04-12-2017, 17:12
|
#133 |
| Brenton i Ragnar
Pieniądz, tym razem przynajmniej, śmierdział. Bardzo. Nikomu nie było w smak obcinanie głów mutantom, którzy, jakby nie było, przypominali ludzi. Według niektórych wciąż byli ludźmi. Furbin powiedział:
– Dziękuję, że chcecie mi dalej pomagać. Mój dług wobec was rośnie i wykracza już poza pieniądze. Poradzę wam jednak odnośnie głów tych biedaków. Powieście trupy na drzewach, w drodze powrotnej się nimi zajmiemy. Nie chcecie chyba nosić ze sobą gnijących powoli, ciężkich łbów?
Potem nastąpiła krótka rozmowa z Cavalettim, czy może raczej jego monolog:
– Mości Ragnarze, Furbinie, Brentonie. Dziękuję w imieniu wszystkich, którzy przeżyli. Chętnie bym was najął do ochrony mojej karawany, aż do Tilei, jednak widzę, że wam spieszno w inną stronę. Niestety dzisiejszy dzień musimy poświęcić na naprawę szkód wyrządzonych przez nocny atak, modły do Myrmidii i Morra oraz naprawę uzbrojenia. Dzisiaj nas ta banda raczej nie zaatakuje – jeżeli te przeklęte istoty mówiły prawdę, to niewielu ich zostało. Sądzę, że to nasze pożegnanie?
Furbin przedstawił następnie swoją propozycję, w sprawie orków.
– Powinniśmy ruszać jak najwcześniej. Brenton jest skuteczniejszy niż nasza dwójka, jednak po zmroku będzie, wybacz, bezużyteczny. Nie dość, że koń może się potknąć, to i człowiek nie ma tak dobrych oczu, jak my czy pieprzeni zielonoskórzy. Hasselhund bym objechał dookoła – nie wiadomo jakie licho obecnie czai się w jego ruinach. A potem, gdy znajdziemy szczątki mojej karawany – głos mu lekko zadrżał – ruszymy za śladami orków. Sądzę, że nie powinno być to trudne. Atanaj i Franz
Dwójka konnych minęła ostatnie zabudowania Verborgenbucht i ruszyła lasem, wypatrując plugawego pokurcza. I tak, jak spodziewał się Franz, to on znalazł ich. Jechał na swoim koniku, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Dzień dobry! Pora na moje srebro, hę? – zapytał wyciągając łapę po dwie monety. Gdy już je otrzymał, ruszył za swoim pracodawcą.
Niedługo potem dotarli w okolice posiadłości, jednak na tyle odległe, że nikt nie powinien ich dostrzec.
– Mamy jeszcze cały dzień, zanim się zmienią warty i nasz Matoł, hyhy, załatwi całą robotę za nas. Chcecie pograć w kości?
Nagle Atanaj poczuł zimny dreszcz, który wspiął mu się od samej dupy do owłosionego karczycha. Rozejrzał się nerwowo, jednak nic nie dostrzegł.
|
| |