Turmi wypluła pył i zaklęła szpetnie. Każda krasnoludzka dama byłaby zszokowana atakiem... tyle że Turmalina z całą pewnością nie była "Każda". Niezliczone bójki i sprzeczki które sprowokowała dały jej niezły instynkt i żądzę mordu. Najpierw musiała ocalić skórę i w tym pomoże jej znajdka którą chomikowała na taką okazję. Odkorkowała eliksir niewidzialności i łyknęła.
Kolejne bełty świsnęły,, celując w miejsce gdzie jeszcze sekundę temu stała geomantka i chybiając dosłownie o włos. Turmi rozejrzała się, ale nie dostrzegła napastników.
Turmalina odeszła kawałek wciąż się rozglądając - ale co najwyżej mogła określić kierunek. Wyciągnęł więc zza niewidzialnego paska niewidzialną różdżkę i machnęła w odpowiednim kierunku przyzywając borsuka z rozkazem wściekłego zaatakowania każdego dwunoga w okolicy.
Normalnie wolałaby psa obronnego. Lub może jakiegoś orła, ale dotyk jej geomantycznych dłoni wypaczał różdżkę i zawsze były to cholerne borsuki! Zwierzak rozejrzał się i pochrumkując ruszył do ataku przez krzaki. Szczęk kusz i kwiknięcie znaczyły miejsce starcia. Turmi stworzyła kolejnego borsuka mniej więcej tam, gdzie jej się wydawało, że toczy się walka - tyle że na gałęzi. Nie było to najszczęśliwsze miejsce dla zwierzaka, który nie umiał wspinać się po drzewach. Upadem musiał być dość bolesny i dawał wrogowi szansę na kontratak. Kolejny bełt niegroźnie przeleciał w pobliżu geomantki.
Turmalina przyzwała kolejnego zwierzaka, zakasała kiecę i odbiegła jak najdalej od poprzedniego miejsca pobytu - było nie było - zatrucie żelazem nigdy zdrowe nie jest.*
Kolejne kwiknięcia i szczęk żelaza znaczyły miejsce walki z borsukami. Niestety tuptanie i szeleszczenie nie wyszły Turmalinie na dobre. Drugi z zabójców ani myślał pomagać kompanowi, całkowicie skupiony na geomantce. Kolejny bełt wbił się w jej ciało i Turmalina bez czucia padła na dukt niczym przekłuty balon, nie słysząc już zbliżających się kroków.
__________________ Bez podpisu.
Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 06-12-2017 o 10:32.
|