Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2017, 21:21   #102
Selyuna
 
Selyuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Selyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputację
“Laski, jest problem. Meloman dorwał naszą dj-kę. Howl, Liz, odezwijcie się jak najszybciej, żebyśmy wiedzieli, że nic wam chociaż nie jest.”
Howl jeszcze przed chwilą wpatrywała się w tekst piosenki, którą podyktowała Jimiemu. Teraz też patrzyła przed siebie, ale nieruchomym i pustym wzrokiem.
- Zatrzymaj samochód. - Powiedziała wreszcie, z zimnym spokojem.
- Co? - zdziwił się Dale. - Czemu?
- Po prostu się zatrzymaj. Muszę wysiąść.
- Źle się czujesz? - zapytał, zatrzymując auto na chodniku obok Golden Gate Park.
Skinęła głową i wysiadła gdy tylko auto się zatrzymało. Na krótką chwilę zgięła się w pół i zaczęła krzyczeć.
- Hej! - Dale wysiadł za nią. - Howl, co się dzieje?!
Pokręciła głową. Nie umiała z siebie nic wydusić. Pokazała na migi że musi zadzwonić.
- Ok… - oparł się o samochód i patrzył na nią zaniepokojony.
Wybrała numer Liz. Połączenie zostało odrzucone. Ponowiła próbę połączenia. Usłyszała że numer jest poza zasięgiem.
Wybrała numer Patricka.
- Halo? - odebrał zaspanym głosem.

- Patrick, posłuchaj. Muszę cię o coś prosić. Nic mi się nie stało i obiecałam sobie, że więcej cię nie poproszę, ale musisz po mnie przyjechać. To bardzo ważne. - Wysłała mu swoje współrzędne GPSem. W tym samym czasie odpisywała zespołowi na czacie.
- Lucy… - Patrick był trochę skołowany. - Powinienem budzić twojego ojca?
- Nie. - Nieświadomie podniosła głos. - Po prostu przyjedź, potrzebuję cię, nie wiem co robić. Za ile tu będziesz?
- Czekaj - ściszył głos. - Za jakieś dwadzieścia minut.
Patrick z ludzi których Howl znała najlepiej radził sobie w sytuacjach kryzysowych. Na tym polegała jego praca.
- Znasz kogoś kto umie namierzyć holo? - wysłała mu wizytówkę Liz.
- Policja?
- Poczekaj. - podeszła do Dale’a i tym razem to jego spytała.
- Znasz kogoś kto umie namierzyć holo?
- Policja? Dobry netrunner? Osobiście nie znam, ale mogę spytać… Howl, co do chuja się dzieje?!
- Czekam. - powiedziała do holo i rozłączyła się.
- Przepraszam. - zwróciła się do Dale’a, dopiero teraz patrząc mu prosto w oczy. - Nie… Nie wiem nic więcej niż - zamrugała żeby pozbyć się napływających do oczu łez, ale nie pomogło. - Anastazja napisała że Meloman dopadł FistBaby. I użył Holophone Love. - Ze zdziwieniem otarła twarz, po której jakby bez udziału jej świadomości ciekły łzy.
Znowu z głupim uporem wybrała numer Liz. Nic się nie zmieniło, poza zasięgiem.
- O kurwa. - wykrztusił Dale. Podszedł i objął mocno Howl. - Reszta zespołu ją znalazła? Czyj numer chcesz namierzać?

- Nie rób tego… - próbowała się może odsunąć, ale wyszło z tego tylko tyle, że zacisnęła dłonie na jego koszuli. - Anastazja napisała na czat zespołu żebyśmy dały znać do mnie i do Liz, Liz przed chwilą mnie zrzuciła. Musimy się dowiedzieć gdzie jest.
- Nie jest z nimi? - Dale drgnął niespokojnie. - Kurwa. Zapytaj ich kto ją ostatnio widział.
Skinęła głową i podyktowała Jimiemu wiadomość na czat.
- Może jednak jej chłopak do niej przyjechał. Może… Słuchaj. Przyjedzie po mnie… - miała problem ze znalezieniem słowa na Patricka - Ktoś. Będzie za jakiś kwadrans.
Skinął głową, trochę zaskoczony.
- Dobra, ale ja też w tym siedzę - powiedział. - To w końcu moja siostra. Poczekam z tobą i pojadę tam do nich.
- Ja nie wiem… Czy chcę jechać do nich. Znaleźli ją przy moim aucie, pod tym… Tym muralem. - Zakrztusiła się łzami. - Nie chcę… Tam być. Ta piosenka, nigdy więcej jej nie zaśpiewam ani nie zagram… Wypaczone, zbrukane, wiesz? - Złapała kilka oddechów żeby się uspokoić i przytuliła się mocniej. - I jeszcze to mi zabrał, że teraz - mówiła nieco szybciej i bardziej nieskładnie - jak jestem tak blisko przy tobie to znowu wydają mi się różne rzeczy, ale jest za dużo zamieszania, nie mogę znaleźć ukojenia…? - Zacytowała utwór Dylana.

Zupełnie przy tym nie myślała o tym, że zaraz przyjedzie po nią wezwany dramatycznie na pomoc Patrick Gold. Przystojny, zadbany i starszy od niej o około 20 lat mężczyzna, który równie dobrze mógłby być jej sugar daddy bo nie zachowywali się wobec siebie jak rodzina, ale widać było że są blisko.
O tym że Patrick jako jedyna osoba ma pozwolenie żeby mówić do niej po imieniu i praktycznie nie używa jej ksywki, też nie.

Dale tulił Howl aż się uspokoiła. Dzięki temu jej początkowe zdenerwowanie szybko minęło, ale wraz z upływającymi minutami pojawiało się coraz więcej myśli. W którymś momencie oderwała się od Dale’a i szybko podeszła do lusterka samochodu, żeby ocenić swój stan.
- Przecież jak on mnie zobaczy w takim stanie to mnie zabije. - wymamrotała na myśl o ojcu i bez zastanowienia strzeliła się z liścia w twarz, żeby się otrzeźwić. Znów się sobie przyjrzała, nie to że to pomogło na zaczerwienione oczy, ale trochę ją rozbudziło.
- Jeśli masz na tyle dobre układy z Niewidzialnym Człowiekiem - zwróciła się do Dale’a gdy zobaczyła nadjeżdżające auto - to może on pomoże namierzyć Liz? W końcu ta sytuacja nie powinna mu się podobać, mam nadzieję że mu się nie spodoba. Oby się okazało że tylko ktoś ukradł Liz holo albo je zgubiła.
- Oby. Zapytam go, kto jak kto, ale on powinien znać speców od takich rzeczy.

Kilka minut później przyjechał Patrick. Zaparkował obok i wysiadł ze swojego Lexusa, patrząc badawczo na Howl i towarzyszącego jej mężczyznę. Nie miał na sobie oczywiście drogiego garnituru, który zwykle nosił. Przyjechał w dresach i szarej koszulce.
- Co się stało, Lucy? - zapytał, podchodząc.
Howl czy też Lucy popatrzyła na niego z lekkim wahaniem. Wewnątrz poczucie winy zaczęło już ją zgniatać w małą kosteczkę niczym prasa hydrauliczna. Jednocześnie rozpromieniła się jak na widok swojego księcia na białym rumaku. Pomógł jej gdy była w najmroczniejszym momencie jej życia, miał odwagę ukryć coś przed Peterem Howardem, ba - potrafił coś ukryć przed Peterem Howardem. Nie chciała go jednak ładować w kłopoty ani niepotrzebnie eskalować dramatyzmu sytuacji.
- Zaraz ci powiem. - Głos miała lekko zachrypnięty. Zerknęła na Dale’a, potem znów na Patricka, widać było po niej napięcie i to że chce gadać ale w cztery oczy. Potarła w zakłopotaniu policzek. I chciała podejść i uściskać Patricka, i coś ją trzymało w miejscu.
- To ja jadę do nich - rzucił trochę zakłopotany Dale, uniósł tylko dłoń na pożegnanie i wsiadł do swojego wozu. Po chwili odjechał a Howl opowiedziała Patrickowi co się wydarzyło, zaczynając od wyzywającej Melomana mowy Liz, przez śmierć FistBaby i kończąc na “zaginięciu” Delayne. Ponieważ Gold był specem od PR-u, poprosiła też o poradę jak zespół ma z tego wyjść z twarzą, tak żeby nie obróciło się to przeciwko nim.

Patrick wysłuchał jej z powagą, wyraźnie zszokowany. Położył jej dłoń na ramieniu.
- Słuchaj Lucy, to nie wasza wina, że on zabił. - powiedział uspokajającym tonem, brzmiącym jednak pewnością jakby przemawiał w holowizji. - Nikt raczej tak nie pomyśli. To naturalne, że nienawidzicie tego bydlaka i życzycie mu wszystkiego co najgorsze. Twoja koleżanka wyraziła tylko to co myślą i mówią wszyscy. Ale jasne, podpowiem wam co najlepiej napisać na stronie zespołu. Nie bądźmy jednak nadgorliwi i najlepiej zaczekajmy z tym na komunikat policyjny, ok?
Pokiwała posłusznie głową.
- Czuję się jak w dniu tego pie… - ugryzła się w język - cholernego trzęsienia ziemi. Kiedy nie mogliśmy się skontaktować z Jeffem i… słuchaj, a znasz kogoś w policji? I mam tylko nadzieję że ten cały Meloman to nie jest jakaś chora akcja promocyjna. - ponuro się zaśmiała. - Amuse zaproponowało nam kontrakt. To był w ogóle brat Liz - machnęła ręką w kierunku dość przypadkowym - i ten koleś co pisałam że potrzebuję o nim informacji.
- Mhm - kiwnął głową. - Jeszcze nie zdążyłem go sprawdzić. Będę musiał wykonać telefon lub dwa, jeśli chcesz, żeby to było dyskretnie, a mało kto wstaje w sobotę tak wcześnie jak ja.
- Jasne. Patrick, możemy coś zrobić? Mam za sobą zarwaną noc, ale boję się że jak zasnę jedyne co mi się przyśni to Steve Silver który wycina mi ten jego kontrakt. - Mimowolnie potarła klatkę piersiową w miejscu jednej z blizn - Albo gorzej, moje Eltar Ago.
- Co chcesz robić, Lucy? - zapytał, zmartwionym głosem. - Powinnaś pojechać do nas do domu. Peter i tak o tym wszystkim usłyszy w wiadomościach i będzie miał potem pretensje do mnie. Poza tym wyglądasz jakbyś bardzo potrzebowała snu. Dam ci tabletki w razie czego.
Prawdę mówiąc tak się też czuła. Tylko adrenalina trzymała ją jeszcze na nogach. Nie to że się tego nie spodziewała, zapobiegawczo opierała się o samochód.

- Tylko obiecaj mi że obudzisz mnie za kilka godzin albo jeśli coś się zadzieje. Ojciec… Masz rację, ja nic nie chcę ukrywać, po prostu... Nie tak miało wyjść, przepraszam cię, Patrick. Miałam ci pokazywać najlepsze momenty z koncertu i może nawet ojciec by chciał zobaczyć i jakąś godzinę temu napisałam nową piosenkę i… Ten komunikat policji, mogę ci dać login i hasło po prostu do strony zespołu i jak ogłoszą to coś napiszesz? Ufam ci całkowicie. Nawet ci holo zostawię na wypadek jakby ktoś do mnie dzwonił.
Patrick pokręcił głową.
- Nie no, nie będę odbierał za ciebie prywatnego holo. A że ty mi ufasz to nie znaczy, że twoi koledzy z kapeli również. Napiszę wam to oświadczenie a ty pokażesz je im do akceptacji i sami wrzucicie. - oznajmił stanowczo i otworzył jej drzwi samochodu. - No, wskakuj. I nie myśl teraz o tym. Martwisz się na zapas.
- Ktoś musi się martwić w tym zespole. - Ociągała się trochę przed wejściem do auta, ruszyła ale bardzo powoli. - Poza tym to była ciężka noc. - Wreszcie dotarła na siedzenie. Objęła się ramionami, czując, że do oczu znowu napływają jej łzy. - I ta biedna dziewczyna. Nikt na coś takiego nie zasługuje. - Zagryzła pięść, żeby stłumić szloch. - Jakbym stamtąd nie wyszła z nim, to byłabym z zespołem kiedy ją znaleźli.
- Dobrze, że nie byłaś - położył jej dłoń na ramieniu. Samochód ruszył na automacie w stronę jego domu.

- Ale to było głupie. - Przełknęła łzy. - Bardzo głupie. Próbowałam kontrolować jedną sytuację, i wpadłam w drugą… I jeszcze Liz chciała żeby do niej później dołączyć przy barze. Czasem naprawdę się zastanawiam. Whiskey, tango, fokstrot. Co ja robię.
- Nie bardzo rozumiem, Lucy - powiedział. - Wiem, że musisz odpocząć. Prześpisz się, weźmiesz prysznic, coś zjesz i ci się poprawi.
- Alfabet fonetyczny? - Spojrzała na niego zdziwiona. - Słuchaj, jeśli my podpiszemy kontrakt z Amuse, to różne rzeczy z przeszłości mogą wyjść. Może powinnam pogadać o tym z ojcem?
- Lepiej później, jak wstaniesz - rzekł. - Wiesz, że on lubi spać do dziesiątej. Dajmy mu się chociaż wyspać zanim ten twój mały koszmar się na niego zwali, ok?
- Jezu, naprawdę masz mnie za socjopatkę? - Zamrugała. - I samobójczynię. Sen ojca to świętość. Pod tym względem jestem jego kopią zresztą. Przepraszam, nie chciałam żeby wyszło że próbuję cię uczynić moją sekretarką, poza tym nie miałam pojęcia że jest w mieście, podejrzewam że robi to specjalnie. Oboje lubimy jak ludzie się muszą wysilić i postarać żebyśmy poświęcili im czas.
To ostatnie już mamrotała, lekko zsunięta z siedzenia i z przymkniętymi oczami. Najwidoczniej jej hiperaktywny mózg złapał moment kiedy postanowił się powoli częściowo wyłączyć. Starczyło mniej więcej na podstawową motorykę, przetransportowanie się do pokoju gościnnego - jak dobrze że go mieli - i wcześniejsze zdjęcie butów. Bardzo się starała nie narobić hałasu. Już w łóżku, do którego wpełzła w ubraniu, nieco bezmyślnie przeglądała holofon. Wbiła hasztag massaeffect i ja widok jednego zdjęć z koncertu nagle doznała objawienia, bolesnego jak wybuchająca nagle gwiazda pod czaszką.
Kliknęła dwukrotnie na zdjęcie Rosalie i wyrysowała zawijas, który był jej gestem skrótu do połączenia holofonicznego.


