Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2017, 12:41   #110
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
28 Eleint, Śródlecie, przedpołudnie

Poranek upłynął najemnikom na bieganiu po osadzie, rozmowach i załatwianiu sprawunków. Najwięcej do obgadania mieli oczywiście Trzewiczek z Shavrim, ale i reszta nie próżnowała.

Marv już wcześniej upewnił się, że Lena nie ma nic przeciwko jego wyprawie, a teraz głównie uzupełniał zapasy w towarzystwie Bibi, która przez ostatnie dni zapoznała wszystkich handlarzy w Phandalin (zwłaszcza, że nie było ich wielu) i nawet wytargowała mu malutką zniżkę. Obrotna kuszniczka nie obawiała się samotnego pozostania w osadzie, a i Hund był pewien, że da sobie radę. Byleby tylko nie przepiła całego złota… Obstawa była jej potrzebna głównie w czasie podróży do Triboaru, która miała nastąpić wiele dni później. Na zakupach przydybał ich Shavri i zaczął namawiać na opóźnienie wyprawy o dobę, by Tori i Stimy mogli do nich dołączyć.

Potem Shavri ruszył polować na króliki tak, jak obiecał Stimiemu. Nie znał okolicy, ale zdając się na fart ruszył w kierunku wzgórza Tressendarów i po jakimś czasie udało mu się wytropić kilka króliczych nor. Pozostało tylko założyć pułapki i poczekać do wieczora… albo i rana na efekty. Ale tropiciel był dobrej myśli. Zawołał Kirę i ruszył z powrotem do wsi. Kusiło go by zajrzeć do ruin dworu, ale kto wie co by tam zastał… i czy nie odroczyłoby to wyprawy z Marvem i resztą?



Zajęty rozmową z Shavrim i humorami wiewiórki Joris machnął ręką na nieoczekiwany wyjazd Turmaliny, zwłaszcza że nie miał pojęcia co wyrabiało się poprzedniego wieczora w gospodzie oraz w namiotowisku. Nabzdyczona krasnoludka z kolei zignorowała wypłatę za zabicie smoka (przecież wcześniej czy później Joris jej zapłaci, nie śmiałby nie!). Z trudem utrzymując się w siodle jechała przez las w stronę gór, pomstując w myślach i na głos na Phandalińczyków, Tressendarczyków, muła, nierówny dukt i wszystko co akurat przyszło jej do głowy. Pewnie dlatego nawet nie zauważyła bełtu, który świsnął niedaleko niej i poleciał w krzaki. Jednak drugiego nie sposób było nie zauważyć - pocisk wbił się w plecy krasnoludki, która zachwiała się i zsunęła z siodła. Oszołomiona geomantka zarejestrowała tylko, że ktoś chce ją zabić, ale nie zdążyła rzucić żadnego zaklęcia nim kolejny bełt ugodził ją w nogę. Drugi pocisk - chyba przypadkiem - trafił w muła, który kwiknął i kulejąc pognał przed siebie, zostawiając ciężko ranną Turmalinę na dukcie, otoczoną wrogami.



Nieświadoma dramatu geomantki Torikha wybrała się z samego rana na północny kraniec osady po zioła. Mimo wysiłku fizycznego kapłanka nadal była zatopiona w myślach. W końcu po raz pierwszy poważnie pokłóciła się z Jorisem… choć tak na prawdę nie można było tego nazwać prawdziwą kłótnią; ciche dni, które nastąpiły po tym były o wiele gorsze. Ile to już minęło? Trzy… cztery? Ciągnęło się w nieskończoność, a czarne myśli jeszcze pogarszały sprawę. Godzinę później, upaprana w błocie i trawie taszczyła w koszu sadzonki ziół, ale gdy doszła do ogrodu znów zrobiło jej się smutno; w końcu budowali dom razem z Jorisem… na wspólną przyszłość… Ech… Potrząsnęła głową i zabrała się za sadzenie. Taką, całą w ziemi i roślinach (i troszkę we łzach) zastał ją Trzewiczek. Ale wyprawa z Marvem, na którą namawiał ją niziołek oznaczała również - jak się okazało - wyprawę z Jorisem. A jak przyszło co do czego… czy Tori była na to gotowa?

 
Sayane jest offline