Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2017, 15:18   #105
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Piliście.
W głosie dziewczynki nie było pytania, a raczej stwierdzenie. Pozbawione żalu, czy pretensji. Po części przez zakłopotanie jakie po takiej uwadze z ust dziecka zwykle czuje dorosły mężczyzna, a po części by dać znać, że słyszy, Joris czuł się w obowiązku powolnego potrząśnięcia głową. Co i tak przypłacił bolesnym syknięciem gdy pod sklepieniem czaszki nastąpił kolejny wybuch źle przedestylowanego jabłecznika.
- Bez zakąski.
Tym razem w ponownie trafnym stwierdzeniu dało się dosłyszeć politowanie i chyba coś na kształt troski. Nie był pewien jak się mała nazywa. Juna chyba. I z tego co się orientował była jakby córką Durana. Albo w jakiś sposób jego protegowaną. Choć ciężko było dojść kto z tej dwójki się bardziej o kogo troszczył. Dziś wszystko wskazywało na korzyść Juny, bo dziewczynka stała teraz w obejściu pana Edermatha z glinianym dzbankiem i kubkiem i ze zrezygnowaniem patrzyła na malujący się tu obraz nędzy i rozpaczy. Stary wojownik Sildar Hallwinter leżał plackiem w błocie i można by pomyśleć, że padł martwy w walce jakiejś bohaterskiej gdyby nie fakt, że chrapał w niebogłosy. Daran Edermath, półelfi awanturnik minionych czasów wykazał się większą godnością i leżał pod zadaszeniem. Nie przeszkadzał mu jednak fakt, że był to chlewik, a jedyny mieszkający tam prosiak, metodycznie trącał ryjkiem swojego pana w nos. Na co śpiący półelf nie zwracał jednak uwagi. Największym doświadczeniem w kwestii pijaństwa wykazał się Duran, który nie próbował nigdzie spocząć do snu i spał głową oparty o wystawiony wczoraj wieczorem na zewnątrz stół. Ilość opróżnionych garnców i dzbanków jaka się na nim walała mogła przyprawić o podziw. W największe zdumienie jednak wprawiał bezzębny i psujący się już smoczy łeb zajmujący jeden z końców stołu. Najwyraźniej pili jednak w piątkę.
Joris wygramolił się powoli z warzywnika i bardzo ostrożnie stanął na równych nogach ustalając etap swojego nachmielenia. Skrzywił się stwierdzając, że był to ten najgorszy z możliwych. Gdy jeszcze się jest pijanym w sztok, a już niemożebnie skacowanym. Juna podeszła do niego wręczając mu kubek, po czym ruszyła do stołu i spojrzała pytająco na smoka. Joris wzruszył ramionami i machnął ręką na znak, że słowa tego nie wytłumaczą. Dziewczynka najwyraźniej zrozumiała i skierowała się do swojego opiekuna.
Joris zaś z wielkim trudem zmusił się by wlać w siebie coś co na jego nos było zimnym żurkiem, a na wymęczony żołądek, świetlistym promykiem nadziei na przyszłość.


Gdy z Juną i dobudzonym Duranem zdołali ostatecznie doprowadzić obejście pana Edermatha do względnego ładu, a jego samego i Sildara Hallwintera do wspólnego łóżka, Joris powlókł się nadal się lekko zataczając za miasto gdzie między drzewami płynął strumień. Nim jednak kilka kroków zrobił, drogę zastąpiła mu… Ruda. Popiskując i podskakując gniewnie ewidentnie mu wymyślając.
- Taaak… wiem… pamiętam... - machnął ręką i ruszył dalej, co jednak wiewiórki wcale nie zniechęciło przed dalszym opieprzaniem myśliwego.
Migiem skoczyła na Jorisa, wbiegając po jego nogach, boku i na głowę, tak że zaskoczony aż się zachybotał osłaniając twarz. W końcu jednak zrzucił ją z siebie co skwitowała fuknięciem.
- Cholera znowu!? - warknął na gryzonia patrząc na kolejne zadrapania, które jej zawdzięcza. Teraz to wyglądał jakby jaka dziewka go po twarzy podrapała - Co wam baby się na rozum rzuciło?!
Po czym ruszył dalej już w jej gniewnym towarzystwie.
Wodę mieszkańcy czerpali ze studni, toteż tutaj przychodziły tylko kobiety gdy trzeba było co wyprać. Mając nadzieję, że żadna nadgorliwa się tu o tej porze nie znajdzie, zrzucił z siebie ubranie i zanurzył w lodowatym potoku…


