Nie sądził, żeby było jeszcze o czym gadać. Posłańcy Maski go wyprzedzili, kolejny już raz, i nie potrafił myśleć, że chodzi o pecha. Negocjacje już trwały wszędzie tam gdzie zmierzał i w oczywisty sposób był już na nie spóźniony. Na dodatek Maska nie powierzył ich zwykłym ludziom, lecz jednostkom w ponadludzki sposób wybitnym, takim przed którymi nie wstyd schylić głowę. Mógł próbować jeszcze przechylić szalę na swoją stronę, lecz, czy nie skończy się to tak jak z Kamiennym Ludem? Lumina drgnęła w jego wnętrzu i ciepło zamruczała “burn baby, burn...”. Stłumił pragnienie o smaku popiołu i papryki chili, i oderwał od Lyshy oczy tak głodne jej widoku, że aż bolało. By nie wyglądało, że ucieka spojrzeniem, sięgnął po na wpół pusty kielich.
- Wydaje ci się, to wciąż ten sam stary, dobry ja - pod lekceważącym machnięciem ręki i krzywym uśmieszkiem ukrył zmieszanie, jakie to spotkanie na nim wywarło. - I nie, nie mam - przekornie skinął głową w kierunku Shavry - Podziwiam cię. Ta konfrontacja wymagała odwagi. Należy ci się wielki szacunek.
Obietnica, jaką dał gospodyni, ta że nie zaatakuje pierwszy, działała na jego korzyść. Wiedział czego się trzymać i dzięki temu łatwiej mu było te niepomocne w tej chwili emocje zalewać zimną wodą logiki. “Wspomnmienia o niej to przeszłość, która już minęła. Spokojnie, nawet nie wszystko pamiętasz. A teraz, skoro służy Masce, wrogowi z powodu którego tyle straciła, to może oznaczać tylko jedno. Żyje dla zemsty tak czarnej i złej jak dym z krematorium. Ze Stosu. Coś wewnątrz niego skręcało się z tęsknoty i pożądania, lecz był w stanie to zdławić. Nie miał wątpliwości, że ten ciepły, kochany blask w oczach, był pułapką.
- Przedni trunek, naprawdę polecam - uniesiony w kierunku Lyshy drżący kielich. Nie przejmował się tym objawem słabości. Przecież robił to celowo. |