Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2017, 07:33   #100
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 02:00 h; 12.06 ja od Dagon V

Układ Dagon; 2:00 h po skoku; 12.06 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; pokł C; seg 3; mostek; Tichy i Prya



Prya siedziała przypęta uprzężą antywstrząsową na w pierwszym rzędzie obok konsolety skanera. Pustej obecnie. W drugim rzędzie była konsoleta kanoniera którą i jedna dodatkowa która wedle standardowej intrukcji była przeznaczona dla kapitana gdyby był nim ktoś nie obejmującej której z trzech podstawowych ról na mostku albo dla szkolenia nowych oficerów pokładowych czy zwyczajnie dla jakichś gości lub obserwatorów. Gdy bowiem komputery i automaty działały jak należy trzyosobowa wyszkolona załoga mostku w zupełności wystarczała do prowadzenia jednostki przez kosmiczne podróże. Sama obsada w końcu zwykle pełnoprawnej jednostki bojowej była co prawda liczniejsza. Ale zwykle w zależności od przyjętego systemu rotacji też były to dwa lub trzy komplety obsady mostka. We Flocie bowiem regulamin nie dopuszczał myśli by nawet w pokojowych warunkach mostek był nie w pełni obsadzony. W innych formacjach ten punkt niekoniecznie był traktowany tak dosłownie. Zwykle gdy nic się nie działo do wystarczała jedna dyżurująca osoba. Tak naprawdę bowiem sprawny komputer pokładowy mógł samodzielnie poprowadzić każdą jednostkę kosmiczną a rola ludzi ograniczała się do wskazywania celów i priorytetów. Dopiero walka. Walka była tak nieprzewidywalna i skomplikowana, że czynnik ludzki nadal okazywał się kluczowy mimo, że polegał na danych zebranych, opracowanych i dostarczonych przez automaty, komputery i ich czujniki. Dlatego teraz, gdy walka się skończyła i po prostu lecieli przez pusty kosmos Prya w zupełności starczała by poradzić sobie z prowadzeniem jednostki. Zwłaszcza, że była nawigatorem.

Mogła zaimprowizować nawet ten manewr na samych manewrówkach który na razie Alex wykonywała poprawnie. Wszystko szło tak jak należy. Kolejne jednostki świetle zostawały za poszarpaną rufą i z każdą minutą i kwadransem zbliżali się coraz bardziej do ostatniego licząc od centrum układy gazowego giganta oznaczonego jako Dagon V. I jednostki czy raczej jednostek jak się niedawno okazało zaparkowanych na jego orbicie. Jeszcze mniej więcej godzinę. Jeszcze gdzieś z godzinę korweta klasy Ranger IV będzie pruć “pod górę” ponad płaszczyznę ekliptyki. I po tej godzinie zacznie wykonywać zaprogramowany przez nawigator manewr powrotu “w dół”. Przez co na wyświetlanej holomapie na konsolecie nawigator było to zaznaczone przerywaną kreską jako przewidywany kurs jednostki i trochę wyglądało jak zjazd z niewidzialnej górki. Tak samo jak teraz wspinali się po przeciwległym skoku tej górki. W przestrzeni był to bardzo ludzki punkt widzenia i bez żadnej górki i jej stoków nie było też powietrza jego oporu ani zmian prędkości tak bardzo związanych ze związanymi grawitacją ludźmi i ich odruchowym postrzeganiem rzeczywistości. Ale był to bardzo ludzki punkt widzenia, zwłaszcza jak się patrzyło na wykres kursu jednostki wyświetlany na holo przed sobą który całościowo układał się w taką symboliczną “górkę”.

Trzy godziny i jakiś kwadrans. Tyle im zostało do Dagona V jeśli nic się nie zmieni. Za godzinę zmiana kursu, za dwie zaś trzeba będzie zacząć manewr hamowania a do tego trzeba będzie dorżnąć posiadaną resztkę mocy w silnikach. Chyba, że Rohanowi i reszcie uda się zrobić te przepięcie z hipernapędu do głównych silników. Wtedy powinno dać się zrobić ten manewr hamowania w cywilizowany sposób tak jak to w Akademii uczyli. Na razie jednak to były godziny i jednostki astronomiczne. A tu w minutach i metrach, po drugiej stronie drzwi Prya miała czekającego Tichy’ego. Reszta wedle sygnatury Alex była na śródokręciu albo w medlabie albo w zbrojowni. Tylko Rohan i Abe byli przy rufie choć ich sygnał też trochę przerywał. No i Jean. Już dłuższy czas Alex nie mogła wykryć Jeana. Kompletnie nie było wiadomo co się z nim dzieje już z godzinę czy nawet dłużej. Nie bardzo było wiadomo jak liczyć.

