Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2017, 22:25   #31
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Na wszelki wypadek Alicja postanowiła przyczaić się w krzakach i przeczekać aż dziwne “osy” przejdą. Jakoś nie wierzyła w ich dobre zamiary względem siebie.
- Ale to jużżż rok - marudził jeden z żołnierzy.
- Królowa zzz-najdzie sss-posssób. A potem zzz-łożżży w gąsienicy jaja - odparł drugi. - Dla roju.
“Jaja w gąsienicy”? To zabrzmiało doprawdy makabrycznie. Alicja zaczęła przypuszczać, że raj Pana Gąsienicy wcale rajem nie był i ten jeśli żył, mógł tutaj ukryć się przed prześladowcami. Jak dziewczyna miała go znaleźć?
Usilnie próbowała coś sobie przypomnieć na temat mędrca. Skupiła się.
Gąsienica lubił przesiadywać na wielkich grzybach. Może powinna takich poszukać w okolicy? Ostrożnie, aby nie dać się zauważyć osom, zaczęła przemierzać las. Jednak im dalej weń zachodziła, tym mniej rozpoznawała rośliny. Drzewa zrobiły się cieńkie i proste jak przemysłowe rury, zarośla tak gęste, że nie sposób było przez nie przejść. A grzybów nie widziała nigdzie, szczególnie dużych. Nie dostrzegała też zwierząt. Parę razy tylko coś czmychnęło w gęstwinie, najwyraźniej przed Alicją uciekając. Taki kierunek poszukiwań wydawał się żmudny. Podobno Pan Gąsienica ukrywał się w jaskini, a innych gór niż wulkan nie było widać. Skierowała się więc w tamtą stronę.
Gdy w końcu, ostrożnie, opuściła las i z oddali przyjrzała się wulkanowi, z przestrachem stwierdziła, że u jego stóp znajdowało się spore gniazdo. Nawet z odległości widać było, że krążą wokół niego osy. Zdawało się, że kursowały między gniazdem a szczelinami w wulkanie. Pewnie od zachodu byłoby ich mniej, tylko czy przekradając się przez otwartą, wypaloną przestrzeń nie zostałaby zauważona? Alicja przyjrzała się wulkanowi, zastanawiając, gdzie można znaleźć jakieś jaskinie na jego stokach. Wychodziło na to, że chyba właśnie w owych szczelinach. Osy szukały tego samego co ona, tylko najwyraźniej coś je powstrzymywało. Gdyby tylko panna Liddell miała swój miecz, to mogłaby pojmać jakiegoś owada i odpowiednio przepytać, ale bez broni musiała wymyślić coś innego.
Postanowiła przekroczyć wypaloną przestrzeń nocą, kiedy owady będą spać lub chociaż mniej widzieć. Póki co natomiast... poczuła burczenie w brzuchu.
W lesie na szczęście było widać sporo różnych, kolorowych owoców. Jedne były czerwone, inne niebieskie i rosły na krzakach, wysoko na drzewach wisiały kiści bananów, a gdzieniegdzie rosnąca trzcina kojarzyła się Alicji z cukrem. Naturalnie zjedzenie czegokolwiek mogło być obarczone nieprzyjemnymi konsekwencjami. W Krainie Dziwów nigdy nie było wiadomo.
Dziewczyna postanowiła sięgnąć po owoce z krzaków. Po chwili zastanowienia wybrała jeden niebieski owoc i zjadła. Był soczysty i smaczny, nic nie wskazywało aby miał być trujący. I zasadniczo nawet nie był, tylko od jego zjedzenia skóra Alicji zabarwiła się błękitnie. Nowy kolor wydał jej się zabawny, więc zjadła jeszcze więcej tych owoców. Poza nabraniem nowych barw, owoce nie miały innych skutków ubocznych. A ten mógł być nawet pozytywny, bo po ciemku trudniej będzie ją zauważyć. Pozostało jej więc już tylko czekać do zmroku, by spróbować się przemknąć.

Gdy słońce zaszło za horyzont, wyspę oświetlił upiorny, czerwony blask wulkanu. Ten krwawy omen miał demoralizujący wpływ, ale dziewczyna nie mogła się poddać będąc tak blisko celu. Wymknęła się z lasu i zaczęła skradać w kierunku góry. Grunt pod stopami był przyjemnie ciepły, ale za to nieprzyjemnie wyboisty. Zgodnie z oczekiwaniami Alicji obecność os się przerzedziła, ale wciąż spora grupa przetrząsała szczeliny. Będąc w połowie drogi, z trudem bo z trudem, ale dostrzegała, że osy które wchodziły do szczelin po jakimś czasie wytaczały się z nich jak pijane i musiały być odnoszone do gniazda przez towarzyszy. Pan Gąsienica musiał się jakoś zabezpieczyć przed intruzami.
Co mogło na nie tak działać? I czy będzie działało też na Alicję? Dziewczyna sięgnęła do kieszeni po chusteczkę, by przez nią oddychać, a następnie zbliżyła się do najbliższej szczeliny, przy której nie było os. Kamienie zaczynały się robić gorące, ale dało się jeszcze wytrzymać. W ciemności i dzięki niebieskiemu kamuflażowi, dziewczyna faktycznie nie została wypatrzona przez żadną wrogą istotę. Weszła trochę głębiej, wytężając coraz mocniej oczy aby coś dostrzec. Naturalna jaskinia nie zdradzała żadnych oznak niebezpieczeństwa. Nie słychać było żadnych owadów, a i powietrze nie gryzło w gardło. Szczelina jednak szybko się kończyła - tyle tylko, że nie kamienną ścianą. Panna Liddell obmacała ostrożnie przeszkodę i stwierdziła, że przypominała wosk ze świecy.
Spróbowała go więc rozdrapać albo rozbić, uderzając o niego. Kruszył się dość łatwo, ale przebicie się przez niego gołymi rękami zajęłoby bardzo dużo czasu. Alicja rozejrzała się więc za jakimś ciężkim przedmiotem, ewentualnie kamieniem. I właśnie na kamieniu się skończyło. Ciężki i nieporęczny, ale za to solidny kawał skały sprawił się znakomicie w niszczeniu woskowej bariery. Po paru męczących minutach wyłom był na tyle duży, że cała ściana zaczeła pękać, a przez szczeliny zaczął się sączyć siwy dym. Niestety hałas przy pracy zwrócił czyjąś uwagę.
- Zzz-łyszszszycie? - bzyczenie z zewnątrz brzmiało ponaglająco. - Cośśś się tam dzzz-ieje.
Nie tracąc czasu, Alicja zrobiła tylko taką dziurę, by przez nią przejść, po czym przecisnęła się na drugą stronę. Udało jej się to zresztą w ostatniej chwili, słyszała już bowiem za sobą postukiwania owadzich odnóży. Jej zmysły z jednej strony uderzył duszący zapach, jakby palonych liści, a z drugiej ciemność pozbawiła ją wzroku.
- Cośśś zzz-niszczyło czop! - zawołała osa.
Dziewczyna wiedziała jedno - na pewno nie chce spotkać się z osami, toteż przykładając do ust chusteczkę natarła w stronę źródła dymu. Szczypało w oczy, utrudniało oddychanie, ale wizja żądeł i ostrzy żołnierzy była gorsza. Po jakimś czasie ciemność ustąpiła miejsca delikatnej poświacie, a jeszcze po chwili wąski tunel otworzył się na pnącą się w górę jaskinię.


1

Jej ściany pokrywały zielone pnącza i kolorowe grzyby. Dym, niczym wodospad, spływał gdzieś z góry.
- Panie Gąsienico! - zawołała Alicja - Panie Gąsienico, to ja, Alicja!
- Alicja, icja, ja… - odpowiedziało echo.
Poczekała chwile, po czym ruszyła w głąb wielkiego leja, by przyjrzeć się tutejszej florze. Listki zieleniły się ładnie, choć warunki chyba nie były sprzyjające dla takich roślin. Grzyby jak to grzyby, rosły sobie nikomu nie przeszkadzając. Alicja podeszła do tych ostatnich, by się im przyjrzeć.
- Panie Gąsienico? - zapytała niepewnie. Szukanie jakichkolwiek gąsienic, nie tylko panów, nie przyniosło jednak owoców. Nawet jeżeli był malutki, to akurat tu nie siedział. Alicja usiadła na jednym z grzybów, rozgoryczona. Tak wiele kosztowało ją dostanie się tu, a teraz... nie wiedziała co może więcej zrobić. Szukać dalej? Jaskinia ciągnęła się wysoko w górę, ale wspinaczka po pnączach byłaby niebezpieczna. Alicja postanowiła chwilę odpocząć, a że było już późno sama nie wiedziała kiedy zasnęła. Alicja była na tyle zmęczona, że nawet dym jej tak bardzo nie przeszkadzał. Wystarczyło złożyć głowę na miękkim grzybie. Tyle tylko, że to potrwało tylko chwilę. Ze snu wyrwało ją gniewne warczenie. Gdy się ocknęła i rozejrzała, serce podskoczyło jej do gardła - nie wiadomo skąd w leju pojawił się wyjowilk!
Omal nie pisnęła z przerażenia. Zastanawiała się gorączkowo gdzie może się schować przed bestią. Z doświadczenia z lasu, właściwym kierunkiem była góra. Dziewczyna ostrożnie zeszła z grzyba, by przemknąć się do najbliższej ściany i zacząć wspinać po pnączach na górę. Ruch sprowokował potwora i ten rzucił się na swoją ofiarę. Dziewczyna ledwie zdążyła złapać się pnącza i podciągnąć w górę nim tuż pod jej stopą kłapnęły pełne kłów szczęki. Wyjowilk, jak nazwa zobowiązuje, zaczął przeraźliwie wyć. Biedna dziewczyna miała wielką ochotę zasłonić uszy, ale to było niemożliwe. Jedyną drogą ucieczki była dalsza wspinaczka.
- Zamknij się, paskudny wyjcu! - nakrzyczała na bestię, która irytowała ją wydawanymi z siebie dźwiękami. Alicja jednak nie miała odwagi, by się zatrzymać. Wspinała się coraz wyżej i wyżej do najbliższego otworu. Zmęczona opadła na plecy i głęboko wdychała sączący się z wysokości dym. Rozkaszlała się przez to i gdy w końcu uspokoił się jej oddech, a potworne wycie na chwilę ustało, do jej uszu dotarły z otworu urywane jęki. Brzmiały ludzko, a nawet kobieco.
Co to mogło oznaczać? Jęki brzmiały nadzwyczaj... sugestywnie i intrygująco tym samym. Alicja postanowiła zobaczyć kto jest ich autorem. Czy raczej autorką. Podkradła się do otworu i zajrzała co tam się wyprawiało.
- Bierz mnie, bierz mnie ogierze - jęczała kobieta, która była blondynce znajoma. To Biała Królik oddawała się w zapamiętaniu swojemu mężowi. Klęczała z uniesionym ogonkiem, a Marcowy Zając brał ją mocno od tyłu. Alicja wycofała się i przylgnęła do ściany zarumieniona. Czy już zawsze będzie wpadać na tę parę? Co oni tu robili w ogóle?! Dziewczyna zaczęła rozglądać się za drogą ucieczki niemal tak samo panicznie, jak gdy gonił ją wyjowilk. I znowu - uciekać można było tylko w górę, aby nie słuchać hałasów rozkoszy. Tak więc uczyniła, znajdując nagle dość sił w ciele.
Kolejny przystanek był skalną półką, bez żadnych tuneli ani szczelin, które od niego odchodziły. Miało to swoje plusy. Można było trochę odpocząć, nikt nie jęczał nad uchem ani w sposób groźny, ani lubieżny. Bez niczego, co by ją rozpraszało, Alicji wydawało się że dostrzega źródło tego dziwnego dymu. Nie umiała nawet opisać co to było, ale z jednego punktu wszystko się sączyło. Był to szczyt jaskini.
Pamiętała pewien dymiący przedmiot - fajkę Pana Gąsienicy? Czy to oznaczało więc, że będzie musiała wejść na samą górą? Dziewczyna westchnęła, odpoczęła kilka chwil i ruszyła dalej w górę.
Wspinaczka była żmudna i w jej czasie wydawało się dziewczynie, że dostrzega różne sceny lub osoby w dymie. Niemal u samego szczytu, na półce na której się zatrzymała, zobaczyła... samą siebie. A przynajmniej swoją bliźniaczkę. Różniła się kolorem włosów, była bowiem brunetką. Towarzyszyły jej bliźniacy dwóch innych osobistości - Kapelusznika z siwymi włosami i Pana Gąsienicy.


2

Gąsienica leżał zwinięty w kłębek wokoło fotelu, na którym siedziała czarna Alicja. Biały Kapelusznik klęczał przed nią, całując jej nagie stopy.
Widząc tę scenę Alicja prawdziwa omal nie straciła równowagi i nie oderwała się od ściany, toteż odwracając spojrzenie ze wstydem, szybko zaczęła wspinać się wyżej. Po minucie mięśnie paliły ją z bólu równie mocno, jak policzki ze wstydu. Zesztywniałe palce ledwo były w stanie utrzymać jej ciężar. Jedynie wysiłkiem woli zdołała się wciągnąć na szczyt. Była wyczerpana.
Leżąc na plecach i ciężko dysząc rozglądała się po grocie, w której się znalazła. Było w niej bardzo gorąco i Alicja czuła, jak spływa po niej pot. Czuła jednak też satysfakcję, bo w centrum groty wisiał ogromny, jedwabny kokon. Nieopodal dymiła nieustannie wodna fajka. Wszystko to było wielkie, skala zupełnie nie pasowała do malutkich gąsienic.


3

- Panie... Gąsienico? To ja... Alicja... - powiedziała, z trudem jeszcze łapiąc oddech po wyczerpującej wspinaczce.
Podeszła z wolna do kokonu.
- Panie Gąsienico? Słyszy mnie pan?
Odpowiedzi jako takiej się nie doczekała, ale coś w jedwabnych zwojach się poruszyło. Alicja podeszła do krawędzi i... po chwili wahania położyła dłoń na ściance kokonu. Była miękka, gładka, ciepła w dotyku i delikatnie pulsowała. Panu Gąsienicy było w kokonie najwyraźniej bardzo przyjemnie i nie kwapił się wychodzić. Może trzeba go było do wyjścia jakoś nakłonić? W końcu nie można chyba być poczwarką latami. Alicja przyjrzała się kokonowi. A gdyby tak odsunęła od niego fajkę? Były połączone długim wężem. Może wystarczyłoby go odłączyć? Spróbowała to zrobić. Jak to często bywało w takich sytuacjach, z początku nie stało się nic. Tylko para buchnęła z otworu. Z czasem jednak kokon zaczął coraz mocniej i mocniej drżeć, a potem kiwać z boku na bok jak wahadło. W jego ściankach zaczynały pojawiać się pęknięcia, a rozprute pasma jedwabiu sypały się na ziemię. A wszystko to działo się w niemal nabożnej ciszy. Wreszcie osłonka rozpadła się, odsłaniając przed oczami Alicji ukrytą we wnętrzu istotę: skrzydlatego mężczyznę, pięknego i skrzydlatego niczym anioł. Majestatyczną aurę psuło trochę to, że bardzo nieporadnie wydostawał się na zewnątrz - ruchy miał nieskoordynowane niczym noworodek.


4

Ale kiedy już stanął na kamiennym podłożu i wyprostował się na całą swą wysokość... Był wielki, dwa razy wyższy od Alicji. Z noworodkiem wspólne miał też to, że był zupełnie nagi. Z kolei to, co odróżniało go od noworodka, to fakt że wielki był na różne sposoby.


______________________
1 - grafika pochodzi z albumu "The Art of Alice Madness Returns"
2 - okładka Grimm Fairy Tales Escape from Wonderland #4B, autorstwa Seana Chena
3 - grafika pochodzi z albumu "The Art of Alice Madness Returns"
4 - autora nie udało mi się znaleźć
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline