Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2017, 16:26   #4
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


- Czy mogę o coś zapytać?

Amanda już po tym pytaniu wiedziała, iż jest coś grubszego na rzeczy, zaś na takie wcale nie miała ochoty odpowiadać. Przeklęła się w duchu za własną ciekawość, która, wiedziała to z całą pewnością, któregoś dnia ją zgubi. Między głowami ludzi widziała kok matki Kierona.
- Oczywiście.

- Wymienimy się numerami?

Tego właśnie się spodziewała. Z jednej strony miała ochotę się roześmiać, a z drugiej załamać ręce. Oczywiście, że nie była stara! Nie znaczyło to jednak, że ma zamiar narażać się na zarzut molestowania niepełnoletnich. I że miała na nich ochotę. Może zastanowiłaby się, gdyby miał ze cztery lata więcej. Uśmiechnęła się do chłopaka.
- Ceniące się kobiety zwykle nie są łatwe. Choć z drugiej strony większość lubi facetów pewnych siebie. Tak trzymaj - odparła najłagodniej jak potrafiła.

Kieron pokiwał głową. Nie wyglądał, jakby docenił komplement. Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale jego rodzice byli już zbyt blisko. Uśmiechnęli się promiennie do przewodniczki.
- Jak było? - zapytała syna.

- Całkiem nieźle.

- Dziękujemy pani bardzo. Dobrze by było, gdyby Kieron orientował się w środowisku nie tylko swoim.

- To była przyjemność. Trzymaj się. Do widzenia.
Wątpliwa, dodała w duchu, choć nie ma tego złego. Złapała ochotę na tego przystojniaka obok Mastertona i postanowiła, że będzie go miała jeszcze tej nocy. Przygryzła wargę na samą myśl. Wystarczyło go tylko odnaleźć, odizolować od grupy, osaczyć i dopaść. Mężczyźni to nieskomplikowane stworzenia, więc co mogło się nie powieść?

Nagle zmrużyła oczy. Do zgromadzenia dołączyła rudowłosa kobieta. Całkiem niebrzydka. To znacząco utrudniało sprawę i wydłużało to, na co Amanda nie miała najmniejszej ochoty - oczekiwanie. Niemniej każdy drapieżnik wiedział, że należało wyczekać odpowiedni moment przed przystąpieniem do ataku.

Podeszła do stołu z przekąskami.




- Ta ruda też jest nowa? - uniesiona brew skwitowała ploteczkę. Jung pokręcił zdecydowanie głową. Spojrzał ze zmarszczonymi brwiami w kierunku tematu rozmowy.

- Jest najstarsza stażem. To Adela Walker, ulubienica Browna. Przetrwała dwie „kadencje” i zanosi się na trzecią.

- Ha. Usuwanie konkurencji?

- Pielęgniarki nie mają takiej mocy w Larch Peak Lodge. Podczas mojego pobytu przypadkiem usłyszałem rozmowę, w której sanitariusz Simpson informował sanitariusza Kenta o nadzwyczajnej zręczności palców panny Walker.

- A ci sanitariusze? - kobieta bawiła się kieliszkiem.

- Coś ciekawego wiadomo o nich?

- Zbyt lotni nie są, ale to też nie głupki. Proste chłopaki. Często widziałem jak grają w koszykówkę.

- Długo tu już jesteś? Wspominałeś kilka razy pobyt ale brzmi jakbyś był tu całkiem zadomowiony.

- Na benefisie? A nie spojrzałem na zegarek. W Larch Peak Lodge? Byłem tam jakiś czas temu przez niespełna trzy tygodnie.

- I wracasz na spotkania absolwentów? - kobieta zaśmiała się nieco złośliwie - Myślałam, że doktorek ustawia wszystkich do końca życia…

- To pierwszy benefis. Choć nie dogadywaliśmy się najlepiej, szkoda było przegapić. Uroczystość radosna, a jednak poprzetykana cierniami…

- Cierniami? - w odróżnieniu do Junga, kobieta wpatrywała się w tłumek gości. Szacując, obserwując, zapamiętując. Jej wzrok przyciągnął mężczyzna, z którym tu przyszła. Stał obok trzech facetów oraz całkiem nowym elementem wystroju - rudowłosą kobietą. Jung pokiwał głową.

- Gdybym miał namalować obraz, to właśnie taki by był. Feeria kolorów, a między nimi kolce cierni.

Z każdą chwilą wyglądał na coraz bardziej strapionego.




Graham Masterton stał w towarzystwie Keitha Richardsa oraz dwóch mniej znanych artystów. Jeden z nich był ciemnowłosy i przystojny, zaś drugi nieco myszowaty z twarzy. Zbliżenie się rudowłosej dziewczyny jako pierwszy dostrzegł pisarz, o czym świadczył promienny uśmiech, jaki wykwitł na twarzy.
- Przyłącz się do nas, kochana. Im nas więcej, tym weselej. Opowiadałem właśnie o mojej przygodzie w Londynie. Pozwolę sobie przedstawić moich znamienitych rozmówców. Keith, Reece i Robin. Graham Masterton, bardzo mi przyjemnie - ukłonił się serdecznie.

- Alex Greanleaf, zajmuję się głównie poezją - przedstawiła się z ładnym uśmiechem wymalowanym na gładkiej buzi, po czym dołączyła do kręgu mężczyzn.

- Skoro panowie zapraszają, to i chętnie się przyłączę na krótką chwilą. Przygoda w Londynie, powiadasz? Mam nadzieję, że należy do tych czule wspominanych.

- Oh naturalnie! Zawsze lubiłem spotkania autorskie. Można opowiedzieć wiele ciekawych historii, a nie tylko dawać im je do przeczytania. To zupełnie inna płaszczyzna kontaktu.

- A ja raczej nie przepadam - uśmiechnął się blado myszowaty, po czym zerknął za siebie w kierunku stołu.

- Przepraszam państwa na chwilę.




Steven był zdecydowany. Musiał "przypadkiem" wpaść na Rebeccę, dlatego trzymał ją w zasięgu swojego wzroku. Jeszcze nie do końca wiedział jak to zrobi.

Widział jak podchodzi do jakiegoś niewysokiego człowieka stojącego przy stole z przystawkami. Jego twarz była nieco zbyt mocno wysunięta do przodu, przez co nasuwało się silne skojarzenie z gryzoniem o uciętych wąsach.




Gdzieś mignęła mu twarz Keitha Richardsa. Gdy podszedł bliżej dostrzegł jego towarzystwo w osobie Grahama Mastertona, przystojnego bruneta, rudowłosej kobiety i nieco mysiego blondyna.

Richard podszedł do nich, nie chcąc jednak być zbyt nachalnym, podszedł do najbliższego Richardsowi stołu z przystawkami, przy okazji przysłuchując się prowadzonej rozmowie, by ewentualnie znaleźć jakiś punkt zaczepienia, by włączyć się do konwersacji, lecz Masterton nie ułatwiał sprawy. Dość ogólnikowo opowiadał o spotkaniu autorskim.




Krążyła po sali nieco znudzona. Choć Jenkins było zbyt mało pewny siebie, jak na jej gust, przynajmniej można było z nim zabić czas. Jeśli nie znajdzie sobie nic lepszego do roboty, to opuści to zacne towarzystwo znacznie wcześniej niż planowała. A nie zamierzała siedzieć długo.

- Smaczne te babeczki?

- Aaa nie wiem - odparł niski, niespecjalnie przystojny mężczyzna. Niewiele myśląc złapał jedną i odgryzł kawałek. Zamyślił się.

- Jak lubi pani opieńki, to chyba tak.

- Szczerze mówiąc, nie bardzo.

- To nie polecam. Za to te pączki serowe są świetne. I tamte grzanki. Co prawda są z pomidorami i czosnkiem, ale jeśli nie przeszkadza pani to, że będzie od pani waliło, to koniecznie proszę spróbować.

Roześmiała się.
- Od pana nie wali.

- Bo ciężko się napracowałem. Powyżerałem całą ozdobną pietruszkę z trzech tac, a potem zagryzłem łososiem. Więc teraz może walić ode mnie rybą.

Tego się nie spodziewała. Facet mogący aspirować na króla nornic zainteresował ją bardziej rozmową o smrodzie z ust niż niczego sobie Steven na tematy osobiste.
- Nic nie czuję.

- Cieszy mnie to. Jeśli to panią pocieszy, to od pani czuję tylko perfumy.

- Cieszy mnie to - odparła z uśmiechem wgryzając się w poleconą zapiekankę, po której będzie waliła czosnkiem.




Obok niej stanął jakiś mężczyzna. Normalnie nie zwróciłaby na niego uwagi, gdyby nie fakt, iż większa część jego uwagi wydawała się być zaabsorbowana przez tą samą grupę, którą interesowała się ona. Choć najpewniej miał zupełnie inny cel niż ona.

Przelotnie spojrzał na Amandę, a ona odruchowo niemal uśmiechnęła się do niego.




Została sama. Jung oddalił się porozmawiać z Brownem o cieniach w jaskrawym świetle i nie wrócił, co nie znaczy, że go nie widziała. Przeciwnie. Wypadł z sali jak oparzony. Przed wyjściem zatrzymał się jeszcze i rozejrzał, jakby próbował znaleźć coś w sali pełnej osób. Postawił nawet krok w kierunku wnętrza, gdy nagle... zawrócił ponownie i wybiegł.




Adela Walker stała w miejscu z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Patrzyła na wprost przed siebie niewidzącym wzrokiem oszołomiona. Jakby otępiała.

Coś w jej wnętrzu chciało wrzeszczeć, szamotać się i szarpać. Rozpaczliwie próbowało wydostać się na powierzchnię. Jednakże nic z tego nie wywołało nawet najmniejszego drgnięcia.

Adela Walker stała w miejscu z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Tak jakby wcale jej tu nie było. Jakby znajdowała się w zupełnie innym miejscu.

To, co mąciło wnętrze kobiety już dawno nie żyło utopione w odmętach bez dna. Było tylko echem, którego źródło zniknęło bezpowrotnie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline