- Wszystko co mieli pozostało - wyjaśnił Isembard. - Oczywiście poza tym co mieli na sobie i przy sobie. Jak kamień w wodę... Jak kamień w wodę...
- Tak, tak, możecie łazić do woli. Bylebyście co znaleźli i pozwolili mi na dokończenie semafora. I tak ciężko będzie, bo za mało mi robotników zostało. Cóż zrobić? Jak wyjść z opresji? - biadolił zupełnie nie po krasnoludzku Ainurson. Idąc zamyślił się głęboko, zupełnie tracąc kontakt z rzeczywistością. - Co? Ścieżka? Jaka? Nie. Wiecie, że nawet jej nie widziałem. Ale przecież ona prowadzi do nikąd. Kharaz Nakh! To z pewnością elfia magia! Cóż mnie pokusiło, żeby brać to zlecenie. Lepiej było siedzieć na dupsku w domu, a tu robiłby jakiś ludzki partacz! Tfu!
Rzeczywiście, ścieżka zaczynała się przy samej ścianie wieży. Nie było tam nic, co wskazywałoby na istnienie drzwi lub jakiegoś innego przejścia. Kamień, z jakiego wzniesiono starożytną budowlę połyskiwał równo na całej powierzchni, a między łączeniami kamieni wyrastały kępki rachitycznego mchu. Wszystkie spojenia były równe, jednakowe i bez żadnych śladów, wskazujących na to, że którykolwiek z kamiennych bloków mógłby się poruszać. Wolfgang zaprzągł magię do spawdzania ściany, ale i ta metoda nie wskazała niczego niezwykłego. Trzeba było w takim razie sprawdzić, dokąd ścieżka prowadzi.
Ślad był ledwo wydeptany, słabo wyraźny, co wskazywało na to, że jest sporadycznie używany. Wąski pas wydeptanej ziemi prowadził szerokim łukiem za latrynami i niknął w krzakach, jakie rosły na pagórkach ciągnących się wzdłuż Reiku. Po jakiś stu krokach ścieżka kończyła się. Znajdowali się na skraju skarpy, utworzonej w miejscu, gdzie kawałek stoku został podcięty przez wartko płynący kilkanaście stóp niżej potok. Jego brzegi usłane były większymi i mniejszymi kamieniami oraz obiektami rzadko widywanymi w korytach potoków - zakrwawionymi krasnoludzkimi zwłokami.