Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2017, 18:17   #233
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Na całe szczęście smocza krew okazała się być niegroźną dla Berta, choć wyłącznie dzięki szybkiej pomocy kapłanek. W samym mieście również czekały na nich dobre wiadomości. Choć życia umarłym nie było sposobu przywrócić, zaś ciężko chorzy lub dogorywający mieli przenieść się do Ogrodów Morra, to przynajmniej można było ulżyć ich cierpieniu.

Zdrowym natomiast wystarczyło tylko unikać wody z rzeki oraz jak najwcześniej zgłosić się po pomoc, gdyby w jakiś sposób doszło do kontaktu z trucizną.
Khazada jednak od dłuższego czasu martwiła inna kwestia. Rzeka nie kończyła się na tym mieście.

Cała sprawa jednak była zastanawiająca. Czyżby jednak w sprawę zamieszany był krystalicznie czysty przypadek?

Zaczynając od początku historii, górnicy wyruszyli do kopalni w górach i zostali zmasakrowani przez giganta, a konkretnie młodą gigantkę. Ona umarła, większość górników także. Został tylko jeden. Wziął jej ucho jako trofeum, pochował towarzyszy, po czym ruszył do miasta. Zapewne napił się wody z rzeki lub choćby przepłukał nią twarz. Na miejscu zachorował, a następnie umarł. Moc trucizny w rzece zwiększała się wraz z coraz większą ilością smoczej krwi dostającej się do niej.

Sam gad jednak wyglądał tak, jakby ugodzono go setki lub tysiące lat wcześniej. Podobnie wyglądało ujście posoki do rzeki. Z kolei zwłoki poległej trójki wyglądały na świeże.

Poniekąd wszystko się składało, ale... jednak coś mu nie pasowało. Dlaczego Klątwa Gigantów ujawniła się dopiero teraz, skoro krew wypływała z gadziny przez tyle czasu? Czyżby drążyła skałę i dopiero niedawno się przedarła? Niewykluczone.

Hammerfist już w świątyni notował w głowie to, co należało zrobić w jaskini bestii.

Ocenić rynienkę, którą spływała krew. Dawno już nie pracował w fachu górnika, ale był całkowicie przekonany, że są rzeczy, których się nie zapomina. Kamień natomiast potrafił powiedzieć zadziwiająco wiele. Arno wierzył, że jeśli nie powstała naturalnie, będzie potrafił to rozpoznać podobnie jak każdą ingerencję w jej ścieżkę.

Następnie z najwyższą ostrożnością będzie musiał przyjrzeć się zwłokom. Nie miał zamiaru dotykać żadnego miejsca, z którym miała kontakt smocza krew. Ale przeszukać ich będzie trzeba.

Ostatnią częścią będzie przyjrzenie się samej kreaturze z bliska, jej ranie oraz broni siedzącej w pokrytym łuską boku. Do tej pory khazad wiedział tylko tyle, iż drzewce jest zrobione z dziwnego, czarnego drewna.

Jeszcze nawet podczas podróży rozważał różne możliwości oraz konieczność sprawdzenia rozmaitych elementów znajdujących się w ogromnej pieczarze. Od podobnych myśli uwolnił go dopiero sen na znajomej już półce skalnej. Naturalnie krasnolud zwyczajowo zadeklarował podjęcie warty w najciemniejszą część nocy. Nic się jednak na niej nie wydarzyło. Jednakże w jostowej kolejce działo się ciekawiej.

Zaspany brodacz przetarł oczy, a kiedy tylko dostrzegł to, co jego towarzysz oraz Bert, uśmiechnął się bardzo, ale to bardzo szeroko niezwykle paskudnym uśmiechem. Przypomniał mu się spływ rzeką tuż po opuszczeniu Biberhof, kiedy został najęty do ochrony transportu. Wtedy przeżył swój chrzest bojowy w walce z małym plugastwem zwanym czasem goblinami. Zdarzyło się też większe plugastwo w postaci orków, ale to małe kreatury stanowiły bezwzględną, przeważającą większość.

Wszyscy czekali w bezruchu. W końcu pojawił się paskudny, zielony pysk bardzo słabo widoczny w ciemności nocy, jeśli nie liczyć konturów koślawej czaszki. Ten jednak opuścił się. Arno ruszył szybko do krawędzi, zaś schodząc już czuł pod młotem pękający czerep ukochanej rasy treningowej. Uskrzydlony stanął na ziemi i... zobaczył, że drugiego już nie widać. Co prawda wiedział w którą stronę uciekł, lecz pogoń goblina nocą na jego terenie nie była najrozsądniejszym z pomysłów. Chwilę później pierwszy zielonoskóry gruchnął o ziemię z otwartym złamaniem. Mimo wszystko jednak rzucał się i gryzł, więc niewiele myśląc Hammerfist splunął, podszedł i zgasił kreaturze światło.

Stworek padł bezwładnie, dzięki czemu można było go wciągnąć z powrotem na górę. W końcu pozostali chcieli z nim pogawędzić, więc głupio było go tak od razu obuchem traktować.

Już wkrótce Arno żałował. Mała glizda dziamgała i skwierczała. Szkoda, że nie na ogniu. Gotte natomiast tłumaczył, lecz Grimm słuchał z lekkim powątpiewaniem wzmocnionym faktem, iż podobno goblin chciał pić, a nie skorzystał z rzuconego mu bukłaka.

- Wiecie, mnie szkoda trochę go. Jak cierpi widzicie? - wskazał paluchem na coś, co miało w zamyśle być facjatą.

- Podłego nawet stworzenia zostawiać w stanie takim nie lza. Po mojemu pomóc trzeba mu. Skrócę męki jego - wyszczerzył się lekko maniakalnie dobywając dwuręcznego młota.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline