Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-12-2017, 22:25   #31
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Na wszelki wypadek Alicja postanowiła przyczaić się w krzakach i przeczekać aż dziwne “osy” przejdą. Jakoś nie wierzyła w ich dobre zamiary względem siebie.
- Ale to jużżż rok - marudził jeden z żołnierzy.
- Królowa zzz-najdzie sss-posssób. A potem zzz-łożżży w gąsienicy jaja - odparł drugi. - Dla roju.
“Jaja w gąsienicy”? To zabrzmiało doprawdy makabrycznie. Alicja zaczęła przypuszczać, że raj Pana Gąsienicy wcale rajem nie był i ten jeśli żył, mógł tutaj ukryć się przed prześladowcami. Jak dziewczyna miała go znaleźć?
Usilnie próbowała coś sobie przypomnieć na temat mędrca. Skupiła się.
Gąsienica lubił przesiadywać na wielkich grzybach. Może powinna takich poszukać w okolicy? Ostrożnie, aby nie dać się zauważyć osom, zaczęła przemierzać las. Jednak im dalej weń zachodziła, tym mniej rozpoznawała rośliny. Drzewa zrobiły się cieńkie i proste jak przemysłowe rury, zarośla tak gęste, że nie sposób było przez nie przejść. A grzybów nie widziała nigdzie, szczególnie dużych. Nie dostrzegała też zwierząt. Parę razy tylko coś czmychnęło w gęstwinie, najwyraźniej przed Alicją uciekając. Taki kierunek poszukiwań wydawał się żmudny. Podobno Pan Gąsienica ukrywał się w jaskini, a innych gór niż wulkan nie było widać. Skierowała się więc w tamtą stronę.
Gdy w końcu, ostrożnie, opuściła las i z oddali przyjrzała się wulkanowi, z przestrachem stwierdziła, że u jego stóp znajdowało się spore gniazdo. Nawet z odległości widać było, że krążą wokół niego osy. Zdawało się, że kursowały między gniazdem a szczelinami w wulkanie. Pewnie od zachodu byłoby ich mniej, tylko czy przekradając się przez otwartą, wypaloną przestrzeń nie zostałaby zauważona? Alicja przyjrzała się wulkanowi, zastanawiając, gdzie można znaleźć jakieś jaskinie na jego stokach. Wychodziło na to, że chyba właśnie w owych szczelinach. Osy szukały tego samego co ona, tylko najwyraźniej coś je powstrzymywało. Gdyby tylko panna Liddell miała swój miecz, to mogłaby pojmać jakiegoś owada i odpowiednio przepytać, ale bez broni musiała wymyślić coś innego.
Postanowiła przekroczyć wypaloną przestrzeń nocą, kiedy owady będą spać lub chociaż mniej widzieć. Póki co natomiast... poczuła burczenie w brzuchu.
W lesie na szczęście było widać sporo różnych, kolorowych owoców. Jedne były czerwone, inne niebieskie i rosły na krzakach, wysoko na drzewach wisiały kiści bananów, a gdzieniegdzie rosnąca trzcina kojarzyła się Alicji z cukrem. Naturalnie zjedzenie czegokolwiek mogło być obarczone nieprzyjemnymi konsekwencjami. W Krainie Dziwów nigdy nie było wiadomo.
Dziewczyna postanowiła sięgnąć po owoce z krzaków. Po chwili zastanowienia wybrała jeden niebieski owoc i zjadła. Był soczysty i smaczny, nic nie wskazywało aby miał być trujący. I zasadniczo nawet nie był, tylko od jego zjedzenia skóra Alicji zabarwiła się błękitnie. Nowy kolor wydał jej się zabawny, więc zjadła jeszcze więcej tych owoców. Poza nabraniem nowych barw, owoce nie miały innych skutków ubocznych. A ten mógł być nawet pozytywny, bo po ciemku trudniej będzie ją zauważyć. Pozostało jej więc już tylko czekać do zmroku, by spróbować się przemknąć.

Gdy słońce zaszło za horyzont, wyspę oświetlił upiorny, czerwony blask wulkanu. Ten krwawy omen miał demoralizujący wpływ, ale dziewczyna nie mogła się poddać będąc tak blisko celu. Wymknęła się z lasu i zaczęła skradać w kierunku góry. Grunt pod stopami był przyjemnie ciepły, ale za to nieprzyjemnie wyboisty. Zgodnie z oczekiwaniami Alicji obecność os się przerzedziła, ale wciąż spora grupa przetrząsała szczeliny. Będąc w połowie drogi, z trudem bo z trudem, ale dostrzegała, że osy które wchodziły do szczelin po jakimś czasie wytaczały się z nich jak pijane i musiały być odnoszone do gniazda przez towarzyszy. Pan Gąsienica musiał się jakoś zabezpieczyć przed intruzami.
Co mogło na nie tak działać? I czy będzie działało też na Alicję? Dziewczyna sięgnęła do kieszeni po chusteczkę, by przez nią oddychać, a następnie zbliżyła się do najbliższej szczeliny, przy której nie było os. Kamienie zaczynały się robić gorące, ale dało się jeszcze wytrzymać. W ciemności i dzięki niebieskiemu kamuflażowi, dziewczyna faktycznie nie została wypatrzona przez żadną wrogą istotę. Weszła trochę głębiej, wytężając coraz mocniej oczy aby coś dostrzec. Naturalna jaskinia nie zdradzała żadnych oznak niebezpieczeństwa. Nie słychać było żadnych owadów, a i powietrze nie gryzło w gardło. Szczelina jednak szybko się kończyła - tyle tylko, że nie kamienną ścianą. Panna Liddell obmacała ostrożnie przeszkodę i stwierdziła, że przypominała wosk ze świecy.
Spróbowała go więc rozdrapać albo rozbić, uderzając o niego. Kruszył się dość łatwo, ale przebicie się przez niego gołymi rękami zajęłoby bardzo dużo czasu. Alicja rozejrzała się więc za jakimś ciężkim przedmiotem, ewentualnie kamieniem. I właśnie na kamieniu się skończyło. Ciężki i nieporęczny, ale za to solidny kawał skały sprawił się znakomicie w niszczeniu woskowej bariery. Po paru męczących minutach wyłom był na tyle duży, że cała ściana zaczeła pękać, a przez szczeliny zaczął się sączyć siwy dym. Niestety hałas przy pracy zwrócił czyjąś uwagę.
- Zzz-łyszszszycie? - bzyczenie z zewnątrz brzmiało ponaglająco. - Cośśś się tam dzzz-ieje.
Nie tracąc czasu, Alicja zrobiła tylko taką dziurę, by przez nią przejść, po czym przecisnęła się na drugą stronę. Udało jej się to zresztą w ostatniej chwili, słyszała już bowiem za sobą postukiwania owadzich odnóży. Jej zmysły z jednej strony uderzył duszący zapach, jakby palonych liści, a z drugiej ciemność pozbawiła ją wzroku.
- Cośśś zzz-niszczyło czop! - zawołała osa.
Dziewczyna wiedziała jedno - na pewno nie chce spotkać się z osami, toteż przykładając do ust chusteczkę natarła w stronę źródła dymu. Szczypało w oczy, utrudniało oddychanie, ale wizja żądeł i ostrzy żołnierzy była gorsza. Po jakimś czasie ciemność ustąpiła miejsca delikatnej poświacie, a jeszcze po chwili wąski tunel otworzył się na pnącą się w górę jaskinię.


1

Jej ściany pokrywały zielone pnącza i kolorowe grzyby. Dym, niczym wodospad, spływał gdzieś z góry.
- Panie Gąsienico! - zawołała Alicja - Panie Gąsienico, to ja, Alicja!
- Alicja, icja, ja… - odpowiedziało echo.
Poczekała chwile, po czym ruszyła w głąb wielkiego leja, by przyjrzeć się tutejszej florze. Listki zieleniły się ładnie, choć warunki chyba nie były sprzyjające dla takich roślin. Grzyby jak to grzyby, rosły sobie nikomu nie przeszkadzając. Alicja podeszła do tych ostatnich, by się im przyjrzeć.
- Panie Gąsienico? - zapytała niepewnie. Szukanie jakichkolwiek gąsienic, nie tylko panów, nie przyniosło jednak owoców. Nawet jeżeli był malutki, to akurat tu nie siedział. Alicja usiadła na jednym z grzybów, rozgoryczona. Tak wiele kosztowało ją dostanie się tu, a teraz... nie wiedziała co może więcej zrobić. Szukać dalej? Jaskinia ciągnęła się wysoko w górę, ale wspinaczka po pnączach byłaby niebezpieczna. Alicja postanowiła chwilę odpocząć, a że było już późno sama nie wiedziała kiedy zasnęła. Alicja była na tyle zmęczona, że nawet dym jej tak bardzo nie przeszkadzał. Wystarczyło złożyć głowę na miękkim grzybie. Tyle tylko, że to potrwało tylko chwilę. Ze snu wyrwało ją gniewne warczenie. Gdy się ocknęła i rozejrzała, serce podskoczyło jej do gardła - nie wiadomo skąd w leju pojawił się wyjowilk!
Omal nie pisnęła z przerażenia. Zastanawiała się gorączkowo gdzie może się schować przed bestią. Z doświadczenia z lasu, właściwym kierunkiem była góra. Dziewczyna ostrożnie zeszła z grzyba, by przemknąć się do najbliższej ściany i zacząć wspinać po pnączach na górę. Ruch sprowokował potwora i ten rzucił się na swoją ofiarę. Dziewczyna ledwie zdążyła złapać się pnącza i podciągnąć w górę nim tuż pod jej stopą kłapnęły pełne kłów szczęki. Wyjowilk, jak nazwa zobowiązuje, zaczął przeraźliwie wyć. Biedna dziewczyna miała wielką ochotę zasłonić uszy, ale to było niemożliwe. Jedyną drogą ucieczki była dalsza wspinaczka.
- Zamknij się, paskudny wyjcu! - nakrzyczała na bestię, która irytowała ją wydawanymi z siebie dźwiękami. Alicja jednak nie miała odwagi, by się zatrzymać. Wspinała się coraz wyżej i wyżej do najbliższego otworu. Zmęczona opadła na plecy i głęboko wdychała sączący się z wysokości dym. Rozkaszlała się przez to i gdy w końcu uspokoił się jej oddech, a potworne wycie na chwilę ustało, do jej uszu dotarły z otworu urywane jęki. Brzmiały ludzko, a nawet kobieco.
Co to mogło oznaczać? Jęki brzmiały nadzwyczaj... sugestywnie i intrygująco tym samym. Alicja postanowiła zobaczyć kto jest ich autorem. Czy raczej autorką. Podkradła się do otworu i zajrzała co tam się wyprawiało.
- Bierz mnie, bierz mnie ogierze - jęczała kobieta, która była blondynce znajoma. To Biała Królik oddawała się w zapamiętaniu swojemu mężowi. Klęczała z uniesionym ogonkiem, a Marcowy Zając brał ją mocno od tyłu. Alicja wycofała się i przylgnęła do ściany zarumieniona. Czy już zawsze będzie wpadać na tę parę? Co oni tu robili w ogóle?! Dziewczyna zaczęła rozglądać się za drogą ucieczki niemal tak samo panicznie, jak gdy gonił ją wyjowilk. I znowu - uciekać można było tylko w górę, aby nie słuchać hałasów rozkoszy. Tak więc uczyniła, znajdując nagle dość sił w ciele.
Kolejny przystanek był skalną półką, bez żadnych tuneli ani szczelin, które od niego odchodziły. Miało to swoje plusy. Można było trochę odpocząć, nikt nie jęczał nad uchem ani w sposób groźny, ani lubieżny. Bez niczego, co by ją rozpraszało, Alicji wydawało się że dostrzega źródło tego dziwnego dymu. Nie umiała nawet opisać co to było, ale z jednego punktu wszystko się sączyło. Był to szczyt jaskini.
Pamiętała pewien dymiący przedmiot - fajkę Pana Gąsienicy? Czy to oznaczało więc, że będzie musiała wejść na samą górą? Dziewczyna westchnęła, odpoczęła kilka chwil i ruszyła dalej w górę.
Wspinaczka była żmudna i w jej czasie wydawało się dziewczynie, że dostrzega różne sceny lub osoby w dymie. Niemal u samego szczytu, na półce na której się zatrzymała, zobaczyła... samą siebie. A przynajmniej swoją bliźniaczkę. Różniła się kolorem włosów, była bowiem brunetką. Towarzyszyły jej bliźniacy dwóch innych osobistości - Kapelusznika z siwymi włosami i Pana Gąsienicy.


2

Gąsienica leżał zwinięty w kłębek wokoło fotelu, na którym siedziała czarna Alicja. Biały Kapelusznik klęczał przed nią, całując jej nagie stopy.
Widząc tę scenę Alicja prawdziwa omal nie straciła równowagi i nie oderwała się od ściany, toteż odwracając spojrzenie ze wstydem, szybko zaczęła wspinać się wyżej. Po minucie mięśnie paliły ją z bólu równie mocno, jak policzki ze wstydu. Zesztywniałe palce ledwo były w stanie utrzymać jej ciężar. Jedynie wysiłkiem woli zdołała się wciągnąć na szczyt. Była wyczerpana.
Leżąc na plecach i ciężko dysząc rozglądała się po grocie, w której się znalazła. Było w niej bardzo gorąco i Alicja czuła, jak spływa po niej pot. Czuła jednak też satysfakcję, bo w centrum groty wisiał ogromny, jedwabny kokon. Nieopodal dymiła nieustannie wodna fajka. Wszystko to było wielkie, skala zupełnie nie pasowała do malutkich gąsienic.


3

- Panie... Gąsienico? To ja... Alicja... - powiedziała, z trudem jeszcze łapiąc oddech po wyczerpującej wspinaczce.
Podeszła z wolna do kokonu.
- Panie Gąsienico? Słyszy mnie pan?
Odpowiedzi jako takiej się nie doczekała, ale coś w jedwabnych zwojach się poruszyło. Alicja podeszła do krawędzi i... po chwili wahania położyła dłoń na ściance kokonu. Była miękka, gładka, ciepła w dotyku i delikatnie pulsowała. Panu Gąsienicy było w kokonie najwyraźniej bardzo przyjemnie i nie kwapił się wychodzić. Może trzeba go było do wyjścia jakoś nakłonić? W końcu nie można chyba być poczwarką latami. Alicja przyjrzała się kokonowi. A gdyby tak odsunęła od niego fajkę? Były połączone długim wężem. Może wystarczyłoby go odłączyć? Spróbowała to zrobić. Jak to często bywało w takich sytuacjach, z początku nie stało się nic. Tylko para buchnęła z otworu. Z czasem jednak kokon zaczął coraz mocniej i mocniej drżeć, a potem kiwać z boku na bok jak wahadło. W jego ściankach zaczynały pojawiać się pęknięcia, a rozprute pasma jedwabiu sypały się na ziemię. A wszystko to działo się w niemal nabożnej ciszy. Wreszcie osłonka rozpadła się, odsłaniając przed oczami Alicji ukrytą we wnętrzu istotę: skrzydlatego mężczyznę, pięknego i skrzydlatego niczym anioł. Majestatyczną aurę psuło trochę to, że bardzo nieporadnie wydostawał się na zewnątrz - ruchy miał nieskoordynowane niczym noworodek.


4

Ale kiedy już stanął na kamiennym podłożu i wyprostował się na całą swą wysokość... Był wielki, dwa razy wyższy od Alicji. Z noworodkiem wspólne miał też to, że był zupełnie nagi. Z kolei to, co odróżniało go od noworodka, to fakt że wielki był na różne sposoby.


______________________
1 - grafika pochodzi z albumu "The Art of Alice Madness Returns"
2 - okładka Grimm Fairy Tales Escape from Wonderland #4B, autorstwa Seana Chena
3 - grafika pochodzi z albumu "The Art of Alice Madness Returns"
4 - autora nie udało mi się znaleźć
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 08-12-2017, 21:40   #32
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Mężczyzna przeczesał palcami długie, jasne loki które opadały mu na oczy i spojrzał półprzytomnie na dziewczynę.
- Coo... robisz... tutaj? - zapytał powoli głębokim głosem.
Alicja patrzyła na niego oniemiała ze zdziwienia i... zauroczenia.
- Pan Gąsienica? To ja... Alicja. Pamięta mnie pan? - zapytała nieśmiało.
- Pamiętam jakąś Alicję, ale to było wtedy, a teraz jest teraz - odpowiedział z godnością. - Ja “byłem” Panem Gąsienicą, a “teraz” nie jestem Panem Gąsienicą. A kim ty jesteś “teraz” i co robisz “tutaj” - akcentował wyraźnie część słów.
Dziewczyna zasępiła się, nie wiedząc początkowo co odpowiedzieć. Pamiętała, że z Gąsienicą rozmawiało się ciężko, ale nie aż tak ciężko.
- Ja em, nadal jestem Alicją. Tylko trochę starsza się zrobiłam i urosłam. A pan... kim pan jest teraz? - zapytała.
- Jeśli ty dalej jesteś Alicją, chociaż wyglądasz inaczej, to ja muszę dalej być Gąsienicą, chociaż wyglądam inaczej - odparł wedle pokracznej logiki.
- Em... w takim razie... czy pomożesz mi Panie Gąsienico? Potrzebuję twojej rady i... mądrości.
- Ależ naturalnie, że ci pomogę. Tylko nie mów mi pan - poprosił. - To mnie postarza. A czuję się, jak nowo narodzony - przeciągnął się z wyraźną rozkoszą, co wyeksponowało jego męskość.
Alicja z trwogą i dziwnym uczuciem w sercu spuściła wzrok, lecz... to nie pomogło. To tylko odciągnęło uwagę od skrzydeł i twarzy mężczyzny - bo bezsprzecznie ta istota mężczyzną była! Wobec tego dziewczyna nie wiedząc jak przegnać sprzed oczu ów intrygujący widok zdecydowała się... odwrócić plecami do rozmówcy. Udała, że nagle bardzo ją interesuje tutejsza rzeźba skalna.
- Ttaaak, em, przepraszam. Nie jesteś stary, zdecydowanie. Mam problem, bo utraciłam większość wspomnień z mojego poprzedniego pobytu tu. Dodając dwa do dwóch ustaliłam, że prawdopodobnie winę za to ponosi Lalkarz. Chciałam się więc zapytać co wiesz na jego temat i czy wiesz coś... cokolwiek... o tym, dlaczego straciłam pamięć? I czy mogę ją jakoś odzyskać?
Plan z jednej strony zadziałał, bo nieobyczajny obraz zniknął sprzed jej oczu, ale miał też skutki uboczne. Skrzydlatego zainteresowało bowiem, na co też spogląda dziewczyna. Podszedł bliżej i stanął tuż, tuż za nią. Z powodu różnicy wzrostu, gdyby się odwróciła to stanęłaby twarzą w …
- Lalkarz to groźny adwersarz. Inna Alicja już raz wyruszyła by go pokonać. Teraz zamiast niej, po radę przychodzi do mnie nowa Alicja - mówił spokojnie, nawet jeśli temat był nieprzyjemny. - Lalkarz nie spocznie, dopóki cała Kraina Dziwów mu nie ulegnie. Każda jedna istota ma spełniać jego wolę, albo zginąć - objaśnił w podobny sposób, co wcześniej Konserwatorka.
- Więc... co mogę zrobić? - zapytała cicho, nie ważąc się nawet drgnąć. Jednocześnie poczuła dziwne ciepło w dole podbrzusza, wiedząc, że ten niezwykły, arcypiękny okaz... czegokolwiek, w co zmienił się Pan Gąsienica, stoi za nią. I to stoi dwojako.
- Skoro nie pamiętasz, to obawiam się że z nim przegrałaś - stwierdził prosty fakt. Pochylił się trochę przyglądając ścianie, na której niczego nie dostrzegał. Jego przyrodzenie musiało niemal ocierać się o ramię Alicji. - Lalkarzowi łatwo zniewolić tych, którzy się sami ograniczają. Jeden zakaz więcej, jedna zasada więcej. I tak, krok po kroku, pozbawia kogoś woli. Dlatego jego armia składa się z lalek i zabawek. Bo niczego nie doświadczyli, bo są jego kreacją. Wykonują polecenia - tłumaczył. - Ale czy widział ktoś w jego armii zwierzęta? Nie, bo one nie są pętane przez konwenanse.
- Czyli nie powinnam się... ograniczać? Ale... przecież... to sprawi, że mogę robić wiele em... nieobyczajnych rzeczy. - Powiedziała, rumieniąc się i omal nie odwróciła się do rozmówcy. Lecz opanowała się.
- Straciłaś pamięć, bo najwyraźniej Lalkarz nie miał dużo do usunięcia - odparł. Zabrzmiało to obraźliwie, choć chyba nie taka była jego intencja. - Im więcej doświadczysz, tym trudniej będzie mu uczynić z ciebie czystą kartę, Alicjo. Jedynie ty możesz sobie wyznaczać granice w tej krainie i je przekraczać. Im więcej uznasz obcych granic, tym łatwiej będzie adwersarzowi dokładać własne. Baw się, pij, tańcz i kochaj, a nie zdoła cię wszystkiego pozbawić - zaśmiał się radośnie.
Czy tak mówił wcześniejszy Pan Gąsienica? Chyba nie... Czy powinna potraktować jego słowa jako zaproszenie? Przygryzła wargi.
- Nie wiem czy umiem. To mi się wydaje takie... takie piękne i straszne zarazem. Bo osoby, które folgują swoim pragnieniom, które nie mają barier, zazwyczaj są okrutne i krzywdzą innych. Ot choćby taka Czerwona Królowa. Nie chcę być jak ona. - Rzekła Alicja i w przypływie emocji odwróciła się, by spojrzeć swojemu rozmówcy... No cóż, podniosła po chwili wzrok, by spojrzeć mu także w oczy. Oba widoki były urzekające.
- Wydaje się tak tobie, czy uznałaś za prawdziwe cudze opinie o takich osobach? - zapytał poważnie. - To prawda, że Czerwona Królowa jest okrutna. Lecz jest taka, bo takie ma serce, nie dlatego, że sobie folguje. Kapelusznik sobie folguje i nie jest zły. Wszyscy jesteśmy trochę szaleni i trochę rozpustni. Sami powinniśmy uznać, na co sobie możemy pozwolić - pokiwał głową. - Choć dobrą wytyczną byłoby nie wyrządzanie krzywdy innym - dodał po głębszym namyśle.
Dziewczynie, może z powodu widoku nagości, przypomniała się rozpusta jakiej dopuszczała się Księżna z siostrzeńcem. Oni z pewnością przekroczyli granice, których była nauczona, ale czy kogoś tym krzywdzili?
- Łatwo ci powiedzieć. Wy macie tylko ten świat, a ja... już i tak robię rzeczy, które w moim świecie wydają się być śmiałe, jeśli nie bezczelne. A to nic przy tym co tutaj... - nagle urwała, przyglądając się nowej fizjonomii Gąsienicy - Mogę cię... dotknąć? - zapytała cicho, jakby bojąc się własnej śmiałości, która ją do tego popchnęła.
- Ależ bardzo proszę - zaoferował. - Nie mam nic przeciwko temu Alicjo.
Nieśmiało wysunęła przed siebie palce i przejechała nimi po boku mężczyzny, bo tylko tak wysoko sięgała, bez wyciągania ramienia w górę. Spojrzała mu w oczy i powolutku przesuwała dłoń niżej na jego biodro. Przyglądała się z uwagą reakcji Gąsienicy, samej prawie zapominając przy tym oddychać. Mężczyzna prawie cały relaksował się pod dotykiem jej palców - skrzydła mu opadły, mięśnie odprężyły. Tylko jedna część jego ciała napinała się tym bardziej im niżej schodziła jej ręka.
- To przyjemne? - zapytała, drugą dłonią odważając się sięgnąć jego skrzydła, by poznać jego fakturę i sprawdzić jak na ten dotyk Gąsienica zareaguje. Opuścił swe skrzydła jeszcze bardziej, by to pannie Liddell ułatwić. Jego pióra zdawały się bardzo delikatne i puszyste, trochę jak te z poduszek na których sypiała w domu. Tylko, że dałoby się z nich zrobić cały materac.
- Dotyk jest bardzo przyjemny, jeśli następuje za zgodą - potwierdził. - Tak samo jak może boleć, gdy go nie chcemy i jest dyktowany przez gniew. Intencje są ważniejsze niż zwykłe pozory - mówił spokojnie, a może nawet trochę flegmatycznie. Uśmiechał się jednak przy tym radośnie.
- A kiedy... kiedy nie powinno być zgody? - zapytała Alicja, która odważniej położyła teraz obie dłonie na biodrach mężczyzny i wiedziona jakąś dziwną pokusa zbliżyła usta do jego brzucha. Delikatnie pocałowała go nieco poniżej pępka.
- Zgody nie powinno być wtedy, kiedy nie masz ochoty - wyjaśnił, co z jakichś powodów przywiodło dziewczynie na myśl Kotkę z Cheshire. Nie miała jednak okazji odbiegać daleko myślą, bowiem do teraźniejszości szybko sprowadziła ją unoszącą się męskość Gąsienicy, która trąciła ją w biust.
Spojrzała speszona, lecz nie cofnęła się. Pozwoliła się natomiast wślizgnąć przyrodzeniu (z drobną pomocą swojej rączki) między jej piersi. Znów podniosła wzrok na Gąsienicę, by ocenić czy dalej operują w sferze przyzwolenia, wszak on chyba nie chciał jej dotykać. Uśmiech mu jednak rósł w podobnym tempie, co przyrodzenie. Pytające spojrzenie zmusiło go jednak do tego, by sam o coś spytał.
- Czy coś jeszcze cię trapi, Alicjo? Tak na mnie spoglądasz.
- Bo ja... nie wiem czy to, co robię jest właściwe. Może... może gdzieś jest pani Gąsienicowa, która na ciebie czeka, albo... no nie wiem, to chyba niewłaściwe. - znów posłużyła się normą społeczną, lecz tym razem zdała sobie z tego sprawę, więc umilkła.
- Ależ dopiero się co się odrodziłem, kiedy zdążyłbym znaleźć taką panią? - zaśmiał się serdecznie. - A co czujesz? Nie podoba ci się to, co robisz? - jemu się podobało, nie musiał tego nawet mówić. Dowód dziewczyna czuła wyraźnie między piersiami.
Znów spuściła wzrok.
- Podoba... - wydukała jakby z trudem, po czym dodała spontanicznie - Ty cały jesteś piękny i nie wiem czy... czy ja ci się podobam. Nie wiem czy mam ci coś do zaoferowania, bo widzisz ja... nie mam prawie żadnych doświadczeń... - przypomniała sobie od razu epizod z Księciem i jego ciotką, by sprecyzować - No może mam malutkie.
- O i widzisz - podłapał jakąś myśl. - I tak też, bez własnych doświadczeń, dałabyś się stłamsić woli Lalkarza. Już on sam by ci narzucił co masz myśleć, nie pozwalając byś zdecydowała sama - dla podkreślenia swej błyskotliwej opinii uniósł w górę palec.
Alicja spojrzała na niego z niezadowoloną miną. Czekała wszak żeby powiedział, że mu się podoba, albo chociaż nie jest mu niemiła, ale cóż, Gąsienica wciąż był Gąsienicą pod pewnymi względami. Dziewczyna uznała więc, że jeśli coś ma z niego wydusić, musi to zrobić dosłownie.
Powoli zaczęła rozpinać guziczki dekoltu swojej sukienki, by po chwili obnażyć przed mężczyzną swoje zdecydowanie większe niż przy ostatniej wizycie piersi. Rozanielił się na taki widok już zupełnie, a szło mu to nad wyraz łatwo bo i tak wyglądał jak anioł.
- Warto było się dziś przebudzić, warto było - pokiwał głową. A dziewczynę sztywniejąca szybko męskość mocno ubodła. Ileż on jeszcze mógł tak urosnąć?
- A czy... czy wiesz gdzie znajdę Lalkarza? I jak mogę się do niego dostać? - zapytała Alicja, by chociaż spróbować skupić myśli na czymś innym niż ogromny pal wyrastający teraz z pomiędzy jej piersi i ocierający się o nie oraz o jej... podbródek. Czekając na odpowiedź dziewczyna spojrzała w dół i niepewnie wysunęła języczek, by posmakować owego niezwykłego przyrodzenia. Na początek, odpowiedziało jej pełne zadowolenia westchnięcie. W pełni nabrzmiały członek był niemal równie wielki, co jej ramię… przestraszyło ją to trochę, bowiem nabicie na taki pal musiałoby boleć.
- Przede wszystkim - skuszony wreszcie dotknął Alicji, głaszcząc jej włosy - nie gnaj na oślep do konfrontacji. Tak zrobiłaś ostatnim razem i źle się to skończyło.
- Więc co powinnam zrobić? - zapytała, ośmielona jego dotykiem, by teraz usteczkami objąć czubek jego dumy. Dłonie dziewczyny przesunęły się z własnych piersi na ów ogromny pal, który przed nią się teraz wznosił. Dotykała go z ciekawością i rosnącym pożądaniem. Tylko jego rozmiar sprawiał, że hamowała się i tylko mocniej zaciskała uda.
- Och...emm… - nagle Gąsienica zapomniał w gębie swego elokwentnego języka, zdecydowanie skupiając się na pieszczącym go języczku. - Potrzebna ci broń. I sprzymierzeńcy. I doświadczenia - mówił krótko.
Był twardy jak Książę pamiętnej nocy, ale gładszy w dotyku i pozbawiony na dole wszelkich włosów. Coraz bardziej rozochocony muskał swymi palcami jej odsłoniętą szyję.
Chciała go zapytać o jakie doświadczenie chodzi, lecz usta miała teraz zajęte i jakoś nie kwapiła się do ich uwolnienia. Za to coraz bardziej zmysłowo, coraz bardziej pożądliwie muskała ustami męskość, która jako jedyna mogła przywodzić na myśl w wyglądzie mężczyzny gąsienicę. Bardzo wielką gąsienicę, która wilgotniała coraz bardziej i to nie tylko od śliny. Mogła teraz poczuć słonawy posmak, który był zaskakująco przyjemny. Może to przez ten czas spędzony w morzu?
- Ty… masz skrzela - zdołał zauważyć w trakcie aktu.
- To dzięki tej sukience. Posejdon mi ją pożyczył. Inaczej bym do ciebie nie przypłynęła. - powiedziała odrywając usteczka. - Jeśli ją zdejmę, stanę się normalna…
- Normalna, czyli jaka? - zapytał i już obiema dłońmi delikatnie wodził po skrzelach, które chyba go zafascynowały.
- Taka... jak zazwyczaj. Bez skrzeli. - Powiedziała zmieszana i wróciła do pieszczenia męskości Gąsienicy, która będąc tuż przed jej twarzą domagała się wyraźnie uwagi.
- Chciałbym to… zobaczyć - poprosił.
Alicja zaniemówiła. Czy on chciał przez to powiedzieć, że ma się rozebrać? A może to pytanie było całkiem niewinne, a ona sama odbierała je tak osobiście? Aby mieć pewność, że mężczyzna wie z czym to się wiąże, powiedziała.
- Dobrze, jeśli... rozbierzesz mnie z tej sukienki, skrzela znikną i będę “normalna”.
Objął delikatnie dziewczynę, palcami sięgając ku sznurowaniom.
- Pozwalasz? - zapytał jeszcze, tak na wszelki wypadek.
Przełknęła ślinę.
- Tak. - Powiedziała znów mu się przyglądając z podziwem. Sam fakt, że tak piękna i mądra istota chciała ją rozebrać powodował zawroty głowy.
Duża różnica wzrostu trochę utrudniała Gąsienicy rozplątywanie węzełków, ale nieporadność palców nadrabiał entuzjazmem. Gdy suknia wystarczajaco sie poluzowała, pozwolił by opadła na ziemię. Cofnął się o dwa kroki i z widocznym podziwiam oglądał nagą kobietę.
- Czy ty też zawinęłaś się w kokon, by tak teraz wyglądać? - zapytał poważnie.
W pierwszy odruchu chciała zasłonić swoją kobiecość i piersi rękami, jednak pamiętając słowa o ograniczeniach, postanowiła faktycznie im się nie poddawać. Stała więc naga naprzeciwko niezwykłego mężczyzny ze świadomością tego, jak wnikliwie jej się teraz przygląda.
- Nie... ja po prostu urosłam. W moim świecie to normalne, że zmieniamy się odrobinkę co roku. - Wyjaśniła, po czym dodała z wyjątkową jak na siebie odwagą - Jeśli ty chciałbyś mnie dotknąć to też możesz, tylko... - spojrzała na jego męskość i przygryzła na moment wargę - Musisz być delikatny, jesteś dużo większy ode mnie.
Pokiwał głową na znak, że zrozumiał. W jednym kroku zbliżył się do Alicji, złapał pod ramiona i uniósł z łatwością w górę. Pierwszy raz znaleźli się twarzą w twarz, choć tylko na chwilę. Oczarowany jej nagimi piersiami, złożył na jednej z nich pocałunek. Panna Liddell wisiała sobie w powietrzu, a jej stopy dyndały w okolicach krocza skrzydlatego mężczyzny.
Westchnęła słodko. O dziwo, nie bała się ani tego, że wisiała nad ziemią, ani samego olbrzyma. Nieśmiało ustami musnęła jego czoło. Chciała skosztować jego pocałunku, a on jej. Nie spieszył się jednak przy tym, nie był łapczywy. Musnął jej wargi, smakując powoli, poznając ich kształt i miękkość. Patrzył jej przy tym głęboko w oczy, chcąc zobaczyć w nich jej reakcję. Onieśmielał ją tym, toteż raz za razem zamykała oczy, lub uciekała wzrokiem. Jednak nie odsuwała warg. Wręcz przeciwnie, rozchylone podsuwała coraz śmielej, coraz częściej to ona badała jego usta swoimi.
- Obejmij mnie za szyję - poprosił, a gdy to zrobiła przeniósł swe dłonie na jej pośladki i ścisnął je delikatnie. Całował ją namiętniej i dłużej, jakby oboje napędzali się w tej eksploracji.
Alicja czuła, jak się w tym zatraca i napędza, chcąc coraz więcej, coraz szybciej, coraz pełniej.
Gdy męskość dawnego Pana Gąsienicy otarła się o jej pośladki, poczuła jak przez jej ciało przebiega dreszcz przyjemności. Tylko resztki zdrowego rozsądku kazały jej powiedzieć.
- Ja... nigdy tego nie robiłam... jesteś chyba... za duży. - Powiedziała z trudem łapiąc oddech.
- W takim wypadku, na pewno jestem za duży - zgodził się, całując jej szyję, a potem ramię. - Ale jestem też pomysłowy. Z pewnością znajdziemy coś bezbolesnego i przyjemnego do zrobienia - zapewnił. Jego ręce błądziły po jej plecach, udach, pośladkach, jakby uczył się jej kształtów na pamięć.
To było takie przyjemne! Ta istota... ten mężczyzna był taki niezwykły! Alicja wciąż nie umiała uwierzyć, że chciał właśnie jej. Całując jego usta, przerwała na chwilkę, by spojrzeć w oczy skrzydlatego Gąsienicy i zapytać:
- Czy ja ci się... podobam?
- Jesteś piękna i sympatyczna, a to rzadko chodzi w parze - rzekł tonem zarezerwowanym dla stwierdzania faktów. - Nie uwierzę, jeśli powiesz, że jestem pierwszym, którego tak rozniecasz.
- Ja... nie wiem... - odpowiedziała zarumieniona, spuszczając wstydliwie wzrok.
- Na pewno? Nikt nie chciał cię pocałować, ani objąć? - dopytywał, kąsając jej ucho.
Alicja pomyślała o Reginaldzie i już miała z żalem zaprzeczyć, gdy przypomniała sobie o przygodzie z Księżną i Księciem. No i była też Ursula.
- Może się... zdarzyło. - Wyznała, po czym dodała szczerze - Ale nie jestem tak piękna jak ty... Ani tak mądra. Ani... w ogóle.
- Zdarzyło? Z kim? - nie słuchał w ogóle jej samokrytyki.
To było dziwne. Czemu ją o to pytał? Czy powinna zdradzać takie szczegóły ze swojego życia? Nie wiedząc jak zareagować, postawiła na szczerość i powiedziała.
- Nie wiem czy te osoby życzą sobie bym o tym rozpowiadała. Czemu pytasz?
- Żebyś o nich pomyślała - odparł i objął ją mocno. Czy to on był tak gorący, czy ona? - I uświadomiła sobie, że podobasz się innym. Nie tylko mnie. Ale musisz spodobać się jeszcze komuś - dodał poważnym tonem.
- Taak? - zapytała zdziwiona, nie do końca wiedząc, czy chce ten czas trwonić na rozmowy. Jej ciało było teraz niby węgielek, płonący żywym ogniem i domagający się uwagi.
- Tak, sobie - opadł na kolana i położył dziewczynę ostrożnie na kamiennym podłożu. Ono też było rozgrzane. Wulkan namiętności. Anioł, który wcześniej był Gąsienicą, złożył po jednym pocałunku na każdej z piersi, potem między nimi, na pępku i schodził coraz niżej.
Zszokowana dziewczyna przyglądała mu się bez słowa. Czy oni wszyscy w tej krainie byli tacy namiętni? Jak mogła wcześniej tego nie widzieć?
Odpowiedź jednak nawet jej wydała się banalna - była dzieckiem, nie rozumiała pewnych gestów, nie czuła tego napięcia w podbrzuszu, które Alicja-kobieta odczuwała teraz z każdą chwilą coraz mocniej.
Gdy wargi mężczyzny muskały jej podbrzusze, za każdym razem, gdy dotykały skóry, wzdrygała się, tak mocnym bodźcem to dla niej było. Nie zamierzała jednak powstrzymywać niezwykłego kochanka. Była już zbyt mocno rozpalona, by się wycofać. Jeszcze jeden całus na wzgórku i dotarł do tych drugich warg. Tam też był delikatny i powolny. We wspomnieniach Alicji zawirował Książę, który raz już ją tam pieścił. Czy teraz będzie inaczej, czy tak samo? Czy można w ogóle jakoś inaczej?
Różnica była jednak znaczna. Ruchy Anioła były może bardziej badawcze i mniej wprawne, ale za to jakby bardziej nastawione na nią samą. No i też uczucia Alicji były inne. Książę był przygodą, Gąsienicę czy teraz Anioła lubiła i ceniła, może nawet podziwiała. Toteż wszystko, co z nią robił czuła mocniej, bardziej... Pojękując słodko wiła się pod nim. Książę w swych pieszczotach posługiwał się głównie językiem, Anioł lubił dotykać. Jego palce wodziły po jej kobiecości, badając jej miękkość, kształt, wilgoć. Rozbudzał w dziewczynie żądze, ale nie dawał spełnienia. Nie celowo, z wyrachowania czy w ramach łóżkowej zabawy, lecz dlatego, że się jej uczył.
Dla niedoświadczonej dziewczyny było to wręcz torturą. A jednak pomagało jej też wyzbyć się ograniczeń i wstydu. Teraz tylko pragnęła... Sięgnęła po dłoń kochanka i pokierowała ją tam, gdzie chciała, by jej dotykała. Kochanek się nie opierał, chętnie spełniając niemą prośbę blondwłosej. Ciekawość i chęć eksploracji popychała go jednak dalej… i głębiej. Zanurzył jeden z długich palców w wilgotnym wnętrzu, napotykając na opór błony dziewiczej.
- Nie... - jęknęła dziewczyna, choć całe jej ciało mówiło “tak”. Usłuchał od razu, nie posuwając się dalej.
- Zgoda - wysunął palec… po czym wsunął ponownie. Płytko, ale raz za razem. - A czy tak może być?
Alicja jęknęła pożądliwie, nie odpowiadając. Po prawdzie chciała czegoś więcej niż tylko kawałka palca zanurzonego w jej rozpalonym rozkoszą wnętrzu. Pogładziła po głowie kochanka i spojrzała mu w oczy z niemą prośbą. Jakąś prośbę dostrzegł, ale czy właściwą? Z pewnym ociąganiem i niechęcią oderwał się od dotychczasowej pieszczoty.
- Spróbujemy czegoś innego? - zapytał i od razu przeszedł do realizacji pomysłu. - Wstań i oprzyj się o ścianę - poprosił i pomógł dziewczynie to uczynić. Następnie przyklęknął za nią (duża różnica wzrostu wszystko komplikowała) i wsunął swą męskość między jej nogi. Ocierał się swym wielkim palem o jej uda i nagą kobiecość.
- Ściśnij mnie nogami - poprosił.
To było takie... dziwne... i niemoralne! A jednak obecnie Alicji było wszystko jedno, byle przeciągnąć wspólne chwile rozkoszy, byle dać i otrzymać więcej.
Dziewczyna nie tylko spełniła polecenie, ale też wypięła zachęcająco pośladki. Kiedy poczuła, jak niezwykły kochanek stara się znaleźć dogodną pozycję, by im obojgu sprawić przyjemność, sama zaczęła poruszać biodrami ocierając się o ogromną męskość. Widok miłosnego pala, który pojawiał się i znikał był bardzo... stymulujący. To, jak ocierał się o jej srom jeszcze bardziej. Gąsienica, żądny doświadczeń, chwycił piersi Alicji narzucając szybsze tempo. Ta oparta jedną ręką o ścianę, drugą otoczyła szyję kochanka i tak wygięta poddawała się z lubością jego sztychom. Zamknęła oczy, czując jak świat wokół niej wiruje, a ona zatraca się w morzu rozkoszy. Mężczyzna dyszał w swym podnieceniu i pędzie do spełnienia. Starał się zmieniać tempo, albo kąt swych ruchów by dogodzić kochance, ale przychodziło mu to z coraz większym trudem. W końcu jęknął przeciągle i zamarł w bezruchu. Przynajmniej w większości. Jego członek drgał wyrzucając nasienie wprost na podbrzusze dziewczyny, która doszła ledwo chwilę wcześniej. Teraz dysząc ciężko, oparła się o ścianę. Drżące nogi ledwo trzymały ją w pozycji pionowej. Powoli obejrzała się do tyłu, by zobaczyć minę kochanka. Czy był z niej zadowolony?
Sam próbował złapać powietrze.
- Czy… było ci dobrze? - zapytał, mając takie same obawy jak ona.
- Bardzo... - pogładziła jego śnieżnobiałe włosy - A... tobie? - zapytała niepewnie.
- U mnie… to widać - uśmiechnął się i jakby przepraszająco wskazał na klejące się do Alicji dowody spełnienia. Ta uwaga i ją rozbawiła. Przytuliła się do kochanka.
- Ja... będę musiała niedługo iść. - Wyznała. - Obiecałam Urshuli, że postaram się ją wesprzeć, gdy będzie rozmawiać z Posejdonem. Syreny nie chcą pozwolić zamieszkać jej w pobliżu i... dopiero teraz zgodziły się w ogóle na jakieś mediacje. No i muszę znaleźć Lalkarza…
Otoczył ją skrzydłami.
- Uważaj na siebie Alicjo. I uważaj też na Posejdona. Jest dumny i porywczy, ale chce też być uznawany za uczciwego. Wykorzystaj jego prawa przeciw niemu - doradził.
Dziewczyna pogładziła jego potargane włosy.
- Dobrze. Myślę, że sobie poradzę. Bardziej martwi mnie kwestia Lalkarza. Nawet jeśli go odnajdę... nie mam czym z nim walczyć. Nie pamiętam co stało się z moim mieczem. Ty to wiesz może? Albo mógłbyś mi jakoś pomóc dostać się do niego?
- Twój miecz był widziany w rękach generała żołnierzy Lalkarza w trakcie bitwy z armią Czerwonej Królowej. Generał został pokonany, zatem twój miecz pewnie jest teraz w rękach jakiegoś z żołnierzy - zamyślił się trochę. - Wiem, że z Królową ci się nie układa. Może mógłbym się czegoś dowiedzieć od jej oficerów - zaoferował.
- Och, mógłbyś? - ucieszyła się Alicja, choć nie tylko z perspektywy odnalezienia miecza. - Wtedy znów byśmy się spotkali, tak? Ale... no właśnie! - przypomniała sobie o czymś - Na zewnątrz polują na ciebie osy! Ich królowa chce...chce złożyć w tobie jaja!
- Co? - podskoczył przestraszony. Mało tego, aż załopotał skrzydłami i uniósł się w powietrze. - Osy? Jak, gdzie, skąd? - rozglądał się nie lada przestraszony.
- Na zewnątrz. Polowały na ciebie i chyba… - spojrzała na fajkę, z której Gąsienica już nie korzystał i... zamarła przestraszona. - Chyba dym nie pozwalał im wejść do środka, a teraz…
- O nie, o nie, nie, nie, nie - wołał, kręcąc się w kółko. W przypływie paniki wzleciał ku sklepieniu jaskini, skąd z jednego otworów sączyło się światło. Romantyczny nastrój prysł bezpowrotnie.
- Ale... czekaj... co z mieczem?!
Zatrzymał się jedynie na chwilę.
- U Kapelusznika - krzyknął.
Blondynka patrzyła za nim bezradnie, a gdy zniknął z jej oczu zaczęła nakładać sukienkę. Czuła się... źle, miała wyrzuty sumienia, że na tak wiele pozwoliła. Kiedy się ubrała, zaczęła rozglądać się za inną drogą powrotną niż ta, którą tu przybyła.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-12-2017, 07:14   #33
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XIV. Listy do A



Alicję ze snu wyrwało stukanie w okno. W jednej chwili z erotycznych fantazji przeszła do statecznej codzienności. Sny stawały się jednak coraz śmielsze i śmielsze. Czy powinna się ich wstydzić? Nie miała przecież na nie wpływu. Ot, po prostu miała takie majaki i tyle. Nikogo przecież tym nie gorszyła.
Stukanie się powtórzyło. Zaciekawiona dziewczyna odszukała wzrokiem jego źródło. Okazała się nim być wrona, której najwyraźniej idea przezroczystej ściany bardzo się nie spodobała. Ciekawe, czy był to jakiś omen? Dobry, zły? Niby nie wypadało damom wierzyć w takie zabobony, ale gdyby tak naprawdę było, to wróżki nie miałyby na chleb. A przecież wróżka opowiedziała jej o mędrcu z wieży. I faktycznie, przyśnił się jej Gąsienica… tylko trochę inaczej, niż się spodziewała. Przystojny, o jasnych, kręconych włosach. Trochę jak te Reginalda… Och, czy to przez niego miała takie sny? Faktem było, że nie potrafiła o nim zapomnieć. I wciąż się zabierała do napisania do niego listu. Tylko o czym?
Kolejne stuknięcie w okno zmusiło jednak Alicję, by podniosła się i podeszła do okna. Spojrzała przez szybę na uporczywego ptaka, a potem zaczęła otwierać okno, spodziewając się, że ten zaraz ucieknie. Załopotał skrzydłami, i łypnął na dziewczynę okiem, ale pozostał na parapecie.
Alicja otworzyła okno na oścież i wyjrzała przez nie.
- No i czego ty chcesz? - zapytała ptaka z pretensją. Ten odkraknął z równą pretensją, ale poza tym nie zrobił nic. Tylko skrzydła trzymał rozłożone, na wypadek gdyby wielka z jego perspektywy dziewczyna chciałą go zaatakować.
- Nie mam nic do jedzenia. Idź sobie! - Alicja machnęła dłonią, choć trzymała się z dala prewencyjnie. Słusznie, bowiem wrona broniąc się, próbowała ją dziobnąć. Jednak kiedy nie trafiła, odleciała kracząc gniewnie. Dziewczyna patrzyła jeszcze w ślad za nią, zdziwiona dziwnym zachowaniem ptaka, w końcu jednak zamknęła okno, czując, że marznie.

Henry Liddell był człowiekiem słownym. Oznaczało to, że do dotychczasowych obowiązków młodej damy doszła księgowość. Papa przygotował jej miejsce w swoim gabinecie - dodatkowe biurko, lampkę i wygodne krzesło. Zawsze czekał też na nią napełniony kałamarz i czyściutkie, wieczne pióro. Skoro już musiała postawić na swoim i pracować, to chociaż niech robi to jak dama - tak twierdziła matka, nakazując służbie by miejsce pracy dziewczyny było schludne.
“Szanowny Reginaldzie, dzisiaj podsumowałam koszty transportu do Manchesteru”. Nie brzmiało to jak fascynująca korespondencja. Z drugiej strony, alternatywą dla Hargreavesa był pan McIvory. Jedno trzeba było mu przyznać - był nieustępliwy. I chyba czegoś się uczył. Ostatnio, zamiast anonimowego wysłania bukietu kwiatów, wysłał anonimowo książkę. "O powstawaniu gatunków", pana Darwina. Była to bardzo kontrowersyjna publikacja i panna Liddell nie miała pojęcia skąd Szkotowi przyszło do głowy, by ją sprezentować. Choć prezent ją zawstydzał, postanowiła chociaż przeczytać książkę raz zanim ją zwróci, jeśli będzie miała to (nie)szczęście spotkać rzeczonego wąsacza.
Westchnęła i zanurzyła pióro w kałamarzu. Chciała napisać. Czas mijał, a ona wciąż nie wiedziała o czym. Znów westchnęła i spróbowała:

“Panie Reginaldzie...” - nie, to zbyt oficjalne.
“Drogi Reginaldzie...” - nie, zbyt spoufale!
“Szanowny Reginaldzie...” - ugh, sztywniej się już chyba nie dało.

Może po prostu napisze tak, jakby do niego mówiła?

Cytat:
Reginaldzie
O, tak jest lepiej.
Cytat:
Piszę obiecany list, choć wciąż nie mam pojęcia, co w nim powinnam zawrzeć. Przede wszystkim bowiem zależy mi na Twojej opinii, bo nie wiem czy swoją śmiałością na zawodach nie wpędziłam cię w zakłopotanie. Jeśli tak, to szczerze przepraszam. Myślałam po prostu o Twojej zachęcie, bym była odważna i samo wyszło.
I to właściwie główna treść listu. Jeżeli jednak zechcesz nań odpisać, dołączam poniżej adres domowy. Pisz na moje nazwisko, lecz z dopiskiem nazwy firmy mego ojca. Tedy matka uzna to za kolejną nudna korespondencję księgową i nie zajrzy nawet.
Chętnie dowiem się jak spędzasz czas, gdy nie rozgrywasz meczy, czym się interesujesz. Będę czekać na odpowiedź... każdą.
Alicja Liddell
Odetchnęła. Ten list nie był popisem pisarskim, ale przynajmniej jakiś był i jeśli Reginald faktycznie chciał utrzymywać z nią kontakt, będzie mógł być pretekstem do jego nawiązania.


Poczta angielska działała może i precyzyjnie, ale niespiesznie. Po pierwszych paru dniach nerwowego oczekiwania na odpowiedź ekscytacja opadła, a Alicja skupiła myśli na innych rzeczach. Książka pana Darwina okazała się faktycznie szokująca, a nawet jeszcze nie doczytała jej do końca. Tak śmiało podważała powszechnie uznany fakt stworzenia wszystkich zwierząt przez Boga. Doprawdy, świat się zmieniał.
List przyszedł we wtorek. Taki zwyczajny wtorek, niewiele różniący się od środy, czy innego piątku. Koperta była zaadresowana do “księgowej Alicji Liddell” i faktycznie umknęła uwadze matki. Nawet sama dziewczyna, pochłonięta przez pracę, zorientowała się kto był autorem listu dopiero po przeczytaniu pierwszego zdania.

Cytat:
Szanowna Panno Alicjo

Wiem, że nie lubisz takich formalizmów, ale nie mogłem się powstrzymać. Już teraz widzę, jak marszczysz nosek na ten zwrot. Twój list zastał mnie w zdrowiu i mam nadzieję, że takim samym zdrowiem będziesz się cieszyć Ty, czytając moje słowa.
Mimo mych gorących nadziei, zwycięstwo nad Sussex nie przyniosło mi tytułu szlacheckiego i nadań ziemskich, przez co dalej spędzam swój czas w fabryce. Mam swoje ciasne, ale własne biuro, z widokiem na halę produkcyjną. Wytwarzamy materiały stalowe i żelazne, od malutkich śrubek po wielkie belki. Wszystko to brzmi jak tuzin kuźni, które prześcigają się w konkursie o to, która jest najgłośniejsza. Muszę nosić zatyczki do uszu, żeby móc usłyszeć własne myśli. Kiedy jeszcze stałem z młotkiem w dłoni, myślenie nie było mi szczególnie potrzebne – żadna sztabka metalu nie wygrałaby ze mną w szachy. Lecz jako zarządca zmiany muszę myśleć za wszystkich. Czy kotły są nagrzane, załoga trzeźwa, czy dostawa dotarła na czas? Bardzo możliwe, że na papierze nie brzmi to ekscytująco, ale to głównie dlatego, że faktycznie ekscytujące nie jest. Człowiek tylko czasami chodzi cały w nerwach, gdy dzień nie idzie po jego myśli.

Soboty i niedziele są już bardziej emocjonujące. W tym dniach odbywają się treningi krykieta. Naturalnie ktoś, kto w krykieta nie grywa mógłby emocjom w taki weekend nie ulec, mnie to jednak nie grozi. Takie treningi nie różnią się bowiem w gruncie rzeczy od normalnego meczu, a pozwalają utrzymać fizyczną formę i dopracować taktyczne schematy. Cieszy mnie, że tak interesująca dama jak ty, nie uznaje tego za dziecinadę i jest nawet skłonna korespondować z takim sportowcem jak ja.
Co zaś robię, kiedy nie przerzucam papierów w biurze i nie rzucam piłką na boisku? Nie zostaje mi poza tym wiele czasu wolnego i muszę z pewnym zawstydzeniem wyznać, że nie jestem wtedy zbyt oryginalny. Zwiedzam ze współpracownikami puby Hampshire, kosztując lokalnych trunków i słuchając równie lokalnych muzyków.

Proszę pozwolić, że w tym miejscu złożę gratulacje nowej księgowej spółki państwa Liddell. Trochę uporu i wiary w siebie pozwala człowiekowi zajść bardzo daleko. Jeśli mi nie uwierzysz w te słowa, to zachęcam cię do wiary w słowa pana Milla. Moja siostra zapoznała mnie z jego poglądami na świat i muszę się z nimi zgodzić. Naprawdę muszę. Inaczej siostra zdzieliłaby mnie patelnią. Myślę, że byście się polubiły.

Co zaś się tyczy mej opinii, co w swych listach mogłabyś zawrzeć? Swą codzienność. Nie dane mi jest jej ani obserwować, ani tym bardziej w niej uczestniczyć, chciałbym choć o niej przeczytać. Jak wygląda dzień księgowej? Czy masz jakichś asystentów, czy robisz wszystko sama? I czy to trudno tak wszystko podliczać? Dla mnie skatalogowanie wyrobów fabryki to zawsze była walka z wiatrakami. Za każdym razem czegoś brakuje, albo coś się nie zgadza.

Pozdrawiam Cię Alicjo i myślę o Tobie ciepło. Pozwalam sobie żywić nadzieję, że mój skromny list przywiedzie uśmiech na Twej pięknej twarzy.

Reginald Hargreaves
 
Zapatashura jest offline  
Stary 11-12-2017, 14:52   #34
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Reginald miał rację, Alicja uśmiechnęła się.

Potem jeszcze raz przeczytała list. I jeszcze raz, łowiąc z niego najbardziej osobiste fragmenty. Nie było ich co prawda tak wiele, jakby chciała, ale ucieszyła ją otwartość, gdy młody mężczyzna opisywał jej swoje zajęcia. Nie podchodził do tematu jak większość kawalerów, machając ręką i rzucając zdawkowo: “To nic ciekawego dla takiej ślicznej panienki”.
No i miał oczytaną siostrę. Alicja słyszała o książce, której autora wspomniał, lecz nigdy jej nie czytała. Matka chyba zamknęłaby ją na tydzień w piwnicy, gdyby odkryła taką lekturę w pokoju najmłodszej córki.

Jeszcze raz prześledziła całość listu, tym razem uśmiechając się od ucha do ucha. Była sama w gabinecie, więc nie miał kto się zdziwić wyrazem szczęścia na jej obliczu.

Odkładając wszystkie inne dokumenty na bok, panna Liddell wzięła pustą kartkę i przystąpiła do pisania odpowiedzi. Tym razem wiedziała, co chce przekazać w liście.

Cytat:
Wielce Szanowny Panie Reginaldzie!
Zachichotała.

Cytat:
Dziękuję za list, który nie tylko zastał mnie w dobrym zdrowiu, ale i oczekiwania Twe spełnił - przywodząc uśmiech na mej twarzy. I to nie raz!
Ufam, że u Ciebie wszystko dobrze i list ten nie tylko w dobrym zdrowiu, ale i humorze Cię zastanie.

Dziękuję, żeś mi opisał czym się zajmujesz, dla mnie to ciekawe i sama chętnie zobaczyłabym takie miejsce, gdzie dźwięki wyganiają z głowy myśli. Niemniej rozumiem Twoje zmęczenie, odpowiadasz nie tylko za siebie, ale i za wielu ludzi.
Musisz być bardzo odpowiedzialnym człowiekiem.

Nie rozumiem tylko, pamiętając jak wiele panien wzdychało do Ciebie i Twoich kolegów z drużyny, piszesz, że miałabym Twoje zainteresowanie sportem wyśmiewać. Wszak to tylko podziw mój budzi, że chce Ci się w życiu coś więcej robić.
Ja niestety poza pracą u papy, której znowu wcale nie ma tak wiele i nauką rano głównie zajmuję się czytaniem i bujaniem w obłokach, jako rzecze moja matka. A to ostatnie nie uczy zbyt wielu praktycznych umiejętności, toteż w domu często postrzegana jestem jako gapa. Choć mnie samej się wydaje, że gdyby mnie uczyniono odpowiedzialną za coś, co ma sens, to podeszłabym do sprawy odpowiedzialnie. Tak jak staram się traktować moją pracę u papy. Czuję, że mu pomagam i już samo to jest dla mnie nagrodą i powodem, by skupić się na zadaniu. Gdy jestem skupiona nie mam wszak większych problemów z rachunkami, pamięć bowiem mam wyjątkowo dobrą - nawet moi nauczyciele to mówią, tylko... nie zawsze chce mi się skupić, gdy zadanie wydaje mi się banalne lub bezcelowe. Doprawdy z okropną osobą piszesz, Panie Reginaldzie.

Asystentów na szczęście żadnych nie mam, jestem osobą, którą raczej stroni od towarzystwa innych. Wtedy wszak ciężko mi zarówno się skupić, jak i marzyć. Mama co prawda każe służbie ogarniać moje biurko i trzymać tu idealny porządek, ale... gdy kończę pracę zamykam swój bałagan w szafce. Jak to mówią, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Choć czasem mi przykro, że oszukuję matkę dla swojej wygody.
I znów wychodzi, jaka jestem okropna.
Nie masz mnie już dość?

Z wyrazami sympatii
Alicja Liddell
Zakończyła list, odkładając pióro do kałamarza pospiesznie. Miała wszak ochotę napisać coś więcej, zapytać o możliwość spotkania, o myśli... i uczucia Reginalda, lecz tu jej zdecydowanie zabrakło śmiałości.
“Może kiedyś będziemy tak do siebie pisać...” - pomyślała na koniec, adresując kopertę i wkładając do niej list, by rano służący wysłał go wraz z pozostałą pocztą. Potem wróciła do obliczania jeszcze mniej niż zwykle ciekawych słupków rachunkowych.
 
Mira jest offline  
Stary 12-12-2017, 20:50   #35
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
I tak się toczyło codzienne życie, w oczekiwaniu na kolejny list. Lekcje, praca, czas wolny poświęcony na fantazjowaniu i czytaniu. Człowiek i małpa ze wspólnym przodkiem, pisał Darwin! Coś nieprawdopodobnego. Nie dziwne, że odsądzili go od czci i wiary.
Papa był zadowolony z pomocy córki, nawet matka zaakceptowała przejściowy (w jej mniemaniu) kaprys córki. Umiejętność zarządzania majątkiem ostatecznie była całkiem pożądaną cechą, a skoro już Alicja musiała brudzić sobie palce w atramencie, to dobrze chociaż że w domu. W związku z taką opinią Loriny, jej córka na razie nie naciskała na wybranie się do biura spółki. Łaknęła jednak odrobiny towarzystwa i oderwania się od codziennej rutyny.

Kiedy wreszcie nadeszła korespondencja z Hampshire, Alicja omal nie podskoczyła z radości. Tego dnia jednak przy swoim biurku pracował też Henry – nie sposób było zapoznać się ze słowami Reginalda. Ojciec pewnie zainteresowałby się, co też tak rozbawiło jego córkę w raportach handlowych. Oczekiwanie na chwilę samotności, by móc rozerwać kopertę było torturą. Dwa tygodnie czekania było uciążliwe, lecz gdy już trzymała list w dłoni a nie mogła go przeczytać... tego było stanowczo za wiele! Okazja pojawiła się dopiero po obiedzie, gdy panna Liddell mogła udać się do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i z prawdziwą ulgą otworzyła w końcu korespondencję.

Cytat:
Czcigodna Pani Alicjo Liddell
Mężczyzna podtrzymywał żart, a nawet go eskalował.

Cytat:
Piszesz, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, ale nie mogę się z tym zgodzić. Moje oczy nie widzą Cię już tak długo, że mojemu sercu jest bardzo żal. Kiedy jednak jest mi dane choć czytać Twoje słowa, humor od razu mi się poprawia.

Piszesz, że chciałabyś odwiedzić takie miejsce, które aż zagłusza myśli. Muszę wyznać, że tego nie pojmuję. Ja bez wahania zamieniłbym się z Tobą na cichutki pokój w domu, gdzie mógłbym popracować w ciszy. W ludzkiej naturze chyba tkwi coś, co ciągnie nas ku nieznanemu. Z jakiego innego powodu żeglarze wypływaliby w morze, a badacze wspinali się na góry? Nie dla wody i kamieni przecież, tych mam pod dostatkiem w rynsztokach w drodze do fabryki.

Sport to rozrywka, lecz nie uznaje się go za zajęcie poważne a tym bardziej za dochodowe. Chyba trochę zdziwiło mnie, że tak dobrze urodzona dama zamiast szukać bogatego kupca, albo rokującego wykładowcy, spojrzała przychylnym okiem na prostego krykiecistę i przejechała się z nim na karuzeli.

I z pewnością nie jesteś gapą. Na moim stanowisku muszę się znać na ludziach, bo inaczej jakiś gapa wsadziłby rękę w roztopiony metal i tragedia gotowa. Ot, choćby w zeszłym tygodniu, wyobraź sobie, że na halę wleciała osa. Ot, malutki owad, jakże on mógłby powstrzymać stalowe koło postępu?
Oho. Reginald też miał problemy z osami. Ale jego osy pewnie nie biegały z mieczami.

Cytat:
Ot, użądliła jednego majstra. Upuścił rozżarzony młotek na stopę i gdyby nie gruby bucior, to byłoby poparzenie. Zapałał na to jakąś żądzą zemsty, bo zaczął owada gonić, czym stworzył prawdziwe zagrożenie przy produkcji. Prawie siłą musiałem go zaprowadzić z powrotem na stanowisko. A jakby gapa kogoś potrącił, albo przewrócił - wypadek murowany. Morał z tego chyba jest taki, że trzeba uważać na osy.

Ani trochę nie mający Cię dość,
Reginald Hargreaves
Po takim liście, Alicja nawet nie zdziwiła się specjalnie tym, co się jej tej nocy przyśniło.

XV. ᗆudiencja i co po niej



1

Uciekała co tchu, słysząc za sobą bzyczenie. Gdy tylko dym fajki się rozproszył, osy wzięły wulkan szturmem. Nie wiedziała nawet jakim cudem udało jej się wymknąć na zewnątrz, ale teraz jej jedynym celem było dotrzeć do wody. Owady przecież nie pływały, a nawet jakby się jakiś odważył, to Ursula by ją uratowała. Zakładając, że pół-ośmiornica już na nią czekała. Świt jeszcze nie nadszedł, choć nie mogło być do niego daleko. Za to do zbawiennego morza zdawało się być tak daleko, jak to tylko możliwe.
- Zzzłapaććć ją! - rozbrzmiewał za nią piskliwy, ale straszny głos. Jak pazury drapiące tablicę. Należał do ogromnej, białej jak śmierć osy, bez wątpienia królowej.
Przerażona Alicja uciekała co sił w nogach. Dlaczego Gąsienica nie zabrał jej ze sobą? Przecież nie była dla niego za ciężka! Czy on w ogóle się o nią troszczył, czy tylko ją wykorzystał? Rozważania dziewczyny skutecznie jednak rozpraszało głośne bzyczenie. Potwory, bo inaczej się ich nazwać nie dało, na szczęście były tak obładowane zabójczym żelastwem, że nie mogły latać. Podskakiwały jednak niczym pasikoniki i w efekcie poruszały się bardzo szybko. Trzeba było coś wymyślić, żeby je spowolnić, albo biedna dziewczyna nie będzie już miała okazji zgłosić Gąsienicy swych pretensji.
Tylko co mogła zrobić? Rozejrzała się spanikowana wokół, próbując natrafić na cokolwiek, co by jej pomogło w ucieczce. Tymczasem w koło była tylko wypalona ziemia i kamienie. Pokryte chityną owady pewnie by takiego kamienia nawet nie poczuły, gdyby trafił je w łeb. Przerażona Alicja biegła przed siebie dalej. Nie wiedząc co robić, sięgnęła do kieszeni i... natrafiła na podarowaną pieprzniczkę. Zaczęła więc rozpylać przyprawę za sobą, w nadziei, że faktycznie jest bardzo mocna. Jeśli Książę podkoloryzował jej opis, to panna Liddell miała poważny problem. Bzyczenie wypełniało jej uszy, żołnierze byli coraz bliżej i bliżej. A po chwili, usłyszała najpiękniejszy dźwięk świata - kichanie. Odważyła się obejrzeć przez ramię i dostrzegła, jak osy zwijają się w niekontrolowanych spazmach. Kichały jak armaty.
Dziewczyna uśmiechnęła się zwycięsko, lecz na wszelki wypadek nie zwalniała biegu. Nie wiedziała w końcu jak długo utrzymuje się efekt “pieprzenia”. Dotarła do brzegu, dzięki czemu była już prawie bezpieczna. Ale wyspa była duża. Jak miała teraz znaleźć Ursulę, albo pomóc jej odnaleźć siebie?
Skoro jednak miała skrzela, postanowiła z nich skorzystać i wejść pod wodę. Planowała w razie czego iść podmorskim brzegiem wyspy, by poszukać pół-ośmiornicy. Jeśli coś ją zaatakuje z wody, zawsze będzie mogła uciec na ląd. Jak się wkrótce okazało, woda przez wylewy lawy była za ciepła by kryły się wśród niej drapieżniki. Jedynym przeciwnikiem Alicji był czas. Osy bowiem zdołały dojść do siebie i zaczęły przeczesywać wyspę. Zapuszczały się aż do plaży i dziewczyna musiała kryć się wśród wodorostów, obawiając się, że potworzyska spróbowałyby cisnąć w nią włócznią, albo w inny sposób wyłowić. Cierpliwość i ostrożność zdały jednak rezultat i jakiś czas po świcie, blondynka dojrzała w morskich odmętach znajomą sylwetkę. Ursula również ją dostrzegła i podpłynęła w tym swoim niesamowitym tempie.
- Odnalazłaś to, czego szukałaś? - zapytała i sprawiała przy tym wrażenie szczerze zainteresowanej.

_________________________
1 - grafika autorstwa ToolKitten
 
Zapatashura jest offline  
Stary 19-12-2017, 21:20   #36
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Mocno wystraszona spotkaniem z osami Alicja wpadła bez uprzedzenia w objęcia pół-ośmiornicy.
- Tak. Choć kłopoty też znalazłam. -Onieśmielona swoim zachowaniem, chciała się szybko odsunąć. - Cieszę się, że już po wszystkim. - Wyjaśniła. Ursula jednak przytrzymała ją dłużej w objęciach.
- Spokojnie, nie pozwolę nic ci zrobić - zapewniła i poklepała ją po plecach. Trudno było zgadnąć, czy ręką, czy macką. Pół-kobieta nie ukrywała swego zainteresowania blondynką, ale w jej uścisku nie było niczego dwuznacznego. Chciała uspokoić swoją nową przyjaciółkę.
Alicja po chwili wahania wtuliła się znów w nią.
- Dziękuję... - powiedziała cicho, po czym dodała - A teraz możemy zająć się twoją sprawą.
- Zgoda -
machnęła niedbale swymi odnóżami i wystrzeliły z dala od wyspy. - Chciałabyś coś z siebie wyrzucić, czy wolisz milczeć? Nie mam wielu okazji do takich… interakcji - wyjaśniła.
- Sama nie wiem... poszłam po odpowiedzi, ale... nie czuję się mądrzejsza. - Powiedziała z namysłem Alicja.
- A czy chociaż czujesz się lepiej poinformowana?
- Przynajmniej wiem, gdzie mam iść... choć w sumie już tam byłam... No ale mówi się trudno. Najpierw zajmiemy się twoją sprawą.

Pół-ośmiornica pomogła Alicji wygodniej się umościć i tak jak poprzedniego dnia zaczęła przecinać głębiny niczym nóż. I tak samo jak dnia poprzedniego, głębiny okazały się piękne ale i straszne. Wielobarwne, koralowe rafy zachwycały, ale kłapiące paszczami szkielety ogromnych ryb bawiły jakby mniej. Nie było czasu zastanawiać się, jak taki szkielet pływał i po co chciał kogokolwiek ugryźć, skoro wyraźnie nie miał gdzie trzymać posiłku - był po prostu straszny i to nie wymagało dalszego uzasadnienia. Dla Ursuli było to jednak zabawa, śmiała się bowiem w obliczu niebezpieczeństwa jak dziecko.
Alicja szczerze ją za to podziwiała i tym bardziej chciała pomóc nowej przyjaciółce.

Szalona podróż zakończyła się w znanej już Alicji okolicy jaskiń, w których pół-kobieta umościła sobie leże. Ursula pozwoliła zdyszanej gonitwą dziewczynie dojść do siebie.
- Chyba nie jestem ubrana na królewską wizytę - stwierdziła samokrytycznie, patrząc na swój cokolwiek skąpy strój. - Jak sądzisz? - staniczek z krabów i trochę biżuterii nie mogło ujść za okaz przyzwoitości.
- Myślę, że może faktycznie powinnaś więcej założyć... żeby widzieli jak dostojna i bogata jesteś... - mówiła Alicja, uspokajając oddech - Gąsienica dał mi jedną radę... Posejdon jest wierny ich tradycjom... musimy jego zasad użyć... przeciwko niemu, by nie mógł nam odmówić... nie łamiąc przy tym prawa.
- Zatem pewnie byłoby łatwiej, gdybym znała jakieś ich prawa -
zaśmiała się, po czym pociągnęła przyjaciółkę za rękę. - Pomożesz mi coś wybrać - ni to poprosiła, ni to stwierdziła.
Skarby pół-ośmiornicy składały się głównie ze złota i błyskotek, ale znalazły się także jakieś fatałaszki.
- Mówisz, że powinnam wyglądać dostojnie? - upewniła się.
- Tak, żeby zobaczył piękną istotę, która mogłaby być królową, a nie... potwora! - Na to określenie Alicja prychnęła pogardliwie i zaczęła przeglądać skarby Ursuli. Choć znalazła kilka sukien, ciężko było dopasować jakąś na wciąż wijącą się pół-ośmiornicę. Ta próbowała ułatwić przymiarkę.
- Ares, Mars, sio - powiedziała nie wiedzieć do kogo. Dwa kraby rozłączyły nagle szczypce i odpłynęły na tron. Ursula unosiła się już zupełnie naga, śmiało prezentując swój pełny biust. Najwyraźniej nie zamierzała rezygnować z kuszenia dziewczyny.
Ta przełknęła ślinę, zawstydzona, ale nie spuściła wzroku. Po prostu uśmiechnęła się ciepło.
- Jesteś naprawdę piękna. - Powiedziała, wracając do poszukiwań.

Ostatecznie Alicja zdecydowała się przygotować dla przyjaciółki pozłacany stanik i bikini, do których z tyłu przyczepiła półprzeźroczysty, skrzący się niby pełne gwiazd niebo szal. Na głowę Ursuli dziewczyna nasadziła diadem, czy wręcz koronę z rzeźbionymi głowami węży.
- Wyglądasz groźnie... i pięknie. - Powiedziała, przyglądając się końcowemu efektowi.
- Na spotkaniu z królem, chyba powinnam wyglądać królewsko - stwierdziła po krótkim namyśle. - Gdzie ja to zostawiłam - wymamrotała pod nosem i zanurkowała wśród swych zdobyczy. Chwilę przerzucała kosztowności z jednej kupki na inną, aż w końcu z wyrazem tryumfu na twarzy wyprostowała się unosząc misternie rzeźbione berło.


- Teraz możemy płynąć - oznajmiła.


Do latarni, gdzie wyznaczono spotkanie, nie było daleko. W jej świetle było też całkiem bezpieczne, straszne podmorskie potwory najwyraźniej bały się jasności. Pół-ośmiornica nic sobie z niej nie robiła, co było tylko kolejnym dowodem na to, że nie była żadnym potworem. Nawet jednak na tak krótkim dystansie można natknąć się na coś nieoczekiwanego. Zza skały wypłynęła bowiem rudowłosa córka Posejdona. Oczy rozszerzyły się jej ze strachu na widok Ursuli i odsunęła się odruchowo, lecz zaraz, jakby zawstydzona, podpłynęła bliżej.
- Przepraszam bardzo - zaczęła niepewnie, spoglądając na Alicję. - Czy mogę wam zająć chwilę?
Dziewczyna spojrzała na nią przyjaźnie.
- Oczywiście. - Powiedziała.
Syrena wydawała się zawstydzona i przestraszona jednocześnie. Nerwowo machała ogonem.
- Papa jest bardzo zły. Nie spodziewałam się, że jego żądania sprawią pani takie kłopoty - spoglądała tylko na Alicję, unikając wzrokiem Ursulę. - Przepraszam.
Dziewczyna zerknęła na pół-ośmiornicę.
- A ja się bardzo cieszę, bo to naprawdę niesprawiedliwe jak traktujecie sąsiadkę tylko dlatego, że wygląda inaczej niż wy.
Wygląd wyraźnie był problem, bo syrena nie podążyła za spojrzeniem Alicji.
- No... tak - bąknęła niepewnie. Ursula sytuację znosiła z godnością. - I ja właśnie - wyjęła zza pleców pokaźnych rozmiarów muszlę - chciałam powiedzieć, że sąsiedzkim zwyczajem jest u nas wręczać sobie muszle. Można w nie zadąć, żeby wezwać sąsiada na pomoc, albo ostrzec przed niebezpieczeństwem. No, taka tradycja.
- To bardzo piękna tradycja, choć nie znając jej, nie mamy chyba nic na wymianę. Możesz jednak wręczyć muszlę Ursuli, jeśli masz ochotę.
- Powiedziała Alicja, która nie zamierzała pośredniczyć w tym obrządku. W końcu sąsiedzi sami musieli się dogadywać.
- No bo ja właśnie w tej intencji - ogon syreny kręcił się jak wiatrak. Zmusiła się by spojrzeć na pół-ośmiornicę, za co została wynagrodzona jej uśmiechem. - Może pani wręczyć papie tę muszlę.
Ursula przyjęła podarek.
- Tak też zrobię. I dziękuję za ten gest.
- Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony.
- Odparła zdziwiona ale i uradowana Alicja. Może nie będzie tak źle?
Syrena skinęła głową. Pomogła im z własnej woli, ale nie podejmowała prób zaprzyjaźnienia się z obcą sobie istotą. Najwyraźniej wymagało to czasu.


W dotarciu pod latarnię nic już dwójce przyjaciółek nie przeszkodziło. Miejsce było co prawda otoczone płotem, ale nic nie powstrzymywało ich by przepłynąć nad nim. Ktoś chyba nie do końca przemyślał swoje środki zaradcze. Przy budynku nie było Posejdona, za to czekali dwaj trytoni. Jeden, widząc przybyszki, zasłonił się rękami, ale drugi na widok Ursuli zareagował już inaczej. Jego wzrok wodził po sylwetce pół-ośmiornicy.
- Witajcie - zawołał ten mniej strachliwy. - Królowi nie przystoi na nikogo czekać, ale zaraz zostanie poinformowany o... waszym przybyciu - chyba nie spodziewano się na miejscu Alicji.
- Cierpliwie zatem zaczekamy, prawda? - Ursula zwróciła się ku dziewczynie.
- Niech to będzie gest dobrej woli. - Dziewczyna skinęła głową.
Strachliwszy z dwójki rybich mężczyzn odpłynął, a drugi czekał, uśmiechając się w swoim mniemaniu sympatycznie, ale prawdę mówiąc wyglądał głupkowato. Pół-ośmiornica wyglądała naprawdę olśniewająco i trytonowi bardzo trudno było na nią nie zerkać. Szczerze mówiąc w ogóle ta sztuka mu nie wychodziła.
- Więc mówisz kochana, że często czujesz się samotna? - podjęła Alicja jakby przerwany wątek rozmowy, zerkając znacząco na trytona.
- Nie mam żadnej swojej ławicy, a kobieta nie może przecież pływać cały czas sama - wzruszyła mackami, z chęcią podejmując grę.
- Doprawdy przydałby się jakiś uczynny sąsiad... Jestem pewna, że nikt nie żałowałby twojej... gościny. - Alicja z trudem powstrzymywała się by nie chichotać.
- Ach… byłoby wspaniale. Te moje zmęczone mięśnie domagają się jakiegoś masażu, a przecież sama sobie z tym nie poradzę - pokiwała głową. Tryton zaś bardzo starał się nie podsłuchiwać. Wychodziło mu tak samo, jak przy nie zerkaniu.
- Ja wiem... niestety jestem za słaba. Tu trzeba by kogoś silnego... a zarazem delikatnego... szkoda, że nikogo takiego nie znamy. - Kontynuowała Alicja, udając, że się zastanawia.
- Taki silny tryton - wskazała od niechcenia na strażnika - na pewno mógłby pomóc. No, ale jeżeli król mnie wygoni… - nie dokończyła.
- No cóż, może gdybyś miała poparcie... ale kogo prosić? Tamten tryton tak paskudnie się względem ciebie zachował. Tu trzeba by więc kogoś odważnego... Nie, naprawdę Urszulo, myślę, że to spotkanie do niczego nie doprowadzi. Wybacz, że cię tu przyciągnęłam, wiem jak ten stanik ociera twoje wdzięki... niestety nic większego nie znalazłam.
- To prawda -
spojrzała na swój biust. - Jak tylko wrócę do leża, to go z siebie zrzucę i nie założę nic przez tydzień - zapewniła. Mężczyzna na samą myśl zaczął się wiercić i z jakichś powodów złożył razem dłonie na swym podbrzuszu.
Alicja zaśmiała się.
- I pewnie tam też byś potrzebowała masażu?
- Och taaak
- jęknęła przeciągle, a tryton aż musiał się troszeczkę przepłynąć.

Droczenie się ze strażnikiem umiliło oczekiwanie tak, że nie dłużyło się ono zanadto. Posejdon nadpłynął ze swoim orszakiem syren i trytonów, zgodnie z obietnicą złożoną pannie Liddell wszyscy byli bez broni. Król najwyraźniej liczył na bezpieczeństwo zapewniane przez liczebną przewagę. Wyprostował się na całą swoją imponującą długość, tak by podkreślić swój królewski status.
- Witaj Alicjo. I ty… Ursulo - przynajmniej zadał sobie trud zapamiętania ich imion. Spoglądał na pół-ośmiornicę surowo, ale nie w jego wzroku nie dostrzegało się obrzydzenia. Kobieta dygnęła, co wymagało sporej koordynacji wszystkich macek. Pochyliła też przy tym głowę, ale jak dostrzegła Alicja tylko po to, by król nie dostrzegł jak przewraca oczami.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.
- Zgodnie z tradycją Ursula przyniosła ci panie prezent. - Rzekła niemal pompatycznie. Tego Posejdon się nie spodziewał. Mina mu dostrzegalnie zrzedła, gdy odbierał dorodną muszlę. Potwory i maszkary przecież nie mogły znać lokalnych tradycji!
- Wśród mojego rodzaju istnieje taka tradycja - odezwała się pół-ośmiornica. - Wręczamy swym sąsiadom muszle, w które można zadąć. Jedne melodie oznaczają zaproszenie, inne ostrzeżenie o niebezpieczeństwie - skłamała zgrabnie. Wywarło to nie lada reakcję wśród królewskiej świty - przecież ich tradycja była identyczna! Król znalazł się w potrzasku, bo zgodnie z prawami powinien odwzajemnić dar. To jednak oznaczałoby, że sąsiadkę akceptuje.
- To naprawdę piękna muszla - odrzekł ostrożnie. - My mamy podobny zwyczaj - skinął na jednego z dworaków. - Przynieś nam muszlę, która dorównałaby tej urodą - rozkazał, w rzeczywistości jednak grał na czas.
Przyszła pora na kurtuazyjną wymianę zdań. Posejdon był tak formalny, że aż oschły i blondwłosa dziwiła się, że Ursula znajdowała w sobie cierpliwość by odpowiadać grzecznie i przyjaźnie. Chyba naprawdę zależało jej na tym, by znaleźć sobie jakieś miejsce. Alicja zauważyła też, jak zawstydzony tryton-strażnik podpłynął ukradkiem do swych pobratymców i coś im w ciszy przekazywał. Może ten szlachecki entourage mógł jakoś wpłynąć na monarszą decyzję?
Alicja stała z boku i przysłuchiwała się tym wszystkim kurtuazjom uprzejmie. Dopiero, gdy Posejdon wydawał się nie mieć już więcej punktów zaczepienia, dziewczyna postanowiła trochę udobruchać władcę. Dygnęła, wychodząc kilka kroków do przodu tak, ze Ursula znajdowała się za jej plecami. Chciała w ten sposób pokazać jak bezgranicznie jej ufa.
- Panie, wybacz, że wejdę wam w słowo, ale moje sumienie wymaga, bym cię przeprosiła. Źle cię osądziłam, tymczasem widzę teraz jak mądrym władcą jesteś i rozumiem troskę o twój lud, dlatego tym bardziej doceniam, że zdecydowałeś się spotkać z Ursulą, by poznać ją osobiście oraz dopełnić tradycji powitania sąsiada. Bardzo cię więc przepraszam za mój niewyparzony język. - Jeszcze raz dygnęła.
Podmorski król próbował znaleźć jakiś pretekst, który pozwoliłby mu postawić na swoim, ale niczego nie znajdywał. Na domiar złego jego dworzanin powrócił trzymając imponującą, skręconą muszlę. Odwrócił się jeszcze ku swej świcie, ale ze zdziwieniem stwierdził, że ci kiwają głowami i z zainteresowaniem spoglądają na Ursulę. Stłumił zrezygnowane westchnienie i przekazał dar pół-ośmiornicy.
- Przyjmij proszę ten skromny podarek, na znak dobrosąsiedzkiej woli i w przeprosinach za wszelkie… nieporozumienia, jakie mogły mieć miejsce - ogłosił. Nowo mianowana sąsiadka uśmiechnęła się promiennie.
- Dziękuję wam królu i wierzę, że nasze współżycie okaże się owocne i przyjemne -
dwuznaczność jej słów nie umknęła trytonom, którzy uśmiechali się za plecami swego władcy. Syreny decyzję przyjęły chłodniej, ale nie wyrażały żadnych protestów.
Alicja uścisnęła przyjaciółkę serdecznie, po czym znów zwróciła się do Posejdona.
- Czy... to rozwiązuje sprawę zapłaty za wypożyczenie sukni, panie? - zapytała grzecznie.
- Tak - potwierdził. - Naturalnie nie nakażę ci jej zwracać teraz, ale moja córka uda się z tobą na ląd i tam ją od ciebie odbierze.
- Dziękuję panie. -
Alicja znów się ukłoniła, po czym wróciła do Ursuli.
- Czas na mnie, ale... myślę, że już nie będziesz samotna - powiedziała, zerkając w stronę trytona, który przysłuchiwał się ich rozmowie i teraz wyraźnie kręcił się w pobliżu, jakby czekając na okazję do rozmowy. Ursula miała jednak inny zamysł.
- Wasza wysokość, miałabym jedną, małą prośbę - zaczęła. - Gdyby wasza córka mogła trochę zaczekać, chciałabym podarować coś mojej przyjaciółce na pamiątkę. Zostawiłam jednak prezent w moim leżu.
- Tak, tak -
pokiwał głową. - To faktycznie drobnostka. Zastaniesz mą córkę w pałacu, Alicjo.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? -
zapytała Ursula. - No i pomogłabyś mi przy tej sukni - dodała teatralnym szeptem.
Dziewczyna skinęła głową na znak zgody.
- Dobrze, choć wiesz chyba, że nie dla kosztowności ci pomagałam i szczerze uważam cię za przyjaciółkę. - Powiedziała.
- A ja lubię rozpieszczać moich przyjaciół - podsłuchujący tryton kolorem zaczął przypominać kraba. Aby uchronić go przed zagotowaniem się żywcem, obie kobiety opuściły teren latarni.

- Poszło znacznie lepiej, niż się spodziewałam - przyznała Ursula, gdy były już z dala od uszu syren.
- Tak, córka Posejdona bardzo nam pomogła. - Przyznała Alicja, po czym dodała z uśmiechem. - No i chyba możesz spodziewać się sąsiedzkiej wizyty.
- Tak, pożywienie samo będzie pchać się do leża - mrugnęła. - Ale syrenom chyba się nie spodobałam. Ta ruda nawet nie mogła na mnie spojrzeć.
- Ale wiesz, że nie wolno ci ich zjadać?
- Alicja nagle przestraszyła się.
- Tylu ich tam jest, nikt by nie zauważył jednego mniej - ciągnęła z szerokim uśmiechem. Zdążyły już dotrzeć do jaskini Ursuli.
- Powiedz mi że żartujesz! - żachnęła się dziewczyna.
Pół-ośmiornica zatrzymała się i odwróciła do blondwłosej.
- A czy uważasz, że żartuję przyjaciółko? - spytała. - Szczerze. Przyjaciółka by wiedziała.
Dziewczyna zawstydziła się.
- Przepraszam. Po prostu... pamiętam nasze pierwsze spotkanie i... no, wolałam zapytać.
W odpowiedzi westchnęła teatralnie.
- Nie zjem nikogo - zapewniła, po czym owinęła jedną z macek wokół talii Alicji. - A teraz pomożesz mi z tą całą kreacją. Boję się, że sama ją porozrywam - pociągnęła dziewczynę do środka.
- Dobrze pani... tylko mnie nie konsumuj. - Zachichotała Alicja, by rozluźnić nastrój.
- Zobaczymy... bo wciąż mam ochotę cię skonsumować - powiedziała wprost i bez ogródek. Macka rozwinęła się, a kobieta przez chwilę pływała po ciemnym wnętrzu groty. - Gdzie ta lampa... - mruczała.
Alicja czuła się niepewnie, lecz czekała grzecznie aż Ursula odnajdzie przedmiot.
- Ach, tu się ukryłaś - ciepłe światło rozproszyło mrok. - Skoro zostanę tu na dłużej, będę musiała to wszystko lepiej udekorować. Wstyd będzie przyjmować gości.
- Ja uważam, że i tak jest pięknie, ale ty jesteś panią domu. - Powiedziała uprzejmie Alicja, podpływając do pół-ośmiornicy, by rozpiąć jej stanik.
- Nie kręć się, jak mam ci z tym pomóc. - Powiedziała. Ursula posłusznie odwróciła się do niej plecami i znieruchomiała. Jedynie jej odnóża podrygiwały i chyba przypadkowo ocierały się o dziewczęce stopy i łydki.
Alicja powoli zaczęła zdejmować jej garderobę, zdejmując i odkładając z uwagą każdy jej element. A Ursula zaczęła przy tym pomrukiwać, za każdym razem gdy poczuła dotyk na swej skórze. Dziewczyna zaczerwieniła się, lecz starała się to ignorować. Od czasu zbliżenia z Gąsienicą i jego popisowej ucieczki nie bardzo miała ochotę się spoufalać z kimkolwiek, a przyjaciółki potrzebowała bardziej niż kochanki. Gdy pół-kobieta była już naga, spojrzała na Alicję i oblizała wargi.
- Chciałabym zobaczyć jak ty wyglądasz pod tym ubraniem. Szkoda, że nie mogę.
- Umarłabym, poza tym... naprawdę czas na mnie
. - odparła zakłopotana tą uwagą dziewczyna.
- Wiecznie się gdzieś spieszysz - stwierdziła. - Wiesz chociaż gdzie i po co?
Alicja przytaknęła, po czym rzekła wyjątkowo poważnie.
- Wybacz Ursulo, ale gdy tu zmierzałam, poznałam ofiary Lalkarza. To... trzeba skończyć. A teraz wybieram się do Kapelusznika. Chodzi o mój miecz. Bez niego z nikim nie jestem w stanie walczyć.
Kobieta popatrzyła chwilę na rozmówczynię, ale nie protestowała.
- Mogłabym ci jakoś pomóc? - zapytała za to. - Dać skarb na wykup miecza? O, albo podarować jakąś inną broń w międzyczasie? - rozglądała się też za swymi krabowymi pupilami, skoro jej wdzięki nie skusiły dziewczyny.
- Cóż, na pewno przyda mi się coś, co by mi pomogło, gdybym znów władowała się w kłopoty, ale... wiesz, że nie robiłam tego dla nagrody. Zwykły uścisk mi wystarczy.
- Nie kuś mnie, bo cię z tego uścisku nie wypuszczę
- pogroziła palcem, a potem zaczęła przetrząsać swój kopczyk skarbów. - Nie kolekcjonuję broni, bo nigdy nie była mi specjalnie potrzebna. Ale chyba gdzieś mam jakiś sztylet, czy inny nóż. Niewielka pomoc dla szermierza takiego jak ty, ale chyba lepsze to, niż nic.
- No i będzie mi o tobie przypominać... -
dodała Alicja, która z kolei milczeniem pominęła swoje rzekome zdolności szermiercze.
Ursula, ciągle naga, wzięła się pod boki i zapytała.
- Ach tak? Czyli bez pamiątki byś o mnie zapomniała?
- Ojjj bo się będę bała odezwać. Wiesz o co chodzi.
- Odpowiedziała zakłopotana Alicja.
- Wiem - machnęła uspokajająco macką. - My, potwory, lubimy się drażnić z ofiarami. Dzięki temu jesteśmy straszniejsze - kpinkowała. Zanurzyła się w stosie złota, tak że wystawał z niego tylko krągły tyłeczek i komplet wijących się odnóży. Wyprostowała się nagle, rozrzucając wszędzie monety. - Auć! Ciągle ostre - syknęła. W krwawiących palcach trzymała zdobiony nóż. Był przedniej urody, o złoconej rączce i ostrzu z wygrawerowanymi roślinnymi motywami. Wyglądał jednak, czego nie dało się ukryć, jak nóż do chleba lub ciast.
- Nic ci nie jest? - dziewczyna podpłynęła bliżej.
- Skaleczenie - odparła lekceważąco. Krople krwi unosiły w wodzie.
Alicja rozejrzała się za czymś, czym można by obandażować skaleczenie. Niestety wszystkie tkaniny, które znajdowała w pobliżu wydawały się przeraźliwie wręcz drogocenne.
- To... em... piękny nóż. - Pochwaliła, poddając się w końcu.
- Jest twój - wyciągnęła go ku Alicji, rękojeścią do przodu. - Szczerze wierzę, że odróżnisz, na które potwory będzie potrzebny, a na które nie - uśmiechnęła się.
- A ja mam nadzieję, że nie będę musiała. Dziękuję Ursulo. - Alicja cmoknęła pół-ośmiornicę pożegnalnie w policzek. Ta objęła ją rękami, zważając na to, by nie zakrwawić jej sukienki.
- Uważaj na siebie Alicjo - poprosiła.
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym skłoniła na pożegnanie.
- Mam nadzieję, że niedługo znów się spotkamy. Bądź zdrowa - Powiedziała i skierowała się do wyjścia z groty.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-12-2017, 20:02   #37
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XVI. Życie towarzyskie



Lato, jak bardzo by nie rozciągać jego definicji, chyliło się ku końcowi. Mgły, deszcze i ciemność zaczęły dominować nad dobą. Depresyjna atmosfera udzielała się mieszkańcom domostwa państwa Liddell. Służba, zazwyczaj uśmiechnięta i zadowolona, snuła się ponuro po korytarzach. Lorina przesiadywała przy kominku, czytając tomiki poezji i utyskując od czasu do czasu, że jej córka woli czytać księgi rozrachunkowe. Henry coraz częściej wspominał o ważnych interesach w Egipcie, co groziło jego ucieczką na zimę do ciepłych krajów. Nawet Alicja, gdy czas między listami od Reginalda się dłużył, z trudem broniła się przed melancholią.
Szarość dnia codziennego zmieniło, jak zresztą regularnie się zdarzało ostatnimi czasy, nadejście listu. Tym razem jednak nadawcą była Lizzie.

