Gerhart spode łba spojrzał na Zabójcę, po czym westchnął i pogłaskał psa po łbie.
- Dobrze już, dobrze - powiedział. - Już nie jestem zły..
Ale wnet dobry humor prysnął, jakby nigdy nie istniał. Hanzi nie oddychał. Nie był co prawda zimnym trupem, ale w praktyce różnica była żadna. To zaś oznaczało tylko jedno - ich piękna nagroda rozpłynęła się niczym poranna mgła.
Zaklął pod nosem (nie za głośno, by nie przestraszyć Zabójcy - tego by brakowało, by ten popędził gdzieś w las i trzeba było go szukać), a potem podszedł do Hanziego, by obejrzeć rany. Ciekaw był, czy zadała je bestia, na którą nadziali się w leśniczówce, czy może kto inny przyczynił się do śmierci wielkiego psa. |