Administrator | Trup to trup, bez względu na to, czy gobliński, czy inny. Przebywanie w towarzystwie takowego niczym przyjemnym nie jest, nawet jeśli się ma (lub miało) dość często do czynienia ze zwłokami.
Kaspar miał, kiedyś, ale i tak uznał, że pomysł ruszenia dalej, jak najszybciej, jest pomysłem całkiem niezłym.
Co nagle, to po diable, głosiło znane powiedzenie.
Zbytni pośpiech szkodzi zdrowiu. Tak również mawiano, i dotyczyło to przeróżnych sytuacji.
O dziwo, okazało się że i tu, na zapomnianym przez bogów odludziu, nie zawsze warto się spieszyć. Gdyby nie grzebali się ze zwijaniem obozowiska, jak nic zostaliby zaskoczeni przez nieproszonych gości na otwartym terenie. A zielonoskórych gości było tylu, że szansa ujścia z życiem z tego spotkania była niewielka.
W jaskini mieli pewne szanse. W każdym razie nie groziło im, że gobliny wlezą na górę. Za to mogli umrzeć z głodu, gdyby nie zdołali zachęcić napastników do zrezygnowania z oblężenia.
Może kilka celnych strzał ostudziłoby zapał tamtych? A może...
- Może by trzeba wyzwać wodza tamtejszych na pojedynek? - zaproponował Kaspar. - Gotte mógłby to załatwić. * * *
Pomysł nie został zrealizowany, a ramach okazania swych uczuć Grimm zrzucił na dół trupa goblina, co spotkało się z natychmiastową reakcją w postaci deszczu strzał poprzedzającego szturm.
Gobliny były bardzo zawzięte... I albo odważne, albo też tak zastraszone, ze wolały iść do ataku, niż narazić się swemu wodzowi.
Na dodatek miały łuczników, których celność pozostawiała nieco do życzenia, ale parę strzał i tak dotarło do celu, ku wielkiemu żalowi Kaspara, który zrewanżował się przeciwnikom i posłał na ziemię dwóch wspinaczy.
Co gorsza (o czym Kaspar przekonał się osobiście) gobliński szaman dysponował jakimś rodzajem magii, która potrafiła chronić jego i goblińskiego wodza.
Na szczęście nie wszyscy tej ochronie podlegali.
Wielki wybuch, dzieło alchemika i celnego rzutu, zwalił z nóg i poranił kilku łuczników, a i od ściany odpadło kolejnych kilku.
Pozostali jednak zdołali się wdrapać, a tych Kaspar przywitał nie chlebem i solą, a tarczą i mieczem.
Wystarczył jeden cios, by goblin, który znalazł się w pobliżu Kaspara, stracił rękę i został wyłączony z dalszej walki.
Nie da się ukryć, że zielone kurduple potrafiły się nie tylko wspinać, ale i walczyć. Obrońcy jaskini nie tylko zadawali obrażenia, ale i obrywali. Na szczęście żaden z nich nie zginął, chociaż nie było takiego, co by nie oberwał.
Stojące na dole gobliny, te, które przetrwały skutki działania alchemicznej mikstury, kontynowały ostrzał - z zadziwiającymi skutkami. Walczącemu z Kasparem goblinowi wyrosła nagle z głowy strzała i wyeliminowała go z walki. Na wieki.
Inne strzały również były zgubne w skutkach nie dla tych, co powinny. I to przeważyło szalę - odwaga i determinacja napastników załamała się i gobliny zaczęły uciekać, co nie dla wszystkich skończyło się zdrowo, jako że ostrza mieczy zebrały krwawe żniwo wśród uciekających.
Po chwili na polu bitwy pozostały tylko martwe i ciężko ranne gobliny, a te, które jeszcze stały na nogach, uciekały co sił w tych nogach, biorąc przykład z wodza i szamana.
Kaspar posłał w ślad za uciekającymi kolejne strzały, a potem obrócił się do swych towarzyszy, usiłując ocenić stan, w jakim się znajdują.
Na pierwszy rzut oka było widać, że zanim ruszą w dalszą drogę, do jaskini smoka, trzeba będzie opatrzyć wiele ran.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 11-12-2017 o 21:37.
|