Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2017, 00:31   #131
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28


- Nie tak prędko moja panno. - wujek nie zamierzał odsunąć się od drzwi, ani wyjść przez nie a po tym jak złapał za ramię podopieczną okazało się, że nie zamierza też jej ot, tak wypuścić. W zamian za to przeszedł z nią w głębi pokoju i posadził na hotelowym łóżku. Sam siadł na przeciwnym a, że pokój do wielkich nie należał a wujek był dość gabarytny to siedzieli tak naprzeciw siebie na dwóch łóżkach na odległość niewiele większą niż przeciętna długość kuchennego stołu. Wujek chwilę zastanawiał się co i jak powiedzieć bo pocierał kciukiem wygoloną rano szczękę i milczał.

- Angie. To nie jest takie proste. - zaczął wreszcie choć wciąż pewnie układał sobie w głowie to co ma powiedzieć. - To wszystko. - zrobił nieokreślony ruch ręką po ścianach jakie ich otaczały, drzwi przez jakie weszli, okno przez jaki widać było świat zewnętrzny nadal zalany wodą z rzeki. - Ta cała sytuacja tutaj, ta dziwna wścieklizna, te nasze wzajemne relacje między tobą, mną, Vex a tym co znasz z pustyni i tego co mówił i nauczał cię dziadek. - powiedział i na chwilę zatrzymał się patrząc gdzieś w podłogę. - Właściwie to całkiem skomplikowane. Dla mnie też. - przyznał po chwili zastanowienia lekko rozkładając ręce i z powrotem wracając nimi do własnych kolan.

- To co znasz i co nauczył cię dziadek. To jest bardzo przydatne. Na pewno przyda ci się w życiu. Ale Angie tam było inaczej. Tam byliście tylko we dwoje i nikogo więcej. Tam zachowywaliście się jak na prywatnej strzelnicy. No sama zobacz. Teraz przecież nie strzelamy do każdego człowieka jakiego dojrzymy na horyzoncie. Bo tutaj, w tym świecie to nie przejdzie. I podobnie jest z wieloma rzeczami jakie nauczył cię dziadek i jakie znasz ze swojej jaskini. Tam to działało. Tutaj nie. Tam nikomu nie musiało coś przeszkadzać. Tutaj jest cała masa ludzi którym może to przeszkadzać. Tam mogliście się ukryć a jak już ktoś przypadkiem tam dotarł to był słaby, zagubiony i sam. Mieliście przewagę, byliście panami sytuacji. Tutaj celowo pakujemy się w zbiorowiska obcych ludzi i przewagę możemy mieć tylko na chwilę. Ich jest zawsze więcej i zbiorowo są silniejsi nawet od naszej dwójki. - wujek zaczął mówić od największych różnic jakie widać mu się wydawały między tym co blondynka znała z dotychczasowego życia a tych paru tygodniach jakie teraz spędziła z wujkiem w trakcie podróży przez krainy całkiem odmienne od pustyni na jakiej mieszkała do tej pory. I zamieszkane przez całe mrowie ludzi. Tak liczne, że nawet wujek ich zwykle nie znał ani miejsc przez jakie przejeżdżali czy do jakich dopiero planowali dojechać.

- Ja ci to wszystko tłumaczę Angie bo mi na tobie zależy. - powiedział i spojrzał na siedzącą naprzeciwko nastolatkę patrząc jak zareaguje i co do niej dotrze. - Jakby mi nie zależało, nie gadałbym z tobą. Zabrałbym cię do cioci Ellie i niech ona się martwi. Albo zostawiłbym cię na jakimś przystanku. Albo zabrał broń co została po dziadku i cię tam zostawił albo sprzątnął. Albo zwyczajnie bym nie drałował przez pół kontynentu by w ogóle po ciebie pojechać. Ale no jak widzisz jestem tu. Jesteśmy tu razem. I gadam z tobą. Tłumaczę. Drę się na ciebie jak widzę, że coś robisz nie tak. Nie dlatego, że jestem twoim wrogiem. Bo chce cię zgnębić czy co. Nie. Dlatego właśnie, że mi na tobie zależy. I nie chcę byś wpakowała się w kłopoty. Mamy mało czasu. Dlatego staram się ciebie nauczyć jak żyć w tym świecie. W tym świecie ludzi. Ze słowami. By ci było łatwiej. Byś miała mniejsze szanse pakować się w tarapaty których jest szansa uniknąć. Tak jak na Pustkowiach jest szansa uniknąć kłopotów jeśli umie się przeczytać ślady i dostrzec niebezpieczeństwo zawczasu. Tutaj też można. Ale inaczej to działa. Metody jakie znasz z pustyni tutaj niezbyt ci pomogą. Mogą nawet wpakować w kłopoty. Dlatego tyle gadam do ciebie. Bo mam okazję. Jeszcze mamy okazję. Bo zostawię cię u cioci Ellie i odjadę. I dalej nie będę mógł już cię nauczyć i tłumaczyć byś wiedziała jak się uchronić przed kłopotami aż znowu nie wrócę za rok. - wujek siedział na krawędzi łóżka i mówił. Czasem pomagał sobie gestami wskazując na okno gdy mówił o tym całym wielkim świecie przez jaki przyszło im wędrować i żyć. Tłumaczył i tłumaczył. W końcu na chwilę przerwał gdy wyczerpał ten temat i wziął w obroty kolejny.

- By żyć w tym świecie musisz się dostosować do niego. Nauczyć go. Tak jak dziadek nauczył cię żyć na pustyni. Tak ja próbuję nauczyć cię żyć tutaj. Z tymi wszystkimi ludźmi i ich zasadami. To trudne. Bo zwykle tego uczy się człowiek cały czas od dziecka. I zajmuje całe lata. A my mamy tylko parę tygodni. Więc dla ciebie wiele rzeczy jest nowych i dziwnych. Jedna za drugą. Ale no Angie, świat się nie zmieni dla ciebie, ani dla mnie ani dla nikogo innego. My musimy się zmienić dla świata. Tak jak ktoś chce podróżować czy mieszkać a pustyni musi nauczyć się na niej poruszać i żyć. Ciebie teraz czeka to samo Angie. Musisz nauczyć się żyć wśród ludzi. Nawet jeśli uważasz, że ich mowa, zwyczaje, zasady są dziwne czy głupie. To właśnie tak to tutaj działa. I oni pewnie uznają twoje zwyczaje i zasady za obce, dziwne i niezrozumiałe. - wujek mówił dalej obracając ten sam temat gdy do głowy mu przyszły kolejne pomysły i porównania. Przestał i przesunął palcami po krótko ściętych włosach zastanawiając się jak dalej poprowadzić rozmowę.

- A z robieniem przykrości ludziom nie mówię, że nie możesz. Mówię, że swoim zachowaniem możesz robić przykrość kompletnie nie zamierzenie. I to może zrazić do ciebie ludzi i będziesz się dziwić dlaczego. Będą na ciebie źli, będą się gniewać, krzyczeć albo unikać cię i nie będziesz rozumiała dlaczego. Będzie wyglądać, że cała masa ludzi cię nie rozumie, nie lubi i unika. W łagodnym wariancie. W ostrym mogą przedsięwziąć coś konkretnego właśnie dlatego, że się wkurzą na twoje gadanie, obrażanie ich czy coś podobnego. Co innego jak ktoś nas wkurzy i trzeba utrzeć mu nosa, postawić się okoniem albo powiedzieć mu do słuchu. Jak nas ktoś zaczepia i myśli, że może sobie po nas pojechać. Ale wtedy to jest zamierzone i celowe działanie. Wtedy właśnie to chcemy osiągnąć. - wujek starał się wyjaśnić ten aspekt o jakim wspomniała nastolatka. Jak to jest z tym robieniem przykrości celowym i przypadkowym. - Nie zawsze się uda bo każdemu zdarza się coś chlapnąć ozorem zanim pomyśli. No ale bywa. Rzecz w tym by to się zdarzało najrzadziej. - dodał po chwili zastanowienia razem z uniesieniem brwi i rozłożeniem ramion.

