Zamknij powieki.
Wsłuchaj się w brzmienie słów i ciszę pomiędzy nimi. Zanurz się i zapomnij. O mnie, o sobie, o wszystkim wokół. Niech myśli płyną do źródła.
Pradawnego źródła prawdy i piękna.
Smoliście czarny kruk, poderwał się niespodziewanie do lotu. Zdawać by się mogło, że przerażenie ścisnęło mu serce i wzbudziło niepohamowane pragnienie ucieczki. Zalegająca wokół cisza nie zwiastowała żadnego niebezpieczeństwa.
Z rozkołysanej gałęzi, na której jeszcze przed chwilą siedział kruk, pomknęła w dół srebrzysta kropla. Mknęła nieuchronnie ku zatraceniu. Jej nieskazitelne piękno lada moment roztrzaska się na miliony nic nieznaczących drobin.
Wilgotny pocisk dosięgnął celu i wybudził tkwiące w letargu zmysły. Miliony bodźców, wrażeń i odczuć spłynęły na Hawwę z siłą wodospadu.
Kształty i kolory wirowały przed oczami kobiety w iście opętańczym tańcu. Wiele uderzeń serca minęło nim jej umysł zdołał uporządkować migoczący wokół chaos.
Las. Otaczał ją mroczny, dziki, pradawny las. Pierwotny bór o którym opowiada się w legendach.
Nie znała tego miejsca, choć jednocześnie zdawało się jej ono bliskie sercu i budziło przedziwną nostalgię.
Jej umysł wypełniała pustka. Widziała tylko, że przy narodzinach nadano jej imię Hawwa.