Nim Szprycha wślizgnęła się do ciepła, rozpychając łokciami aby móc powiedzieć radosne "pierwsza!", wygrzebywała jeszcze z wózka jedno ze swoich win, które tam wiozła i kawałek suchego żarcia, co by móc przegryźć.
Miała na to czas, bo inni starali się przekonać gospodarza, by w ogóle zechciał ich ugościć i choć Maud dołożyła do tego cegiełkę w postaci swych słów, to nie zamierzała stać i się gapić jak ciele w malowane wrota i czekać na łaskę Pana. Kiedy ta jednak nastąpiła...
Kobieta wepchała się jak jakieś bydle, triumfalnie unosząc ręce ku górze w geście sukcesu. W jednej dłoni ściskała wino, a w drugiej kawał niezbyt świeżego chleba. Potem dopiero rozejrzała się w zdziwieniu, że przy stoliku jeden gość jest - i co, to niby on udawał ten cały gwar rozmów z wewnątrz karczmy? Naprawdę? Po chwili i chłopak z wiadrem się pojawił, no ale trzy osoby to wciąż za mało by udawać tłumy... O co chodziło? Omamy ze zmęczenia? Kolejne? Najpierw wzrokowe, teraz słuchowe... Czy jutro rano gdy się obudzą, będą czuć cały dzień smród zgnilizny w nozdrzach?
Maud usiadła niedaleko Hansa, rozdziewając się ze wszystkich szmat, które powiesiła na oparciu. Pozostając w samej sukience, ubłoconej u stóp, wyglądała na bardzo drobną i chudą kobietę. Twarz miała smukłą i pociągłą, nie grzeszyła urodą, jednak i nie gniła, więc nie obrzydzała... Chociaż ta rana na policzku... Śmieciara z hukiem postawiła wino na stole.
- Maud jestem. Moje wino, dobre i najlepsze, gwarancja roku przeleżenia. Może i nie wyglądam, ale to co wiozę ze sobą, to najlepsze! - zareklamowała swój towar jak to miała w zwyczaju i uśmiechnęła się pogodnie. Odkorkowała i poprosiła gospodarza o naczynia.
- Hans, tak? - zagaiła pociągnąwszy nosem. Wszyscy już zdążyli do niego zagadać, więc nie krępowała się aby spytać o coś bardziej... Prywatnego - Blizny ciekawe, naraził żeś się komuś? Myślisz, że z mojego równie widoczne będą ślady? - wskazała chudym palcem na poorany nożem policzek. Kiedy kubki przyszły na stół, polała każdemu, nawet gospodarzowi. Taka szczodra!