Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2017, 10:41   #50
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Oczy strasznie ją piekły, odruchowo starała się je trzymać zamknięte, zwyczajnie nie mogła się przemóc by je otworzyć. Wymacała je dłońmi. skóra całkowicie je pokrywała. Zaczęła badać resztę swojego ciała. Już z “dłońmi” było coś nie tak, z tego co czuła, nie miała palców. musiało to trochę wyglądać jak te zimowe rękawiczki, ot kciuk i “płetwa”. Reszta jej ciała zachowywała proporcje kobiety jaką była, choć wydawała się niedokończoną glinianą, która już nie jest bryłą ale jeszcze nie jest skończonym dziełem. Pod koniec tych egzaminacji poczuła, że na jednej z dłoni zdążył wykształcić się jej mały palec. Ciało nie marnowało czasu.

Podobnie jak umysł. W głowie wirowało od myśli, wspomnień. Większość z nich pamiętała, ale były i inne, znacznie starsze, choć nowe. Pierwszą refleksją było to, że skoro istniała konieczność spokrewniania śmiertelnych już w zamierzchłych czasach, Tatiana nie mogła pokonać Legionu sama. Nawet Mo’het tego nie potrafił. Ilość Niematerii nie była skończona. Konflikt można było albo kontynuować, albo przegrać. Wygrywać można było jedynie bitwy: kolejny dzień, kolejne stulecie, kolejne tysiąc lat.

Mo’het zabrał ze sobą z Ziemi kilkanaście wczesnych gatunków człekokształtnych. Selektywnie wybierał w nich cechy najbardziej obce naturze dzieci Sola. Podawał im swoją krew w zabójczej formie, tak jak jad skorpiona, tak by z czasem stały się odporne na jej wpływ. Sagów i Azigów nie dało się związać krwią, a próba spokrewnienia skończyłaby się dla nich śmiercią. Mo’het jednak zrozumiał, że ci śmiertelni nigdy nie będą w stanie opiekować się innymi rasami dzieci Niebian, czy nawet im przewodzić. Były idealnymi drapieżnikami i niczym więcej. Tylko Ziemskie wampiry mogły wypełnić zadanie jakie przewidział im ich ojciec. Owszem, grać od czasu do czasu swoje małe gierki ale koniec końców dbać o masy śmiertelnych, którymi kiedyś byli. Dbanie było tu oczywiście pojęciem względnym, ale Mo’heta niewiele to obchodziło. Były jakieś dalsze plany, odłożone w czasie o miliony lat i wirujący umysł Tatiany nie był w stanie ich ogarnąć.
Była też wiedza czysto praktyczna: Tatiana rozpoznawała dyscypliny które już znała ale i poznawała nowe. O niektórych nawet nie miała pojęcia, że istnieją. Szczególnie jedna z nich, wyraźnie wypływała na powierzchnię myśli wampirzycy. To była sztuka, która w pewnym sensie zdawała się podobna do tremerskiej technomancji (o której Tatiana dowiedziała się dosłownie chwilę wcześniej). Pozwalała ona wampirowi nawigować pojazd kosmiczny poprzez Niematerię. Pojazd którego jeszcze nie było.

To był ten moment kiedy Tatiana otworzyła w końcu oczy. Cały widok przesłonięty był jakąś ciemną błoną. Wampirzyca czuła dotyk podłoża na swoich dłoniach oraz kolanach. Klęczała na ziemi. Uniosła się i przetarła oczy.
Całe jej ciało, włosy było oblepione krwią. Gdy oblizała palec zrozumiała, że to jej własna krew. Jednak nie czuła się w żaden sposób tym faktem osłabiona. Przeciwnie - czuła się bardziej najedzona niż kiedykolwiek. Jej nagie ciało, w żaden sposób nie wydawało się inne od tego jakie zapamiętała. Naprzeciw leżał jej egzoszkielet, kompletny, pusty, złożony. Bezpośrenio za plecami Tatiany stał otwarty sarkofag. Wewnątrz przy samym dnie, unosiła się cieniutka warstwa złotej cieczy. Tatiana odruchowo wiedziała, że to Mo’het. Był teraz całkowicie bezbronny. To od wampirzycy zależało, czy zamknie wieko (nagle wiedziała jak to zrobić), wypije złoty płyn, czy może go tak zostawi…

Wampirzyca rozejrzała się, Nieopodal leżały ciała Saga i Aziganki. Nie zabił ich jednak żaden wampir. Twarze umarłych zastygłe były w grymasach złości i bólu. Maska Saga została zdjęta ostrze wykuło jego oczy. Z ciał wypłynęło już większość krwi a układ podłogi wskazywał iż spłynęła ona w stronę sarkofagu.
Dalej, za ciałami, stała grupka dwunastu tubylców. Siedem Sagianek i pięciu Azigów. Ich stroje zdawały się krzyczeć “wojna” a ich ostrza wciąż ociekały krwią leżących na ziemi ofiar. wszyscy nosili ślady zadrapań na własnych twarzach co oznaczało iż zakuta para wciąż potrafiła stawiać zacięty opór dwunastu przeciwnikom. Kiedy zabójcy poczuli na sobie uwagę wampirzycy, schowali broń i rozłożyli szeroko ręce w poddańczym geście.
Jedna z kobiet stanęła naprzeciw.
- Mieszkańcy Ur są na twoje rozkazy.

Nagle ich mowa stała się dla niej zrozumiała. Naga Tatiana wstała i przeciągnęła się. Dłońmi przeciągnęła po swoim zmysłowym ciele, by zatrzymać je na krągłych biodrach. Zawsze była piękna, a teraz czuła się jeszcze piękniejsza, jeszcze potężniejsza. Miała ochotę przetestować to nowe-stare ciało. W pobliżu jednak nie było odpowiedniego kandydata.
- Dlaczego oni nie żyją? - Wskazała palcem dwa trupy.

Kobieta potrząsnęła głową, jakby starając się się przyzwyczaić do hałasu.
- Patriarcha i Matriarchini przewodzili nam od czasów jeszcze przed najazdem Muszhusz. Wzięli na siebie obowiązek zabezpieczenia naszego przetrwania. Przez ten czas nie narodziło się, żadne nowe dziecko, a my jedliśmy tylko krew naszych najeźdźców. Przestaliśmy rozwijać technologię, zamiast tego zaczerpnęliśmy w mocach Niematerii, do tego stopnia, że starsi zaczęli uważać inwazję Muszhusz za coś korzystnego. “Po co wam jedzenie, skoro macie ich krew, po co wam dzieci, skoro możecie żyć wiecznie”. Powiedziane było też, że nim Mo’het ześle nam Sahmasztu - Gniew, Uryci będą musieli oddać ostatnią ofiarę... - Sagianka wykrzywiła usta w uśmiechu.
- Dołożyliśmy tylko starań, by ten zaszczyt przypadł naszym zasłużonym i… wysłużonym starszym.

Doprawdy kosmici wiele nie różnili się od ludzi - tak łatwo dopisywali ideologię do wszystkiego, co ich otaczało, jakby przyjęcie do wiadomości, że coś było przypadkiem, zbiegiem okoliczności wprawiało ich w największe przerażenie.
Tatiana potrząsnęła głową. Coś się w niej zmieniło, choć była wciąż taka sama...

Wampirzyca przesunęła wieko trumny, pozwalając swojemu nowemu ojcu spać dalej snem wiecznym. Co powinna teraz zrobić? Zamknęła na moment oczy i bez trudu odtworzyła w pamięci spotkanie z Mo’hetem. To był jej nowy dar (lub też przekleństwo) - pamięć ejdetyczna - zapamiętanie wszystkiego i umiejętność powrotu do wspomnień w sposób tak szczegółowy, jakby faktycznie przenosiła się w czasie. Była to wszakże pamięć nie tylko dotycząca tego, co wampirzyca rejestrowała na poziomie świadomości, ale także niżej - każdy zapach, każdy odblask światła, każdy powiew powietrza, który w danej chwili odczuła, w momencie odtwarzania sceny z pamięci wracał do niej.

- Czego więc ode mnie chcecie? - zapytała stojące przed sobą elfy.
- Wypuść nas stąd - powiedziała kobieta. Nasz Świat stał się naszym więzieniem, otoczeni ze wszystkich stron przez Muszhusz, wegetujemy tu, bez szans na rozwój. Pochodzisz z Ziemi tak jak nasi genetyczni przodkowie. Z tego co już zauważyliśmy, mimo zastoju wiedza Urytów wciąż w wielu dziedzinach może tylko wzbogacić Dih - nasze siostry i braci z Ziemi. Budowaliśmy już miasta, których wieże sięgały nieba gwiazd, nawigowaliśmy i tworzyliśmy okręty, które mknęły poprzez przestrzeń. A co może najważniejsze szczególnie teraz, walczymy z Muszhusz od bardzo dawna. Pozwól nam połączyć się z Dih. Znajdziesz w nas wiernych wyznawców.
Tatiana skrzywiła się na gadkę o wyznawcach.
- Wytłumaczmy coś sobie, mogę was stąd wyciągnąć, ale nie mogę obiecać wam azylu na Ziemi. Ja najwyżej mogę powiedzieć tym w domu, że jesteście cacy i nie zasikacie im wycieraczki. - Powiedziała, choć żart zrozumiała chyba tylko jedna osoba - ona sama. To wiedziała na pewno, pięciu Azigów nie ukrywało swoich emocji tak dobrze jak Matriarchini, którą przed momentem zaszlachtowali. Wyraz ich twarzy był w pewnym sensie bezcenny. Sagianki zaś pokręciły głowami.
- Trzy okręty rozbiły się niedaleko, jeden był wasz. Twoi Ziemianie starają się opuścić osiedle i udać się w tamtym kierunku. - odezwała się kobieta.
- I tak zrobimy. Może statek jest do odratowania, więc powinniście iść z nami... przynajmniej część z was, która może się na coś przydać, jeśli dojdzie do walki.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Wśród Sagów wojna jest domeną kobiet, u Azigów mężczyzn. Tych grup jest też najwięcej. Teraz, kiedy władza starszych jest już przeszłością, my… spojrzała przelotnie na swoich jedenastu towarzyszy. - możemy rzucić przeciw Muszhusz wszystko, a nasze wszystko to coś, czego Ziemianie jeszcze nie widzieli.
Wampirzyca skinęła głową, spoglądając tęsknie na swój wypasiony egzoszkielet, którego nie potrafiła teraz założyć, bo została z niego wyssana - i to dosłownie!
- Brzmi nieźle, choć na razie chciałabym tylko obejrzeć ten nasz statek. Chyba, że nasz kolega Muszhusz też już tam pomyka?
- Muszhusz chcę tylko jeść, jeśli jest jakieś życie, przybędzie. Życie jest… głośne, usłyszy.

Skinęła głową na znak, że rozumie.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 06-12-2017 o 10:45.
Mira jest offline