Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2007, 17:19   #55
Diakonis
 
Reputacja: 1 Diakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znanyDiakonis nie jest za bardzo znany
Nagle wszelka muzyka ucichła, dźwięki zostały stłumione. Tancerze przestali tańczyć, ze zdziwieniem przyglądali się sobie nawzajem próbując wydobyć jakiś dźwięk. Przez salę przeszła silna magiczna fala. Nawet Ci mniej wrażliwi zachwiali się na nogach czując w uszach wibrującą energię. Kilka sekund trwała cisza. Ogromny huk rozerwał ciszę. Większość osób padło już na ziemię. Zdążyliście tylko zobaczyć jak skrzydła ogromnych drzwi wejściowych sali bankietowej wlatują do środka roztrzaskując się o ściany, a ich resztki dymią się we framugach. W pozostałościach drzwi wyrwanych eksplozją stała postać, wśród kłębów dymu. Ci co byli bliżej mogli zobaczyć płaszcz piwafi i czarną twarz drowa. Przybysz był ubrany w obcisły czarny strój skrojony z kawałków skór. Jednak na plecach miał namalowany biały znak, z pewnością nie była to sygnatura jednego z domów w Podmroku. Ciemny elf wzniósł rękę i kolejna lżejsza fala magii przeszła przez salę. Pod jej wpływem pojawiło się lub zostało odkrytych kilka osób. Działo się to w ułamkach sekund, jednak widać było że drow nawet nie przygotowuje się do odparcia ataku szarżujących na niego przeciwników. Pięciu szermierzy dotąd zakrytych magią, w Cormyrskich mundurach i żelaznych maskach rzuciło się jak jeden mąż na niskiego elfa. Za nimi pobiegli też oficerowie Purpurowych Smoków którzy uczestniczyli w przyjęciu. Jakaś ogromna siła wyrzuciła wszystkich żołnierzy w powietrze, odrzucając ich na kilka metrów. Drow tylko kiwnął palcem i dalej szedł w kierunku stołu królewskiego. Nikt nie śmiał się podnieść. Widać było nawet że niektórzy leżą nieprzytomni, a drow powoli miarowym krokiem zbliżał się do tronu. Przy stole wszyscy trzęśli się ze strachu, a szczególnie sam książę. Jedynie Namiestniczka stała wyprostowana starając się utrzymać powagę, choć widać było zdenerwowanie na jej twarzy. Poza tym przy stole pojawiła się jeszcze jedna postać, ujawniona czarem drowa. Diablę, nie zdawał się być zaskoczony sytuacją. Stał nieporuszony wpatrując się w drowa z cieniem uśmiechu na twarzy. Ubrany był w prosty acz kunsztowny złoto czarny mundur przepasany złotą szarfą.

- Książę Azoun IV. Zaiste przepraszam, że psuję urodziny. Niezwykle mi przykro z tego powodu, ale czas spłacić długi, a my dłużej nie będziemy czekać. Jednak przybywam tu jako emisariusz i nie chcę wszczynać niepotrzebnej burdy. Dochowaj więc danego swego słowa, a nie skrzywdzimy nikogo na tej sali.


Głos drowa był ostry i melodyjny. Mówił bez cienia obcego akcentu po chondatsku. Stanął na 5 metrów od stołu królewskiego i czekał na odpowiedź księcia. Tymczasem straż która zdążyła się już podnieść stała wokół niego z bronią. Czterech w żelaznych maskach stało za nim. Teraz dopiero mogliście zobaczyć ich strój. Czarne spodnie z lampasami, buty oficerskie i mundur Cormyrski ze Smokiem, oraz insygniami jakichś specjalnych jednostek. Natomiast On nie zważał na nich, wyczekiwał tylko na księcia.

- Mój książę nie ma żadnych długów i nie będzie się tłumaczył przed żadnym drowem. Chciałam dodać....
- Milcz Namiestniczko! Nie Ciebie pytano, więc nie Ty odpowiadaj! Książę dochowaj słowa, albo licz się z konsekwencjami. -

Głos drowa zabrzmiał po całej sali, był silny i nie znoszący sprzeciwu. Namiestniczka chciała się odezwać, ale jej mowa została przerwana przez drowa. Wyglądała na oburzoną a zarazem przestraszoną. Jednak nic to przy księciu, który aż trząsł się ze strachu i co chwila tylko spoglądał przestraszony to na Namiestniczkę to na swojego Kasztelana. Na chwilę zapadła cisza. Niektórzy goście zdołali się jeszcze podnieść. Grupa krasnoludów wyglądająca na najbardziej bitnych już stała z boku w pozycjach bojowych z obnażonymi toporami.

Splamiony
Zobaczyłeś pannę Latilien z dala od Ciebie. Stała przy leżącej hrabinie Mallereuse, próbując ją ocucić. Niedaleko zobaczyłeś też Althree Garthona, który musiał być blisko drzwi gdyż teraz wyglądał jakby przeszła po nim burza. Wstawał podpierając się o stół i trzymając w ręce szpadę. Elfka z którą tańczyłeś leżała nieprzytomna na ziemi, tak jak wiele osób wokół, sam ledwo utrzymałeś się na nogach podczas eksplozji.

Volstagh
Działałeś na najwyższych obrotach. Maksymalnie skupiony i wyczulony na każdy podejrzany ruch. Kiedy tylko przeszła pierwsza fala magiczna od razu wyskandowałeś zaklęcie. Zastawiłeś wejście na balkon magiczną tarczą. Podmuch od eksplozji lekko drgnął Tobą, ale utrzymałeś w dłoniach tarczę energii. Jednak było to zbyt silne zaklęcie abyś mógł go używać dłużej, ale to dzięki Tobie nikt na tarasie nie ucierpiał

Everon
Z zamyślenia wyrwał Cię dopiero huk eksplozji wysadzającej drzwi. Patrzyłeś na gnoma który magiczną taflą energii zasłonił wejście od tarasu w ten sposób, że nic wam się nie stało. Patrzyłeś tylko na drowa słuchając co też ma do powiedzenia ten dziwny osobnik.

Elaraldur
Skupiłeś się na słuchaniu, ale ta magiczna fala energii momentalnie Cię zaalarmowała. Przestałeś grać i zdziwiony patrzyłeś w kierunku jej źródła. Już po chwili drzwi eksplodowały. Panienka Elia przestraszona rzuciła się w twoje ramiona, a Ty bezwiednie objąłeś ją patrząc zdumiony na gnoma w kiczowatych ubrankach, trzymającego niezwykle silne zaklęcie.


Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku księcia czekając na jego odpowiedź. Niektórzy goście próbowali się podnieść. Strażnicy skupili się wokół drowa czekając na rozkaz Namiestniczki, a zarazem bojąc się o własną skórę. Tylko czterej w żelaznych maskach stali na baczność z rapierami gotowymi do walki.
 
Diakonis jest offline