Chwilę później wracał do miasta. Zziębnięty i przemoczony do suchej nitki, ale przynajmniej trzymający się już zupełnie prosto na nogach. Niestety lodowe otrzeźwianie okazało się mieć działanie czasowe, a żołądek znów protestował przeciw wciąż zalegającemu w żołądku chyba galonie jabłecznika. Postanowił więc pofatygować się do studni i raz jeszcze uciszyć protesty organizmu lodowatym prysznicem. Tym razem chyba nie pomogło w ogóle. Ale widok jaki mu się ukazał odwrócił chwilowo uwagę od doczesnych bolączek. Turmalina. Bogowie… Czy ona mu się śniła? Skrzywił się niejakim zaskoczeniem dla swojej niewybredności. Ale chyba taaak… Śniła mu się. Stała w tej swojej pstrokatej kiecce i wzywała naród Phandalin do odbicia kopalni Rockseekera z rąk smoków. A może orków? Nieee. Smoków. Więc z Sildarem, Daranem i Duranem… Czy to możliwe, żeby byli braćmi z różnych ojców? Albo matek? Nie ważne… Tak czy siak, dorwali szefa smoków i pili z nim o tę kopalnię. Kto pierwszy padnie, ten przegrał… I walka… Do licha. Coraz bardziej wątpiąc, czy to aby na pewno był tylko sen, westchnął ciężko.
- Turmalina! Hej, Turmalina! - zawołała za zbierającą się do odjazdu i podbiegł. Wiewiórka tak jak wczoraj mu odpuściła swoje towarzystwo zaciekawiona zresztą ludzkim siedliszczem, tak tym razem nie zamierzała się oddalać. Przebiegła toteż po kilku strzechach i zatrzymała się nieopodal - Gdzie Ty się wybierasz? Przecież się jeszcze nie rozliczyliśmy...
- To dawaj złoto, na co jeszcze czekasz? Tylko z daleka, to co piłeś z pewnością nie pochodziło z przyzwoitej krasnoludzkiej gorzelni

Stanął jak wryty słysząc jej słowa.
- Kolejna się szaleju nażarła... Co ty myślisz, że ja tak z tym złotem po kieszeniach chodzę? - co prawda tak właśnie było, ale na takie powitanie ani myślał się dogadywać - Co tu się u licha działo wczoraj wieczorem?
- Tu? - Turmalina spojrzała na domostwo półelfa - To akurat wiesz lepiej.
- Tam cwaniaro -
wskazał plac, gdzie chyba miał miejsce jakiś wieczorny spęd, w którym chyba uczestniczył - I gdzie się wybierasz?
- Do wuja. Ta zapchlona dziura nie zasługuje na moją pomoc -
nadęła się Turmalina i cmoknęła na muła, po czym kopnęła go dla zachęty. Zwierzak wierzgnął, a krasnoludka mało nie spadła. - Do kopalni, zakało kopytnego rodu!
Normalnie pewnie by pobiegł za nią. Dopytał wredne babsko. Ale bogowie… no nie chciało mu się. I tak się zresztą dowie…
- … oooris!!!
Obejrzał się w kierunku domostw spomiędzy, których dochodziło wołanie. Nie do końca pewnym, czy chciał się przekonać kto tym razem będzie chciał mu głowę suszyć.
I odetchnął głęboko na widok Shavriego.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline