Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2017, 22:17   #17
Prince_Iktorn
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację

Pościg za porywaczami
Soundtrack



Kletus wyszczerzył zęby do Bhatry, uniósł lejce i okrzykiem trzasnął nimi po końskich zadach.
-Zaraz wjadę wam w dupska, suczesyny!
Rydwan niemal skoczył do przodu, gdy cztery konie ruszyły z kopyta. Zarówno Enb, jak i Bhatra musieli mocno przytrzymać się poręczy i balansować na ugiętych nogach, aby nie wypaść. Kletus belitośnie poganiał konie i w końcu po kilku zakrętach rydwan z łomotem zaczął dopędzać porywaczy. W odpowiednim momencie Enb cisnął oszczepem. Pocisk przemknął nad głowami uciekinierów i zagłębił się w beczce, stojącej na jednej ze stert pod ścianami budynków. Musiała być ona chwiejna, gdyż impet uderzenia wystarczył, aby z hukiem całą sterta rozpadła się i potoczyła pod nogi pędzących koni. Zaskoczeni najemnicy rozpierzchli się na boki, przepuszczając ścigających. Zarówno Bhatra jak i Enb spostrzegli, że Xalotun, w galopie oglądając się przez ramię, zaklął szpetnie, patrząc jak jego najemnicy dają się rozegnać niczym gęsi. Zdecydowanym gestem wydał rozkaz swoim zamaskowanym wojownikom. Ten z nich który wiózł pojmane dziewczęta wysunął się na czoło, zaś pozostali próbowali odgrodzić swojego pana od ścigającego ich rydwanu.
Nagle tuż obok pędzącego pojazdu pojawił się jeden z gwardyjskich koni. To Samarytha, dobrze oceniając okazję, wykorzystała rozproszenie wśród najemników i zrównała się z rydwanem, w galopie wpatrując się w plecy człowieka, który lata temu sprzedał ją w niewolę. Gdy obrócił się, aby wydać rozkaz swoim wojownikom, uświadomiła sobie, że choć ostatni raz spotkali się wiele lat temu, on nie postarzał się ani o dzień...
Marcus klął w myślach na czym świat stoi. Nie bez powodu nie lubił jazdy konnej. Człowiek siedział okrakiem, jakby na wielkiej beczce, która dodatkowo podskakiwała i czasami można było mieć wrażenie, że z każdym podskokiem jego ścięgna na nogach są rozrywane. Dodatkowo konie miały swój własny, wredny rozumek. Ten chyba wyczuł słabego jeźdźca i bardzo trudno przychodziło łucznikowi opanować złośliwe bydlę. Patrzył jak pozostali w pościgu rozproszyli część najemników Xalotuna, ale kompletnie mu go przy tym zasłonili. Poza tym stracił do nich dużo odległości, ledwie mógłby wycelować do bandy najemników, która rozpaczliwie próbowała się zebrać i ochronić swojego pracodawcę przed pościgiem...

Tak, udało się. Rzucił w myślach Enb, gdy tylko jeżdzcy rozjechali się. Teraz tylko dobrać się do Tary i księżniczki.
- Szybciej! Trzeba ich dogonić!- krzyknął do Kletusa.
Zważył w dłoniach oszczep wyczekując okazji do wykonania rzutu. Nie chciał ryzykować rzutem na wiekszą odległość. Nie, gdy Tara tam była. Musiał poczekać aż się zbliżą. A wtedy, wtedy...Nie. Nie może ryzykować. Jest inny cel.
Gdy tylko zbliżyli się na tyle by móc zaatakować, rzucił w Trikarnijczyka. Z całych sił jakie mógł zebrać, biorąc pod uwagę warunki panujące na szybko poruszającym się rydwanie.
Pocisk pomknął do celu, jednak Enb nigdy wcześniej nie walczył z jadącego rydwanu. Oszczep minął plecy uciekającego księcia i ze stukotem odbił się od kamiennej ściany budynku.
Marcus, poganiając konia ile tylko był w stanie, strzelił w rozproszoną grupę wrogów. Ku jego własnemu zdziwieniu, tak słaby strzał trafił. Jeden z jeźdźców, którzy wpadli między rozrzucone beczki, spadł z konia ze strzałą sterczącą z jego boku. Kletus nie marnował czasu ścinając zakręt, próbował zepchnąć Trikarnijczyka na przemykające w pędzie ściany, jednak ten w ostatniej chwili wyczuł zamiar woźnicy i zwolnił, przepuszczając rozpędzony pojazd przodem. Samarytha od razu to wykorzystała. Jej długie ostrze śmignęło, gdy zaatakowała jeźdzca wiozącego porwane dziewczyny. Ten jednak niemal bez wysiłku odchylił się, błyskawicznie wydobytą bronią zbijając cięcie na bok. Nagle, nie wiadomo skąd, wyjechał Tricarnijski książę, unosząc w powietrzu piękny spiżowy miecz. W czasie krótszym niż dwa uderzenia serca wyprowadził dwa szybkie ciosy z których jeden zaledwie skrobnął tarczę wojowniczki. Drugi cios natomiast... drugi o mały włos nie zagłębił się w brzuchu dziewczyny, która w ostatnim przebłysku instynktu pociągnęła wodze konia w bok.
Trójka jeźdźców w Srebrnych Maskach, którzy wcześniej przepuścili rydwan, teraz rzucili się na jego pasażerów niczym stado wygłodniałych szakali.
W tej chwili oprócz łomotu kopyt i łoskotu kół rydwanu, po uliczkach poniósł się szczęk zderzającego się spiżu. W tej krótkiej ale gwałtownej wymianie ciosów Bhatra dwukrotnie próbowała dosięgnąć długim mieczem porywacza wiozącego dziewczyny. Niestety jej jedyny trafiony tylko cios ześlizgnął się ze zgrzytem po spiżowej zbroi zamaskowanego wojownika. Po chwili wraz z Enbem obijali tarczami spadający na nich grad uderzeń.

-Uwaga! Trzymać się!
Rrozległ się krzyk Kletusa, na mgnienie oka przed tym, jak zaczął nagle hamować rydwanem. Krzyki rozległy się także zewsząd dookoła, gdy najemnicy także zaczęli przyhamowywać rozpędzone konie. Tylko Xalotun i jego gwardia pomknęli naprzód. Przed wszystkimi nagle ukazały się wielkie, szerokie, ale dość gęsto ułożone schody. Przeszkoda, którą pieszo mało kto by zauważył, tu, dla niewprawnych koni i niedoświadczonych jeźdźców mogła okazać się zabójcza. Pasażerowie rydwanu rozpaczliwie trzymali się poręczy gdy ich pojazd podskakiwał na każdym stopniu tak, że od uderzeń niemal połamały im się zęby. Przez chwilę rydwan dodatkowo zatańczył, odbijając się na przemian to na jednym, to na drugim kole, ale woźnica zdołał go opanować. Rozpędzone konie pozostałych natomiast pogłupiały na widok schodów. W kakofonii wizgów, rżenia i krzyków, najemnicy przemieszani ze ścigającymi zjeżdżali w dół schodów, na chwilę zapomniwszy o wrogości, myślący tylko o tym aby nie spaść ze swoich wierzchowców.

Po ciągnącym się w nieskończoność zjeździe, cała galopada wypadła na główny rynek. Wielka scena ustawiona na środku otoczona była przez grupy słaniających się na nogach ludzi. Lampy o różnokolorowych ogniach nadal płonęły, girlandy kwiatów przyozdabiały budynki i rozłożone wokół nich stoły i ławy pełne jedzenia i picia. Na stołach i pod nimi leżały dziesiątki zebranych tu ludzi.
-Dobrze że popełzli do ścian! Mamy miejsce do jazdy! - Kletus przekrzyczał hałas pędzącego rydwanu, zgrabnie opanowując konie.
- Taki zaprzęg to marzenie! - dodał.
Xalotun, którego ludzie pędzili co sił w stronę już widocznej bramy do portu, lekko został w tyle. Natomiast najemnicy zdołali opanować swoje wierzchowce i chyba ze wstydu za swój poprzedni marny popis, teraz z wrzaskiem ruszyli na ścigającą ich grupę wykorzystując szeroki plac rynku aby oskrzydlić rydwan.
Ale nie tylko oni opanowali swoje konie. Wierzchowiec Marcusa chyba w końcu zrozumiał, kto jest wrogiem a kto przyjacielem, bo niemalże sam z siebie zaczął jechać tak, aby jak najbardziej ułatwić swemu jeźdźcowi strzelanie.

Kletus ponownie pociągnął lejcami po końskich zadach, wprawnie omijając przyspieszającym rydwanem scenę pośrodku rynku. Zgrabnie skrócił dwa zakręty i przy wylocie uliczki dopędził uciekających wojowników Xalotuna, którzy niemal zajeździli już swoje konie. Srebrne Maski próbowali zmusić konie do większego wysiłku, jednak na darmo. Rydwan wpadł między nich niczym sokół atakujący stado gołębi. W jednej chwili miecz Bhatry śmignął w stronę wojownika wiozącego porwane dziewczęta, dwukrotnie żłobiąc głębokie szramy w jego spiżowym pancerzu. Gdy porywacz próbował rozpaczliwie opanować konia po ostatnim ciosie Amazonki, strzała, wystrzelona wydawałoby się znikąd, trafiła go w tył głowy, w strumieniu krwi wychodząc przez oczodół maski. Nieszczęśnik zginął nie wiedząc, że umiera. Zastygłe na jedno uderzenie serca ciało zsunęło się z pędzącego wierzchowca i potoczyło siłą rozpędu po kamiennym bruku.
Enb nie czekał, wychylając się ile tylko mógł z jadącego rydwanu, pochwycił i wciągnął najpierw niewolnicę Tarę, a potem Księżniczkę Aglaję na podłogę rydwanu.
- Robi się tu ciasno! Odpuszczamy suczemu synowi? - zawołał woźnica ze śmiechem.
Samarytha ruszyła prosto za uciekającym księciem. Z krzykiem zaszarżowała na oddzielającą ją od swego pana grupę najemników. Ci rozproszyli się na boki przez wrzeszczącą i wymachującą mieczem wojowniczką, dwóch z nich jednak zdołało cisnąć w nią oszczepami. Pierwszy pocisk z głuchym stukiem zagłębił się drzwiach najlepszej gospody na rynku, nie czyniąc nikomu szkody. Jednak koń dziewczyny potknął się lekko na luźniejszym kawałku bruku i na krótką chwilę zmusił ją do opuszczenia ramienia z tarczą. W powstałą lukę wślizgnął się drugi pocisk, mijając jej twarz niemal o cale i boleśnie smagając ją w czoło drzewcem. Drugi raz tej szalonej nocy śmierć minęła ją o włos.

Rozpędzony rydwan i konie nadal zmierzały do Portu Darsus. Za bramą prowadzącą do portu widać już było maszty i zwinięte żagle statków. Bramy były otwarte, gdyż wielu kupców planowało wyruszyć z miasta tuż po zakończeniu świętowania zakończenia Wielkich Igrzysk i Nowego Roku. Pomiędzy rozwarte wrota skierowała się grupka prowadzona przez uciekającego Tricarnijczyka. Przez jedną, długą chwilę wyglądał jakby się wahał, jakby nie wiedział co zrobić. Zawrócić i walczyć o kobiety? Czy może lepiej jechać dalej i opuścić to miasto? Enb oczami duszy widział, jak arogancki i pełen pogardy wyraz ponownie wpełza na jego twarz gdy, widocznie dawszy za wygraną, wódz porywaczy skierował się w stronę portu i krzyczących mew.
Samarytha wysforowała się do przodu. Choć dwukrotnie tego wieczoru stanęła twarzą w twarz ze śmiercią, nie pozwoliła aby to ją powstrzymało. Piętami poganiała gwardyjskiego konia, zmuszając go do jeszcze większego wysiłku.
Marcus ściągnął wodze z całej siły i energicznie skręcił kolanami, omijając dziecko, małą dziewczynkę, która, zdawałoby się znikąd wysunęła mu się pod końskie kopyta, gdy z łzami w oczach próbowała dobudzić swoją półprzytomną matkę. Z przekleństwem pogranicznik patrzył jak niedoszli porywacze znikają mu z oczu, zasłonięci przez bramę do portu.
Kletus nie miał takich problemów. Pędzący rydwan zwolnił i choć co prawda oddalił się nieco od samego Xalotuna, ale pasażerowie nadal widzieli go dobrze, podobnie jak i jego uciekających ludzi.
Enb i Bhatra oglądali przechwycone kobiety. Wyglądały na półprzytomne, ale żadna nie miała poważniejszych obrażeń, największe to otarcia. Wydawało się, że księżniczka stara się coś powiedzieć, walcząc z własną niemocą. Pasażerowie nachylili się, próbując coś usłyszeć.
- W porcie... gwardia... Dars... us... książę... nie... ufał... obcemu... - księżniczka szeptała z wyraźnym wysiłkiem.
- To co robimy? Przyciskamy ich czy odpuszczamy? - Kletus ponowił pytanie do pasażerów.


Enb i Bhatra
Na znak Enba, Kletus zawrócił rydwanem. Bhatra nie oponowała, a najważniejsze wydawało się teraz zapewnienie bezpieczeństwa dziewczętom. Najemnicy widocznie także stracili serce do walki widząc rejteradę swego przywódcy i nie sprawili rydwanowi i jego pasażerom więcej kłopotów, gnając do portu w ślad za swoim pracodawcą.
Woźnica popędzał konie wracając do Pałacu tą samą trasą, którą przyjechali. Barbarzyńca z Hebanowej sawanny i Amazonka z Ascai mieli chwilę spokoju po tym szalonym pościgu. Tarcze obojga pełne były rys i wgnieceń tam, gdzie spadały na nie wrogie ciosy.

- I jak wrażenia po przejażdżce z mistrzami areny? - woźnica spytał wojowniczkę oglądając się przez ramię.

Właśnie omijali rynek i schody prowadzące do niego, jadąc równoległą aleją, płaską, wznoszącą się pod niezbyt stromym kątem, prowadzącą do Pałacu.
Mijali miasto, które wyglądało jak ogarnięte zarazą, chorobą która powoduje niemoc u każdego człowieka. Ci nieliczni, którzy mogli normalnie działać, pomagali innym, modlili się głośno lub kradli co tylko zdołali unieść, próbując ukryć się w półmroku poranka.

Zza zakrętu dobiegł ich odgłos biegnących stóp, wielu ludzi. Po chwili rydwan niemal wpadł na grupę biegnących co sił gwardzistów. Nie wyglądali oni za dobrze. Część z nich nie miała pancerzy, inni tarcz, jeden na oczach Bhatry zwymiotował w biegu. Wszyscy kierowali się do portu. Gdy zobaczyli rydwan, natychmiast posypały się pytania.
- Co się dzieje? Gdzie księżniczka? Gdzie porywacze?


Samarytha i Marcus



Inaczej miała się sprawa z człowiekiem z pogranicza. Marcus popędzał konia jak tylko mógł, ciągle mając nadzieję na wpakowanie strzały w plecy człowieka który okaleczył jego kuzynkę. Tuż obok jechała krótkowłosa wojowniczka, której zawzięte spojrzenie ani na chwilę nie opuszczało Tricarnijskiego księcia. Samarytha nie rezygnowała. Powoli, powoli zbliżała się do uciekających. W końcu, gdy wyjechali na wielki rynek portowy usiany olbrzymimi namiotami kupców, którzy przybywali do Darsus z całych Dominiów, dostrzegła okazję. Skróciwszy drogę przez ogromny namiot wypełniony białą porcelaną z ziem Lhobanu, pozostawiając za sobą jedynie brzęk tłuczonych naczyń i krzyki wściekłych właścicieli, wyjechała tuż obok Xalotuna. Wyraz zaskoczenia na jego twarzy był tym, co dziewczyna zapamiętała na długo w swoim życiu. Lepszy był tylko szok, gdy miecz dziewczyny pomknął do jego gardła. Książę-wojownik jednak nie był byle chłystkiem. W ostatniej chwili przyjął cios na spiżowy naramiennik i chociaż siła niespodziewanego uderzenia aż go odchyliła, to udało mu się ocalić skórę. Kolanami natomiast zwrócił konia i uderzył w bok wierzchowca wojowniczki. Ten z kwikiem zaplątał się razem z dziewczyną w linki podtrzymujące namioty, przez co straciła czas na wyswobodzenie się.
Marcus już czuł, że pościg ma się ku końcowi. Jego koń, niezbyt wprawnie prowadzony, był już cały mokry od potu i podczas jazdy robił bokami uniemożliwiając strzelanie.

Konni po drodze mijali drewniane mola, wychodzące w morze od brukowanego nabrzeża. Przy każdym molo stał posąg, zwrócony twarzą w stronę Pałacu i trzymający tablice z numerem. Choć regularnie czyszczone, przeżarte solą i ptasim guanem kamienie sprawiały, że numery ledwie dało się odczytać. Świt był już coraz bardziej widoczny, na niebie światło poranka mieszało się jeszcze ze światłem gwiazd i różnokolorowych lamp ulicznych.
Przed molem przy którym cumowała Tricarnijska galera wznosiły się dwie bliźniacze wieże strażnicze. Marcus wprawnym okiem dostrzegł zarysy balist wychylających się po jednej z każdej z wież. Przy samym nabrzeżu kręciło się mnóstwo ludzi. Łucznik dostrzegł około setki gwardzistów, rozproszonych pod wieżami, relaksujących się, bez hełmów, ale uzbrojonych i z ekwipunkiem w pobliżu. Po nabrzeżu uwijali się wyglądający na niezłych zabijaków tragarze i nadzorujący ich wojownicy w Srebrnych Maskach. Podobni pracowali na pokładzie galery, ładując i wnosząc na pokład statku beczki i skrzynie. Marynarze wciągali liny, widać było wyraźnie, że ogromny statek szykuje się do odpłynięcia.
Gdy pędzące konie Xalotuna, najemników i ścigającej ich dwójki zbliżyły się do wież i mola, książę zamachał ręką, a z pokładu galery rozległ się kobiecy głos. Marcus słyszał już niejedną krzyczącą kobietę, tak w gniewie, jak i w rozkoszy, jednak ten głos, tak silny i zdecydowany, byłby w stanie przekrzyczeć szalejącą na morzu burzę.
- Chłopcy! Teraz!

W jednej chwili rozpętało się piekło. Niczym kierowani jedną myślą, bez chwili zastanowienia, zamaskowani wojownicy dobyli broni i runęli na gwardzistów przy wieżach. Tragarze także okazali się być dobrze uzbrojeni. Chwilę po Srebrnych Maskach i oni zaatakowali gwardzistów. Na ten sygnał, konni najemnicy nie zwolnili, a przyśpieszyli i klinem uderzyli w zaskoczonych żołnierzy księcia Darsus. Marcus musiał jednak oddać im sprawiedliwość. Choć zaskoczeni, i nie do końca wyposażeni, gwardziści nie mieli zamiaru tanio sprzedać swojej skóry. Jeden z nich, chyba dowódca, natychmiast zaczął wydawać rozkazy. Zbijając się w grupy, żołnierze najeżyli się ostrzami i gdy minęło pierwsze zaskoczenie spowodowane natarciem, sami zaczęli zbierać krwawe żniwo wśród atakujących.


W całym rozgardiaszu, Xalotun podjechał do galery i z grzbietu konia wyskoczył w górę, chwytając się poręczy, budząc szok zarówno u Marcusa, jak i Samarythy. Coś było zdecydowanie nie w porządku, nawet wędrowny akrobata nie zdołałby zrobić czegoś takiego, zwłaszcza w pełnej zbroi. Księcia błyskawicznie podciągnęły go w górę ręce wojowników w Srebrnych Maskach po czym postawiły go na pokładzie galery.
- Zabić ich wszystkich! Oczyśćcie nam drogę! Odbijamy! - rozkazy księcia zabrzmiały nad molem.

 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 04-12-2017 o 22:54.
Prince_Iktorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem