Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2017, 22:31   #58
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Z samego rana, Isak o wiele bardziej trzeźwy, przez co również o wiele bardziej uważający na gojącą się ranę, skierował się w stronę domostwa domniemanego kupczyka. Nie spodziewał się coby Isaka obsłużył zapominając o sporze w karczmie, to też ten nie zapomniał zabrać pasa z jako najemniczymi przyborami, w tym i mieczem. Chatę odszukał dość szybko, kiedy to zapytał o drogę jakaś babuszkę siedzącą przed swoim domem na drewnianej ławie. Koniec końców stanął przed drzwiami “Świni”, jak już zaczął nazywać w myślach kupca i zapukał donośnie. Jeżeli dobrze poprowadzi rozmowę, może nawet uda mu się wyrwać od niego coś za darmo. W końcu to on szukał ludzi którzy wyrżną leśną bandę, a mimo że Isak tego nie chciał, został w to wplątany. Koniec końców, szczerze mówiąc, nadal miał w głowie opcję aby odebrać po naprawie zbroję od kowala i ulotnić się z wioski.

Być może wioska Calmus nie należała do najbogatszych i żaden dom w niej nie zdawał się być zbyt bogaty, tak budynek, przed którym Isak się znalazł należał w niej do najlepiej zbudowanych i wystrojonych.
- Czego!? - kobieta znajdująca się w środku dojrzała przez okno Isaka i zwróciła się do niego nieprzyjemnym tonem. Jak kupiec rzeczywiście nie przypominał porwanej wczorajszego dnia córki, tak ta kobieta na pewno miała z nią wiele cech wspólnych. Przede wszystkim wyglądała na jej matkę. Przy tym nawet jak na swój wiek była niezwykle urodziwą i zadbaną kobietą, od której bił zapach bogatych perfum. Szybkim krokiem podeszła do drzwi i pokazała się najemnikowi w pełnej krasie, w swej zielonej sukni z dość obfitym dekoltem. - Wolfgard ponoć już wszystko załatwił, po co mi się jeszcze tu ktoś szlaja i nachodzi?

Isak wzruszył ramionami, rozglądając się badawczo dookoła, jak to miał w zwyczaju zawsze badać nowe otoczenie.
- W dupie mam Wolfgradów i nie mam pojęcia kim jest. Ale za odpowiednią sumę, mogę skrócić go o łeb. Mężuś w domu? Ja w interesach.

Na twarzy kobiety wymalowało się ogromne zdziwienie wymieszane z pogardą.
- Ciężko mieć kogoś na raz w dupie i mieć do niego interes? - odpowiedziała, wzdychając ciężko. - Wolfgard przed chwilą wrócił z podróży, za pilnymi sprawami. Myślałam, że w następstwie tej sprawy. Ale skoro w interesach, to mogę i zbudzić męża, o ile to ważne.

- Dobrze wiedzieć jak ten słynny mąż ma na imię. - westchnął. - Pewnie zabawianie się z cóką w karczmie strasznie męczy, ale cóż, niech go Pani budzi, jeśli łaska. Albo sama ubije interes, nie szukam niczego wyrafinowanego, tylko kawałka tarczy. - ogłady Isakowi brakowało, to pewne, ale jako zakonnik potrafił się wysłowić. - O ile damie przystoi zajmować się tak przyziemnym rzemiosłem jak handel.

Kobieta uraczyła Isaka wzrokiem nienawiści. Sama nie odezwała się jednak, zamknęła drzwi. Mężczyzna dosłyszał jednak w miarę szybko krzyki świadczące o próbach przebudzenia męża. Po dobrej chwili drzwi otworzył znany już najemnikowi kupiec.
- Co za interes do mnie gna? - odpowiedział kupiec z lekką podejrzliwością, jakby nie umiał skojarzyć, skąd zna twarz swojego rozmówcy.

- Witam. - mruknął Isak nieco skwapliwie. - Dostaniesz czego chciałeś. Leśna szajka dostanie po pyskach, jednego już zarżnąłem. Truchło znajdziesz za karczma, jako dowód. Ale bez dobrej tarczy za daleko nie zajdę w las. Jakie masz? - z tonu Isaka można było wnioskować że bynajmniej nie przybył tu handlować, aczkolwiek jego spokojne usposobienie mówiło że ma zamiaru też mordować. Oszramiona twarz wpatrywała się w handlarza.

- Ach z karczmy cię kojarzę - odpowiedział kupiec niechętnie. - Ale na zlecenie już za późno. Było brać, jak oferowałem w karczmie. Teraz całą noc spędziłem w drodze i już nająłem do tego profesjonalną grupę, która zajmie się powrotem Melany. Jakbyście ją jakimś cudem sami odebrali szubrawcom, to oczywiście wynagrodzę jej powrót. Ale żadnych zaliczek, żadnych pomocy w przygotowaniach ode mnie nie oczekujcie. Co do tarcz, to dajcie mi chwilkę.
Kupiec zaprosił Isaka do przedpokoju swojego domu, po czym udał się do pomieszczenie obok, w którym chwilę zaczął przetrząsać swój towar. Po chwili wrócił obładowany trzema tarczami.
- My tu rolnicza wioska, więc wielkiego wyboru nie mam. Dość trochę takich małych mam, w różnych kształtach - pokazał prosty, drewniany puklerz. - Ale pewnie takiego wojaka takie małe nie interesują. Większe to mam tylko dwie.
Wyciągnął przed Isaka dwie duże tarcze o podobnej technologii wykonania. Drewniane z metalowym obiciem. Różniły się przede wszystkim kształtem - jedna była okrągła, druga trójkątna, wydłużona do dołu.

Isak nie jedną tarczę skruszył. Metalowe obicie, gdyby zaszedł do kowala, po naostrzeniu mogłoby być też niezłą niespodzianką dla atakującego. Małą i drewnianą od razu pominął, zajął się dwoma pozostałymi. Dokładnie obejrzał, popukał, obejrzał wykonanie. Tarcza migdałowa najbardziej przypadła mu do gustu, ten rodzaj tarcz o wiele lepiej chronił nie tylko w polu, ale też na koniu. Ale przełożył dłonie przez imacz każdej i sprawdził, na tyle o ile pozwalały mu na to rany, jak się spisują, czy nie krępują ruchów itd. I koniec końców jednak pozostał przy migdałowej.
- Ile za tą? - wskazał i był gotów się targować, bowiem wykonanie było raczej mizerne, z pewnością nie dorównywało towarom choćby z Tretogoru. A pewnie kowal weźmie też swoje za ostrzenie obicia, a i wiedział też że zleci kowalowi obicie tarczy jakimś futrem, aby drewno nie musiało przyjmować całego uderzenia na siebie, aby posłużyła mu jak najdłużej.

Kupiec bacznie obserwował najemnika sprawdzającego tarcze.
- Normalnie sprzedałbym za dwieście dwadzieścia orenów, ale jako że zajmujecie się też tą cholerną bandą, to zejdę sceny do równych dwustu. Uczciwa cena, to dobry towar.

- Jesteś handlarzem. Normalnie sprzedałbyś za dwieście, to dwieście dwadzieścia można włożyć między bajki. W dodatku to nie duża mieścina, wojowników tu nie uświadczysz. A tarcze leżą i marnieją. I tak, zgoda, to dobry towar, ale tylko dobry i nic więcej. Dam Ci sto pięćdziesiąt od ręki i dam cynk, jeśli uda się nam pierwszym rozprawić z bandą. Pewnie w obozie będzie sporo ciekawych rzeczy które wzbogacą twoją ofertę.

- Właśnie ostatnio niestety roi się tu od wojowników. A też mógłbym i na swoją stronę obrócić to, że w tej niedużej mieścinie u nikogo innego tarczy nie kupisz. Sto osiemdziesiąt - odpowiedział twardym tonem kupiec.

Isak dopiął swego, przebitka o 40 orenów, była i tak spora. Ale Parov pokręcił jeszcze nosem, jakby nie cieszył się z obrotu spraw, ale ostatecznie się zgodził.
- Dobra, zapłacę Ci sto osiemdziesiąt.

- No niech stracę, dobrze, że na rzecz kogoś, kto zajmie się tą hołotą - kupiec nie wyglądał na kogoś wybitnie niepocieszonego przebiegiem negocjacji. Podał tarczę, oczekując w zamian zapłaty, ziewnął i dodał. - To jeszcze coś będzie?

- To zależy co masz i czym mnie zaskoczysz. - odpowiedział najemnik, pokazując swój obfity mieszek. Zbroję i jej naprawy zgodził się pokryć rycerz, więc Isak mógł uzupełnić ekwipunek przed wyprawą do głuszy.

Kupiec zmierzył wzrokiem Isaka, oceniając jego ekwipunek.
- Widzę, żeście są dobrze przygotowani, ciężko mi… - zamyślił się na moment. - Chociaż mam z ostatniej dostawy trochę niecodziennego sprzętu. Nowości na rynku. Prosto z Verden, Gabriel. Mała kusza, niezwykle łatwa do ukrycia, szybko się ładuje.Czy oriony, prosto z nilfgaardu. Chyba od razu widać, do czego służą.
Wolfgard na podorędziu miał owego Gabriela, stanowiącego miniaturową kuszę, która rzeczywiście mogła być szybkostrzelna, aczkolwiek nie wskazywała na duży zasięg. Oriony natomiast były sześcioramiennymi gwiazdami zakończonymi ostrzami, służącymi do miotania.
- Dość ciekawe cacka, proszę, można wypróbować. Oczywiście nie na mnie, hehe - mimo sporego zmęczenia, kupiec poczuł się w swym żywiole, mogąc zaoferować jakiś towar najemnikowi.

Isak zważył w ręce kulę, ale nie spodobała mu się. Wolał małe, szybsze w locie i o wiele bardziej lżejsze toporki do rzucania. Natomiast kusza, wymagała zbyt małego naciągu by mogła być jakoś bardzo śmiercionośna, nie to co jego kusza która z powodzeniem raziła na ponad 200 metrów.2
- Coś mniej egzotycznego?

- No z mniej egzotycznych rzeczy, to wszystkiego po trochu się znajdzie. Ale wiecie, ja nie mam tu samej broni, więc może też czego innego szukacie? Bo skoro tarcza dla was nie była za specjalna, to nie wiem czy inne uzbrojenie będzie, jak to ujęliście, zaskakujące - odparł kupiec lekko zawiedziony faktem, że jego nowe wynalazki nie zainteresowały Isaka.

Isak westchnął wyrozumialczo.
- Jestem najemnikiem starej daty, za starej by próbować nawości. Mam co mam i wiem jak tym zabić. Ale może masz jakieś mikstury, może jakieś półprodukty, może jakieś bełty, może… Sam nie wiem. Próbuj zarobić, ty jesteś kupcem, a ja trudnym klientem.

- No widzę, że trudny, nie musicie mówić. Ale żem się wykosztował na ekspedycję do odbicia mej córki, to tym bardziej muszę dbać o każdego klienta. - Kupiec zniknął na chwilę, po czym przyniósł duża torbę.
- Tu mam medykamenty - mówił i pokazywał kolejno najemnikowi. - Bandaże, maści gojące, mieszanki ziół. Pewnie macie już jakieś sprawdzone metody, pewnie się u mnie znajdzie, co potrzebujecie.
Następnie wrócił z kilkoma bełtami, które również wręczył najemnikowi do rąk.
- Mam różne bełty, zwykłe, rozrywające, jakieś ozdobne, choć te średnio zapewne interesujące dla szanownego klienta. Jak chcecie, mam trucizny, na bazie cykuty, czy arszeniku. Chociaż wiem, kusznicy takich zbytnio nie potrzebują, bo po co, skoro bełt zazwyczaj przechodzi na wylot, hehe - Wolfgard wymuszenie się zaśmiał.

- Masz mieszankę srebra z żelazem i formy do grotów? - Isak oglądał bełty kupca, były dość zwykłe. A trucizny? Po co truć, w pracy najemnika chodzi o to by zabić jak najszybciej i jak najwięcej. Odłożył je i zajrzał do torby. Stary pustelnik trochę mu powiedział, on go nauczył co nieco ważyć. W torbie znalazł trochę ciekawych rzeczy, takich jak np. biały mirt, suszone jaskółcze ziele, jemiołe czy tojad. Wybrał kilka niewielkich porcji, które pozwoliłyby mu uważyć dekokt Raffarda Białego, miksturkę po której czuł się o wiele lepiej, niż po tych których nauczył go ważyć druid.
- Ile za te zielska? - pokazał szyszki chmielu, zieloną pleśń i kwiaty dwugortu.

- Nie, żadnych mieszanek, ani form nie mam. Z oręża to tylko to mam, co gdzieś kupię od sprawdzonych znajomków dostawców. Zresztą, kiedyś w ogóle nie handlowałem bronią, w ostatnich latach te okolice niebezpieczniejsze się zrobiły, to powstał popęd… tfu, popyt! - podrapał się po głowie kupiec, głupio się przy tym uśmiechając.
- Za te zioła? Wszystko świeże, dobrze przechowane. Bo wielu kupców nie przestrzega podstawowych zasad i szybko marnieją, a w to trzeba jeszcze włożyć trochę pracy, żeby towar był dobrej jakości. Dwanaście orenów.

- Dam Ci osiem i się zabieram, będziesz miał już spokój. - odpowiedział Isak, odliczając odpowiednią kwotę orenów za zakupy. Po nich, miał nadzieję trochę powarzyć mikstur, które w przyszłości mogłyby okazać się nie ocenione. I musiał też zajść do kowala, zapytać się ile by kosztowały przeróbki tarczy, tj. obicie jej wilcza skóra oraz ostrzeżenie oprawy, a przynajmniej bocznych części.

Wolfgard chwilę mierzył wzrokiem Isaka. Na jego twarzy było widać mocne zawahanie.
- Dobra, masz - wyciągnął rękę po oreny, w drugiej przekazując zioła. - Tylko jak byście moją córkę jakoś wy odzyskali, zrazu ją do mnie przyprowadźcie.
Zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając renegata ze świeżymi zakupami.

Isak nie tracąc czasu, teraz udał się w stronę kowala, by podejrzeć postępy prac.

Fakt, że kowal mocno pracuje, znany był zapewne każdemu mieszkańcowi tej małej wioski. Nieprzyjemny dźwięk uderzeń młota kowalskiego nosił się po całej okolicy, a uszy Isaka wypełniał tym uciążliwiej, im z każdym kolejnym krokiem znajdował się bliżej pracowni.
- O, wcześnieście do mnie zajrzeli - kowal odłożył na chwilę młot i wytarł rękawem pot z czoła, widząc zbliżającego się zleceniodawcę. - Część roboty już za mną, ta blacha twarda, ale wyklepię. Gorzej z tymi elementami kolczugi przy udzie, to zbyt precyzyjna robótka, żebym to chybcikiem zrobił. Hehe, widać, żeście ostatnio nie próżnowali, jeszcze wczorajsza krew na zbroi była. Mój ojciec był rzeźnikiem, to łatwo mi poznać. Na bitce to się znowu nie znam, ale to nie za szybko do kolejnej idziecie?
Mówił lekko zdyszany, robiąc sobie przerwę na rozmowę z Isakiem. Zbroja była rozłożona do głównych elementów, na kowadle obecnie leżał napierśnik, na którym nie było już dziury po grocie strzały i powoli przyjmował już pierwotny kształt.

Isak uśmiechnął się serdecznie i rozłożył ręce w geście bezradności.
- Taki sobie ciężki kawałek chleba wybrałem. Ale ja tu nie tylko po zbroje, tylko z tym cackiem - Isak pokazał tarczę - Dacie radę to wzmocnić, jakaś skóra obić albo może i trochę naostrzyc u dołu, co by tarczą dałoby się wrogie łby kruszyć tych, co zbyt blisko podlezą?

- Tak to już jest z wami, wojakami - Wzdychnął mocno kowal, oglądając tarczę. - Na jednej rzeczy nigdy się nie kończy. Zawsze coś jeszcze się znajdzie. Ale nie będę narzekał, w końcu to dla mnie robota, a naprawa jakiś patelni i garów od wioskowych bab może zaczekać. Ha ha.
Zaśmiał się, wskazując za siebie na stertę różnych metalowych przedmiotów codziennego użytku, które zapewne czekały w kolejce na zajęcie się nimi.
- Nie mam doświadczenia w tarczach, to ostrzyć nie będę, bo to łatwo naruszyć jakieś czulsze punkty przy takim ostrzeniu i tarcza może okazać się znacznie bardziej krucha. Ale obić, to mogę. Wprawdzie to takiej skóry, jaką wy do pancerza przytwierdzoną macie, to nie mam, ale coś się znajdzie. Mam trochę wygarbowanej świńskiej skóry, gotowej do użycia. Ale jak chcecie innej, to już to może kilka kolejnych dni zając, bo to trzeba przygotować, obczyścić, wymoczyć…

- Nie mam tyle dni. Obijaj świńską. Kiedy mam przyjść po pancerz i tarczę?

- Najlepiej jutro rano, ale podejrzewam, żeście niecierpliwi i nie macie tyle czasu - odparł kowal, drapiąc się po głowie. - Przyjdźcie za parę godzin, może córa mi z tym obiciem skórą pomoże, to będzie trochę szybciej, a i ona przez chwilę nie będzie się za chłopami po wiosce uganiała, ha ha, to mi zawsze lżej na sercu będzie.

Renegat się zasępił.
- Dajcie mi narzędzia, to wam pomogę. Widzę dobrzy z was ludzie, to pogadamy sobie przy pracy. W dużych miastach to się mnie boją, a sam jestem z małej wioski. Całe życie z tego miasteczka? - kowal wyglądał mu póki co na najporządniejszą osobę w tej dziurze. - A jak nie, to chociaż z pieca korzystam, przygotuję sobie mikstury na wyprawę… Są tu lesie ludzie, którym zaszłem za skórę i z wzajemnością.*

Kowal przez chwilę myślał, w końcu po dłuższym zastanowieniu się odezwał.
- Jak chcecie, to nawarzcie sobie tych mikstur. Do tej skóry przydadzą mi się zręczne ręce kobiety, to moja córa dobrze się nada. Vetka, chodź tutaj, pomożesz mi ze skórą!
Zawołał, na co posłusznie po chwili zareagowała jego córka. Dość urodziwa blondynka, która jako pierwsza otworzyła drzwi Isakowi. Diemen wytłumaczył jej, w jaki sposób ma przygotować skórę do obicia tarczy. Dziewczyna widocznie nie raz już pomagała ojcu, bo szybko zrozumiała uwagi i udała się do domu, obdarzając przy tym przestraszonym spojrzeniem najemnika.
- Wybaczcie panie, że ona taka płochliwa - ciągnął rozmowę dalej lekko zmieszany kowal, kontynuując pracę nad naprawą zbroi. - Sami mówicie, że zazwyczaj się was trochę boją. A to jednak trzeba mieć trochę oleju w głowie i ekspiery… no doświadczenia życiowego nabrać, żeby nie oceniać ludzi z wyglądu. Ja mieszkałem kiedyś w dużym mieście, ale tam młodemu kowalowi ciężko, żeby się wepchać ze swoimi usługami. A w takiej wiosce, to choć ludzie wszędzie tacy sami, i dobrzy, i źli, to przynajmniej więcej mają zdrowego pomyślunku. Wszyscy się tu znają i wiedzą, że raz jeden pomoże w potrzebie drugiemu, a raz drugi pierwszemu. I jakoś to leci.

- Dopóki kto nie nabierze odwagi, żeby mnie żelazem poczęstować, tedy się mnie bać nie trzeba. Zwykły chłop, ot co. A że nauczyli mnie mieczem robić, to tylko się cieszyć. Nadałbyś się do mojej wioski z której pochodzę, ale z niej kamień na kamieniu nie został. Jedynie co malutki kurchanik, co żem go z okolicznym pustlenikiem usypał ze stosów pogrzebowych… - wspominający Isak nabrał twarzy nieco smutnawej, widać wspomnienia mocno mu ciążyły jeśli do nich wracał, ale po chwili nieco otrzeźwiał. - Ale zbójcy odpowiedzieli za to głowami, sypały się niczym żyto pod kosą. - najemnik westchnął. - A Ci wasi leśni zbójcy, to co to za jedni? Do Ciebie pewnie też przyłażą po usługi w zamian oferując życie? Czy swojego kowale te leśne kundle mają?

- Eh, że takie łajzy się w ogóle rodzą, całą wioskę… - kowal zdawał się również zasmucić opowieścią Isaka. - Ci zbójcy z lasu to mi raczej zbyt wielkiej krzywdy nie robią. Parę razy coś musiałem kiedyś dla nich zrobić, ale nawet rzucili jakąś monetą, choć pewnie kradzioną. Bardziej się o córę boję, że mi ją porwą i… wiadomo, co tacy robią z dziewkami. Chociaż też ogólnie tak w wiosce się ciągle boimy, bo kto wie, co im może nagle do głowy strzelić? Ale tu różnie na to patrzymy. Niektórzy woleliby im żadnego despektu nie robić, coby ich nie podburzać przypadkiem. Dlatego niektórzy w wiosce się nawet sprzeciwiają jakimś wyprawom zbrojnych, że jak znowu się nie uda, to się zbójcy wkurzą i nas wyrżną. Znowu tych, co by chcieli jaką wyprawę zorganizować, to na nic nie stać. Dość, że i tak my raczej bidna wioska, to jeszcze jak nam czasem tu zabiorą, to już czasem na mąkę na chleb nie ma. Ja tam nie wiem. Sam poddam się temu, co los przyniesie, jeno o córę się boję…

Isak w zamyśleniu mieszał starannie składniki, by dekot był jak najlepszy z możliwych, wysłuchując też biadolenia karczmarza. No nie mieli tu wesoło, ale i tak było bezpieczniej niż w innych częściach kraju. Najchętniej by tych zbójów Isak zostawił, ale wpakował się w kabałe i musiał się z niej wykaraskać, a jego renoma nie pozwalała ot tak poprostu wskoczyć na koń i uciec. Musiał wypić piwo którego naważył.
- NIe bój się o nią, tylko naucz ją się bronić, zawsze kilka siwych włosów mniej na głowie. Proste parady i podstawy szermierki wystarczą. - dodał Isak obserwując jak kwaituszek wrzucony do wywaru, zatonął w nim bulgocząc. - To niespkojne czasy. Czasy miecza i topora. Warto umieć się posługiwać choć jednym z nich.

- Jak niby ona sama, kruszynka, ma się obronić przed zgrają takich bandytów? - zapytał ze zdziwieniem kowal. - Jedyne, co może zrobić, to się schować albo uciekać. Sprytu trochę po mnie ma, to i w razie czego zdołałaby się wywinąć. Ale panie, nie każcie mi nawet myśleć, że mi tu po nią ktoś przyjdzie, bo na samą myśl mnie się ręce ze złości trzęsą, a tu robota pilna czeka.
Diemen zdawał się pokazać Isakowi, że chce się skupić na pracy. A jako, że akurat przeszedł do momentu, w którym konieczne stało się trochę mocniejszych uderzeń młotem kowalskim w pancerz, to również z powodu hałasu dalsza rozmowa była utrudniona.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline