Kapłanka sadziła akurat dziewannę, gdy do ogrodu wbiegł mały chłopiec. Fali słowotoku jaka zalała półelfkę nie można było jednak pomylić z niczym innym jak z Trzewikiem…
-
Oh, Stimy… spokojnie, nie tak szybko, połowy nie rozumiem. - Próbowała przebić się przez głoski, sylaby i słowa, aż w końcu niziołek musiał zaczerpnąć oddech. -
Wybierają się do Starej Sowy? Wszyscy? - A więc i Joris! Serce mocniej zabiło w jej piersi na samą myśl ujrzenia ukochanego, chwilę później jednak się wystraszyła, co z tego mogłoby wyniknąć.
-
No nie wiem… ale myślisz, że będą chcieli iść z nami? Nie mamy koni ani… niczego… - Próbowała wynaleźć jakąś wymówkę, by nie mówić wprost, że pewnie większość z drużyny, nie ma ochoty na nią patrzeć a co dopiero podróżować.
-
Ja mam moje dyski, a tak poza tym to pojedziemy z Zenobią! Ty też najcięższa nie jesteś! Poza tym nie idziemy z nimi, tylko z nimi. - wyjaśnił precyzyjnie.
-
Zenobia… - powtórzyła za nim cicho kobieta, blednąc jakoś tak… niewyraźnie. Tego jej jeszcze brakowało, by ta zboczona baba, kręciła się obok jej… A co jeśli Joris jest teraz z Zenobią?!
Ta nagła myśl wyssała niemal resztki życia ze szpiczastouchej, która przyklepała brudną dłonią ziemię pod habaziem wielkości samego Stimiego.
-
A zresztą… jaka to różnica… faktycznie - wyszeptała pod nosem, zbierając się do kolejnego wykopywania dołka. -
Czyli jutro… o której? Muszę się przygotować… - Bardziej psychicznie, niż fizycznie, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć.
Stimy czas jakiś przyglądał się Tori w milczeniu, podziwiając co ona tak właściwie robi.
-
Nie wiem? - zaczął niepewnie -
...ale to dopiero jutro. Wszystko w porządku? Mógłbym zabrać jedną glinianą doniczkę? Tą dziurawą.
- Tak, tak… muszę tylko zasadzić ten czystek, bo zwiędnie, i ta mięta… ona też musi znaleźć się w ziemi… - Melune spojrzała znad szpadla na małego mężczyznę. -
Wszystkie doniczki są dziurawe… bo to doniczki, ale możesz jedną wziąć, jeśli jest ci potrzebna, chcesz coś w niej zasiać? Może ci doradze który rozmiar najlepszy… mam ich kilka, o te drewniane są na rumianek, a te pękate nadają się na bławatki, w glinianym dobrze pnie się groszek, albo makówki… zależy co kto woli.
Kiedy Tori mówiła, Stimy odstawił kapelusz i kurę, sam zaś chwycił za doniczkę.
-
Taką na moją głowę - powiedział nakładając pierwszą z nich -
Aha! ...i zostawię wreszcie Małgąskę, bo ciągle zapominam. - Stimy odstawił gliniany wyrób i sięgnął po kolejny, czynność powtarzał przez resztę rozmowy z Torikhą, aż znalazł odpowiednią.
-
Małgąska może spokojnie tutaj zostać, Kurmi tu nie zagląda, bo mało tutaj do roboty… myszy nie ma, ludzi też nie… - Półelfka nie komentowała zachowania Trzewiczka. Każdy miał swojego kręćka, a że mały człowieczek lubił przymierzać doniczki… cóż, lepsze to niż, podrywanie zajętych mężczyzn.
Na samą myśl, wbiła mocniej szpadel w ziemię. -
...znosi jajka?
-
Owies, pszenica, czaaasem dam skorupki to też wydziobie, ale... jajek nie próbowałem. O! Ta będzie dobra! - Stimy zaprezentował, zdjął i jeszcze raz zaprezentował Tori doniczkę, którą zabiera.
-
To jutro z rana wyruszamy. Weź talk i coś do obrony przed złymi duchami. Ja jadę z Zenobią lub Shavrim. Może ty pojedź z Shavrim, a ja z Zenobią. Albo ja z Zenobią, a ty z Shavrim. Może tak będzie lepiej. Mam nadzieję, że Shavri będzie miał dla mnie królicze futerko. - Stimy uniósł wskazujący palec w zupełnie przypadkowym kierunku. -
Pierwszy cel podróży to studnia Szarej Sowy!
Kobieta uśmiechnęła się wesoło, bo jak zwykle dogadała się jak szczerbaty z kowalem.
-
O świcie będę gotowa, spotkamy się przy wyjściu z miasta.