Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2017, 16:20   #429
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Tu i teraz!- krzyknął, zakręcił toporem młyńca i skoczył w kierunku Venory. Krasnolud nawet nie myślał dać Venorze czas na założenie zbroi. Zaatakował od razu, bez chwili wahania. Jego toporzysko trzykrotnie uderzyło boleśnie. Pierwszy cios pozostawił na udzie krwawiącą bruzdę. Dwa kolejne rycerka sparowała Pożogą, ale odczuła to niezwykle boleśnie na ramionach i barkach.
- Oszalałeś! - krzyknęła zaskoczona i zła zarazem. Odskoczyła w tył i wzniosła modlitwę do Helma. Objawiony czar sprawił, że ostrze Pożogi zalśniło. - To zachowanie niegodne sługi twego boga! - syknęła paladynka i zamachnęła się mieczem w kontrataku.
-Zło też jest szalone!- krzyknął gromko. Jego topór spadł na Venorę tępą stroną odbierając jej dech w piersi i rozbijając głowę drugim ciosem. Krew spłynęła po skroni rycerki, a przed oczami ujrzała mgłę. Zakręciło jej się w głowie, a kiedy odzyskała świadomość ujrzała jak sługa Clangeddina siłuje się z Agness.
Czarna kapłanka gruchnęła potężnie w kolano brodacza, prawie go powalając. Agness ewidentnie stała na drodze między kapłanem a Venorą.

Paladynka oszołomiona po ciosie w głowę próbowała się podnieść z posadzki. Dopiero gdy spojrzała w dół dostrzegła kałużę krwi, która wysączyła się z pulsującej tępym bólem rany na jej nodze. Panna Oakenfold odruchowo przyłożyła dłonie do rany i uleczyła się objawioną mocą. Świat przestał wirować, a ból w znacznym stopniu ustąpił. Agness walczyła nieustępliwie, choć była ranna w kilku miejscach. Krasnolud najwyraźniej nie miał zamiaru dawać taryfy ulgowej żadnemu z przeciwników. Agness skoczyła w bok nacierając buzdyganem na kapłana, ale ten uchylił się na czas, a drugi zamach zwyczajnie sparował toporem. Venora miała czystą drogę do ataku.
I zamierzała skorzystać z niej. Zacisnęła dłoń na rękojeści Pożogi i ruszyła na kapłana, zagryzając zęby z bólu, który czuła w klatce piersiowej. Ostrze jej klingi przeszurało po zbroi kapłana jednak nie wyrządziło mu najmniejszej krzywdy. Krasnolud zarechotał pod nosem zasłonił się tarczą, zgarbił i pochylił przybierając defensywną postawę. Teraz przypominał mały, żelazny bastion. Nie atakował, co pozornie mogło sprawiać wrażenie błędnego zamysłu.
- Wynosimy się stąd! - rzuciła Venora do wojowniczki i odskoczyła od krasnoluda. Wolną ręką objęła się za pierś, starając się zapanować nad bólem jaki ją ogarniał.

Agness spojrzała zdziwionym wzrokiem na Venorę, ale najwyraźniej uznała, że paladynka ma jakiś sprytny plan i usłuchała się. Kobiety powoli wycofały się do wyjścia, opuszczając świątynię i krasnoluda, który tkwił tam nadal w pozycji obronnej.
Venora zwolniła kroku dopiero gdy światynia Clangeddina znalazła się w miarę bezpiecznie daleko za nimi.
- Co za popieprzony typ... - syknęła paladynka, gdy zimne powietrze owiało jej twarz. Chłód przyniósł przynajmniej odrobinę ulgi. Panna Oakenfold złapała się za głowę i oparła o ścianę budynku obok, którego akurat przechodziły i zdusiła w sobie jęk. W głowie jej się nie mieściło takie zachowanie i tak naprawdę nie miała pojęcia co się tam wydarzyło. W głowie jej wciąż huczało po paskudnym ciosie topora, który pozbawił ją przytomności. Przez zmrużone oczy, ze zbolałą miną spojrzała na Agness.
- Zaprowadź mnie do Dundeina... - mruknęła, czując jak coraz bardziej kręci jej się w głowie. Agness skinęła głową, przełożyła ramię Venory przez swój kark i zaprowadziła do gospody, gdzie poza dwójką brodatych handlarzy siedział Dundein z Lusianem i Balthazaarem.

Widząc stan służki Helma smoczydło od razu zerwało się na równe nogi przewracając ławę. Wystarczyło, że zrobił trzy gibkie susy i już znalazł się obok panny Oakenfold.
-Kto ci to zrobił?!- warknął kładąc dłoń na rękojeści miecza, by się upewnić, że wciąż tam jest.
- Gdzie jest Dundein? - syknęła Venora w odpowiedzi, rozglądając się po sali, a gdy go po chwili dostrzegła, nieco się uspokoiła. Wtedy spojrzała na Balthazaara, mając przepraszającą minę. - Kapłan jest jakiś szurnięty... Rzucił się na mnie... Gdyby nie Agness to by mnie tam zatłukł na śmierć... - wydusiła z siebie w końcu i z pomocą wojowniczki usiadła na jednej z ław.
Brodaty kapłan bez namysłu wstał od stołu i przyczłapał do rycerki nadstawiając ucho.
-Co się stało?- spytał zdumiony. -Napadł cię kto? Czekaj trzeba to uleczyć…- Dundein sięgnął po swój święty symbol młota i kowadła, uniósł go ponad głowę i odprawił krótką modlitwę prosząc Wszechojca o interwencję i ukojenie bólu towarzyszki. Krasnolud dotknął brzucha Venory, a ta poczuła jak lecząca moc rozchodzi się przyjemnie po jej ciele.
-Jaki kapłan ci to zrobił?- spytał gdy ujrzał ulgę na twarzy panny Oakenfold.

- Uh... Lepiej mi... - westchnęła paladynka bo czuła się prawie tak samo parszywie jak po oberwaniu piorunem w walce z kapłanem Talosa. Tyle że teraz była pewna, że picie mikstur na nic by się nie zdało, bo prędzej by zwymiotowała. -- Czarnobrody kapłan Clangeddina - odpowiedziała Dundeinowi. - Weszłam z nim w dyskusję, której wynikiem było to, że miałam z nim stoczyć pojedynek w zamian za pozwolenie na przejście... Ale ten szajbus zaatakował mnie bez ostrzeżenia, tak jak stałam... - opowiedziała co się wydarzyło.
-Eh…- westchnął ciężko Dundein. Już nie był zdziwiony i wyglądał jakby wszystko poukładało mu się w całość -Tacy już są słudzy Clangeddina… Zawsze na pierwszej linii frontu, nie pytają ilu jest wrogów tylko gdzie oni są…- pokręcił głową.
-Bronisz go?- warknął Balthazaar.
-Nie, ale staram się zrozumieć- odparł kapłan.
-I co teraz poczniemy?- spytała Agness.
-Możemy odpuścić sobie walkę i ruszyć na około…- zaproponował Dundein. -Ale skoro już tu jesteśmy może uda się to jakoś inaczej rozwiązać… Pomówię z nim- zaproponował.

- Nie zamierzam nawet złamanego miedziaka dać w kaplicy Abbathora, ani wracać do świątyni Clangeddina... - fuknęła rozgoryczona panna Oakenfold, przez którą w głównej mierze przemawiało w tym momencie poczucie niesprawiedliwości i wciąż doskwierający ból. - Dundeinie, jeśli widzisz w tym sens to idź. Ale na pewno nie pozwolę tobie iść do tego świra samemu - zastrzegła od razu. - Jak się nie uda dostać trzeciej zgody to trudno, pójdziemy przez góry ścieżką, którą już znamy... - dodała i skrzywiła się widząc zastygającą krew na rękach i swoim podartym ubraniu. - Ja się muszę doprowadzić do porządku, nie ruszymy wcześniej jak jutro o świcie... - mruknęła wielce niezadowolona tym faktem.
-Usiądź. Napij się wina. Odpocznij. Pójdę z nim pomówić- oznajmił kapłan. -Musisz uzbroić się w cierpliwość.
-Pójdę z nim- wtrącił Balthazaar, bezzwłocznie wychodząc na zewnątrz.
-Smoczydło zbyt cierpliwe nie jest… No cóż. Idę. Trzymaj kciuki- dodał i wybiegł za jaszczuroczłekiem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline