10-12-2017, 09:28
|
#50 |
| Ranny Kaltblut przyjrzał się mętnym wzrokiem stojącym nad nim ludziom. - Nie wiem... kto to był i ilu ich dokładnie było... nie było mnie w jaskini... jak zaatakowali... - rzucił słabym, cichym głosem. - Jak wróciłem... dostałem cios mieczem... to byli ludzie... chyba... tacy zgarbieni jakby, w łachmanach... wydawali z siebie dziwne odgłosy... takie piski i zgrzyty, jak zardzewiałe zawiasy... Uciekli przez tę dziurę... w której utkłem...
Kaspar, rozglądając się za skarbami, niczego takiego nie dostrzegł. Może napastnicy zabrali je ze sobą? A może zbójnicy już zdażyli zrobić z nich użytek? Teraz nie było to najważniejsze. Podał Kaltblutowi kartkę znalezioną przy martwym kowalu i nakazał ją odczytać. - To... to są opisy... waszego wyglądu... Ned... Ned chciał nas ostrzec... przed wami...
Herszt przeniósł spojrzenie na Kasję tamującą krew na jego ramieniu i uśmiechnął się słabo. - Mówiłem... że nie wiem... kto zabrał Julianne... ojciec... może i wysłał kogoś... on mnie nienawidzi... Poszli dziurą... muszę ratować Julianne. Ona... ona...
Nie dokończył. Głowa bezwładnie opadła mu na bark i już się więcej nie poruszył.
Po krótkiej naradzie awanturnicy postanowili ruszyć w ślad za porywaczami dziewczyny, choć przejście przez wąską dziurę wcale nie było takie proste. Najłatwiej mieli oczywiście Max i Kasja, pozostali mężczyźni momentami musieli pełznąć, gdy tunel przewężał się, zasiewając w ich umysłach widmo utknięcia tu na zawsze. W końcu, po kilkunastu metrach takiego czołgania, znaleźli się w otwartej, okrągłej jaskini oświetlonej dwoma pochodniami.
Panujący tu smród był jednak nie do zniesienia, a odkryte w kącie jaskini ślady stolca i moczu upewniły bohaterów, że ktoś traktował to miejsce jako wychodek. Wychodek, w którym w dodatku się pożywiano - świadczyć o tym mogły niedojedzone, nadpsute truchła królików i jakichś większych zwierząt, resztki chleba walające się po jaskini i innego pożywienia. Kto mógł mieszkać w takich warunkach? Czy aby na pewno byli to ludzie? Te i inne myśli przelatywały im przez głowy, gdy przeczesywali pomieszczenie.
Kasja natrafiła na sporą buteleczkę z jakimś napisem, więc podała ją Kastorowi, a ten odczytał słowa jako "wywar z rumianku". W mig przypomnieli sobie słowa aptekarki o tym, że Julianne kupowała środki na nudności. Od smrodu zaczynało kręcić im się w głowach, a z jedynego wyjścia z tej pieczary prowadzącego w mrok kolejnego korytarza usłyszeli niesione echem, dość dalekie odgłosy. Jakby piski, choć daliby głowę, że dźwięki te na pewno nie należały do człowieka... |
| |