09-12-2017, 20:43
|
#6 |
| Erica stała pod ścianą od strony drzwi do obory, spoglądając raz po raz przez szpary w ścianach na zbierające się hordy nieumarłych. Gdzieś kilkaset metrów stąd pod głazami leżał jej martwy ojciec Vitto - jej ukochany ojciec. Miała tylko nadzieję, że nie spotka go jako ożywione zombie. Serce na chwilę jej się zatrzymało myśląc o ojcu i o rodzinie którą zostawiła w Merfeld, a którą obiecała ojcu odnaleźć.
Odgarnęła do tyłu swoje długie czarne włosy, jej śniada skóra sprawiała, że nie pasowała do pozostałych ludzi którzy znajdowali się w oborze. Spojrzała przez chwilę na zebrane w oborze osoby. Mieszkańcy przerażeni tym co się stało kłębili się w kącie, krasnolud wraz akolitą Sigmara wiązali sznur do wideł blokujących drzwi.
Ona się nie odzywała, skupiona modliła się “- Daj mi siłę by przetrwać o wielka wojowniczko. Niech śmierć naszym wrogom przyniesie tobie cześć. Myrmidio daj mi proszę siłę, by mieczem i łukiem strzec ludzkość przed tymi kreaturami” - urwała, nie wiedziała, czy może się tak bezpośrednio zwracać do swej bogini, jednak pozostała jej tylko modlitwa, sprawne oko i mocne mięśnie. “ - Muszę pomścić ojca” - pomyślał. Sprawdziła ostrze miecza wiszącego jak dotąd u boku jej pasa, schowała go jednak zakładając cięciwę na ramię łuku, a do ręki biorąc strzały. Nie mieli wyjścia musieli stąd wyjść. - Otwierajcie bramę, musimy stąd wyjść póki te żyjące padliny nie zleciały się wszystkie - to były pierwsze słowa Akolitki Myrmidii odkąd znaleźli się wszyscy w potrzasku. - Puście krowy przodem, nie wchodźcie między nie by was nie stratowały, powinniśmy raczej uciekać stąd w przeciwnym kierunku niż one - zakończyła gotowa na walkę. |
| |