Roześmiał się tubalnie, szczerząc zęby jaśniejące bielą na tle jego czarnej skóry. Nikt śmiechem humoru nie odwzajemnił, jedynie pytające ślepia oblepiły Mumambę.
- Wilkoczłekami straszyliśmy młodych wojowników, którzy dla dowodu swojej męskości ruszali na wyprawy do zimnych pustyń, lasów i górskich grot. Zrządzeniem podłego losu teraz to ja mam mierzyć się z siłą tych mitycznych istot? O, bogowie, żarty się was trzymają! I skąd my, zawodowi najemni, mamy srebra przynieść dla magicznych substancji? Przecież weselej jest spieniężyć błyskotki, niż nimi ciachać mokrą sierść cuchnącego psem Ilimu...
- zły z obrotu spraw skrzyżował potężne ramiona na piersi, wzdychał głęboko nad zgubnymi dla srebra płomieniami dziwacznych przyrządów alchemicznych. Żadnych takowych nie znał, ale sporo nadrabiał wyobraźnią.