- I teraz musisz sobie odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie. - powiedział wujek i popatrzył znowu na twarz nastolatki. Nawet po kapturem czuła, że oczy wujka bezbłędnie świdrują jej oczy.
- Zamierzasz żyć ze mną czy nie? - powiedział w końcu gdy uznał, że przykuł jej ciekawość i uwagę. - Bo ja po skończonym kontrakcie zamierzam zamieszkać w Teksasie. Ciocia Ellie pomoże mi się tam ogarnąć. Na początku pewnie będę mieszkał u niej. Ale potem pewnie znajdę jakiś własny kawałek ziemi. I spróbuję tam zamieszkać Angie. Wśród ludzi. Nie zamierzam emigrować na pustynię. Nie chce mieszkać na pustyni. Więc jak chcesz żyć ze mną po tym końcu kontraktu no będziesz musiała mieszkać też wśród ludzi. Wśród tych słów i zasad jakimi się posługują. Nie ominie cię to. To nie tak, tylko teraz na tą podróż. Wszędzie gdzie mieszkać będziesz u ludzi będzie podobnie jak teraz. Chyba, że nie chcesz. Wolisz wrócić na pustynię albo gdzie indziej. No to ja cię na silę nie zatrzymam Angie. Ale ja mam właśnie taki plan na moje życie. Na najbliższe kilka lat. Będę wniebowzięty jak będziesz je dzielić ze mną. Ale nie będę cię więził. Jednak żyjąc wśród ludzi musisz nauczyć się ich świata. Nie uciekniesz od tego. A zacząć można i teraz. - wujek wyjaśnił dlaczego uważa za tak ważne by nastolatka nauczyła się jak ten trudny dla niej świat działa. Minę miał bardzo poważną. - Jak się nie nauczysz to w końcu albo ja albo ciocia Ellie będziemy musieli cię odbierać z aresztów, albo płacić odszkodowania, albo tłumaczyć, albo bronić cię przed rozzłoszczonymi ludźmi. A to nie jest w wielu wypadkach konieczne Angie jeśli wie się jak się zachować, co mówić a co nie, albo jak mówić. Tak jak kogoś nie trzeba ratować na pustyni jeśli wie jak się na niej zachować. Jak widzę ile się przez ten czas nauczyłaś to wierzę, że dasz radę. Masz potencjał. Jeśli się postarasz. - powiedział na koniec prawie z westchnieniem wujek wracając spojrzeniem do siedzącej naprzeciw nastolatki. Gdy mówił znowu pomagał sobie dłońmi jakby pokazywał jaką rybę złapał. Raczej średnią płotkę sądząc po rozstawie dłoni. Ale mówił o konsekwencjach niestosowania się do zasad życia wśród ludzi i chyba wydawały mu się poważne. A jednak musiał wierzyć, że podopieczna podoła temu choć nie będzie to proste i szybkie. Tak jak nauczenie kogoś żyć na pustyni nie zabierało ani tygodnia, ani miesiąca ani nawet roku. Ale wierzył, że blondynka temu może podołać jeśli zechce.

- A z Vex to myślę, że widzę sprawę inaczej niż ty. Zwróciłem ci teraz uwagę bo twoje słowa i zachowanie wydało mi się nie na miejscu. Uważam, że nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Była wobec nas w porządku. Więc wypada byśmy byli i dla niej w porządku. Gdybyś tak zwróciła się do kogoś innego to pewnie zareagowałabym inaczej. Zależy o co i do kogo i za co by poszło. Ale nie nakrzyczałem na ciebie dlatego, że Vex lubię bardziej niż ciebie. Lubię was obie. Tylko inaczej. I nie wiem skąd wzięłaś pomysł, że jesteś jakąś przeszkodą czy zawadą. Ja jestem facetem Angie. I pewnego dnia znajdę sobie kobietę. Z jaką będę żył, tulał się, buziakował i może miał dzieci jak się uda. Jeszcze nie wiem czy to będzie Vex. Jeszcze za wcześnie by to powiedzieć. Dopiero się poznaliśmy. Chociaż wydaje się całkiem w porządku. Ale nawet jak nie, jakby nam nie wyszło jednak, no to Angie ja nie zamierzam być sam do końca życia. Będę z jakąś kobietą. Teraz jestem sam bo jestem na służbie. Ciągle w rozjazdach i misjach to słabo sprzyja związkom. Ale jak się to wszystko skończy i wrócę do Teksasu to mam w planie założyć rodzinę z jakąś sympatyczną dziewczyną. Ale mimo to jest tu miejsce dla ciebie Angie. Jesteś dla mnie jak córka. Dla mnie już jesteśmy rodziną. Zespołem. Ty i ja. I ani Vex, ani Roger, ani nikt inny tego nie zmieni. - wujek nadal zachowywał tą swoją charakterystycznie poważną twarz i barwę głosu. Ale Angie czuła nagromadzone pod spodem emocje i napięcie. Milczał chwilę składając dłonie razem i opuścił głowę wpatrując się w podłogę. Trącił butem jakiegoś przebiegającego pająka a ten przyspieszył uciekając w cień łóżka na jakim siedziała blondynka.

- A co do samej Vex to kiedy i w czym była dla ciebie przykra? - zapytał podnosząc głowę i patrząc pytająco na nastolatkę w kapturze. - Co się stało między wami? Wydawało mi się jeszcze wieczorem, że się dobrze dogadujecie. Co się zepsuło? - ciemny blondyn w mundurze doprecyzował pytanie dając nastolatce okazję do przedstawienia swoich racji. Szybko widocznie nie szło załatwić tej sprawy więc wujek widocznie przedłożył rozmowę z podopieczną nad cel po jaki tu pierwotnie przyjechali zostawiając go za zamkniętymi na korytarz drzwiami.




Vex widziała stojąc przy wejściu jak Sam poszedł razem a właściwie krok za Angie wgłąb korytarza. Tam cel wydawał się jasny i oczywisty, te otwarte drzwi gdzie pewnie była mama chłopców i ta nieprzytomna kobieta. Ale niespodziewanie najemnik złapał idącą przed nim dziewczynę za ramię i wpakował się razem z nią do jakiegoś mijanego pokoju. Drzwi widocznie były zamknięte tylko na klamkę bo obydwoje tam znikli a potem drzwi się zamknęły ponownie. I tak nie było ich chwilę, i drugą, i kolejną, właściwie to nawet całkiem sporo.

Grupka przy jakiej stała, motocyklistka w końcu wzruszyła ramionami i przestali chyba czekać czy ciemno blond dryblas i drobniejsza blondynka wyjdą czy nie. Zajęli się swoimi sprawami. Dwójka chłopców kręciła się niecierpliwie szybko tracąc zainteresowanie światem i sprawami dorosłych. Próbowali wejść na oparcie ganku ale te trzeszczało nawet pod ich drobnymi ciałkami. W końcu ten palący na ganku facet zgonił ich z powrotem na ganek za co zarobił od nich obrażone spojrzenia. Chłopcy jednak nie odważyli się stawić opór dorosłemu w bardziej otwarty sposób.

Z luźnych rozmów dorosłych Vex wywnioskowała, że tej nieprzytomnej nikt właściwie nie zna. Zapukała wieczorem do drzwi tego faceta co palił na ganku i szukała miejsca do spania. Ale nie znał jej i nie chciał ryzykować więc skierował ją tutaj bo najbliżej i właściwie był to taki dziki dom noclegowy na takie właśnie okazje. Kobieta zamówiła u nich rano śniadanie. Zapłaciła talonami na paliwo i słoikami z peklowanym jedzeniem które właśnie między innymi poszło a te śniadanie. Rano przyszła i zjadła i wydawała się w porządku. Nie wyglądała na chorą czy cokolwiek co by zapowiadało taką zapaść. Carla. Mówiła, że nazywa się Carla. Mówiła, że ma dość i głowa ją boli. Ale po takiej nocy jak ostatnia nikt nie wstał wyspany czy wypoczęty.

- No i wiecie, no mówiła, że ledwo uciekła przed tą powodziową falą co szła od rzeki. Ale samochód jej zalało i nie dała rady go uruchomić. Szukała jakiegoś mechanika to ją wysłałem do starego Olsena. Miała tam iść. Nie wiem czy poszła. Ale stara się pyta jej czy na obiad też wróci bo jak coś jeszcze ma to może jej zrobić. Wiecie, moja stara to wrażliwa jest, żal jej się zrobiło. No i szama też by nam się przydała a całkiem dobre te słoiki miała. No i mówi ta cała Carla, że tak, że powinna wrócić i najwyżej sobie odgrzeje albo zje zimne. No i nie wiem. Ale dla mnie to od rana nawet jak Olsen by jej grzebał w tym samochodzie to powinna chyba wrócić. Ale kto wie, może tam z nim siedziała? Ale moje chłopaki przylecieli tak niedawno i mówią, że widzieli ją przez okno jak leży i się nierusza. Myśleli, że nie żyje. No to stara przyszła i no jednak żyje ale no taka drętwa prawie jak trup. Nie szło jej budzić. To mnie zawołała no ja was i w końcu posłaliśmy po Kate. Bo nie wiem co. Chlapaliśmy ja wodą, i klepaliśmy po gębie a ta nic. A jak weźmiesz rękę i puścisz to jak kawałek drewna. Nic nie kontaktuje. - facet streścił swoją przygodę z tą nieznajomą. Trochę opowiadał głównie tej kobiecie z którą palił a trochę i pozostałym dwóm z czego oprócz Vex to pozostali pewnie byli jakimiś jego sąsiadami sądząc po swobodzie z jaką ze sobą rozmawiali. Część z nich kiwała głowami na znak potwierdzenia i zgody i na głos zastanawiali się co to może być, co Kate powie, i co dalej z tym robić.

Rozmowa się urwała gdy przy drobnym zamieszaniu na korytarzu pojawiła się mama Jacka i Jamesa. Przeszła przez korytarz i wyszła na ganek. Z miejsca wiec stała się centrum zainteresowania małej grupki. Obydwaj synowie radośnie podbiegli do niej a ona ich objęła matczynym uściskiem. No i co? Pytanie zdawało się wisieć nad kobietą.

- Nie wiem co jej jest. Ma jakąś zapaść. - powiedziała w końcu Kate przenosząc spojrzenie z dwójki synów na otaczających ją dorosłych.

- To akurat wiemy. - powiedział z rozczarowaniem ten facet który dotąd opowiadał najwięcej na ganku.

- Mogła przedawkować jakieś leki albo narkotyki. Mogła mieć udar. Może cierpieć na jakąś chorobę i ma takie zapaści co jakiś czas i trafiło jej akurat teraz. Kto wie po takim stresie w nocy i niewyspaniu może to być to. A nie wiadomo co przeszła wcześniej. Ale wiecie przecież, że nie jestem prawdziwym lekarzem i sprawdzałam na oko bo nawet badania krwi nie mogę zrobić. - uśmiechnęła się łagodnie matka chłopców patrząc z tym łagodnym uśmiechem i lekkim wyrzutem w tym spojrzeniu. Zgromadzeni jakby zorientowali się w tym czy przypomniało im się czym tu wszyscy dysponują i pokiwali głowami mrucząc przeprosiny i podziękowania, że Kate się pofatygowała.

- Ale to co z nią teraz będzie? - zapytał znowu ten facet z zapalonym ręcznie robionym petem w zębach. Reszta popatrzyła znowu zgodnie na Kate wyczekując jej odpowiedzi.

- Możemy czekać. Jak nie wiemy co jej zaszkodziło to nie wiemy co jej podać. Zresztą i tak wątpliwe byśmy coś mieli jak choruje na coś poważnego. Zostaje potraktować ją jak ofiarę udaru. Trzymać w cieniu, obłożyć mokrymi okładami i uzupełniać płyny. Mogło coś ją jeszcze ukąsić ale nie znalazłam na niej śladu ukąszenia. Została przez kogoś ugryziona niedawno ale przez człowieka więc to nie to. Jakby ją ukąsił skorpion czy wąż no to co innego. - Kate powiedziała jak widzi sprawę rekonwalescencji a z wnioskiem o ukąszeniu węży czy insektów głowy znów się pokiwał zgodnie bo tutaj, na południu to nie było nic niezwykłego więc mieli okazję się z tym obyć i mieć praktykę. Zwykle takie ukąszenie zostawało wyraźny, opuchnięty i zaczerwieniony ślad, zwłaszcza po paru godzinach.

- No to pozostaje się modlić i albo wyjdzie z tego albo nie. - powiedziała jedna z kobiet, ta która niedawno też stała na ganku i paliła też ręcznie zmajstrowanego skręta.

- A nie trzeba jej związać? - zapytał ten facet i głowy, w tym i Kate zwróciły się na niego z zaskoczonymi spojrzeniami. Na tyle, że facet chyba poczuł się w potrzebie wyjaśnić skąd wziął ten pomysł. - No tu taka jedna była z takim dużym. - wskazał na wciąż stojącą przed domem czarną furgonetkę Rogera a potem. - I tam gdzieś poszli. - machnął ręką w stronę korytarza gdzie niedawno spora część zebranych stała albo przeszła. - Taka blondynka. I tak mówiła właśnie by ją związać. O, ty ich chyba znasz i byłaś z nimi. - facet wskazywał na swoje ramiona mniej więcej pasując gestem do pokazania długości włosów Angie. Na końcu wreszcie przekazał piłeczkę rozmowy wskazując na Vex. Teraz więc pytające spojrzenia przelały się na nią czekając na jakąś odpowiedź.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline