Goblin stanowił jednak jakieś wyzwanie, a tego właśnie mu brakowało! Ostatnimi dniami zielone pokurcze nie wytrzymywały z nimi nawet krótkiej wymiany ciosów, nie mówiąc o zadaniu obrażeń. Ten natomiast stawał dzielnie. Rany na piersi po uderzeniu piekły. Krew ściekała pod skórznią po wyprofilowanych i lśniących od potu mięśniach. Grzmot był zadowolony. Z każdą uncją krwi wyciekającej z jego ran zastępowało ją coś innego. Magiczny dar, który towarzyszył barbarzyńcom zawsze. Czuli go gdy siłowali się z olbrzymami, kończyli beczki przedniego miodu oraz gdy piękne kobiety zaciskały uda na ich pasie. A przede wszystkim nawiedzało ich zawsze w trakcie bitwy. Przynosiło to siłę, odporność i hart ducha. Starszyzna nazywała to nektarem Ymira. Darem dla swoich wyznawców. Tych którzy postępowali w zgodzie z jego naukami. Grzmot nie wiedział czy to rzeczywiście bóstwo obdarzyło go tym razem tym zaszczytem ale zdecydowanie nie zamierzał go zmarnować. Odepchnął szarowłosego goblina tarczą i zamachnął się chcąc zmiażdżyć jego pusty czerep.
Mechanika: atak szału i zmiażdżenie czerepa najbliższego goblina