Wściekła uznała, że odpowiadanie na komunikat nadany przez Alice jest zbędne, więc bez tracenia czasu, nałożyła kask na głowę i odpaliła motocykl. Poprawiła czerwoną bandamę na prawym nadgarstku i dodała gazu ruszając z miejsca. Na szczęście droga nie była daleka, więc Emma zaraz znalazła się pod bramą, obok pozostawionego przez resztę jej wesołej kompanii auta. Wścieklizna postawiła motocykl na nóżce i oparła się o niego nonszalancko, wyczekując Alice. Nim kobieta pojawiła się pani kurier ściągnęła kask z głowy, poprawiła włosy i jedynie rozglądała się po okolicy. Machnęła do niej dłonią, kiedy blondynka wyszła przez bramę.
- To co tu się właściwie odpierdziela? - zapytała znudzonym tonem.
- Jest taka sprawa - zaczęła Alice, opierając się o brezentowe zadaszenie Cytryny. - Ale po kolei... Tak więc mieszkają tu same dzieciaki, nikogo dorosłego. Taki sierociniec założony przez same sieroty - wyjaśniła tytułem wstępu. - Mają tu fajny sprzęt, przydatny kolejom, mieszkańcy chcą współpacować z nami. No w każdym razie szefowa na pewno będzie zadowolona jak Anthony przedstawi jej listę po skończeniu inwentaryzacji... Dave natomiast właśnie wydłubuje śrut z jednego chłopaczka - Halsay uniosła spojrzenie na twarz Emmy. - I z tym chłopakiem wiąże się prośba założyciela tej enklawy. Chłopak został postrzelony gdy dzisiejszej nocy mieli włam do ich bazy. Trzy zamaskowane osoby wdarły się do nich i porwali jedną dziewczynkę. Chłopak chciał ją bronić to przyjął na klatę stał ze śrutówki - blondynka skrzywiła się. - On wyliże się, ale los dziewczyny jest nieznany... Ale możesz się domyślać jak skończy - zastukała palcami po brezencie. - No i dzieciak, który tu przewodzi prosi o pomoc by ją znaleźć. Powiedział co wiedzą o porywaczach. Była ich trójka, jedno z nich mogło być kobietą. Uciekli na koniach rasy pinto... Rozmawiałam z Anthonym, w końcu zna szefową dłużej od nas, twierdzi że bez problemu zgodzi się żeby ruszyć po dziewczynę - po tych słowach oczy Halsey aż zalśniły, gdy wymownie się przyglądała Black.
Emma wysłuchała Alice z kamienną miną. Trudno było stwierdzić, co chodziło po głowie szatynki ale ta miłosiernie postanowiła się odezwać i powiedzieć co o całej sprawie myśli.
- Jesteś pewna, że dziewczyna została porwana? - lekki uśmiech pojawił się na wargach Wściekłej.- Bo z tego co mówisz, chcieli konkretnie tą dziewczynę, skoro nie nakradli nic innego. Więc dziewczyna albo naprawdę chciała pójść z nimi i uciec z jakiegoś powodu, a chłopak został postrzelony bo próbował im przeszkodzić, albo tajemniczy porywacze wiedzą coś o dziewczynie czego nie wiemy my. Nie można wykluczyć, że pozostali wiedzą co z nią, ale na przykład zapomnieli nam o tym powiedzieć. Ja wiem, że to wszystko brzmi tak, że łezka się w oku kręci, ale bądźmy realistami, a nie pieprzonymi romantykami. Zanim pojedziemy za kimkolwiek, przydałoby się dowiedzieć, dlaczego ta dziewczyna jest tak ważna, nie sądzisz? - wyciągnęła wykałaczkę, z tylnej kieszeni jeansów i wsadziła ją sobie między zęby, zagryzając.
Halsey wzruszyła ramionami.
- Dziewczyna mieszka tu od dwóch lat, przybyła po tym jak jej rodzice zmarli, a u wujostwa nie mogła się odnaleźć - odpowiedziała. - Chcesz to możesz pogadać z jej bratem który tu też jest. Trevor, założyciel tego miejsca, nie podejrzewa, żeby to było upominanie się wujostwa o nią. Jak dla mnie sytuacja jest prosta, jacyś posrańcy wypatrzyli ją sobie i porwali do burdelu - Alice wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersi.
- Ile ma lat? - tylko krótkie pytanie padło z ust Emmy.
- Najstarsza osoba w tym miejscu nie ma ukończonych 18 lat. Określali ją mianem "dziewczynki" więc pewnie ma jakieś 11-12 - założyła Halsey, jednocześnie dając do zrozumienia, że nie pytała o to. - Jeśli to dla ciebie ma znaczenie i chcesz dopytać, to możesz przez radio, zostawiłam Anthonemu jedno.
- Lubię wiedzieć na co się piszę, ale rozumiem, że potrzebujemy jeszcze zgody Cal, by w ogóle zacząć cokolwiek planować? - odruchowo poprawiła czerwoną bandamę na prawym nadgarstku. - Myślisz, że się zgodzi?
Alice oparła ręce na biodrach.
- Tak, bez zgody szefowej nigdzie nie ruszymy. Jak ją dostaniemy to dopiero wypytam o wygląd Dot. Rozumiesz, nie chciałam robić im fałszywych nadziei - wytłumaczyła się blondynka. - Anthony mówi, że nie powinno być problemu z przekonaniem Cal. A jak ty do niej zagadasz to chyba mamy zgodę pewna na bank - mrugnęła do czarnowłosej.
- Dobra, daj mi to radio... - stwierdziła odkładając kask na motocykl. Wykałaczkę wyjęła z ust i schowała do tej samej tylnej kieszeni, z której ją wyjęła. - Miejmy to z głowy, bo nie chcemy tu spędzić całego dnia. - dodała odwracając się w kierunku Alice.
Blondynka uśmiechnęła się lekko. Chwyciła klamkę tylnych drzwi auta i otworzyła je.
- Pod tylnym siedzeniem jest radiostacja - powiedziała Halsey i wskazała dłonią we wspomnianym kierunku.
Emma nie wyglądała na za bardzo zadowoloną z obrotu całej sprawy, bo to miał być szybki wypad, zabranie, być może odkupienie tego co jest im potrzebne i powrót. Ale oczywiście coś musiało pójść nie tak, a wszyscy rozczulają się nad dziećmi wychowywanymi w tym zepsutym świecie. Sprawa śmierdziała jej na kilometr i nie do końca wierzyła w teorię, jakoby dziewczynkę porwano do burdelu, skoro były tu starsze, lepiej byłoby wziąć te, więcej zniosą. Poza tym do burdelu wzięli by kilka dziewczyn, a nie jedną. Coś tu cuchnęło, ale Emma nie do końca była w stanie sprecyzować co takiego.
Mimo wątpliwości pokręciła przełącznikami na stacji, co by połączyć się z szefową. na jej wargach pojawił się firmowy uśmiech numer sześć.
- Hej, Calpuria, miło Cię słyszeć, jest taka sprawa...
Wścieklizna wyłożyła przełożonej całą sprawę, przedstawiając ją o wiele dramatycznej niż w rzeczywistości wyglądała. Dlatego po krótkiej rozmowie, zakończyła kontakt z dowódcą i popatrzyła na blondynkę. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Mamy zgodę, więc jaki jest plan? Mamy kogoś, kto potrafi tropić?