Cytat:
Siostro

Pracując całe dnie z pewnością mi uschniesz i ani nie mrugnę okiem, a zamienisz się w zasuszoną, starą pannę Pebbing. Sumienie mi nie pozwala dopuścić do takiej sytuacji!

Wraz z Williamem, zostałam zaproszona na bal u lady Arundell. Będzie to wieczór pełen tańców, muzyki i słodkości. Prawdopodobnie także wina, ale przecież moja kochana siostrzyczka nie pije.
W zaproszeniu dano jasno do zrozumienia, że mile widziane jest zabranie ze sobą jednej lub dwóch osób towarzyszących. Dobrze wiesz do czego zmierzam.

Dobierz sobie najładniejszą suknię i najwygodniejsze pantofelki, bo dwudziestego września wytańczysz się za wszystkie czasy.

Twoja Lizzie
Alicja skrzywiła się. Ona i tańce... jaaasne. Choć oczywiście musiała umieć tańczyć, to była to dla niej czynność krępująca i nienaturalna. Nie potrafiła zrozumieć jak ludzie mogą czerpać z tego przyjemność. Na dodatek do lady Arundell zapraszano wyłącznie wyższe sfery, nie miała więc co marzyć, że spotka tam Reginalda.
Westchnęła ciężko. Wiedziała wszak, że pomysł spodoba się matce, a skoro wyszedł od Liz - będzie miała je obie przeciwko, jeśli nie zdecyduje się iść. Dla świętego spokoju więc postanowiła dać pozytywną odpowiedź. Trudno, jeden zmarnowany wieczór jakoś przeżyje.
Matka faktycznie odżyła, kiedy usłyszała na jak wspaniałym wydarzeniu towarzyskim pojawi się jej córka. Och, iluż nieprzeciętnych kawalerów będzie miała szansę tam poznać? Na tak niebywałą okazję trzeba było koniecznie kupić nową kreację. A to oznaczało przymiarki. A potem poprawki. I w efekcie kolejne dwa wieczory zostały zmarnowane, a właściwe przyjęcie nawet się nie zaczęło. Elisabeth oczywiście chciała dobrze, ale na razie Alicja żywiła wobec siostry uczucia negatywne.


Gdy wreszcie nadszedł dzień, na który panna Liddell nie miała najmniejszej ochoty, państwo Bourke przyjechali po nią krytym powozem. Pogodzie można było ufać jedynie w zakresie niechybnej ulewy, zatem jakiekolwiek inne rozwiązanie nie wchodziło w grę.
Lizzie ubrana była bardzo szykownie i modnie w zieloną suknię z trenem. Dekolt miała całkiem odważny, ale w granicach smaku i przyzwoitości - wyglądała naprawdę pięknie.


William ubrał trzyczęściowy, ciemny garnitur, przyozdobiony zielonym fulerem pod kolor sukni swej żony. Pasowali do siebie i Alicja nie pierwszy już raz poczuła ukłucie zazdrości - jej kochana siostra nie należała już tylko do niej.

Alicja westchnęła, choć niezbyt mocno, bo gorset, którym była ściśnięta, zatrzeszczał złowieszczo. Bynajmniej nie poprawiło to jej nastroju. Ostatnie dni spędziła na pertraktacjach z matką co do stroju na przyjęcie. To było wręcz niesamowite jak ich zdania różniły się we wszystkich kwestiach: koloru, fasonu, materiałów, dodatków... dosłownie wszystkiego!
W efekcie tego suknia, którą Alicja na sobie miała, stanowiła swoisty kompromis.


1

W zamian za możliwość wybrania koloru stonowanej, ciemnej zieleni matka Alicji wymusiła szeroką, balową spódnicę. W zamian za modnie odkryte ramiona panna Linddell musiała zaakceptować morze falban i długie rękawiczki.
W zamian za “lekki” stelaż sukni była skazana na ciasny gorset...
No i tak to się właśnie skończyło - na może i pięknym wyglądzie, ale okupionym walką o każdy głębszy oddech.
Mimo że wystrojona dziewczyna miała ochotę wymówić się bólem głowy czy brzucha, spróbowała uśmiechnąć się radośnie na widok siostry.
- Dobry wieczór. Dziękuję raz jeszcze za zaproszenie. Pięknie wyglądacie, oboje. - Pochwaliła małżonków, choć po prawdzie wcale jej ta ich wspólna piękność nie cieszyła. Zapowiadał się koszmarny wieczór…
- Ty zaś… cóż, chyba wybrałem na żonę niewłaściwą Liddellównę - uśmiechnął się William.
- Will! - syknęła Lizzie i trzepnęła męża w ramię.
- Żartuję, żartuję. Ale naprawdę Alicjo, wyglądasz dzisiaj olśniewająco.
Tego wieczora czekało ją jeszcze wiele takich komplementów, szczerych albo nie. Dyktowane były wszak kurtuazją i dobrym wychowaniem.


Rezydencja lady Arundell tętniła życiem, choć najważniejsi goście przecież musieli się po angielsku spóźnić. Na sali balowej rozbrzmiewała muzyka i wiele par już przystąpiło do tańców, lecz większość gości raczyła się jeszcze posiłkiem. Ależ tam było tłumnie! Kobiety i dziewczynki, stateczni ojcowie i kawalerowie. Dla każdego coś miłego, jak to się mawiało, ale Alicja niczego takiego na razie nie dostrzegała.


- Masz ochotę najpierw coś przekąsić? - zapytała opiekuńczo siostra.

__________
1 - grafika autorstwa 6worldangel9
 
Zapatashura jest offline  
Stary 23-12-2017, 23:01   #38
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Czemu nie. - Odparła Alicja, choć nie miała pojęcia jak ściśnięta tym strasznym gorsetem da radę cokolwiek przełknąć.

Wszystko jednak było lepsze niż tańczenie z kolejnym nudnym i obślizgłym od komplementów “potencjalnym kandydatem” do jej ręki. Dziewczyna więc chwyciła starsza siostrę pod ramię i wraz z nią podążyła w kierunku stołu, wzrok mając utkwiony w ziemi. Zawstydzały ją te ciekawskie spojrzenia i szepty. Oto bowiem ta młodsza “dziwna” Linddellówka pokazała się na salonach. Kiedyś Alicja usłyszała jak jedna “szacowna” dama wyraziła na takim przyjęciu przypuszczenie, że dziewczyna jest opóźniona, choć to przez wstydliwość i skromność Alicja nie potrafiła odpowiedzieć sensownie na szturm pytań, którymi zarzuciły ją znajome matki. Czy teraz da sobie radę?
Blodynka wyprostowała plecy i rozejrzała się w nagłym zrywie odwagi. Tak, poradziłaby sobie, choć dużo bardziej prawdopodobne wydawało się, że wywołałaby swoimi wypowiedziami skandal, ale na pewno nie siedziałaby cicho jak myszka. Nie po tym czego nauczyła się w Krainie Dziwów i... po tym jak ktoś w nią uwierzył - obcy człowiek imieniem Reginald.
Przy wolnym stoliku czekała waza z zupą. William, nie czekając na służbę, obsłużył obie siostry, po czym sam nabrał sobie solidną porcję.

- Będę potrzebował dużo energii - usprawiedliwił się. - Wam też to radzę.
Elisabeth miała co innego w głowie.
- Powiedz, kiedy ostatnim razem tańczyłaś? - zapytała Alicję.
- Eeee... ymmm... - a jednak coś z dawnej Alicji wciąż w niej było. Dziewczyna jednak opanowała się i odpowiedziała:
- Na lekcjach etykiety. Jakiś miesiąc temu uczyłyśmy się kroków do “La Buscotte”.
- Nie, nie -
Lizzie pokręciła głową. - Nie kiedy ostatni raz ćwiczyłaś, tylko kiedy tańczyłaś. Z kimś. Dla przyjemności - wyjaśniła.
- Dla przyjemności... nigdy. - Odparła dziewczyna szczerze, po czym szybko dodała - Tańczyłam na urodzinach ciotki Otylii cztery... nie, pięć miesięcy temu. Jakie to ma znaczenie?
- Bo zupełnie inaczej tańczy się z nauczycielem, a inaczej z kawalerem
- odparła. - Zawsze popierałam twą miłość do literatury i broniłam twojego zachowania, ale czasami musisz też pozachowywać się, jak przystało na młodą damę. Chociażby, żeby ucieszyć matkę - ton jej głosu przybrał mentorską manierę, choć chyba wcale nie miała takiego zamiaru. - Ale to nie znaczy, że musisz się przy tym męczyć. Taniec może być przyjemny. Williamie, zatańczyłbyś z moją siostrą? - spytała, sprawiając że jej mąż zamarł z łyżką w połowie drogi do ust.
- Ależ z przyjemnością - zapewnił.
- Ale... - Alicja próbowała się bronić, w końcu mentalnie nie czuła się gotowa na ten krok - Ale... ja nawet nie skosztowałam zupy.
- A ja nie skończyłem swojej
- zaśmiał się William. - Jedz, na zdrowie. Cały wieczór przed nami.
- Doprawdy nie chcę robić problemu. Powinniście się bawić we dwoje, ja... na pewno kogoś sobie znajdę. -
Powiedziała Alicja jedząc zupę chyba najwolniej w życiu.
Jednak łyżka po łyżce, posiłku ubywało, a państwo Bourke czekali cierpliwie, z zainteresowaniem przyglądając się otoczeniu. W końcu nie było ucieczki. Talerzy był pusty, a Will podniósł się z krzesła i podszedł do Alicji.
- Czy zechce panna zatańczyć?
Cóż mogła zrobić innego? Ukłoniła się elegancko i przyjęła podaną dłoń.
- Z przyjemnością. - Powiedziała, powstrzymując się od uprzedzania, że jest łamaga i najgorszą tancerką świata. Zapewne William sam dojdzie niedługo do tego wniosku.
Orkiestra grała walca, a mężczyzna śmiało poprowadził młodszą dziewczynę w krokach. Po pierwszych kilkunastu taktach, pochylił się lekko i szepnął ponad muzyką.
- Jesteś strasznie sztywna. Aż tak mnie nie lubisz? - uśmiechał się przy tym pytaniu, najwyraźniej traktując je jako żart.
- Raczej nie chcę ci narobić wstydu. Wybacz. - Odparła, nie mając jednak śmiałości, by spojrzeć mężczyźnie w oczy. Rozglądanie się po sali też jej nie pomagało w odprężaniu się, więc postanowiła przymknąć powieki i dać ponieść się partnerowi oraz muzyce, która o dziwo, była naprawdę piękna.
- Szanowna szwagierko, sprawiałaś zawsze wrażenie takiej, która nie przejmuje się opinią otoczenia - podtrzymywał rozmowę. W tańcu może mistrzem nie był, ale poruszał się pewnie i z doświadczeniem. Alicja nie obawiała się przynajmniej, że podepcze jej pantofelki.
- Nie, gdy chodzi o to, co ludzie pomyślą o mnie, ale... nie chcę ranić moich bliskich. Ty i Liz jesteście dla mnie ważni, dlatego nie chcę byście żałowali, że mnie zaprosiliście. - Odpowiedziała, raz tylko gubiąc krok, ale szybko nadrabiając.
- W tańcu możesz najwyżej trochę mnie poobijać. To żadne rany. Zresztą tańczysz bardzo dobrze, ukłony dla twojego nauczyciela - zapewnił.
- Przekażę. - Pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.

Ostatecznie, walc poszedł im bardzo sprawnie. Tańcząc nie dali nawet specjalnie po sobie poznać, że się pomylili, ani na nikogo nie wpadli. No i Alicja ani razu nie nadepnął na buty Bourke’a. Bliskość Willa też nie była taka zła, nawet pachniał ładnie, jakby podkradł żonie perfumy.
- Dziękuję za ten zaszczyt - partner ukłonił się zgodnie z etykietą.
- A ja za wiarę we mnie. - Odparła z uśmiechem. Gdy wrócili do Liz, powiedziała:
- Teraz czas na was. I żadnych wymówek.
- Zgoda, ale ty mi obiecaj, że nie odprawisz każdego kawalera z kwitkiem
- poprosiła siostra.
Alicja skrzywiła się, bo taki był jej plan.
- Tylko co drugiego. - Odpowiedziała wesoło. Odpowiedź chyba była zadowalająca, bo po chwili panna Liddell została sama. Przynajmniej na tyle sama, na ile to możliwe na sali pełnej ludzi. I wszystko byłoby dobrze, gdyby ta relatywna samotność mogła trwać. Ale nie! Jak na złość znalazł się dżentelmen, który podszedł do niej sprężystym krokiem, zakręcił wąsa i zapytał.
- Czy następny taniec ma już pani zajęty?
- Tak!
- Odpowiedziała odruchowo, po czym dodała - Proszę wybaczyć, jestem z kimś umówiona.
To rzekłszy ukłoniła się i umknęła w kierunku tarasu, z dala od tańczących par. Czuła, że musi odetchnąć i przygotować się na ten wieczór koszmarów. Świeże powietrze trochę ją otrzeźwiło. Elisabeth chciała dobrze, ale to chyba jednak nie dla niej takiej bale. Oprócz niej, na tarasie stały trzy młode kobiety, zajęte rozchichotaną konwersacją. Jedna z nich spojrzała w kierunku Alicji i przyglądała się jej uważnie.
Czując się nieswojo, dziewczyna ruszyła w przeciwnym kierunku. Usłyszała za sobą zgodny wybuch śmiechu.
No tak, wciąż była dziwadłem. Czy można się było jednak temu dziwić? Nie pasowała tutaj, nie bawiły ją te rzeczy, które bawiły zazwyczaj panny w jej wieku. Nie miała tym samym o czym z nimi rozmawiać, a kawalerowie... zupełnie nie wiedzieli jak ją podejść.

Pogrążona w smutnej zadumie Alicja zeszła po schodkach do ogrodu rezydencji. Niestety, szybko okazało się, że miejsce to wygląda równie depresyjnie, jak angielska pogoda. Kwiaty już dawno padły od mrozu. W wieczornych ciemnościach jedynie straszyły ciemne krzaki i żywopłoty.
Alicja przyglądała się im wyobrażając sobie baśniowe kreatury, które mogły się kryć w cieniach powyginanych gałęzi, obserwując ją... może nawet pragnąc?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 25-12-2017, 21:09   #39
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XVII. MrOczn knIej



1

Przez jakiś czas w Krainie Dziwów wszystko szło po myśli Alicji. Córka Posejdona chętnie zabrała dziewczynę z powrotem do kamiennej zatoczki. Wyjawiła w międzyczasie, że Ursula wywołała prawdziwe poruszenie wśród społeczności syren i większość osób zdecydowało, że warto dać sąsiadce szansę. Papa był trochę naburmuszony, ale raz danego słowa nie złamie.
Przy kamiennej zatoce nigdzie nie było widać strasznej ryby. Może rybakom udało się ją pokonać? Za to było widać równiutko ułożoną sukienkę Alicji. Co prawda trochę zmokła i miała plamy od morskiej soli, ale i tak to było lepsze niż chodzenie nago. Chociaż zaczynała podejrzewać, że w tej Krainie nikt by się specjalnie jej nagością nie oburzył.
Nawet droga powrotna do domu Kapelusznika mijała przyjemnie. Było ciepło i słonecznie, szlak był równy i nie męczył stóp. Żadne wyjowilki nie próbowały jej zjeść.

Więc przez jaką klątwę znalazła się w upiornej kniei?
Drzewa wkoło były powykręcane niczym upiorne szpony sięgające ku dziewczynie. Po ziemi pełzała mgła, wilgotna i zimna tak bardzo, że pannę Liddell aż przechodziły dreszcze. Na domiar złego, słońca chyliło się ku zachodowi.



2

I choć wysilała się jak mogła, nie umiała sobie przypomnieć jak się tam znalazła. Wszystko szło tak dobrze, żeby nieoczekiwanie skończyć się tak źle. Knieja szumiała wrogo wszystkimi swoimi liśćmi i zdawała się przyglądać intruzowi... albo ofierze.
Alicja wyjęła piękny sztylet - podarunek od Ursuli ściskając go w dłoni, szła przed siebie, nie zatrzymując się. Przecież skoro tu weszła, musiała też w końcu wyjść!
Chore, prawie pozbawione liści drzewa wydawały się mieć oczy, które śledziły każdy jej krok. Jakby tego było mało, zdawało się, że się poruszały! Raz Alicja widziała drzewo w oddali, a kiedy spojrzała po raz drugi było już bliżej. Chyba, że to strach płatał jej takie figle.


3

Przestraszona dziewczyna nie tylko przyspieszyła kroku, ale i zaczęła biec przed siebie. Nawet się nie zorientowała, kiedy zgubiła leśną ścieżkę. Zamiast ziemi, czuła pod nogami trawę i mech. Roślinność wydawała się do niej kleić, jakby chciała przytrzymać ją w miejscu. Połyskujące zewsząd oczy zbliżały się coraz bardziej, zacieśniając okrąg wokół niej, chcąc złapać ją w potrzasku.
- Chcę tylko przejść! Pozwólcie mi przejść! - prosiła, nie zwalniając biegu, za to zachowując się coraz bardziej panicznie. I nagle, coś chwyciło ją za nogę. W pędzie nie udało jej się zachować równowagi i przewróciła się. Jakiś korzeń wił się wokół jej stopy. Knieja nie była wyrozumiała wobec obcych. Liście szumiały coraz głośniej i głośniej.
- Przepraszam, nie chciałam zakłócić waszego spokoju! Pozwólcie mi odejść! - Prosiła rozpaczliwie, próbując się wyrwać. Ale korzeń trzymał mocno. Potwory były już tak blisko, że słyszała ich głośne tupanie, za to one pozostawały głuche na błagania dziewczyny. Nie mając innego wyjścia, Alicja cięła korzeń ostrzem, które miała w ręku. Nie poddał się za pierwszym razem. Wprost przeciwnie, celowo czy w reakcji na ból, roślina zacisnęła się jeszcze mocniej, ale drugie cięcie nożem wystarczyło by wyswobodzić obolałą stopę. Strach i adrenalina dodawały sił, dzięki czemu blondynka rzuciła się do dalszej ucieczki. Byle nie dać się otoczyć. Zarośla szarpały jej ubranie, jak i drapały jej odsłonięte ciało. Jeszcze trochę wysiłku i byłaby… no, może nie bezpieczna, ale miałaby większe szanse na dostanie się w jakieś bezpieczne miejsce.
Poczuła uderzenie w plecy. Drzewiasty potwór wyrósł jak spod ziemi i rąbnął ją swoją gałęzią. Alicja potoczyła się po ziemi jak szmaciana lalka i o mało co nie wypuściła z dłoni noża.
Jęknęła boleśnie, obracając się na plecy i starając odczołgać jak najdalej.
- Czego chcecie? Nic wam nie zrobiłam. Tylko szłam ścieżką... - próbowała jakoś przemówić do stwora. Ten jednak albo nie słuchał, albo nie słyszał. Wlepił swoje gorejące ślepia w leżącą dziewczynę i uniósł obie gałęzie w górę, biorąc potężny zamach. Dziewczyna krzyknęła przerażona i zamachała przed sobą nożem, tnąc na ślepo. Trafiony potwór zatoczył się do tyłu, dając Alicji dość czasu by wstała na nogi. Był ranny, z jego ciała ciała sączyło się coś zielonego, lecz jeszcze nie stracił ochoty do ścigania zwierzyny.
Alicja nie marnowała szansy, znów zaczęła uciekać, tym razem jednak tnąc wszystkie gałęzie i pnącza, który pojawiały się w jej pobliżu i mogłyby ją unieruchomić. Plan wydawał się działać, knieja poczynała sobie ostrożniej wiedząc, że naraża się na ścięcie. Monstra jednak nie dawały za wygraną. Biegły jednostajnie, wypełniając las dudnieniem swych ogromnych, drewnianych odnóży. Za to panna Liddell, mimo strachu i adrenaliny, zaczęła zwalniać. Nogi i płuca paliły z bólu, domagając się odpoczynku. Jeden z potworów był coraz bliżej. Wtedy jednak nadeszło wybawienie.
Alicja usłyszała za sobą rozdzierający huk, a zaraz po nim łoskot upadającego drzewa.
Przystanęła. Obejrzała się zdziwiona i przestraszona zarazem. Nieopodal stał, a raczej zataczał się, chłopak z rogami. Nogi miał capie, jak mityczny satyr.


4

Trochę dalej leżał przewrócony potwór i wyraźnie nie umiał wstać.
Alicja przyglądała się tej scenie, niepewna co powinna zrobić przez co w efekcie nie robiła nic. Kozioł ułatwił jej decyzję.
- Uciekaj, zamiast tak stać. Są jeszcze inni.
Nie można było odmówić mu racji. Upiorne oczy świeciły się w ciemnościach i zmierzały ku Alicji. Mężczyzna złapał ją za rękę i pociągnął za sobą, byle z dala od potworów. Bieganie jednak przychodziło mu z trudem, bo strasznie zygzakował.
Dziewczyna więc nieco wyprzedziła go i teraz to ona go ciągnęła.
- Kim one są? I kim ty jesteś? - zapytała, biegnąc.
- One są potworami. A ja nie - odpowiedział nijako. Chyba uderzył się w głowę.
Alicja skrzywiła się. Nie było jednak co marudzić, gdy ktoś uratował jej życie.
- Czemu nas gonią? - zapytała w biegu.
- Nie lubią zwierząt - wyjaśnił krótko. - Akceptują wyłącznie rośliny. - Wskazał palcem prześwit wśród drzew - tam, przez polanę.
Oboje wybiegli na otwartą przestrzeń, skąpaną w świetle gwiazd. Kozioł dyszał ciężko, a Alicji wydawało się, że zaraz wypluje własne płuca.
- Zawahają się, czy tu wejść - wysapał. - Ale musimy schować się przy menhirach, bo tam na pewno nie pójdą.
Ona również dyszała, ale nie aż tak.
- No to chodźmy... prędko... jak ci na imię? - zapytała, ciągnąc go we wskazanym kierunku.
- Nap. Nazywają mnie Nap - odparł. - A tobie?
- Jestem Alicja. - Odpowiedziała, nie zwalniając.
- Miło… cię poznać - wydyszał.
Upiorne oczy były daleko z tyłu i dwójce nowych znajomych nie zajęło wiele czasu dotarcie na skraj kniej. Na kolejnej polanie znajdował się się krąg menhirów, o których wcześniej mówił Nap. Wielkie głazy przypominały Alicji opowieści o druidach i pogańskich rytuałach.
- Bezpiecznie będzie tutaj przeczekać - doradził koźli mężczyzna. - Ochronny krąg trzyma potwory z daleka, a rano łatwiej się wymknąć z lasu. No i są tam moi bracia, więc w razie czego pomogą. No i nakarmią - wspomnienie jedzenia sprawiło, że pannie Liddell zaburczało w brzuchu. Zgłodniała od tej szaleńczej bieganiny.
I faktycznie, między menhirami paliło się ognisko, a wokół niego siedziały jeszcze trzy koźle postaci. Wszystkie dosyć do siebie podobne, rogate i owłosione. Pomachały przyjaźnie przybyłym.
- To jest Tyr, to Koz, a tamten to Sat - wskazywał po kolei Nap, a satyry wstawały kolejno i skłaniały się. W jasnym świetle ogniska widać było, że od nagości dzieliły ich tylko przepaski biodrowe. Nie byli ani maili, ani duzi, tacy wzrostu Alicji. No i dobrze patrzyło im z oczu.
- Poczęstujesz się potrawką? - zapytał jeden, chyba Tyr, wskazując na mały garnuszek z chochelką.

______________________
1 - grafika autorstwa ToolKittenl
2 - grafika autorstwa Andreasa Rocha
3 - grafika autorstwa
Goro Fujity
4 - Gui Briguadiot, "Pan"
 
Zapatashura jest offline  
Stary 27-12-2017, 20:55   #40
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Chętnie - wyznała blondynka, starając się jednak pamiętać o dobrych manierach. Ukłoniła się każdemu satyrowi z osobna.
- Jestem Alicja, miło was poznać i... - zwróciła się do Napa - Bardzo ci dziękuję za ratunek.
- Do usług
- odparł rycersko. - Usłyszałem twoje krzyki i nie mogłem tak po prostu tego zostawić.
- A co robiłaś w kniei? Sama? Tak późno?
- zapytał jeden z braci. Niestety wciąż byli w oczach dziewczyny zbyt podobni. Oświetlenie też nie ułatwiało sprawy - czy to był brunet, czy szatyn?
- Idę do Kapelusznika. Chyba... chyba zabłądziłam. - Wyznała zawstydzona Alicja, siadając pomiędzy satyrami przy ognisku. Ten po prawej podsunął jej garnuszek i powiedział.
- To sporo wyjaśnia. Tu nikt nie przychodzi celowo. A już na pewno nie przypominam sobie, żeby młode dziewczyny przychodziły tutaj na spacerki.
- Ja nie spaceruję!
- prychnęła urażona Alicja, poprawiając nagle swoją sukienkę i prostując plecy z godnością.
- No właśnie. Bo się tutaj zgubiłaś. Tutaj nikt nie spaceruje - pokiwał głową.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale już nic nie powiedziała, zajmując się jedzeniem. Było nawet smaczne, w potrawce było jakieś mięso i warzywa. Poszczególne smaki trudno było zidentyfikować, ale całość dawała radę i była pożywna.
- I tak byłaś odważna - rzucił Nap. - Tym nożem można zrobić dużą krzywdę - podrapał się po koziej bródce.
- Dziękuję... - powiedziała, nieśmiało zerkając na broń, którą schowała teraz za paskiem. - Ja... nie mam doświadczenia.
- A ja uważam, że to dobrze
- wtrącił się inny kozioł. - Walka jest nieprzyjemna, lepiej nie mieć z nią doświadczenia.
- Tak, choć niestety... czasem to konieczność.
- Powiedziała dziewczyna, myśląc o Lalkarzu - Wy tutaj mieszkacie?
- Brzydko, zimno i niebezpiecznie, ale dom to dom
- kiwnął głową Nap.
- Ale zawsze można się czymś rozgrzać - uzupełnił ten siedzący po lewej stronie Alicji i nie wiadomo skąd wyciągnął bukłak. - Skosztujesz? - zaoferował blondynce.
- Em... a co to? - wyciągnęła ostrożnie rękę i powąchała. Pachniało trochę jak wino.
- Rodzinny wyrób - odpowiedział. - Nie jest trujące. - A już znacznie ciszej dodał - przynajmniej nie bardzo.
Panna Liddell miała zakaz spożywania wyrobów alkoholowych w swoim świecie, ale czy obowiązywał on tutaj? Dziewczyna postanowiła, że po takiej porcji strachu należy jej się pocieszenie i pociągnęła łyka z bukłaka. Płyn był cierpki i trochę gęsty, drapał w gardło.
- Smakuje? - zapytał częstujący z uśmiechem.
- Em... ciekawy, owszem. - Powiedziała zachowawczo, oddając bukłak.
- Nie krępuj się, gdybyś chciała jeszcze - zaoferował. - Mam jeszcze trochę zapasu.
Alicja czuła, że robi coś złego, a jednocześnie nie mogła się oprzeć. Znów pociągnęła łyk z bukłaka.
- Czy jestem daleko od domu Szalonego Kapelusznika? - zapytała.
- No to już zależy, co kto uważa za blisko, a co za daleko - odpowiedział Tyr. A może to był Koz? - Dla mnie, jak jest za lasem, to jest daleko - tymczasem koźle “wino” okazało się mieć efekt rozgrzewający. Ewentualnie dziewczę siedziało za blisko ognia.
Alicja słuchała go i odruchowo poluzowała dekolt sukni. Znów napiła się trunku. Sat chyba łypnął na nią okiem, ale szybko wrócił do garnuszka i potrawki.
- A... ile to dni, godzin pieszej wędrówki? - zapytała.
- No to zależy, jak kto szybko się porusza, prawda? - odpowiedział filozoficznie Nap. Prawdę mówiąc, to dziewczyna sama nie umiałaby powiedzieć ile dni zajęło jej dotarcie od domu Kapelusznika do wybrzeża.
- Och... - Nie wiedziała co powiedzieć, w głowie zaczęło jej dziwnie szumieć, jakby znajdowała się na łódce - A którędy mam... iść?
- Teraz jest ciemno i późno. Nie warto nigdzie iść - zaprotestował Nap. - Za to skoro już zjedliśmy i wypiliśmy, to konsekwentnie trzeba zatańczyć - rozpromienił się i wyciągnął z obozowych klamotów fletnię.
- Świetny pomysł - poparli go bracia. - Czy tańczysz Alicjo?
Coraz bardziej podpita dziewczyna zmarszczyła brwi i z największym obrzydzeniem powiedziała:
- Nie cierpię! W ogóle... ale to w ogóle tego... nie rozumiem! Takie gibanie się jest bez sensu, jaka w tym przyjemność? Już małpy robią to ciekawiej bo chociaż gibają się na drzewach, a tak... dwa kroki w lewo, jeden w prawo, ukłon, prawa ręka tu, lewa tam... co to w ogóle jest? Czemu to miałoby mi sprawiać przyjemność? - marudziła.
- Bo trzeba poczuć rytm, trzeba się oddać melodii - tłumaczył… Tyr, tak zadecydowała Alicja. Nap zaczął grać skoczną melodyjkę, do której to jego brat śmiało skoczył na nogi i zaczął zabawnie podskakiwać.
- To bez sensu... - zamruczała dziewczyna podpierając się ręką pod brodą i patrząc z ponurą miną na te radosne podskoki.
- Bo nawet nie próbujesz. No chodź - Tyr złapał ją za rękę. Melodia fletni nawet wpadała w ucho…
- Nie znam tego tańca... - protestowała, choć pozwoliła się pociągnąć i wstała na nogach, które jakoś tak dziwnie wydawały się chętne do pląsów.
- Tutaj nie ma czego znać - zaoponował… Sat. - Po prostu ruszaj się, jak chcesz - zaczął klaskać do rytmu.
- Ale po co?
- zapytała, choć biodra, a potem nogi same jakoś tak zaczęły się kiwać w rytmie muzyki i podkreślonej klaśnięciami melodii.
- Dla przyjemności - wyjaśnił cierpliwie Koz, spoglądając na ruchy dziewczyny.
- Bez sensu... - skomentowała, podskakując wesoło i okręcając się wokół osi.
- My zawsze widzieliśmy sens - zaprotestował Tyr, zwalniając trochę kroki i też przypatrując się Alicji.
Dziewczyna zatrzymała się, zawstydzona.
- Ja nie umiem, widzicie? Gapicie się na mnie jak na dziwadło. - Poskarżyła się. - wszyscy tak na mnie patrzą!
Ale nogi nie chciały pozostać w bezruchu. Zaczęły z własnej woli poruszać się w rytm melodii fletni.
- Gapimy się, bo bardzo ładnie tańczysz - zaprotestował jeden z satyrów.
- Wcale nie! - zaprotestowała. - Po prostu... nie umiem przestać... co to jest?![/i]
- To miłość do tańca się w tobie rodzi - wyjaśniono jej spokojnie. - Tańcz, tańcz śmiało. Nam się podoba.
- Ale... ja nie chcę sama...
- powiedziała, zawstydzona, jednak nie opierając się już dłużej.
- Ale bardzo dobrze ci idzie - zapewnił Tyr. - Tylko nogi mogłabyś unosić wyżej - ni to poprosił, ni to nakazał.
- Czemu? - zapytała Alicja wirując dookoła ogniska. Choć w głowie jej się kręciło, a całe ciało trawiła gorączka, nie umiała oprzeć się szałowi tańca.
- Bo to… klasyczne ruchy naszego tańca - wyjaśnił po chwili Koz.
- Pokażcie mi... - poprosiła, nie ustając ani na chwili. Koz z chęcią to zrobił, podrygując śmiało na kozich nóżkach, kopiąc nimi tak wysoko, że podwijała mu się przepaska, ukazując w płomieniach ogniska co też miał między nogami.
- O, właśnie tak!
Alicja zawstydzona odwróciła wzrok.
- Ja... ja tak chyba nie umiem. - kłamała, nie chcąc prezentować satyrom swoich koronkowych majteczek.
- Spróbuj, spróbuj, spróbuj - zaczęli skandować, a jej nogi słuchały ich nawet z pominięciem uszu.
Dziewczyna dosłownie zaczęła brykać, podskakując tak wysoko, że sukienka podnosiła jej się aż po pas. Satyry patrzyły się jak zaczarowane, bez żadnego śladu wstydu.
- Wspaniale, właśnie tak - chwalili. - A teraz tyłem do publiczności!
Podpita Alicja nazbyt radowała się odkrytą przyjemnością z tańca, by rozważać ich słowa. Zresztą melodia satyrzej fletni miała jakąś dziwną magiczną moc, która sprawia, że panna Liddell nie mogła oprzeć się zachętom widowni. Odwróciła się więc tyłem do satyrów i kontynuowała swoje popisy.
- Ślicznie, prześlicznie - twierdzili uradowani. - To teraz raz skłon i raz wyprost - prosili. Sama zainteresowana tego nie widziała, ale ich spojrzenia były lubieżnie wlepione w jej pośladki.
- Aale...ale co to za taniec? - Dziwiła się Alicja i spojrzała do tyłu na publiczność.
- Rozgrzewający - zapewnił Sat.
- Nie jest ci od niego cieplej? - dopytał Tyr. Trzy kozły zbiły się w grupkę, której dziwny taniec najwyraźniej bardzo się podobał. Nap zaś grał niestrudzenie i potuptywał kopytem do rytmu.
Alicja uśmiechnęła się szeroko, oddychając przy tym ciężko.
- Tak, ale... chyba jest mi już za gorąco. - Wyznała.
- No tak - Sat pokiwał głową. - Nam też jest od takiego tańczenia gorąco. Dlatego chodzimy w samych przepaskach.
- Tutaj sami swoi i nikt nie podgląda
- poparł brata Koz. - Możesz… zdjąć sukienkę -[/i] zasugerował lekko beczącym głosem.
Dziewczyna przystanęła, rumieniąc się.
- Ale... nie, to nie wypadałoby. I tak ta sukienka... jest bardzo kusa. - Oponowała, zerkając niepewnie na koźle przepaski na biodrach.
- Skoro jest i tak kusa, to co za różnica? - podłapał Tyr. - A po co się grzać i pocić?
Alicja zastanowiła się nad tymi slowami. Miało to wszak sens. Jednakże pod spodem miała tylko kuse białe majteczni, które kryły jeszcze mniej niż przepaski satyrów. W dodatku choć uwagi były wypowiadane tonem dobrych rad, dziewczyna czuła, że... coś się za nimi kryje, coś, co czasem widziała w oczach braci - specyficzny rodzaj błysków.
- Nie trzeba... naprawdę... zaraz ochłonę, to będzie mi znów chłodno. Mogłabym się przeziębić. - próbowała się wymówić grzecznie.
- Po naszej potrawce?
- I naszym winie?
- Przy naszym ognisku?
- I w ramach tańca?
- Nie przeziębisz się!
- zapewnili wszyscy trzej. Melodia trwała i ciało dziewczyny wciąż chciało przy niej pląsać.
Gąsienica mówił, że aby wygrać z Lalkarzem powinna wyzbyć się ograniczeń, zaś wypity trunek dodawał dziewczynie odwagi.
- No... dobrze. - Powiedziała.
Nie przestając kręcić biodrami i podskakiwać, Alicja podciągnęła sukienkę do góry i zaczęła ściągać ją przez głowę. Ubranie było ciasne, więc blondynka utknęła na trochę z tkaniną owiniętą wokół ramion i głowy, prezentując przy tym satyrom swoją delikatną bieliznę na dole. Nie widziała przez to, jak mężczyźni się oblizują na jej widok.
- Brawo - zaklaskali. - Od razu się lepiej tańczy, jak ubrania nie przeszkadzają, prawda?
- Taak... chyba... - Alicja wreszcie pozbyła się odzienia, odrzuciła je na bok i w ferworze zabawy złapała za ręce najbliższego satyra, by pociągnąć go do wspólnej zabawy. Ten zaśmiał się i ochoczo do niej dołączył. Tak się złożyło, że akurat ten...hmm, chyba Sat, trzymał w rękach bukłak. Wywijając swoimi kopytami pociągał to jeden łyk, to drugi.
- Nogi mi się lepiej zginają, jak coś łyknę - wyjaśnił.
Alicja zaśmiała się na to wesoło.
- Śmiało, sama spróbuj - podsunął jej trunek. Dzięki temu, że spoglądała na bukłak, nie widziała jak jej tanecznemu partnerowi wybrzusza się powoli przepaska. Pociągnęła śmiały łyk, a potem jeszcze jeden i oddała bukłak.
- Faktycznie - przyznała roześmiana i już naprawdę mocno podpita - Aż się chce fikać i brykać i skakać... - aż zachwiała się w trakcie prezentacji. Satyr zaraz ją złapał, bo choć wypił więcej, był nawykły do alkoholu. Nie przepuścił jednak okazji i jedna z dłoni trafiła o wiele za nisko, chwytając za krągły pośladek.
- Ostrożnie, trochę tu nierówno - przestrzegł troskliwym tonem.
- Tttak, dziękuję. - Powiedziała dziewczyna, nie zauważając jego ręki lub po prostu będąc zbyt pijaną, by uznać dotyk na posladku za coś niestosownego.
Zaśmiała się znów.
- Straszna ze mnie niezdara…
- Nie, nie
- zaprotestował od razu Tyr. - Tutaj naprawdę jest nierówno. No i przy tańcu, to się można trochę zadyszeć. Trzeba głęboko oddychać. Wdech i wydech - doradził, wlepiając swe spojrzenie w nagie piersi.
Alicja wyprostowała się i zaczęła oddychać nabierając powietrza w płuca, aż jej krągłości unosiły się i opadały gwałtownie, kolebiąc się lekko przy wydechu.
- Tak dobrze? - zapytała.
- Dokładnie, rewelacyjnie - wszyscy zgodnie potwierdzili, a Sat pomocną dłonią dbał, by nie straciła przy tym równowagi. O ile biust miarowo wznosił się i opadał, to z coraz większym trudem skrywane pod przepaskami męskości jedynie się unosiły.
Alicja jednak nie widziała tego, w ogóle nie wiele już widziała wyraźnie. Oparła ramiona na barkach partnera w tańcu i kołysała się przy nim coraz wolniej.
- Chyba... za dużo wypiłam. - Wyznała.
- To już więcej nie dostaniesz - odparł niemrawo. W takiej bliskości panna Liddell nawet nie potrzebowała patrzeć, bo coś ją wyraźnie kuło w biodro. - Ale nic się nie bój, efekt jest tylko przejściowy.
- To dobrze... - przyznała, o czym zapytała - Czy ty masz nóż?
- Nie - zaprotestował. - W tańcu można by nim zrobić niechcący krzywdę. Czemu pytasz? - zapytał, choć dobrze znał odpowiedź.
- Coś mnie tu... - dotknęła “dźgającej” ją części ciała satyra dłonią, po czym uniosła na niego zdumione, nieostre od alkoholu spojrzenie - [i]... och.
- To dowód na to, że bardzo nam się podoba twój taniec - wyjaśnił bezwstydnie. - Nie możemy tego ukryć - mówiąc to, śmiało rozsupłał skrawek materiału, który opadł na ziemię. Nie krępowana już niczym włócznia uniosła się na całą swoją długość.
Alicja jęknęła strachliwie na ten widok, ale nie odsunęła się. Niepewnie pogładziła palcami męskość satyra i rozejrzała się.
- I wy tak... wszyscy? Podobało wam się? - zapytała niepewnie.
- Dalej nam się podoba - potwierdził jeden z widzów i również, bez skrępowania, obnażył się przed Alicją. Jego brat poszedł w ślady i teraz już trzy sztywne członki dowodziły męskiego zadowolenia. Tylko Nap, zajęty grą, pozostawał okryty.
- Ale mogłoby nam się podobać jeszcze bardziej - zauważył Koz.
- Taak? -
dziewczyna spojrzała na niego pytająco, zamglonym nieco wzrokiem, pieszcząc coraz bardziej satyra, z którym tańczyła, a którego imienia wciąż nie była do końca pewna.
- Tak - potwierdził, poruszając delikatnie biodrami w rytm ruchów jej dłoni. - My już jesteśmy nadzy. Mogłabyś do nas dołączyć - poprosił.
Alicja pokręciła głową. Zawsze czuła się dziwadłem, odszczepieńcem, toteż jej rozbudzona empatia uczulała ją na krzywdę innych. Blondynka wskazała na Napa.
- Nie wszyscy jesteście nadzy... - powiedziała i oderwała się od satyra, z którym tańczyła, by opaść na kolana przed grajkiem. Uśmiechnęła się do niego słodko i pijacko zarazem, po czym zaczęła drobnymi palcami rozwiązywać jego przepaskę. Trudno powiedzieć czy to przypadek czy wrodzona kobieca kokieteria spowodowały, że odziana w białe majteczki pupa dziewczyny była teraz wypięta przed pozostałymi braćmi kusząc ich i drażniąc wyobraźnię. Przyglądali się jej jak zahipnotyzowani, bardzo łasi na damskie wdzięki. Nap zaś wstał usłużnie, by łatwiej było go obnażyć. On też już stał na gotowości. Coś w upitej, dziewczęcej głowie sprawiało, że czuła odrobinkę dumy. To ona doprowadziła ich do takiego stanu i to samym wyglądem i tańcem.
- Usiądź. - Poprosiła, gdy sterczał przed nią nagi i dumny. - Jeszcze nie podziękowałam ci za ratunek…
Usłuchał od razu, siadając z szeroko rozstawionymi nogami. Muzyka ucichła, a wraz z nią natrętna ochota na taniec.
Brak muzyki jakby otrzeźwił Alicję, by zdała sobie sprawę z tego, że właśnie klęczy półnaga między stadkiem pobudzonych satyrów. To sprawiło, że poczuła strach... lecz nie tylko. Specyficzne łaskotanie w podbrzuszu sprawiało, iż sama zaczęła sobie tłumaczyć jak nieładnie by było obiecując nagrodę swemu wybawicielowi, teraz wycofać się. Ponadto jego stercząca męskość była niczym hołd dla urody blondynki, co wiecznie niedocenione dziewczę mile łechtało.
Przełknęła ślinę i spojrzała na siedzącego przed sobą satyra. Nie przymuszał ją do niczego, a jego bracia nie zachowali się względem niej brutalnie, raczej wszyscy dobrze się bawili i mieli nadzieję na więcej zabawy. Alicja też tego pragnęła, dlatego kołysząc wypiętą pupą, przybliżyła się do Napa. Powoli pochyliła się nad jego męskością, ujmując jej czubek w usta. Satyr zabeczał radośnie, ale zaraz się uciszył zawstydzony swoją reakcją. Oddawał się w ręce swego gościa, swoje trzymając na razie przy sobie. Jego bracia też zachowywali dystans, choć po prawdzie niewielki. Otoczyli baraszkujących w kręgu i bez żadnego skrępowania przyglądali się rozwojowi wypadków.
Czując jak bardzo jest wilgotna, Alicja rozszerzyła nieco uda, by i oni mogli to zauważyć. Wstyd, rozsądek gdzieś zniknęły, zastąpione przez pożądanie i jakiś dziwny rodzaj dumy, że to właśnie jej pragnęli bracia. I nie przeszkadzały tutaj dziewczynie nawet ich połowicznie owłosione sierścią ciała czy typowo zwierzęce odnóża. Jedynie z jakąś dziwną radością zauważyła, że jeśli chodzi o przyrodzenia, zbudowani byli bardziej jak mężczyźni. Nawet bardzo ‘bardziej’. Alicja w ustach czuła jak podziw satyra wciąż rośnie. Nie trzeba było wielu pieszczot, by zaczął wypuszczać pierwsze soki. Wraz z nimi ulatniały się też opory i panna Liddell poczuła na głowie dłoń, przeczesującą jej włosy. Inna dłoń ścisnęła jej pośladek.
- Jest... mokra - dosłyszała za sobą szept, a potem poczuła jak po jej majteczkach przesuwa się badawczo palec.
Zamruczała niby Kotka z Cheshire pod wpływem dotyku, lecz nie przerywała oralnych pieszczot napa, dołączając do nich swoją dłoń, którą gładziła trzon męskości, który nie mieścił się w jej usta.
- To bardzo... przyjemne - ni to stwierdził, ni to pochwalił Nap. Za to jego bracia chyba postanowili odwzajemnić jej pieszczoty. Do jednej dłoni dołączyła druga, a potem trzecia. Ściskały wypięty tyłeczek, masowały uda, oraz pieściły przez coraz bardziej mokry materiał muszelkę Alicji.
Dziewczyna chciała, by już ją rozebrali, lecz takie przeciąganie i odwlekanie rozkoszy też było podniecające. Postanowiła więc kusić satyrów kręcąc pupą i ocierając się o ich dłonie, lecz usta wciąż miała zajęte coraz intensywniejszym pieszczeniem Napa. Kozły chyba jednak znajdowały przyjemność w takim niespiesznym dotyku i rozpalaniu żądzy kobiety. Majtki pozostały zatem na miejscu, ale dotyk stawał się bardziej i bardziej intensywny, tak że bielizna zaczynała wsuwać się do szparki. Ktoś zaś, Tyr albo Sat, zaczął lizać jej wciąż okryte pończochami stopy.
Alicja jęknęła.
- Nie, przestańcie... mam łaskotki... - zaprotestowała, choć to nie łaskotki teraz odczuwała.
- A co mam za to zrobić? - usłyszała pytanie z okolic swoich nóg. Nap oddychał głęboko w tej przerwie od przyjemności i głaskał złote loki. Alicja pieściła go dłonią, lecz po prawdzie jej uwaga skupiła się teraz na jej tylnych partiach.
- Ja...em... możesz polizać... - zaczerwieniła się - Em... taaaam... wyżej…
- Czyli tu?
- spytał inny głos, a zaraz potem na majteczkach zamiast palców poczuła długi język.
- Och... - jej słodkie westchnięcie i wyprężenie tyłeczka było najlepszą odpowiedzią.
- Ten materiał tylko przeszkadza - stwierdził ktoś i zaczął zsuwać z niej bieliznę, czego niefortunnym efektem było przerwanie pieszczoty.
- Teraz już nikt nie musi się czuć skrępowany - stwierdził Nap, odbierając od brata świeżo zdjęte majtki. - Pachniesz żądzą - stwierdził, a jego duma wyprężyła się jeszcze bardziej. Chyba satyry miały czuły węch.
Alicja podniosła głowę, by na niego spojrzeć.
- To przez was... - szepnęła a potem sama zaczęła języczkiem muskać męskość satyra.
- A my jesteśmy tacy twardzi przez ciebie, więc chyba jesteśmy kwita - odparł ze śmiechem. W międzyczasie za Alicją nastąpił jakiś zamęt, gdy trio kozłoludów próbowało sobie znaleźć jakieś miejsce. W końcu dziewczyna poczuła jak ktoś wsuwa pod nią głowę i ponownie przystępuje do całowania jej kobiecości. Ale co wymyśliła pozostała dwójka?
Nie miała jednak głowy do zastanawiania się nad tym, całkiem oddając się lubieżnościom, w których uczestniczyła, biorąc sobie za punkt honoru doprowadzenie Napa przed sobą do szczytu rozkoszy. Tym samym więc jej pieszczoty języczka i dłoni stały się szybsze, bardziej zdecydowane - tak, jak robiła to Księżna z Księciem. I choć to bardziej zdecydowane podejście nie pozostawiało Napa obojętnym, to Alicji wcale nie miało być łatwo spełnić swojego postanowienia. Ona bowiem do wykorzystania miała tylko jeden język, ale bracia aż trzy. Jeden, zafascynowany chyba stopami, których sam nie posiadał, przygryzał jej palce, ssał i lizał. Drugi podobnym działaniom poddał jej pupę, wodząc po niej językiem i składając na niej pocałunki.
To doprowadzało Alicję do szaleństwa i bynajmniej nie z powodu łaskotek. Coraz ciężej było jej panować nad swoim ciałem, by nie oddawać się chaotycznemu, szybkiemu rytmowi, do którego dążyły jej własne biodra. I wtedy język wślizgnął się między pośladki i dotarł do znajdującego się tam ciasnego otworka.
Alicja obejrzała się zawstydzona i przestraszona.
- Co... cooo wy...? - nie potrafiła zebrać nawet myśli, by sformułować pytanie. Jej ciało całkiem już jej nie słuchało, a pośladki rozluźniły się, by ułatwić języczkowi satyra poznawanie nowych obszarów. Zmasowane natarcie wcale nie słabło. Oba języki, jeden od dołu, drugi z góry zaczęły powoli wwiercać się w głąb Alicji. Nap pochylił się nad zdezorientowaną kochanką i złapał ją delikatnie za pierś. Ostatni z satyrów na przemian pieścił to jedną, to drugą stopę. Honorowe postanowienie znikało gdzieś hen, daleko. Nie wiedząc już co się z nią dzieje, blondynka znów zaczęła ssać męskość satyra, co paradoksalnie jeszcze bardziej ją podnieciło. Doszła ze stłumionym jękiem z powodu przyrodzenia w jej ustach. Widok szczytującej Liddellówny okazał się ostatnim bodźcem potrzebnym mężczyźnie, by samemu skończyć.
- Już… już… - ostrzegł na chwilę przed eksplozją. Do Alicji jednak niewiele teraz docierało, toteż nasienie trysnęło prosto w jej usta i twarz. Nap spoglądał dziewczynę półprzytomnie, pochłonięty przez własną rozkosz.
- Trochę cię ubrudziłem - zauważył głupkowato.
Alicja zatrzepotała rzęsami jakby dopiero się przebudziła i zawstydzona otarła swoją buzię ręką. Zawstydzona, czy nie, wciąż jednak była otoczona przez trzech niespełnionych mężczyzn. Którzy, trzeba im było przyznać, dawali jej czas by trochę ochłonęła. W końcu jednak, i nie było to jakiś długi czas, podniósł kluczowe pytanie.
- A my?
Dziewczyna popatrzyła nieco speszona na pozostałych braci, będących wciąż w stanie pełnej gotowości bojowej. Wszak to dzięki nim przeżyła tak wspaniałą ekstazę, nie mogła pozostać niewdzięczna. Nieco zawstydzona kiwnęła potakująco głową, a każda z jej dłoni ujęła po jednym gorącym palu. Obaj uśmiechnęli się z takim pustym, rozmarzonym wzrokiem. Tylko ten trzeci popatrzył to na prawo, to na lewo, w końcu na dziewczynę.
- Czyli… czyli dla mnie są twoja usta? - zapytał z nadzieją.
Uśmiechnęła się, spuszczając wzrok.
- Mhmmm... - powiedziała cichutko, jakby miała wystraszyć się własnej śmiałości. Satyr rozpromienił się, jakby spełniło się jego najśmielsze marzenie. Nie marnując czasu wsunął się między dziewczęce wargi. Po chwili cała trójka postękiwała z przyjemnością, ale poza tym robili już niewiele. Za to Alicja uwijała się skrzętnie, starając zaspokajać każdego z kochanków. Gdzieś zniknęły opory. Dziewczyna miała natomiast poczucie pewnej sprawiedliwości - skoro kozi bracia dbali o nią, ona zamierzała dbać o nich. Jeden z braci nie wytrzymał. Zaspokajała go akurat dłonią i wytrysnął gęsto na jej piersi i szyję. Wywołało to niemal reakcję łańcuchową, bowiem jego brat w chwilę potem doszedł w jej ustach. Ostatni jednak, Sat… miał ochotę na coś innego.
- Czy mogę o coś… poprosić? - wyjęczał.
Alicja przełknęła i oblizała usta, nie mając pojęcia jak zmysłowo to zrobiła. Liz mogłaby się od niej uczyć w tym względzie.
- Tak? - zapytała satyra.
- Bo mi… bo mi się zawsze podobały... - szukał odwagi, by się zwierzyć, czym wywołał chichoty swoich braci. - Stopy - wydusił z siebie wreszcie.
- Oho... - Alicja spojrzała odruchowo na swoje. - Ale jakbym miała... - zastanowiła się. To było wykonalne, choć stanowiło kolejny obszar nieznanych wcześniej perwersji.
- To... w sumie... dobrze. - Zgodziła się w końcu.
- Jakbyś tak usiadła na pieńku… - zaproponował. - A potem ja u twoich stóp i byś… - urwał, niemal drżąc w oczekiwaniu.
Skinęła na znak zgody. Usiadła tam, gdzie wskazał, a gdy sam przysiadł na ziemi niedaleko, sięgnęła obutą jedynie w pończochę stópką do jego przyrodzenia i zaczęła je powoli pieścić. Ten od razu zaczął wodzić palcami po jej łydce, ale nie pośpieszał dziewczyny, ani nie próbował podpowiadać jej co ma robić. Po prawdzie, to chyba sam nie wiedział. Nie przeszkadzało mu to jednak uśmiechać się od ucha do ucha.
Alicja starała się więc na wyczucie pieścić go poprzez ocieranie się stopy i ruchy paluszków. Prężył się pod dotykiem i drżał, ale jednocześnie co chwilę męskość wyślizgiwała się spod stópki to w jedną, to w drugą stronę. Dziewczyna nie wiedziała czy to dobrze, czy źle, więc czekała na instrukcje. Sat się trochę zafrasował, bo wielkie marzenie nie zgadzało się tak do końca z rzeczywistością.
- A… jakbyś spróbowała dwiema stopami? - poprosił.
Alicja spróbowała więc, opierając się dłońmi o pieniek, by z niego nie spaść. Pieściła dumę satyra, ściskając ją pomiędzy stopami i przesuwając nimi w górę i w dół. Efekt był znacznie lepszy. Satyr już po chwili zaczął jęczeć i powtarzać.
- Och, Alicjo... Alicjo... Alicjo...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172