Królestwo za konia.
Tak powiedział ponoć jeden z władców, jeden z tych co to żyli dawno temu i daleko stąd.
Detlef królestwa pod ręką nie miał, ale z przyjemnością oddałby zawartość plecaka za konia, który pozwoliłby mu się dosiąść.
Albo jeszcze lepiej - za wózek.
Potrzebował odpoczynku - jednej czy dwóch dobrze przespanych nocy, może wtedy nie byłby ciężarem - kulą u nogi - dla swych kompanów.
* * *
- Świnie? Powinny być kozy - mruknął nawiązując do spotkanych niedawno mutantów. - Spotkani niedawno 'przyjaciele' wyglądali jak spod jednej sztancy. Akurat jak z hodowli.
Oględziny gospodarstwa przyniosły niezbyt wesołe wnioski.
- Na miejscu mutantów nie napadałbym na dyliżanse, a na takie gospodarstwa - rzucił. - A może tu mają swoją siedzibę - dodał, tracąc ochotę na dłuższą gościnę w tym miejscu.
Na wszelki wypadek przygotował broń.