- Nieee - jęknęła Rosalie słysząc dźwięk połączenia. Przykryła leżące na łóżku holokulary poduszką i przewróciła się na drugi bok. Głos Knurixa kwiczał coraz głośniej - Howl, Howl, Hoooowl dzwoni!
- Zamknij ryj - warknęła.
- Kwiii, kwii, Howl, Howl, Howl! - zakrzyknął radośnie.
- Wyłączę cię kurwa, zobaczysz - burknęła pod nosem lodowatym tonem. Odebrała.
- Ja, jebie jest środek nocy, czego? - odezwała się i ziewnęła.
- Przepraszam. - Zmęczony głos Howl zdradzał, że być może niedługo czeka ją epicka chrypa. - Wiesz może gdzie jest Liz? Albo kto mógł ją widzieć ostatni, od zespołu nie umiem się tego dowiedzieć.
- Jest już dużą dziewczynką - zaczęła sennym głosem - nie musicie jej chyba pilnować. Pewnie śpi. Jak każdy normalny człowiek o tej porze.
Długi moment ciszy.
- Potrzebuję wiedzieć gdzie jest. - Lekko wyczuwalne napięcie w głosie. - To ważne. Ktokolwiek mógł ją widzieć… poza oczywiście ochroniarzami w klubie, o których nie pomyślałam gdy jeszcze byłam z osobą która pewnie byłaby w stanie się z nimi skontaktować. Cokolwiek?
- Odstawiłam ją w bezpieczne ramiona jej księcia z bajki - znów ziewnęła. Była pijana i wybudzona kilka chwil po zaśnięciu. Niebardzo ogarniała, że Howl brzmi na przejetą. - Co tak o nią dopytujesz, odwaliła coś?
- Nie. Jakiego księcia?
- Nooo, taki klasyczny... na białym koniu, w lśniącej zbroi - bredziła. - Johnny, John czy coś takiego. Jej facet.
- Mhm. - Howl odetchnęła ciężko. - To jak ten cały John wyglądał? Mówił coś? Liz coś mówiła? I już cię nie męczę, po prostu ostatnio kiedy widziałam Liz, było coś po pierwszej… Chwilę wcześniej prawie się wyjebała wychodząc z wagonika. I toczyła się w stronę baru. Gdzie miałyśmy się spotkać ale tam nie dotarłam. Trochę mam wyrzuty sumienia.
To prawie brzmiało przekonująco. Zwłaszcza jak wziąć pod uwagę jaki styl imprezowania miała Liz. Nie to że Howl robiła dla niej za niańkę po koncertach, ale zazwyczaj była gdzieś obok w krytycznych momentach.
- No kurwa, jak wyglądał? - zaczynała być wkurzona. - Dwie nogi, dwie ręce, łeb. To wszystko Sherlocku?
- Ostatnie pytanie, mój drogi Watsonie. - Howl czuła, że proszki nasenne od Patricka już zaczynają kopać. Jej głos powoli zaczynał to zdradzać. - Kłócili się?
Niezależnie od odpowiedzi wstukała w holo wiadomość do Dale’a: “Powinno być wszystko w porządku z Liz. Rosalie nasza fanka mówi że z Niewidzialnego zabrał ją jej tzn. Liz facet, John.”
Rosalie zmrużyła i tak małe po przebudzeniu oczy i zastanowiła się chwilę walcząc z sennością. Próbowała przypomnieć sobie faceta Liz. - Nieee - odezwała się w końcu - to chyba całkiem miły facet. Mi też by się taki przydał.
Ziewnęła, rzuciła dobranoc i rozłączyła się.


- A komu nie. - Rzuciła Howl w odpowiedzi na słowa Rosalie do jednego z kotów, który przylazł za nią do pokoju gościnnego. Benzo które zapodał jej Patrick okazało się całkiem niezłe, zanim zasnęła w jej głowie urodził się plan podprowadzenia sobie fiolki z łazienki zanim opuści ich gościnne progi.
“Nie znam gościa, ale to chyba znaczy, że jest bezpieczna. Dzięki.” - odpisał Dale.
Howl znała Liz jakieś pół roku, a o jej facecie usłyszała hmm dzień temu. A chwilę później padło wyznanie o tym że Liz przeszukała mu mieszkanie. Kiedy po raz pierwszy zostawił jej klucze, to chyba znaczyło że byli już dość blisko. Ale w tej samej rozmowie zastanawiała się czy on jej nie zastrzeli. Ach te tajemnice, niedopowiedzenia, brak komunikacji pomiędzy nimi wszystkimi.
Jednym słowem brzmiało to jakby ich zespół był typową, dysfunkcjonalną rodziną.
Wiadomość od Dale'a już się jej rozmywała przed oczami. Wstukała odpowiedź bez zastanowienia, potem powoli wykasowała. Przecież nie mogła ani napisać że ufa że John to dobre ręce, nie mogła też przyznać że też nie zna gościa a w ogóle to usłyszała o nim wczoraj.
Napisała coś znowu, znowu zmieniła. Zasnęła z napisaną do połowy, niewysłaną kolejną wersją.
 

Ostatnio edytowane przez Selyuna : 01-12-2017 o 21:25.
Selyuna jest offline