- Ścierwo! -
Warknął Franc z obrzydzeniem, kopiąc truchło herszta zwierzoludzi. Jak na jego gust to skończyło się stanowczo za szybko. Ta nędzna potyczka w niczym nie zrehabilitowała mu zniszczenia powozu i konieczności nagina dalszej drogi na piechotę. I do tego nie uciął nikomu łba. Beznadzieja.
Powód wzrokom po pobojowisku. Detlef trochę dostał, ale Franc był pewien, że więcej w tym szlacheckie użalania się nad sobą, niż prawdziwiej rany. Zresztą, jakaś gustowna blizna tylko nada jego wymuskanej facjacie męskości i powagi. - Nie martw się Panie von Halbach. Będzie z tego piękna blizna i już nie będziesz musiał zapuszczać wąsa, coby nie mylono Cie z nadobna dziewojom hehehehe! -
Maurer zaśmiał się z własnego, przedniego przecież, dowcipu, ale zaraz mina mu zrzedła i humor go opuścił. Nie mógł na to patrzeć. Spoglądanie na to co wyczyniał ten cały Borys z tak zacnym trunkiem, sprawiało, że bolało go serce. Takie marnotrawstwo, na takie ledwie co zadrapanie! Będzie się przez to smażył w piekle, Fran był tego pewien. Zniesmaczony weteran ruszył podnieść z ziemi swój garłacz i począł ostrożnie sprawdzać, w jakim jest stanie i co było przyczyną awarii. Starał się nie spoglądać na "medyka", bo od samego widoku trzęsły mu się dłonie. - A na chuj nam rozwalony dyliżans? Nawet nie jest nasz. Bierzmy co trzeba, pochwytajmy ludzi, bo zostawić ich tak się nie godzi i ruszajmy w drogę zanim się całkiem ściemni. Nie wiadomo, czy te bydlaki nie poszli sprowadzić więcej swych pobratymców. - |