyjkę za włosy i ostrożnie zaciągając ją z powrotem do pokoju. Jak jakiś jaskiniowiec. Przedstawienie może się skończyło, ale noc… dopiero zaczynała.


Obudziły ją dzwoneczki. Głośny dźwięk dzwoneczków. Miły dźwięk.
Obudziła się w łóżku znajdującym się w posiadłości Corsac. Obudziła sama. Orłowa nigdzie nie było. A dzwoneczki były na niej. Na obu nadgarstkach, nad kostkami obu stóp. Bransoletki metalowe z doczepionymi dzwoneczkami. Nie do zerwania. Ładna ozdoba, tylko po co?
Czyżby to jakaś nowa zabawa Orłowa? A może to jednak Corsac nie zdzierżyła i postanowiła sprowadzić Brytyjkę do roli domowego zwierzątka?
Zaintrygowana tym, Carmen podniosła się, a dzwoneczki na jej ciele wydały przyjemne dźwięki.
Zauważyła kobiecą sylwetkę na swoim balkonie. Kształtne pośladki, długie otulające plecy włosy. Kobieta stała zasłonięta półprzezroczystą zasłoną, która pomagała nocy ukrywać szczegóły.
Nagle przez kręgosłup agentki przebiegło stado ciarek. A co jeśli to Aisha? Dziewczyna rozejrzała się za jakąś bronią.
- Doprawdy sądzisz, że cokolwiek jest w stanie mnie zabić? - usłyszała ironiczny śmiech. Zasłona opadła i Aisha… bo to była ona, obróciła się przodem do Brytyjki. Naga i bezwstydna, o ciele kusicielki, o piersiach stworzonych do wielbienia przez dłonie Carmen, o czerwonych jak ogień oczach i dumnie prężącej się męskości, która niektórych kochanków akrobatki mogłaby wprawić w speszenie.
- Miecz, topór, może pistolety?- gdy tak mówiła ów oręż pojawiał się na podłodze wokół agentki.
- Czego chcesz? - zapytała Carmen, ignorując jej pytanie i szczelnie owijając się kołdrą.
- Dręczyć cię rozkoszą. Przypominać ci o twoich pragnieniach…i słabości do mnie.- palce jej lewej dłoni powiodły powoli po twardej dumie, prowokacyjnie uniesionej do boju. Przekrzywiła swoją głowę na bok i uśmiechając się wesoło dodała.- Ale nie tej nocy. Wiedz bowiem, że zaimponowałaś mi przedostając się do mej domeny.
Carmen czekała, nie komentując, aż niezwykła istota przejdzie do meritum.
- Pomyślałam, że skoro włożyłaś tyle wysiłku w spotkanie ze mną, to… szkoda żeśmy sobie nie poplotkowały. Tak szybko uciekałaś.- usiadła na barierce i rozejrzała się dookoła. - Uznałam więc, że pokażę ci, iż potrafię zachować się jak dobry gracz i nie wściekać się z powodu porażki. Umknęłaś mi wtedy, ale nie będę cię za to torturować. Ba, okażę ci wspaniałomyślność… i spełnię twoje kaprysy. Te... o których wiemy, tylko ty i ja.
- Które w efekcie uzależnią mnie znów od ciebie. - zakończyła zdanie Brytyjka, dodając - Nie, dziękuję. Chcę się już obudzić.
- Tego nie mam w planach.- zaśmiała się głośno Aisha spoglądając na Brytyjkę, której dłonie a potem ręce oderwały się od kołdry i uniosły w górę. Wbrew woli Carmen. Bransoletki z dzwoneczkami, które zdobiły jej kończyny, okazały się bowiem kajdanami, którymi Aisha kierowała telekinetycznie. Dłonie Brytyjki zostały odciągnięte do tyłu i przyciśnięte do nagiej podstawy pleców.
- Jesteś moja… i tylko od mojej łaski zależy czy to spotkanie będzie przyjemne czy bolesne.- mruknęła zmysłowo i złowieszczo zarazem przyglądając się znów nagiemu ciału akrobatki, której ręce skrępowała w tak nietypowy sposób.
Westchnęła i wzruszyła ramionami.- Odkryłaś że nie jestem Aishą… a twoją fantazją na jej temat, pragnieniami. Spodziewam się, że wkrótce dorobisz mi rogów. Ciekawe jak będą się prezentowały, co?
Brytyjka przygryzła wargę. Starała się nie dopuszczać do głosu swojego temperamentu. Skupiła się raczej na walce mentalnej.
- Boisz się, że niedługo dam radę wyrzucić cię ze swojej głowy. - Stwierdziła z prowokacyjnym uśmieszkiem.
- Ani trochę…- zaśmiała się Aisha podchodząc powoli i zmysłowym krokiem do Carmen. -... to akurat nie przeraża mnie. Natomiast twoja mała wycieczka z tą blondyneczką. To było niepokojące. I to że was nie złapałam.-
Podeszła tak blisko, że jej czubek włóczni, muskał delikatnie kobiecość Carmen. Ta nie mogła uciec. Nogi co prawda nie odmawiały jej posłuszeństwa, ale stopy uwięzione przez bransolety były cały czas w jednym miejscu.
- Głównie jej. Ty...nie jesteś dla mnie zagrożeniem. Ale wiedza tamtej, moc.. rozkoszne ciałko, którego przyjemności ci odmówiła… obdarzając cię tylko pocałunkiem. Obie wiemy, że jesteś śliczna. Jak mogła dążyć do samozaspokojenia robiąc z ciebie tylko widza.- pogłaskała Brytyjkę po policzku.
- Nie była w moim guście. - Powiedziała Carmen, starając się zachować spokój. Skupiła się na swojej dłoni i wyobraziła w niej sobie nóż. Czy zadziała to podobnie, jak podczas wizji w domu Magnusa?
Nie zadziało… niestety. A Aisha zauważyła te działania, przytuliła się ocierając piersiami o biust agentki i męskością… o muszelkę Carmen wprawiając jej ciało w mimowolne drżenie. Nie mogła zignorować wszak tego co widziała przed sobą i co muskało jej skórę.
- Nie trać czasu na te pomysły. Nad tobą nie ma światła latarenki. To tylko sen, a nad snami nie da się panować moja droga.- szepnęła jej do ucha Aisha cmokając je czule. - Poza tym skąd ta wrogość?
Ciało Brytyjki coraz mocniej reagowało na bliskość niezwykłej istoty, która posiadała zarówno cechy męskiego, jak i kobiecego wyglądu.
- Nie chcę cię... - wyszeptała przez zaciśnięte wargi.
- Gdyby to jeszcze zabrzmiało przekonująco. - Aisha sięgnęła palcami w dół i zanurzyła opuszki w kwiecie Brytyjki. Uniosła palce i posmakowała prowokacyjnie dowodu podniecenia akrobatki. Po czym odsunęła się i usiadła na stoliku.
- Po co ta wrogość. I tak nie możemy się obejść jedna bez drugiej.- dodała z uśmiechem. I zamyśliła się dodając.- A gdybym powiedziała ci, że więziąc umysł tej medium w moim pałacyku, zyskałybyśmy jej wiedzę i możliwości?
- To bym ci nie uwierzyła. - odpowiedziała twardo Carmen, starając się złączyć uda. Siedziała tak, szarpiąc się w bransoletkach.
- Wierz sobie w co chcesz. - spojrzała na Brytyjkę i westchnęła ciężko. - Doprawdy wolałabym prowadzić tę rozmowę na bardziej przyjaznej atmosferze. -
Uśmiechnęła się lubieżnie dodając.- Może w takim razie najpierw powinnam sprawić byś się odprężyła?
I uda agentki zamiast się zaciskać rozchylały się powoli w pełni odsłaniając kobiecość Carmen, do podziwiania przez Aishę.
Ta zsunęła się ze stolika, uklękła przed siedzącą Carmen i wodząc palcami po udach, językiem zaczepnie wodziła po intymnym zakątku dziewczyny i czubkiem muskała powyżej, masując wrażliwym punkcik “niechętnej kochanki”.
Brytyjka starała się walczyć, lecz czuła jak walkę tą przegrywa. Odchyliła głowę do tyłu, pojękując cichutko. Jakby nie chciała patrzeć na to, jak jej ciało samo lgnie do Aishy.
- Brzmisz już bardziej miło dla mego uszka.- wymruczała kpiąco Aisha na moment przerywając owe lubieżne “tortury”. Sięgnęła językiem głębiej wodząc i smakując żądzę. Językiem zwinnym i szybkim… rozpalającym nowe pragnienia.
- Widzisz? Może być milutko podczas naszych spotkań. - wyszeptała kuszącym tonem.
- Nie chcę... cię... - powtórzyła z uporem Carmen, choć jej fizjonomia mówiła coś zgoła innego.
- Obie wiemy, że kłamiesz…- zamruczała Aisha przerywając tortury językiem, za to zaczęła ocierać się twardą męskością, o jej rozgrzane podbrzusze. - Pomyśl o tym tak. Tylko ty masz przywilej rozkoszowania się mną. Nikt inny. Jestem tylko twoja.
- Nie chciałam cię i.... nie jesteś prawdziwa... Nie dotykaj... - ostatnie zdanie zostało wypowiedziane tonem błagania raczej niż żądania.
- Trzeba było być grzeczniejsza dla mnie. Przyszłam do ciebie z intencją rozmowy…- wymruczała Aisha ocierając się twardym żądłem, o spragniony jego obecności kwiat i chwyciła za piersi Carmen ocierając je o swój biust.- … a spotkałam się tylko z wrogością.-
- I co mi... zrobisz? - rzuciła prowokacyjnie Carmen, po cichu marząc, że istota “coś” faktycznie jej uczyni.
- To co pragniesz. Tym razem nie będzie żadnego drażnienia się z twoim apetytem. Mówiłam… spełnię twoje kaprysy.- szepnęła Aisha chwytając za włosy Brytyjki przyciągając ją do siebie i całując jej szyję. Ocierając się biustem o piersi agentki, demoniczna istota naparła biodrami i gwałtownym sztychem wbiła swą włócznię w jej kwiat kobiecość. Wywołała tym głośny jęk rozkoszy Carmen… bo obecność tej włóczni przeszyła jej zmysły. Czuła się wypełniona demoniczną kochanką, której de facto niewolnicą była. W tej chwili nie mogła zrobić nic, uwięziona bransoletami… zdana na łaskę swej hermafrodycznej pani.
Było jej przy tym tak dobrze, że praktycznie nie odczuła bólu. Była tylko rozkosz, a Carmen pragnęła jej więcej.
- Mocniej... - z jej ust uciekł cichy szept.
- Nareszcie dochodzimy do szczerości. Widziałam podniecenie w twych oczach… i niżej też, gdy zobaczyłaś mnie pierwszy raz.- zamruczała Aisha coraz mocniej nacierając swym taranem na zdobyte wrota kochanki. Mocniej i silniej.. nie oszczędzając jej ciała. Efektem ubocznym tego działania, były jej piersi ocierające się i przyciskające do prężącego się dumnie biustu Brytyjki. To działało na nią jeszcze bardziej. Wszelkie opory zaczęły ustępować. Carmen jęczała teraz głośno, bezwstydnie ocierając się o niezwykłą kochankę.
Jej jęki łączyły się z pomrukami całującej jej szyję Aishy i wodzącej językiem po obojczykach.
Kolejne ruchy bioder doprowadzały Carmen do szaleństwa, tak szybko i gwałtownie… że nie zauważyła kiedy oplotła udami Aishę opierając stopy o jej pośladki. I to duetu ich jęków dochodziły dźwięki dzwoneczków. Carmen była coraz bliżej i bliżej do ekstazy… intensywnej i absurdalnej w tej sytuacji, ale… Brytyjka szczytowała czując twardą obecność dumy Aishy i jej biały trybut składany urodzie akrobatki.
- O taaak, taaak dobrze... właśnie taaak... - skamlała, tracąc nad sobą już całkiem kontrolę.
Jeszcze kilka gwałtownych ruchów biodrami i rozkosz zalała umysł Carmen tak intensywnie, że ta wyprężyła się dociskając swój biust od piersi kochanki, po czym opadła na łóżko łapiąc oddech po tej ekstazie.
- Widzisz? Może być między nami miło. - szeptała Aisha wodząc palcami, po nagiej piersi kochanki.
Carmen nie odzywała się, łapiąc z trudem powietrze. Jak to bywa w snach, nie potrafiła osiągnąć pełni satysfakcji. Pragnęła więcej, lecz nie chciała tego przyznawać.
- Wiesz... może być mnie dwie... trzy… tu w snach, każda twoja wyuzdana fantazja może się spełnić. - przypomniała jej Aisha ugodowym tonem, znowu odczytując jej myśli. Przed nią nic się ukryć nie mogło. Delikatnie ugniatając pierś Brytyjki uśmiechała się lubieżnie. Zaprawdę odmiana po ostatnich snach, gdzie bawiła się kosztem Carmen. Wizyta arystokratki w swoim umyśle, musiała więc Aishą nieźle wstrząsnąć.
- Odejdź... - słabym głosem rzekła Brytyjka.
- Mogę to zrobić… zostawić cię samą w twoim śnie. Uwięzioną w tym pokoju jak księżniczka w wieży? Tylko czy wtedy… będziesz zadowolona z sytuacji. Czas w śnie może potrwać dłużej niż sam sen. Mogę zostawić cię w poczuciu niezaspokojenia. Chcesz takiego losu? - zapytała złowieszczym tonem Aisha.
Carmen prychnęła.
- Czy prawdziwa Aisha... wie o tych snach? - zapytała cicho, jakby wahając się.
- Nie wiem… możliwe, że tak. Możliwe że nie.- stwierdziła Aisha przyglądając piersiom Carmen, po czym delikatnie całując je i wodząc leniwie językiem po skórze.- Na pewno się dowie, gdy się spotkacie. I z pewnością wpłyną one na twoje decyzje, gdy się spotkacie. Jestem wszak twoim pragnieniem jej. I rosnę w siłę.
Brytyjka jęknęła głośno pod wpływem słów i pieszczot. Aisha z jej wyobraźni potwierdziła obawy, które miała. Tym bardziej jednak zapragnęła zrobić więcej...
- Odejdź... w tej chwili. - Starała się przywoływać resztki zdrowego rozsądku.
- Aisha… może dać ci przyjemność, której nie da ci nikt inny. Uwolnienie od wszelkich kłopotów i rozterek. Sama widzisz… że takie pragnienia tkwią w tobie.- Aisha ignorowała jej protesty wodząc ustami po biuście i ocierając się własnym o jej brzuch. - Zamiast walczyć z tym, możesz się ze mną sprzymierzyć. Nie musimy być twoimi wrogami, ani ja… ani ta prawdziwa.
- Chcecie mnie zniewolić... brutalnie... od tyłu... - wyszeptała Carmen, nie do końca świadoma, że zdradza w ten sposób własne pragnienia.
- Nie… to tego chcesz.- wyszeptała Aisha. - A ja… obiecałam spełniać twoje kaprysy tej nocy.-
Wyplątała się z nóg kochanki i obróciła ją na brzuch. Pochwyciła za skrępowane dłonie i Carmen poczuła ów brutalny napór na swoją pupę. Aisha nie zamierzała być delikatna i tym razem norka wyuzdanej rozkoszy arystokratki musiała się zmierzyć z podbijającą ją włócznią demonicznej kochanki.
Otworzyła szeroko oczy czując napór na swoją drugą grotę rozkoszy. To bolało... tak strasznie bolało... strasznie rozkosznie... Brytyjka jęknęła przeciągle, wypinając jeszcze swój tyłeczek, by dostać więcej.
Aisha nie była delikatna, biorąc swą niewolnicę w posiadanie gwałtownymi sztychami. Nie przejmowała się w ogóle nieprzyjemnościami, jakie sprawiała swej kochance tym podbojem gdy starała połączyć się z nią tak blisko jak się tylko dało.
Ciało Brytyjki poruszało się po łóżku w rytm jej szturmów. Coraz szybkich i intensywniejszych. Dysząc z pożądania Aisha nie oszczędzała swojej kochanki, przede wszystkim dążąc do swojego spełniania. Uwięziona pod nią Carmen nie mogła nic zrobić, tylko poddać się temu. I robiła to z bezbrzeżna przyjemnością. Gdy w jej zasięgu znalazły się palce opierającej się na łóżku Aishy, lizała je i ssała, zupełnie zatracając swoją niezależność. Stała się jedną z tych Carmen, zniewolonych w pałacu swej kochanki. Spragniona rozkoszy i całkowicie posłuszna… rozumiejąca czemu tamte żebrały o łaskę swej pani. Aisha nie wahała się podsunąć swych palców pod hołd języka kochanki. Ciało Brytyjki poddawało się kolejnym ruchom pochłonięte rozkoszą, drżące i dochodzące do gwałtownej i równie intensywnej ekstazy co przed chwilą.
A gdy obie dotarły na szczyt, Aisha nachyliła się by szepnąć do ucha drżącej od niedawnych doznań kochanki.
- Widzisz? Może to być przyjemny sen, bardzo przyjemny… jeśli będziemy się dogadywać.
Carmen nie miała siły odpowiedzieć. Pozbawiona wszelkich oporów, leżała na łóżku z wypiętą, obolałą pupa zdana na łaskę i niełaskę Aishy. Wiedziała, że przegrała to starcie, choć po prawdzie było jej teraz to obojętne.
- Tak… bardzo… przyjemny…- ów tyłeczek wystawiony na pokaz był teraz lizany i muskany językiem Aishy. Wodziła nim po pośladkach, wodziła nim między nimi, nie przerywając tej leniwej pieszczoty. I łagodząc otarcia.- Nie oczekuję, że dziś się zgodzisz. Ale przemyśl to co powiedziałam. Nie musimy być wrogami.
Powinna zaprzeczyć, lecz nie miała już siły. Aisha cmoknęła policzek Brytyjki i ta...

Obudziła się w swoim łóżku, obok śpiącego Rosjanina. Pokój był taki jak zapamiętała. Ze stolikiem, które uszkodzili wykorzystując energicznie do czynności niezgodnych z jego przeznaczeniem. Obudziła się więc wiedząc, że jej relacje z demoniczną Aishą tkwiącą w jej głowie… nabrały rumieńców i odbierały chęć dalszego snu.
Na zewnątrz było jeszcze ciemno, toteż Carmen nie budząc kochanka owinęła się w szlafrok i ruszyła na mały spacer korytarzami posiadłości Andrei. Była zbyt zamyślona, by pamiętać o ostrzeżeniach jej służącej. Tym bardziej że posiadłość cicha i ciemna, przypominała jej własny dom z czasów jej dzieciństwa. Powoli przemierzając korytarze, stąpając po miękkich dywanach mogła podziwiać dzieła sztuki i… mniej lub bardziej nieprzyzwoite autoportrety Andrei Corsac. Nie wiedziała, gdzie właściwie zawędrowała przechadzając się po willi, ale z pewnością oddaliła się skrzydła dla gości. Nagle dostrzegła światło dochodzące z jednego z pokoi do których drzwi były niedomknięte. Podeszła zaintrygowana.
Światło które emanowało z niedomkniętych drzwi, pochodziło z pokoju następnego. Było jednak tak jasne, że rozświetlało całe pomieszczenie pomiędzy drzwiami przy których stała Carmen, a drzwiami do następnego pokoju. I drżało.. jakby pochodziło od jakiegoś płomienia. Sam pokój zagracony był częściami, zapasowymi, kawałkami maszynerii i manipulatorów i innego żelastwa. Przypominał trochę pokój Gabi, tylko podniesiony do czwartej potęgi.
Zainteresowana agentka zapomniała o należytej ostrożności i weszła głębiej, by stanąć przy framudze kolejnych drzwi i zajrzeć do środka. Przemieszczała się powoli, nagle o coś zaczepiając stopą. Jakiś kabel. Zanim jednak zdołała się z niego wyplątać, coś się uruchomiło. Jeden z manipulatorów dotąd spokojnie wiszących w suficie opadł. Jego pazurzasta końcówka zaatakowała po łuku Brytyjkę. Była jednak zbyt zwinna, by zostać trafiona i uskoczyła. Niestety szlafrok jaki miała na sobie, choć wygodny i miękki, był dość długi. Zaczepił się o szpon manipulatora unosząc akrobatkę w górę, tuż na składowisko ostrych kawałków metalu i szpiczastych części… zdecydowanie widok zniechęcający do upadku na nie. Carmen zawisła nad nimi, na powoli prującym się szlafroku. Zachowując zimna krew, dziewczyna postanowiła się więc wespnąć w górę po manipulatorze, nawet jeśli wiązało się to z pozostawieniem jedynego odzienia, jakie miała na sobie.
Naga zawisła na metalowej części tuląc się do niej i drżąc od zimna. Nie było to najwygodniejsze miejsce, tym bardziej że skok gdziekolwiek wiązał się z nieprzyjemnościami. Cały pokój, pełen rozrzuconych części był teraz jedną wielką pułapka.
- Co się tu stało? Co pani tam robi?- głos za drugich drzwi był Carmen dobrze znany. Anushka zdziwiona uniosła gogle i przyglądała się akrobatce z zaciekawieniem i ekscytacją… jak i z zakłopotaniem.
- Wybacz, zobaczyłam światło i weszła... bez namysłu. Możesz kazać temu przestać? - powiedziała Carmen, z trudem utrzymując się na wijącym manipulatorze.
- Aaaa.. tak… tak… już. - przemieszczając się pomiędzy częściami slalomem Anushka dotarła do jakichś przełączników na konsoli. Przez chwilę je wciskając nerwowo.- Dziwne, to powinno działać… znów coś się zacięło…-
Spojrzała w górę.
- Dasz mi minutkę?
Carmen spojrzała w dół, starając się utrzymać równowagę.
- Chyba nie mam wyjścia…
- Przepraszam.. eksperymentujemy z Robertem tutaj, a czasem nas pasja podczas eksperymentów ponosi i powstają takie niedoróbki. - rzekła zawstydzona, po czym zabrała się do naprawiania trybów po przyciskami i manipulator w końcu ruszył wpierw odsuwając się od owej skrzyni, a potem opuszczając w dół.
- Czemu pani nic nie wołała? Czemu nie zapukała? - zapytały nogi i pośladki Anuski, bo reszta nadal zajmowała się naprawą konsoli.
Carmen zeskoczyła na ziemię, trochę skrępowana z powodu własnej nagości tego, co zrobiła.
- Miałam koszmar... chciałam pospacerować i... chyba byłam zaspana, bo wydawało mi się, że to dom moich rodziców. - Powiedziała niemal zgodnie z prawdą - Drzwi były otwarte, a światło ze środka... cóż, zwabiło mnie jak ćmę. Przepraszam.
- To miejsce bywa niebezpieczne. Nie powinna pa…- Anushka wynurzyła się z pod konsoli cofając na czworaka i zerknęła za siebie otwierając szeroko oczy i robiąc się czerwona na twarzy. Usiadła nie patrząc na Brytyjkę. - No tak… rzeczywiście nie powinna tak pani robić. Myślę że to dobra nauczka… była.
Tym razem to Carmen wydawała się bardziej zawstydzona.
- Mhm... pójdę już. Dziękuję za pomoc. - Powiedziała i zaczęła się wycofywać.
- Nnnaaago? - wydukała Anushka zerkając za siebie. Jej spojrzenie kryło wiele emocji: zakłopotanie, wstyd, zaskoczenie ale też i pożądanie i współczucie.
Blondynka najwyraźniej nie bardzo wiedziała, co powinna powiedzieć lub zrobić.
- Nie spodziewam się nikogo spotykać. - Carmen uśmiechnęła się lekko - Poza tym myślę, że wiele osób mnie już widziało tutaj bez odzienia, więc wiele nie stracę.
- Jest sporo służących… i w ogóle, mogących wykorzystać okazję. - mruknęła cicho Anushka splatając dłonie razem i spoglądając na nie. - Pochwycić i robić te wszystkie… nieprzyzwoite rzeczy i… w ogóle.
Westchnęła głośno i zamyślając się dodała.
- Mmmoże pani… przeczekać u mnie do rana. W moim… łłłóżku.
Carme spojrzała na nią, podpierając się pod bok.
- Naprawdę myślisz, że to łyknę? Nie możesz po prostu powiedzieć, że chcesz spędzić ze mną noc? - zapytała.
- Cccoo?- zaczerwieniła się Anushka podnosząc twarz i spoglądając na nagą Brytyjką. Znów mocno się speszyła opuszczając głowę.
- Nnnie miałam ttakiego zamiaaru. Nnnaprawdę. Choć rozumiem skąd takkka mmmyśl. Jeeest paani zjaawiiskowa. Nie to co ja.
Wzięła głęboki oddech i rzekła spokojnie.
- Nnnie planowałam… naprawdę. Bo…- uniosła głowę i jej oczy spoczęły na piersiach Brytyjki. Dotknęłam własnego biustu i mruknęła.
- Dziś Robert jest z nią. I nie mogę zasnąć. Dlatego pracowałam. Czuję ttaaki żar w piersiach i niżej…- pierwszy raz mówiła bez zająknięć, prawie. I z pasją.
- Ale… ja nie jestem taka jak pani Andrea. Nie potrafię… wziąć tego co pragnę. Rozumie mnie pani? - zacisnęła lekko palce na swoim biuście.
Carmen patrzyła chwilę z namysłem na blondynkę.
- Jeśli nie chcesz być taka jak ona... powinniście odejść. Widziałam, że to między wami, to coś więcej... - Odpowiedziała.
- Tak pani myśli ?- zapytała z uśmiechem i zmarkotniała spoglądając w dół.
- On coś do mnie czuje, ale do niej jeszcze więcej. Andrea zaś lubi mnie bardziej niż jego, a ja… lubię go bardziej niż Andrę. Co nie przeszkadza mi czuć coś do niej… - wyszeptała zaciskając dłoń na swym czole.
- To takie.. kłopotliwe.
Spojrzała znów na Brytyjkę speszona.
- Może… pani u mnie zostać. Nie będę się narzucać, jeśli panienka tego nie chce. Zajmę się swoją robota. Odprowadzić nie mogę, bo nie wiem gdzie właściwie panią umieszczono. To strasznie duży dom.
- Dzięki, ale wolę wracać. Mój... lokaj może się zaniepokoić. - Powiedziała, wychodząc.
- Rozumiem i przepraszam za wszystko… - rzekła cicho Anushka wstając i ruszając za naga arystokratką.
- Może przyniosę jakiś koc i pójdę z panią? Łatwiej będzie… bezpieczniej dla pani.
- Nic mi się nie stanie. Obiecuję już nigdzie nie zaglądać - Powiedziała z uśmiechem Brytyjka i wyszła, by spróbować na własną rękę wrócić do swojej komnaty.
I klnąć wkrótce zaczęła pod nosem. Bo jak się okazało Anushka miała rację. Łatwo było zabłądzić w tym miejscu, a nie zwracała uwagi na szczegóły gdy opuszczała ich komnatę Orłowa i swoją. Mogła więc dalej błądzić, albo… powrócić do Anushki i z jej pomocą jakoś… rozwiązać ten problem. Zdecydowała się jednak na to pierwsze.
W końcu udało się dotrzeć do dużych drzwi obiecujących coś innego niż kolejny korytarz. Otwarła je i wyszła na zewnątrz budynku. Dookoła były krzewy i alejka prowadząca do olbrzymiego budynku. I mężczyzna osłupiały na widok komplentie nagiej ślicznotki otwierającej przed nim drzwi.
- Eee… dobry wieczór? - zapytał ostrożnie starając się nie ślinić do jej krągłości, za bardzo.
Co mogła zrobić? Uciec w popłochu lub udać, że nie ma niczego dziwnego w jej nagości.
- Szukam... em, Genevieve? Nie pamiętam w sumie jak miała na imię ta służąca Andrei. Jestem jej gościem w każdym razie, a pan to?
- Peter Hansberger. Jestem kierowcą panny Corsac. Przypuszczam, że ochmistrzyni jest zajęta w tej chwili konsultacjami z naszą chlebodawczynią. Sądząc po pani stroju spodziewałbym się, że pani też się… konsultowała z panną Corsac?- zapytał Peter uśmiechając się znacząco i delektując widokami.
Westchnął głośno.
- Proponuję odprowadzić panią do holu. Tam niestety musi pani poczekać na ochmistrzynię. Nie wiem jak długo.-
- A nie, to nie... pamiętam gdzie był mój balkon... zaraz popatrzę... - powiedziała Carmen wychodząc na zewnątrz i wymijając mężczyznę, by przyjrzeć się budynkowi.
- Balkon? - zapytał zdziwiony Peter zerkając za oddalającą się Brytyjką i jej krągłymi pośladkami. Na moment zapomniał o tym gdzie miał iść.
- Co pani zamierza zrobić z balkonem?- zapytał podążając za nią.
- Znaleźć. - Rzuciła przez ramię. Nie zamierzała informować kierowcy o tym, że prawdopodobnie podejmie próbę wspinaczki na niego.
Początkowo nie było to łatwe wśród tych wszystkich balkoników zdobiących willę, lecz wkrótce swój własny wypatrzyła. Dostać się było do niego łatwo, podejrzanie łatwo.
Obserwujący ją mężczyzna nie odstępował ani na krok.
- Deus ex machina ma coś przeciwko chodzeniu po ścianach posiadłości? - zapytała Petera.
- Tak. Ma za zadanie unieszkodliwiać takie cele… mniej lub bardziej humanitarnie. Mniej zazwyczaj.- wyjaśnił kierowca.
Westchnęła i wskazała mężczyźnie balkon - A czy jest pan w stanie mnie tam doprowadzić korytarzem?
- Tylko do piętra samego. Dalej wstęp mają tylko goście.- wyjaśnił uprzejmie Peter.
Pokiwała w zamyśleniu głową.
- Będę wdzięczna - Powiedziała.
Mężczyzna odpowiedział tylko uśmieszkiem i wskazał dłonią kierunek.
- Proszę tędy… za mną.- wyjaśnił.
A Carmen podążyła za mężczyzną. Dotarli do holu, tego samego który widziała po raz pierwszy przekraczając bramy posiadłości. Potem była mozolna wędrówka po schodach i przechodzenie korytarzy. Peter nie krępował się i korzystał z okazji by zerknąć na kompletnie golutką Brytyjkę przy każdej okazji. Niemniej nie posuwał się dalej, aż w końcu dotarli do korytarza.
- Tu panią pożegnam. Dalej nie powinienem iść. Dobranoc.- rzekł na pożegnanie, a Carmen rozpoznała ten korytarz. Znalezienie drzwi do pokoju z Orłowem nie powinno być już problemem.
- Dziękuję. - Powiedziała uprzejmie Brytyjka, choć śmiać jej się chciało na tą sytuację. Szybko ruszyła w głąb korytarza, by dotrzeć do swego łóżka. I mężczyzny.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline