Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2017, 18:45   #79
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Twierdza Hutaatep, Wschodnie rubieża Nithii
Południe, Klimat Pustynny

Rozpędzony do granic swych możliwości wilkołak rzucił się na przerośniętego skorpiona, który na jego widok zatrzymał się w miejscu, oczekując nadejścia przeciwnika. Jak na pajęczaka przystało, bezkręgowiec okazał się być zabójczo szybki, jednakże nawet jego kolec jadowy, który rozmiarem i ostrością dorównywał włóczni, nie był w stanie przebić nadnaturalnie odpornej skóry zmiennokształtnego. Wilk nie bacząc na wystrzelony w jego stronę ogon skorpiona, skoczył ku bestii z zamiarem przewrócenia jej, jednakże i tym razem jego przeciwnik okazał się być szybszy. Siłę impetu druida powstrzymały nogogłaszczki stwora, które zamknęły się na jego wyrzuconych do ataku ramionach z siłą górskiej lawiny. Mając w żelaznym uścisku wilkołaka, skorpion zaczął zasypywać go serią błyskawicznych, powtarzających się po sobie pchnięć jadowitego ogona, jednakże żaden z tych ciosów nie zostawił nawet zadrapania na wydawałoby się pancernej skórze zmiennokształtnego.
Ogarnięty bitewnym podnieceniem Wilk włożył całą pozostałą mu siłę, aby wyszarpnąć się z kleszczy. Udało mu się to tylko w przypadku jednej ręki, ale to wystarczyło, aby zakończyć ten z góry przesądzony pojedynek. Druid zacisnął szponiastą dłoń w pięść, po czym raz jeszcze wyskoczył do przodu, wyprowadzając potężny cios w miejsce osadzonych z przodu oczodołów potwora. Uderzenie to było tak silne, że oddaleni o co najmniej pięć metrów awanturnicy usłyszeli jak pod jego wpływem trzeszczy i pęka chitynowy pancerz skorpiona, który w następstwie zwalił się na ziemię, podkulając wszystkie osiem odnóży.

Widząc łatwość z jaką Wilk poradził sobie z pajęczakiem, Kaedwynn zabił głośno w dłonie, kiwając głową z podziwem.
- No, no… Następnym razem przypomnijcie mi, abym z nim nie zadzierał - skomentował wyczyny druida.
- Może jeśli wykażmy się większym zrozumieniem i bądźmy dla niego choć odrobinę uprzejmi, to pomoże nam ubić parę pomiotów Thantosa - zwrócił się półszeptem do stojącej obok z mieczami Auriel, cały czas nie spuszczając oczu z poczynań Wilka.
Zmiennokształtny w tym czasie zajęty był związywaniem nieprzytomnego skorpiona, jednakże nim zdążył skrępować bestię, uwagę wszystkich przykuł przeszywający skrzek, przypominający odgłosy jakiegoś wyjątkowo przerośniętego ptaka. Dochodził on zza pleców awanturników, gdzieś pomiędzy ruinami starej świątyni, która teraz chyliła się ku upadkowi.
Kaedwynn oraz Khargar natychmiast ruszyli w tym kierunku. Taled z mieczem i tarczą u boku zdecydował się zostać wśród nieco bardziej wrażliwych członków drużyny, zaś Auriel rozwinęła swe nadzwyczaj rozłożyste skrzydła, gotowa wznieść się w niebiosa i spaść na głowę zbliżającego się potwora.

Chwilę później oczom awanturników ukazała się ważąca blisko pół tony, zakuta w ciężki, chitynowy pancerz hakowa poczwara, której długie ramiona zwieńczone były hakowatym szponem, zdolnym rozciąć człowieka w pół z nadzwyczaj dużej odległości. Wszyscy jednocześnie wznieśli okrzyki bojowe. Wojownicy dobyli oręża i rzucili się w stronę bestii, zaś magowie zaczęli nucić tajemne inkantacje, przyzywając żywiołaki oraz błyskawice. Nagięte do ich woli żywioły odpowiedziały, a powietrze wokół walczących zaiskrzyło się od skumulowanej mocy magicznej.
Bast jako pierwsza zareagowała na nowe zagrożenie, wysyłając w jego stronę strzałę, która zatopiła się w rozwartej paszczy potwora niemalże po samą lotkę. Poczwara zaskrzeczała, chwiejąc się z bólu na nogach. Ten moment wykorzystali znajdujący się nieopodal wojownicy, rąbiąc jej opancerzone ptasie odnóża swoimi zaklętymi ostrzami, jednakże nawet ich zdumiewająca siłą nie była w stanie przebić się przez nadzwyczaj twardy pancerz z chityny.
Dopiero pikująca z powietrza Auriel, wykorzystała cały nadany jej przez skrzydła impet, aby zgrabnym cięciem skrócić stwora o głowę. Nim zdołał kogokolwiek skrzywdzić, jego ptasi pysk przeturlał się po piaszczystej ziemi z wciąż malującym się na nim zaskoczeniem...

Podczas gdy awanturnicy toczyli jeszcze zawzięty bój z hakową poczwarą, powalony przez Wilka skorpion odzyskał przytomność i bez cienia wysiłku rozerwał pętające go sznury. Ostatecznie jednak nie pożył wystarczająco długo, albowiem chwilę później został potraktowany błyskawicą wystrzeloną z rąk Rudiego, który w tamtym momencie wracał ze zwycięskiej walki z ptakopodobnym stworem.
Chwilę po tym wydarzeniu awanturnicy spostrzegli jeszcze jednego skorpiona, jednakże ten był wyraźnie mniejszy od swego poprzednika i uciekał w kierunku wydm, na swych plecach dźwigając ponad tuzin półprzejrzystych młodych. Jako, że nic ich więcej już nie kłopotało, bohaterowie skierowali swoje kroki w stronę opustoszałej Twierdzy Hutaatep, a przynajmniej taka im się wtedy wydawała.


Aby wejść do osadzonego na skale zamku, awanturnicy musieli ruszyć wąską ścieżką, która wznosiła się coraz wyżej, zataczając półokrąg wokół rozległych fortyfikacji. W końcu stanęli przed bramami potężnej twierdzy, która ongiś musiała robić wielkie wrażenie, lecz teraz leżała częściowo w ruinie. Przed sobą mieli zwodzony most, który był rozłożony ponad osuszoną fosą, prowadząc na brukowany dziedziniec. Panowała tam zdumiewająca cisza, która potrafiła wzbudzić niepokój u nawet największego z twardzieli, zaś widok krążących ponad głowami sępów sprawił, że wszystkich ogarnął niezrozumiały lęk. Mimo wielu zniechęcających znaków i złowróżbnych omenów, bohaterowie przeszli przez bramy twierdzy i ruszyli w stronę kasztelu, wewnątrz którego musiało znajdować się źródło bladoniebieskiego snopu światła.

Chwilę później awanturnicy dotarli do długiego korytarza, zagospodarowanego licznymi urnami, sarkofagami, a nawet paradnymi zbrojami, które o dziwo nie tknęło nic poza grubą warstwą kurzu. Doradca Otesh opowiadał w pałacu faraona o łupieżczym najeździe orków, który zostawił twierdzę w ruinie, a więc widok tak wielu nienaruszonych przedmiotów wzbudził w awanturnikach pewną dozę podejrzliwości. Wszystko wyglądało tak, jakby ktoś tu wciąż mieszkał, choć gospodarz raczej nie przykładał zbyt dużej wagi do porządku.
Niezrażeni tym widokiem bohaterowie ruszyli dalej, wiedzeni wyczulonym na magię zmysłem Auriel, która prowadziła ich w stronę źródła otaczającej ich aury. Pokonali w ten sposób niemały labirynt korytarzy, pomieszczeń i schodów, docierając na drugie piętro, w samym centrum którego znajdowała się idealnie okrągła sala, wypełniona po brzegi obrazami przedstawiającymi dawnych władców Hutaatep. Z każdej możliwej strony wpadały do niej prostopadle ułożone korytarze, a na samym jej środku znajdował się kamienny podest, na którym ustawiony był bladoniebieski kryształ, wyglądem bardzo zbliżony do tego, którego przed laty użył Malthael, aby przywołać hordy ożywieńców i stać się archaniołem śmierci, jednakże tamten był kompletnie czarny, zupełnie jak dusza małżonka Auriel.

Nim jednak awanturnicy zdążyli zbliżyć się do magicznego artefaktu na tyle, aby móc uważniej zbadaj aurę kryształu, przed nimi ukazała się widmowa sylwetka kobiety; kobiety, która musiała być niegdyś czarodziejką, albowiem zdradzały ją długie szaty oraz kostur zakończony zakrzywioną głową kobry.
- Odeeejdźcie stąąąd! - Zawyła przeraźliwie, a jej donośny głos odbił się echem w tuzinie sąsiadujących komnat i pomieszczeń, napawając intruzów przeszywającym dreszczem.
- Miejsce to przeklęte, śmierci nieugięte! Sekrrrrety jego raz poznane, muszą zostać zapomniane! - Zarecytowała, a z każdym słowem jej głos stawał się coraz wyższy i wyższy, aż w końcu stał się tak przenikliwie piszczący, że zagłuszył wszystkie kotłujące się myśli w głowach bohaterów, ostatecznie doprowadzając ich na skraj tak wielkiego szaleństwa, że wszyscy niemalże równocześnie padli na kolana, próbując za wszelką cenę zasłonić uszy i przezwyciężyć ten rozrywający głowę pisk. Kilka uderzeń serca później, każdy z nich, jeden po drugim, zaczęli tracić przytomność, jakby zostali trafieni czymś ciężkim w tył głowy. Bast ostatkiem sił zdołała jeszcze napiąć łuk i posłać strzałę w widmo, jednakże te rozmyło się na wietrze tuż przed nią. Chwilę po tym wydarzeniu zapanowały kompletne ciemności oraz głucha, przerażająca cisza będąca posmakiem śmierci…


Awanturnicy nie byli w stanie stwierdzić jak długo leżeli nieprzytomni na podłodze, lecz tuż po swoim przebudzeniu z przerażeniem spostrzegli, że każde z nich było w innym zakątku twierdzy. Auriel przebudziła się nieopodal Larana, w niewielkiej, niczym nie wyróżniającej się komnacie. Kiedy wreszcie otworzyła oczy ten już badał sąsiedni korytarz w poszukiwaniu oznak zagrożenia, jednocześnie oświetlając sobie drogę światłem zaklętego kostura. Te stosunkowo długie przejście musieli pokonać już wcześniej, albowiem wyglądało znajomo, jednakże teraz zdawało się być bardziej wypaczone, niczym z jakiegoś okropnego koszmaru. Wszędzie wokół unosiła się dziwna, bladoniebieska poświata, która nadawała otoczeniu nadnaturalny, wręcz surrealistyczny wygląd. Nim oboje zdążyli się dokładniej rozejrzeć, otaczające ich przedmioty; sarkofagi, czaszki bestii oraz pokryte kurzem pancerze, poruszyły się jakby ożywiła je jakaś potężna, nieznana siła. Auriel natychmiast dobyła mieczy, gotując się do walki z nieznanym i w tym samym momencie usłyszeli za swoimi plecami donośny dźwięk. Z wnętrza ginącego w ciemnościach korytarza dochodził rytmiczny tupot ciężkich butów oraz odgłos niedbale ciągniętego po ziemi masywnego, żelaznego przedmiotu...

W niewiele lepszej sytuacji znalazła się Bast. Zbudziła się ona sama, prawdopodobnie w podziemiach zamku, gdyż panował tu niemalże kompletny mrok. Nie mniej jednak jej kocie oczy oraz nadzwyczaj czuły słuch radziły sobie dobrze także i w tych warunkach, więc bez problemu ruszyła korytarzem przed siebie, docierając do zrujnowanej, przestrzennej komnaty, która ongiś niewątpliwie była salą teatralną. Chwilę po jej wejściu, zakurzona kurtyna podniosła się ukazując pół tuzina zjaw, które pochłonięte były odgrywaniem jakiejś sztuki. Przerażona tym widokiem Bast, wystrzeliła w ich stronę jedno ze swoich zaklęć, jednakże duchy zupełnie na to nie zwróciły uwagi, tak bardzo zajęte były przywoływaniem do życia sceny, która okazała się być wydarzeniem z przeszłości tego obłożonego klątwą miejsca.
Na sam przód wysunęło się jedno z widm - potężny wojownik o muskularnej sylwetce oraz długich, kruczoczarnych włosach, na których osadzona została złota, mieniąca się rubinami korona. Naprzeciw niego stanęły trzy zakapturzone postacie, każda jedna w obu dłoniach ściskała ociekające krwią sztylety, śląc w jego stronę wróżące śmierć spojrzenia.
- Cóż ja wiem o grzeczności, piękności, kłamstwie i rzemiośle? - Gromkim głosem odezwał się wojownik.
- Ja, który zrodzony w surowym kraju, pod gołym niebem wyrosłem. Subtelny język, knowania podstępnych, wszystko to niknie przy ostrza śpiewie.
- Chodźcie i gińcie, psy — nim zostałem królem, byłem wszak człowiekiem!


Rudiego od niepamiętnych czasów ciągnęło do książek, a szczególnym upodobaniem darzył biblioteki. Nie mniej jednak skryte w półmroku pomieszczenie, w którym się obudził, wcale nie należało do miejsc, w których chciałby spędzać leniwe popołudnia, nie mówiąc już o pozostaniu na noc. Był sam, a wokół niego setki, a może nawet tysiące ciężkich, zakurzonych tomów oraz przerażające obrazy, będące karykaturalnymi portretami jakiś nieznanych mu osób, które wydawały się na niego spoglądać z każdego kąta.
Wiedziony wrodzoną ciekawością gnom sięgnął po jedną z wielu ksiąg, po czym bez namysłu otworzył ją. Niemalże natychmiast po obróceniu pierwszych stronic, z jej wnętrza wydarł się tak przeraźliwie donośny krzyk, że kapłan natychmiast wypuścił ją z rąk. Książka upadła z hukiem na ziemię i ku jego uldze sama się zamknęła, choć przez chwilę wciąż dało się słyszeć stłumiony skowyt dochodzący z jej wnętrza. Po tym wydarzeniu zapadła tak przenikliwa cisza, że kapłan był w stanie słyszeć jedynie łomot swojego skołatanego serca. Przez chwilę nie ruszał się, nasłuchując otoczenia, a kiedy wreszcie zebrał odwagę by zrobić krok do przodu, coś poruszyło się w przeciwległej części pomieszczenia i zaczęło szybko zbliżać się w jego kierunku...

W zimnym, ociekającym wilgocią lochu zbudził się Taled oraz Khargar. Wprawdzie nie wiedzieli gdzie dokładnie się znajdują, ale z całą pewnością przebywali co najmniej kilka metrów pod ziemią i niewątpliwie była to sala tortur, o czym świadczyły wszelkiej maści nazbyt pomysłowe machiny do zadawania niewyobrażalnego bólu. Jedną z nich była żelazna dziewica, której wieko było delikatnie uchylone. Na jego krawędziach znajdowały się zaschnięte ślady krwi oraz tkanki mięśniowej. Wiedziony swą ciekawością Khargar zbliżył się do sarkofagu, a następnie ostrożnie go otworzył. To co tam zobaczył sprawiło, że mimowolnie odskoczył do tyłu, mimo że od samego początku spodziewał się nieprzyjemnego widoku. Była to istota, niewątpliwie ludzka, jednakże wyglądała jak poskręcana z wielu niepasujących do siebie części ciał, a następnie skuta pancerzem, który utrzymywał to wszystko w miejscu, nie pozwalając ciału rozpaść się. Tym większe było jego przerażenie, kiedy ów konstrukt otworzył szeroko nabrzmiałe krwią ślepia i poruszył się, wyciągając długie łapska w jego stronę…

Podczas kiedy inni przebudzili się w nieprzyjemnych miejscach i szybko musieli toczyć bój z upiornymi przeciwnikami, Kaedwynna oraz Wilka zbudził odgłos wesoło trzaskającego drewna w rozpalonym kominku. Dwaj awanturnicy leżeli wygodnie na osobnych łóżkach, w komnacie znajdującej się na poddaszu twierdzy. Wewnątrz było ciepło i przytulnie, dlatego pomimo ogólnej dezorientacji nie spanikowali tak bardzo jak ich rozdzieleni towarzysze. Po przebudzeniu, druid wiedziony niezrozumiałą pokusą zbliżył się do okna. Rozsunął kotary i ku własnemu zdziwieniu, zauważył, że na zewnątrz panuje nocna ciemność, rozświetlana jedynie przez blade światło księżyca w pełni. No, właśnie… Księżyc był wysoko na niebie i świecił w pełni, a zmiennokształtny mógł przysiąść, że nie miał krwistego, ludzkiego mięsa w ustach od wieków. Co więcej; obaj dość szybko zauważyli, że to co na samym początku uznali za odgłosy trzaskającego drewna w kominku wcale nimi nie były, choć z pozoru tak się wydawało. Dźwięk, który ich zbudził, dochodził zza drewnianych drzwi prowadzących do ich komnaty i niewątpliwie był skrobaniem, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze i uciążliwsze…

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 05-12-2017 o 19:08.
Warlock jest offline