Tichy zaś dryfował przed drzwiami i wpatrywał się w ich panel. Standardowy panel jak przy wszystkich drzwiach na korwecie. Chociaż mostek jak i same drzwi były wzmocnione. W końcu stąd zawiadywało się całą jednostką. W dodatku konstrukcja miała wojskowe pochodzenie od pierwszego bita danych brudnopisu projektu czyli od początku projektowano ją z myślą na walkę i obrywanie. Stąd kosztorysowo i technologicznie był to koszmat na jaki rzadko która cywilna jednostka sobie pozwalała skoro przestrzeń i kasę można było zainwestować w coś innego niż np. na budowanie potężnych ochronnych zapór wokół jądra komputera głównego. W czasie zwykłych podróży frachtem czy pasażerskich faktycznie był to zbytek bo właściwie chronił tylko przed skoncentrowanym promieniowaniem impulsów elektromagnetycznych a te w naturze kosmosu zdarzały się dość rzadko i zwykle wiedziano gdzie się ich spodziewać więc omijano takie rejony. Albo wystarczyły jakieś dodatkowe zapory dokupione przed podróżą przez taki rejon o zwiększonym ryzyku występowania takich zjawisk. No ale jednostki bojowe co innego. Te w standardzie miały zdublowane systemy co już dla cywilnego armatora było marnotrawstwem miejsca i funduszy a do tego miały sporo tych systemów i podsystemów które były przydatne do samej walki więc dla cywilnych jednostek które nie walczyły był to zbędny balast i obciążenie systemów. Dlatego typowe jednostki bojowe były tak mało popularne wśród cywilnych armatorów. Nawet jeśli to jakieś wojskowe jednostki inżynieryjne lub transportowe które były bardziej zbliżone do tego co latało w cywilnych liniach.

No chyba, że różni najemniczy, przemytnicy, pogranicznicy czy piraci. Ci byli fanami różnych, pomniejszych jednostek takich myśliwców, kanonierek, korwet i czasem fregat. Były mniejsze, tańsze w zakupie i utrzymaniu no i łatwiej było skompletować mniejszą załogę. Dzięki takim zdublowanym systemom Alex dała się radę zresetować praktycznie samodzielnie i na bieżąco mimo bezpośredniego trafienia głowicą EMP. Cywilna jednostka, nawet o wiele większa w stylu przeciętnego frachtowca już by pewnie miała w takiej sytuacji poważny problem. Sprawna załoga pewnie poradziła by sobie i tak ale w jednostce bojowej system działał prawie automatycznie bez ingerencji załogi. Jednostka musiałaby oberwać mocniej, osłony musiałyby zostać naruszone innymi trafieniami lub zwyczajnie oberwać już po raz któryś z rzędu by wyłączyć komputer pokładowy na dobre.

Podobnie było i z innymi systemami. Na przykład z mostkiem. Zwłaszcza, że korwety nie były aż tak dużymi jednostkami by posiadać rezerwowy mostek w innej części jednostki. Dostać się na zamknięty mostek było więc możliwe ale wymagało trochę finezji, uporu i pomysłowości. A mostek był zamknięty nadal. Teddy widocznie nie przekonał mały pokaz Leona. Co więcej groziła użyciem granatu gdyby próbował się włamywać siłą. Nie był pewny jak bardzo na poważnie mówiła i czy ma ze sobą granat. Ale eksplozja granatu na mostku mogła nieźle go pokiereszować. Może by nie uszkodziła nic poważnego ale na pewno by nie pomogła i tak poszatkowanej walką jednostce. Mógł spróbować przekonać inaczej nawigatorkę. Dla mostku i jednostki dobrowolne otwarcie drzwi byłoby najoptymalniejsze. Można było ściągnąć Veronicę i może ona mogła shakować zamknięcie drzwi. Choć wówczas zostawała ta groźba “Teddy” o wysadzeniu się i mostka granatem. Podobnie można było wziąć ciężki sprzęt i przepalić się przez drzwi. Ale to oznaczało ściągnięcie Rohana i jego wypalacza czyli przerwanie jego pracy na rufie. No i wypalenie drzwi trwałoby aż nadto długo by Prya zdążyła spełnić swoje groźby.

No i Prya była ich nawigatorem. Ich jedynym nawigatorem. Co prawda była jeszcze Alex. Też mogła pokierować jednostką tak jak to robiła gdy załoga kładła się do kriosnu. No i to był mostek. Ich jedyny mostek. Z konsoletami do zawiadywania okrętem i dla nawigatora, i skanera, i kanoniera. Ale Alex jak każdy komputer pokładowy był zaprogramowany by słuchać poleceń z mostku. Z mostku najpewniej i najłatwiej sterowało się całą jednostką. Inne podsystemy ogarniały zwykle tylko swoją, specową dziedzinę. Na mostku najłatwiej było się zorientować co jest grane i na pokładzie jednostki i poza nią. Dlatego odkąd opuścił mostek właściwie nie miał pojęcia gdzie dokładnie lecą i gdzie się znajdują. Zapewne nadal jeszcze byli na peryferiach układu Dagon i jeszcze nie zaczęli manewru hamowania. Ale tak naprawdę gdzie się znajduje i dokąd leci jednostka to wiedziała tylko obsługa mostka. W tej chwili była to wytatuowana nawigator.



Rufa; pokł C; seg 8; siłownia hipernapędu; Rohan i Abe




Rohan obserwował jak żółto - biała smuga wżera się w plastal pokładu. Wżerała się dalej i bez przeszkód. Przez próżnię i rękawice skafandra nie czuł tego ale czujniki wypalacza alarmowały od dobrych kilkudziesięciu minut, że są przeciążone i pokazywały to na czerwonej skali. Ciężki laser choć nieporęczny i niewygodny został jednak wykonany solidnie, zgodnie z tradycją firmy wchodzącej w skład federacyjnego konsorcjum Newtech. Mimo więc bardzo niekorzystnych warunków pracy od kilkudziesięciu minut i przeciążenia urządzenie pracowało jakby nigdy nic. Żółto - biała smuga więc dalej powoli ale nieustępliwie wżerała się w plaststal będącego zwykle podłogą dla pokładu C i po różnych technicznych warstwach z kablami, rurami, wentylacją zwykle zbiorczo zwanym międzypokładem sufitem dla pokładu D.

Smuga skoncentrowanego światła przebijała się centymetr po centymetrze. Tempo może nie oszałamiało gdy się brało miarę ręcznych urządzeń i zwykłych ścianek. Ale tutaj inżynier pokładowy nie zmagał się ze zwykłą ścianką a ręczne urządzenie mogło odkroić jakąś klapkę wentylacji czy coś podobnego ale nie miało szans przebić się przez cały międzypokład który był zaprojektowany by w awaryjnej sytuacji pełnić rolę burty. Może nie tak pancernej jak ta prawdziwa burta bojowej jednostki ale nadal o standardzie co najmniej cywilnej jednostki. Więc w takim świetle to praca szła całkiem raźno. I znacznie szybciej niż z początku przy pierwszej dziurze. W ciągu jakiś dwudziestu minut Rohanowi udało się przebić prawie przez połowę planowanego otworu. Ale czas też uciekał tak samo jak kolejne jednostki odległości. Dalej nie jak szacował to wszystko wychodziło mu “na styk”. Zrobił swój myk jaki przyśpieszył tempo prac. Wedle Alex Prya zrobiła swój zyskując kilkadziesiąt minut czasu. Ale nadal było “na styk”. Jakakolwiek zwłoka czy niespodziewana przeszkoda mogła rozłożyć grafik prac na łopatki.

Natomiast z obserwacją dookólną Rohan szybko zdał sobie sprawę z tego samego problemu z jakim stawali wszyscy ludzie wszechczasów przed nim i będą stawać po nim. A mianowicie na raz mógł z sensem obserwować tylko jeden kierunek. Nawet jak miał taką wprawę by obserwować pracę wypalacza z pewną dozą nonszalancji to jednak musiał go kontrolować na bieżąco. Zaś miejsce przez jakie się przepalał było pomieszczeniem które umownie nazwano zapasową świetlicą czy stołówką. Czyli czasem pełniło różne funkcję od magazynu przez siłownię po miejsce odpoczynku. Więc wyjść miało kilka i z różnych stron. Do tego światło tutaj częsciej nie działało niż działało. Pracujący laser błyskał światłem znanym choćby z klasycznego spawania więc też nie pomagał w obserwacji skrytych w mrokach i półmrokach ruchów. A ruchów było sporo. Bo bez działającej grawitacji wszystko nie przymocowane dryfowało sobie w wiecznym ruchu. Samotnego więc inżyniera otaczał więc kłębiący się w mrokach i półmrokach oraz błyskach pracującego lasera ruch. Przy komunikacie od Lindy było to dość szarpiące nerwy uczucie. Zupełnie jakby tuż poza granicami postrzegania, tuż za plecami, tuż za stroną jakiej właśnie nie mógł obserwować coś czaiło się by rozpruć mu plecy. I co najgorsza czaiło się naprawdę. W tych latających szczątkach i mrokach coś jak najbardziej miało szansę podkraść się do samotnego człowieka. Zwłaszcza jak był sam i oślepiony naprzemiennym światłem i cieniem a okolica pełna była świateł, błysków i cieni. A jeszcze było to o czym rozmawiał z Nivi. Coś co było w kontenerze, co na pewno zabrali na pokład a teraz w ładowni na pewno był pusty kontener. Może to jeszcze nie był dla logika niezbity dowód ale już całkiem poważna poszlaka, że w tych cieniach i ruchu coś może się kryć. I kryło.

Chociaż nie. Wekesa się nie krył a nawet jego przybycie zapowiedziała plama światła z otwartych przez niego drzwi jaka po drugiej stronie tego pomieszczenia akurat działało. No i akurat przybył nie od pleców Rohana. Ale już taki przemykający między lewitującymi przedmiotami MiTsu był dużo łatwiejszy do pomylenia z jakimś niewiadomego pochodzenia obiektem. W każdym razie odkąd właściwie spławił kanoniera to spec od improwizowania napraw był pierwszym człowiekiem jakiego Rohan widział od dłuższego czasu. No i we dwóch byli najbardziej technicznymi pod względem napraw osobami z załogi. Rohan właściwie po przybyciu tutaj z maszynowni zaraz po wyjściu ze skoku nie miał okazji zwiedzić osobiście reszty jednostki skupiony na ratowaniu głównego napędu. Za to Abe miał taką okazję i choć zwiedził tylko to co po drodze to miał całościowo znacznie pełniejszy obraz zniszczeń od głównego inżyniera jednostki. Nie było dobrze. Ale też nie było źle. Przy bezpośrednim oberwaniu głowicami tego kalibru to można by rzec, że wyszli względnie obronną ręką. Tak z technicznego punktu widzenia. Większość burdelu i wrażenia chaosu powstała przez brak grawitacji i unoszące się wszędzie różne rzeczy które zwykle leżały czy stały. Do tego dekompresja tu i tam. I brak energii. Uciążliwe. Ale poza uszkodzeniem maszynowni żadne z tych uszkodzeń nie zagrażało istnieniu jednostki. Co innego gdyby w tym stanie znów wdali się w walkę. To byłoby nieciekawie bo zdolność bojową mieli znacznie osłabioną. Gdyby teraz pojawiła się tu inna korweta czy nawet fregata albo coś więcej to mieli wdzięczność celu poruszającego się ruchem jednostajnym prostoliniowym bo to co teraz dzięki awaryjnemu użyciu manewrówek można było uzyskać było śmiechem na sali na polu walki i Prya choćby była najgenialniejszym nawigatorem nie mogła nic poradzić tak jak największy rajdowiec nie mógł jechać na suchym baku. Więc pod względem manewrów mieli ułamek wartości bojowej w porównaniu do stanu oryginalnego. Pod względem bezpośredniej obrony za jaką odpowiadał Drake też było gorzej po uszkodzeniu lub zniszczeniu rufowej, dolnej wieżyczki. Głowice też poszatkowały wyrzutnie flar więc cała tylna, półstrefa, zwłaszcza dolna i prawa miała poważną lukę przez jaką mogły wesoło wlecieć kolejne głowice.

Na dekompresję dużych fragmentów jak w maszynowni czy ładowni niezbyt mogli coś poradzić. Najwyżej zostawić je jak są i liczyć, że w stoczni jakoś to naprawią. Co prawda w stoczniach trzeba było za to zabulić a byli spłukani ale to wydawało się odległą, pieśnią przyszłości. Tam gdzie dekompresja była przez drobniejsze szczeliny i przebicia można było odkroić cokolwiek płaskiego i co utrzymało by ciśnienie próżni i zaspawać. Było to improwizowane i wyglądało brzydko jak jakaś improwizacja i każda kontrola techniczna powinna się tego czepić ale chwilowo pozwalało uszczelnić pomniejsze przebicia. Wówczas zostawało znowu zapędzić do pracy systemy SPŻ jeśli działały i te powinny przywrócić powietrze.

Gorzej było ze światłem. Gdzieniegdzie co prawda były to drobiazgi w stylu korków, czy żarówek. Ale obydwaj wiedzieli, że tak rozległe uszkodzenia gdzie doszło do przebicia kadłuba, grodzi i pokładów są zbyt poważne by się wykpić takimi drobiazgami. Tutaj trzeba było zwyczajnie pozwiedzać dokładnie te pokłady i segmenty i “ręcznie” sprawdzić. Ale prawdopodobnie czy odłamki głowic czy eksplodującego reaktora jak przebijały na wylot grodzie i pokłady to i to co jest między nimi w tym linie doprowadzające światło, wodę czy powietrze. Dlatego całe sektory były ociemniałe. Co prawda dało się pewnie tu i tam wziąć ręczne generatory, ręczne lampy i porozstawiać tu i tam. Ale tego mileli dość mało. Starczyłoby na te części w których trzeba było przebywać czy pracować ale nie na całość zniszczeń. Te bez prac w stoczni, za które też trzeba było zapłacić a byli spłukani, ręcznie nie było co się łudzić, że da się zrobić coś innego niż prowizorkę jaką mogli zrobić i tu i teraz.

Była też sprawa z radioaktywnymi szczątkami reaktora. Co prawda wedle działających czujników Alex większość największego skażenia Abe udało się usunąć. Pozostałe można było oznaczyć na sektorach i ostrzec załogę by tam się nie kręcili albo uważali jeśli już musieli. Obaj jednak zdawali sobie sprawę z tego co czujniki Alex nie pokazywały bo w tym rejonie były rozwalone. Tam, na dole, w pobliżu maszynowni gdzie było epicentrum eksplodującego reaktora. Całe szczęście, że wybuch nie nastąpił w całej krasie o wdzięczności brudnej bomby a Rohanowi udało się go wywalić awaryjnie w przestrzeń. Więc i tak oberwali względnie drobnymi odłamkami a nie z pełną mocą. Niemniej z punktu widzenia ludzkiej odporności na promieniowanie było to średnio pocieszające. A jak się wzięło pod uwagę, że muszą przebić się do maszynowni by podpiąć łącze energetyczne pod które Rohan tak wytrwale wypalał otwory to nie było w ogóle zabawne. Gdzieś tam, od dołu, walnęła też ta głowica. I tam czarnych rejonów gdzie czujniki Alex nie działały było najwięcej. Musieli nastawić się na pracę, i to dłuższą niż wyprawa Drake’a po chłodziwo, po ciemku, bez grawitacji i w silnie skażonym środowisku, przez dłuższy czas. Czyli postąpić wedle wszelkich przepisów BHP pod względem plac przy reaktorach.

Niemniej maszynownia została poszatkowana najbardziej z całego statku bo w końcu tam było epicentrum brudnej bomby jaką sprawił im reaktor a raczej jego obudowa. Odłamków tej obudowy utkwionych w ścianach podobnie jak to niedawno użerał się Abe musiało być tam najwięcej a nie tylko jeden. Wyłapanie ich i wymontowanie nie zapowiadało się łatwiej a warunki jakie teraz pewnie panowały w maszynowni na pewno nie były tak łatwe jak w zdewastowanej sali bilardowej. Usunięcie ich więc zapowiadało się równie żmudne, ryzykowne i trudne jak przebicie nieplanowanych otworów przez kolejne pokłady. I do samego zamontowania łącza nie były potrzebne. Najlepszym dowodem na to, jak niekorzystne warunki panowały w maszynowni był brak kontaktu ze Sparkiem. Z robocim uporem pewnie nadal wykonywał ostatnie polecenie inżyniera no ale roboty, komputery i automaty działały zwykle o niebo lepiej pod okiem wyszkolonego speca. Bez tego było dobrze jeśli pracowały we względnie standardowych warunkach i sytuacji. Obecnie zaś za cholerę nie można było uznać sytuacji za standardową. W każdym razie dwóch inżynierów miało co do obgadania i planowania.

Tuż przed wejściem do pomieszczenia gdzie pracował Rohan Abe dostał wiadomość od Lindy. Linda odstuka Abe'owi

Cytat:
"Może i są ale ten był na tyle skuteczny, że odpisałeś."



Śródokręcie; pokł D seg 5; zbrojownia; Nivi, Julia i Veronica



Nivi dodryfowała do pustej zbrojowni. Było podobne jak i inne magazyny z towarami, zapasami i sprzętem. Umieszczone strategicznie mniej więcej w środku jednostki które zwykle było uznawane za najbezpieczniejsze bo gdzie by jednostka nie oberwała tam do centrum było równie daleko. Tutaj więc stały stojaki i były zamocowane szafki z różnym policyjno - wojskowym ekwipunkiem. Stojaki na pancerze, szafki z bronią palną, skrzynie z magazynkami, pojemniki na granaty ale także plecaki, zapasowe latarki i oporządzenie taktyczne i różne tego typu ekwipunek kojarzący się ze starciem zbrojnym lub bezpośrednio z nim związany. Jak na nie wojskową jednostkę to byli zaopatrzeni całkiem przyzwoicie. Co najmniej odpowiadając wyposażeniu przeciętnego policjanta na patrolu w przeciętnym mieście. Zwykle nie było jednak potrzeby sięgać po te środki na pokładzie macierzystej jednostki. Kwestia było co z tego wojskowego złomu ubrać na siebie czy zabrać ze sobą. Wszystko ładnie błyszczało w tym groźnym, milczącym wojskowym połysku ale do dźwigania to już było znacznie mniej wdzięcznym elementem.

Zanim Nivi na poważnie się zastanowiła i przebrała co chciałaby zabrać drzwi się otworzyły i do środka wpłynęła ich pokładowa ekspert od broni. Julia. Julia zaś czuła się tutaj jak u siebie. Znała na wylot każdy z tych modeli broni i w przeciwieństwie do typowego użytkownika wiedziała jak w parę chwil wyprofilować względnie standardowy model pod daną sytuację czy użytkownika. A nawet co zrobić gdy będzie na tyle utalentowany by zepsuć nowoczesną broń. Jako rusznikarka wiedziała też o całkiem ważnym detalu jaki obecnie musieli wziąć pod uwagę. Nie było grawitacji. Automatyka broni więc po wystrzale miała problem by przeładować samą energią wystrzału broń jak to się działo na Ziemi czy innych planetach no i w warunkach zwyczajowego ciążenia. Dlatego w próżni jeśli nie chciało się ryzykować szans na zacięcie broni bezpieczniej było brać broń strzelającą ogniem pojedynczym lub automatyczną ustawić na taką. Co takim rewolwerom, pistoletom, klasycznym sztucerom jakie nadal uchowały się w większości broni wyborowej czy strzelbom systemom pump action właściwie nie robiło różnicy bo albo strzelały tylko ogniem pojedynczym albo przeładowywało się je i tak ręcznie po każdym strzale. Ale szturmówkowy standard polewaczek, automatycznych strzelb, karabinków czy broni ciężkiej już znacznie obniżał swoje zwyczajowe walory i przewagi nad tego typu bronią. Dopiero ciężkie, wielolufowe ckm napędzane elektrycznie nadal powinny mieć niezmienne przy braku grawitacji parametry no ale takich tutaj nie mieli. Ale poza tą grawitacyjną ułomnością broń powinna działać jak zwykle.

Jako trzecia do zbrojowni przybyła Veronica. W końcu zalecenie Lindy mówiło by nie pętać się samemu po statku i uzbroić się. Drake po drodze rozstał się z Julią by udać się do medlaba gdzie miała czekać Linda. Ryzyko przebywania w pobliżu silnie napromieniowanej maszynowni było zbyt duże by je zbyć standardowymi środkami jakimi ratowała się reszta załogi. Zaś Kowalsky mogła pochwalić się sukcesem z włamu do panelu rozprutego kontenera. Teraz wszystkie dane udało się jej skopiować do Alex chociaż nadal nie miała okazji ich przejrzeć. Nikt inny chyba też nie. No ale teraz już można było z nich skorzytsać z banków pamięci ich komputera pokładowego a nie bezpośrednio z panelu kontenera. Co więcej zostawiła panel z własnymi ustawieniami które inny informatyk mógł wykryć a zatarcie takich śladów gmerania wymagałoby kolejnej operacji gmerania w panelu i ryzkowania reakcji Doombulla. Sama też przecież dość szybko połapała by się gdyby ktoś wymienił jej firewall w jej systemie i logował się jako admin gdy sama się w tym czasie nie logowała jako admin. Ale teraz każdy komu udostępnia by kody jakich użyła jako admin też mógł buszować po panelu jako admin. Aby sprawdzić sam panel taki inny informatyk najpierw musiałby się do niego dostać bezpośrednio tak samo jak niedawno zrobiła to Veronica.



Śródokręcie; pokł D; seg 4; medlab; Linda i Drake



Linda miała bliżej do medlaba niż Drake więc nic dziwnego, że przybyła tam pierwsza. Ale na kanoniera też zbyt długo nie czekała. Ten jednak znów musiał przebrnąć przez pokiereszowaną 7-mkę. Co było średnio przyjemne ale było chyba typowe dla wszelkich miejsc świeżo zdewastowanych przez różne katastrofy, wypadki czy po prostu pobojowiska. Ale przyjemne to jednak nie było. Gorzej jednak było chyba w 8-mce w pobliżu maszynowni. Tam to prawie nic nie działało więc korytarze, windy, drzwi czy schody miały wdzięczność bliską kosmicznego wraku. W 7-mce to chociaż tu i tam błyskał jakiś alarm czy światło. No i we dwójkę z Julią jakoś w naturalny sposób było raźniej niż samemu. Zwłaszcza, że oboje mieli przygody z poszatkowanymi skafandrami.

Udało im się jednak wydostać ze zdewastowanej 7-ki i dostać do względnie całej 6-ki. Co prawda w porównaniu do tego co kanonier widział przy mostku i względnie bliżej czoła jednostki to było to i tak niezbyt wesoło ale w porównaniu do wycieczki przez rufowe sektory to był i tak miód, cud i orzeszki. Z “Red” rozstali się w pobliżu śródokręcia bo ona skręciła do zbrojowni a on do medlaba. Tam zaś już czekała na niego Linda. A po drodze jeszcze dostał wiadomość od Nivi.

Linda zaś na dzień dobry widziała, że Drake’owi nie wszystko poszło łatwo i gładki. Mówił o tym jakiś pręt czy coś podobnego wbity w szybkę hełmu. I puste miejsce w skafandrze gdzie powinien być zlepiacz do łatania kombinezonu. Drugie jednak było pełne. Całość ładnie wpasowywała się w obrazek po samodzielnym łataniu przebicia kombinezonu albo poważnym takim ryzyku.

Sam kombinezon ucierpiał ale skaner Lindy pokazywał, że mechanicznych uszkodzeń kanonier nie ma. Właściwie cokolwiek przeszedł to pod tym względem wyszedł z tego względnie cało. Ale od razu zaświecił na czerwono pod względem wykrytego promieniowania. Cały kombinezon dostał poważną dawkę i był całościowo skażony. Na szczęście większość promieniowania przenikliwego zatrzymał właśnie kombinezon a sam Drake musiał przebywać w skażonym terenie względnie krótko. No i pomogły ochronki jakie wcześniej im podała więc efekt dla samego Leona był na szczęście dość łagodny. Dłuższe przebywanie w tamtym rejonie lub w tak napromieniowanym skafandrze było jednak proszeniem sie o kłopoty.

Wraz z Drakiem chwilę przebywała ona sama i pewnie Julia. Ale akurat tutaj na względnie krótkim czasie wystawienia na promieniowanie ich skafandry powinny je uchronić przed szkodliwym wpływem. Niemniej pierwsze co to należało się pozbyć skafandra kanoniera i dać mu inny. A ten co miał a i tak był po naprawach, albo się pozbyć albo przynajmniej przeznaczyć do odkażenia. Sam zaś Leon powinien łyknąć osłonki jakie wypłukają w ciągu paru godzin szkodliwe jony i w ten sposób większość promieniowania powinno ustąpić. Ale za te parę godzin powinien wrócić na obserwację i kontrolę. Jeśli oczywiście znowu nie zostanie wystawiony w tym czasie na szkodliwe promieniowanie. W tej chwili poważnie napromieniowany na szczęście nie był i taka recepta i profilaktyka powinna go wyratować z tego radioaktywnego zagrożenia.



---




Układ Dagon; 2:00 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Śródokręcie; Silvia



Było kosmicznie. Przynajmniej jeśli uznać ten bajer, że kosmos w przeważającej części to właśnie mróz i ciemność przetykana tam i tu cieplejszymi punktami gwiazd i innych takich atrakcji. Gdy smukła blondykna schowała się w metalowej szafce i zgasiła światło latarki miała właśnie aż nadto odczucie by nasycić się aż po same zmarznięte uszy tą ciemnością i zimnem. Tyle, że w przeciwieństwie do kosmosu wewnątrz szafki było ciasno i niewygodnie. Przynajmniej dla smukłych blondynek. Właściwie dla każdego dorosłego. Dobrze, że nie cierpiała na nadwagę bo w ogóle by chyba tu nie weszła.

Jednak nie tylko ciasnota, ciemność i zimno wwiercały się w zamarzający mózg Silvii. Były też kroki. Coraz bliższe. Przynajmniej tak to brzmiało na słuch. Wydawały się nagle zbliżać koszmarnie powoli. Jakby prowokały ofiarę do panikarskich numerów. A przecież przed chwilą wydawały się przybliżać błyskawicznie!

Szukają jej? Czy też kogoś innego? Kogokolwiek szukają? I kto to jest? Może to czysty przypadek? Co jeśli jakoś szli jej śladem? Mieli jakiś detektor czy co? Kroki były już naprawdę bliskie. Gdyby stała w drzwiach to i było normalne światło już by pewnie widziała wyraźnie kto to. Albo zwyczajnie w tej ciemnicy zauważyli światło jej latarki? Na tych długich prostych i ciemnicy światło się niosło i niosło. Dało się je zauważyć z daleka. Ale przecież po ciemku zabić się można było a przynajmniej twarz rozbić. Jakby szli celowo jej śladem to średnio dobrze. Bo by znaczyło, że mają dość zawężony obszar poszukiwań i całkiem niezły trop. Wrócą jak jej za chwilę nie znajdą? Kroki wydawały się przechodzić tuż za drzwiami. Dalej szły miarowe i spokojne. Dość ciężkie. Raczej nikt tak nie chodził jak się próbował skradać czy przemykać. Serce było Sylvii jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Była w schowku ale jak w klatce. Jak tu zajrzą jedyna szansa, że nie zajrzą do szafki. A jak mieli jakiś wykrywacz? Wtedy pójdą za nią jak po sznurku! Była tu jak w matni!

Nadszedł moment krytyczny. Jeśli mieli wejść powinni wejść teraz! Zwolnić, podejść do drzwi tej kanciapy, otworzyć i zajrzeć do środka. Jedyna szansa, że nie zajrzeli by do szafek… Kroki dalej brzmiały miarowo. Kolana napierały o niedomknięte drzwiczki szafki bo od środka nie było jak ich zamknąć. Jakby zajrzeli, sprawdzili for fun niedomkniętą szafkę… Kroki kroczyły dalej. Jeszcze dalej. Przeszły. Parę kroków. Wrócą? Paręnaście. Wrócą? Nie. Przeszły dalej. Ścichły tak samo miarowym tempem jakim wcześniej się zbliżały.

Kiedy wyjść? Usłyszą jak ruszy drzwiczkami? Wykryją ruch? Była dość nieruchomo może jakiś czujnik ruchu dałby się nabrać gdy była w szafce nieruchomo. Ale jak wyjdzie? Kiedy zapalić światło? Dostrzegą coś przez jakieś szczeliny w drzwiach? A może poszli za jakąś gródź, drzwi czy róg i już względnie po ptokach.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline