LILY CAGE
Wówczas król powiedział: Ta mówi: "To mój syn żyje, a twój syn zmarł; tamta zaś mówi: Nie, bo twój syn zmarł, a mój syn żyje." (...) Przynieście mi miecz!
Teo przysłuchiwał się wymianie zdań między Dorothą i Thomem i uważnie obserwował każde z nich. To, co mówili, było niespójne, wykluczało się wzajemnie. Najprościej byłoby uznać, że przynajmniej jedno z nich kłamie.
Ale sytuacja nie była tak prosta, zero-jedynkowa, jak u Salomona. Kapłanowi nie przychodził też na myśl żaden odpowiednik dziecka, któremu grożenie umożliwiłoby jednej ze stron swego rodzaju gambit. Poza tym, w gruncie rzeczy, na ile Teo potrafił ocenić, oboje święcie wierzyli w to, że mówią prawdę.
Było jeszcze jedno wytłumaczenie - przynajmniej jedno z nich było przez jakiś czas nosicielem agenta czasu - wrogiego, konkurencyjnego, albo po prostu z sobie tylko znanych powodów działającego skrycie. Może nawet był to członek ich własnej agencji wysłany na misję na wypadek, gdyby nowicjusze, jakim była grupa Teo, zawiedli. Byłoby to w sumie dość zabawne - zamiast skupić się na celu misji, w najlepszej wierze ganiają króliczka...
- Dorothy, wróć do pokoju i odpocznij. Zaraz tam przyjdę. - Lily delikatnie wypchneła Dorothy za drzwi i zamknęła je za nią, by przeżyć chwilę grozy, kiedy uświadomiła sobie, że została sam na sam z obcym a do tego raczej obleśnym facetem. Kilka głębokich wdechów i spróbowała powiedzieć, wszystko na jednym wdechu, zanim jej ciało zdąży zareagować paniką:
- Zapomnę o całej sprawie, jeśli pokażesz mi miejsce, dyspozytornię?, gdzie byłeś zanim straciłeś pamięć. I miejsce, gdzie ją odzyskałeś. Mam podejrzenie, że to nie chodzi o Dorothy, tylko to jest jakaś grubsza sprawa, w której jesteśmy tylko pionkami. Chcę żebyśmy razem spróbowali ustalić, co mogłeś robić w czasie, którego nie pamiętasz.