Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2017, 16:18   #55
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Tymczasem Alexander nie niepokojony opuścił klasztor.
Przez chwilę tylko zastanawiał się, czy ktoś go nie zatrzyma, ale zbrojni przywiedzeni tu z Wiednia przez starego Gangrela, patrzyli na niego jedynie z czujnością gdy przechodził przez bramę. Nikt nawet nie zakrzyknął, aby spytać o cel opuszczenia monastyru zbudowanego w tej górskiej głuszy. Nikt nie przejął się możliwością ‘ucieczki zakładnika’

To mu wiele powiedziało.
W każdej chwili mógł tym zakładnikiem przestać być, po prostu odchodząc. Angus z pewnością miał złudne nadzieje na to, ale i niszczącą je świadomość, że Alexander jest tu z woli Marcusa i ma jakąś misję.
Nie mylił się.

Alexander nie okłamywał Aili…
Mimo trzech nocy z rzędu picia krwi Marcusa, w tym za trzecim razem przy przemianie, nie czuł do niego uwielbienia i miłości. Przeciwnie, czuł obrzydzenie, nienawiść za Wygódki i przekonanie, że taki sukinsyn istnieć nie powinien. Problem w tym, że Marcus powiedział łowcy o pewnych niuansach świata nocy, a Merlin nie zaprzeczył. Trwała wojna, Marcus był potrzebny tej właściwej, w rozumieniu Alexandra, stronie.
Z drugiej strony rozumiał też Ailę.
Byli nieśmiertelni i zemstę mogli odwlec, dla smaku, choćby i o wiek, czy dwa, ale wciąż żywe w nich było czucie tego wszystkiego jak ludzie, nie jak nieumarli. Jak najszybsze osiągnięcie celu, gdzie zwłoka mogła oznaczać niemoc w osiągnięciu go w ogóle. Nie mógł dziwić się, że ona, o wiele bardziej skrzywdzona, chce pomsty od razu. Że odrzuca zimne planowanie, na które stać było jego.
Postąpienie wedle planu Marcusa, to jak postawienie się przeciw niej.
Postąpienie wedle chęci Aili, to wzmocnienie starszyzny, Ligi z Wiednia śmiercią Marcusa w czasie buntu młodych nieumarłych.

Pokręcił głową idąc przed siebie. Skierował się do obozowisk, które zostawił ze swymi ludźmi wyprawiając się na starego wampira jeszcze jako śmiertelnik.

Ogryzione trupy koni leżące w ciemności sprawiały przygnębiająco-makabryczne wrażenie. Alexander niewiele widział w świetle księżyca przesłanianym przez drzewa i ograniczał się jedynie do ostrożnego stąpania wśród pozostałości dawnego obozowiska.
W końcu prawie zderzył się z powozem i zaklął. Na Kocich Łbach, jeszcze jako sługa Elijahy myślał, że wszystkie wampiry jako stworzenia nocy świetnie widzą w ciemności. Cóż… praktyka boleśnie weryfikowała ten pogląd.

Przystanął rezygnując z rozglądania się bo nie miało to sensu.
Jak w takich warunkach polować?
Pokręcił głową.

Moc jaką posiadłeś z przebudzeniem, pozwala ci porozumiewać się ze zwierzętami.
Przyzywać je.
Nie będą też ci tak wrogie jak zwykle są nieumarłym.
Wciąż musisz je przekonać, nagiąć do swej woli, ale…
Możesz próbować to zrobić porozumiewając się z nimi.
Możesz wykorzystać to, że nie reagują na ciebie jak na innych.
Gniewem.
Strachem.
Odrazą.
Możesz wyciszać bestię, która w nich drzemie, gdy coś pójdzie źle.
Wszystko w twoich rękach i słowach, ale to i tak wiele.
Wielu nieumarłych gardzi tą mocą.
Wielu jej zazdrości.

Słowa Marcusa szumiały mu w głowie, jako echo tego co mówił mu wczorajszego wieczora. Po przeistoczeniu, a przed wyruszeniem do klasztoru.
Alexander odchylił głowę i zawył.
Sam zdziwił się jak bardzo naturalnie mu to wyszło.
Chciał wyć jak wilk i… tak się stało, choć był jeno człowiekiem…. a nawet nie, wampirem.

Nie czekał długo.
Zaalarmował go jakiś ruch w ciemności, na skraju zmysłu wzroku, na skraju zmysłu słuchu.
Usłyszał w końcu warknięcie, a światło księżyca ledwo odbiło się w ślepiach.

[MEDIA]http://pm1.narvii.com/6450/de913b550ca9f9669ec993644a514cb8d2e3621e_00.jpg[/MEDIA]

- Chodzący nieżywy… - Alexander złapał się na tym, że rozumie to warczenie.
- Dziecię nocy. Ty syn księżyca - bękart wywarczał. - Jak bracia.
Warknięcie wilka nabrało mocy, było bardziej wściekłe, agresywne.
- Bracia w nocy. Wilk. Nieumarły. Sowa - Alexander nie rezygnował. - Moje konie. - Spojrzał w kierunku gdzie leżały gnijące resztki zwierząt.
- Dobre mięso. Wtedy. Teraz złe. Jak ty. Dobre mięso. Wtedy. Teraz złe. One są Twoi bracia. Bracia w śmierci.
- Było więcej. Gdzie.
- Uciekły.
- Ty mięso, ja krew. Polowanie?

Warknięcie wilka w odpowiedzi przypomniało prychnięcie, ale nic więcej nie nastąpiło.
Drapieżnik wycofał się.
Ktoś nadchodził.

Alexander odwrócił się spoglądając w mrok uznawszy, ze to Aili trochę zeszło, ale wreszcie mogli wyruszać na łowy... Tylko że to nie była Aila, lecz Viligaiła. Wysoki wampir odziany był w szeroką opończę. Szedł zgarbiony, opierając się o podróżny kostur.
- Nie obawiasz się tak chodzić po tym lesie? - spytał Alexander na głos, nie poruszając się i wciąż stojąc przy wozie.
- A czego mam się bać? Śmierci? - pytaniami na pytanie odpowiedział cicho pogański wampir i podszedł do rozkładających się szczątków konia. Przyglądał się trupowi z uwagą.
- Ten, którego przybyliście zniszczyć dał rozejm, ale tych co poza klasztor wychodzą, może zaatakować.
- Pytanie po co miałby to robić, skoro sam liczy na polubowne rozwiązanie sprawy - odpowiedział Tremere, biorąc garść ziemi i posypując nią zwłoki. Coś przy tym wymamrotał cicho, po czym przeszedł do kolejnych szczątków.
- Nie jesteś z Rzeszy, nie znać w tobie Węgra ni Polaka - Bękart zmienił temat - kim jesteś? Me imię, Alexander d’Eu.

Wampir odprawił kolejny dziwny rytuał... czy cokolwiek to było i dopiero wtedy odpowiedział:
- Znam twe imię, lecz to nie znaczy, że wiem kim jesteś. Nikt poza tobą nie wie. A szczególnie twoja małżonka, prawda? - Viligaiła dopiero teraz spojrzał w mroku na rycerza. Jego wzrok był jednak pozbawiony ciekawości, raczej smutny, jakby wszystko już wiedział i ta wiedza go smuciła.
- Aila dobrze wie kim jestem, nie wiem czy bardziej czy mniej niż wiem to ja sam.
- Może... - odpowiedział wampir i ruszył wolnym krokiem w kierunku monastyru. - Teraz jednak wątpi, gdy odkryli z Angusem to, co skrywały lochy.
- Czemu służysz tym z Wiednia?
- To nie jest właściwe pytanie, Alexandrze d’Eu. - Tremere mówił, oddalając się. Jeśli bękart chciał z nim jeszcze rozmawiać, musiałby za nim ruszyć. Rozważał to przez chwilę, ale jednak nie zdecydował się na to. Dziwny nieumarły nie wyglądał na chętnego do rozmów, a i Alex chciał chwili ciszy.
- Aila nie przyjdzie. Angus zabronił jej z tobą rozmawiać - rzucił na odchodne Tremere.

To chyba ostatecznie przekonało Alexandra, bo oderwał się od wozu by ruszyć za tajemniczym nieumarłym.
- Zabronił… - odezwał się jakby smakując to słowo. - Zaiste tak to idzie, starszym przyszywać lub wzbraniać, a młodszym być im posłusznymi. Do kresu. W smak ci to?
Viligaiła przystanął.
- Patrzysz na rzeczy wielkie, nie zauważając tego, co blisko ciebie. Czy będziesz szczęśliwy zostając sam ze słusznymi, twoim zdaniem, poglądami? - znów nie odpowiedział wprost. Co więcej, po chwili ruszył dalej.
- Dawniej uważałem wampiry za potwory, traktujące ludzi jako zabawki, pionki na szachownicy, sługi od których wymaga się posłuchu i wierności. - Alexander zrównał się z nim w powolnym kroku. - Okazuje się, że i nieumarli od tego wolni nie są. Wiesz o czym mówię. Sam teraz jestem bo Aila przyjść nie chciała, czy dlatego, że Angus, starszy i jej sire, zabronił?
- Nie mi to wiedzieć - zbył go Viligaiła.
- Gdy przyjdzie co do czego może dobrze byś wiedział. Kim jesteś gdyś dla nich podporządkowany obcej woli, a kim możesz być sam decydując o sobie. - Alexander zamilkł nie drążąc dłużej i nie nagabując tajemniczego wampira.


Po powrocie do klasztoru Bękart pewnym krokiem ruszył w stronę celi Aili, w której zamieszkiwała jako mniszka jeszcze za życia i w której spędzili ostatni dzień, jako już dwoje nieumarłych.
Przystanąwszy przed drzwiami zapukał.
- Jest w lochach - usłyszał niedaleko głos i dopiero po chwili spostrzegł jak z cienia w załamaniu muru wyłania się sylwetka Angusa.
- Nic jej nie jest? - spytał młodszy Gangrel spoglądając na sire szlachcianki.
Wampir uśmiechnął się półgębkiem.
- Pytasz czy ja jej coś zrobiłem, czy pozostałe dzieci Marcusa?
- Pytam czy nic jej nie jest, poza tym, że nie żyje, zabita w Wiedniu.
- Nic jej nie jest. Fizycznie - doprecyzował Gangrel.
Alexander kiwnął głową i odstąpił od drzwi.
Ruszył ku wejściu do podziemi, pod którym ostatnio rozmawiał z małżonką. Minął tu jednego strażnika, lecz ten nie zareagował nawet na wampira. Tylko spojrzał nań nieprzychylnie spod hełmu.

Gdy zagłębił się po schodach w podziemia, trzymając tlącą się pochodnię jak najdalej przed sobą, ostrożnie stawiał stopy na schodach.
- Ailo? - zawołał schodząc w dół.
Nie było odpowiedzi.
Alexander dostrzegł jednak, że głębiej w korytarzu tli się przynajmniej jedna pochodnia. Tam w przedostatniej celi znalazł swoją żonę, podającą jakąś gorącą zupę trzęsącym się mniszkom. Żywych zostało ledwo pięć, z czego wszystkie były wychudzone i przeraźliwie chude, aż dziwne, że mogły unieść w dłoniach miski z wywarem. Zresztą po chwili, gdy podawszy posiłek, Aila zalizała ranę na swoim nadgarstku tajemnica ta się wyjaśniła. Wciąż jednak pozostało wiele innych niewiadomych…
Przystanąwszy przy wejściu do celi wampir obserwował żonę z twarzą nie wyrażającą większych emocji.
- Znaleźliście zatem sekret Marcusa - powiedział w końcu.
Nie odpowiedziała. Poprawiła koc na jednej z kobiet i patrzyła na nie w skupieniu, ignorując najwyraźniej istnienie małżonka.
- To żywe służki krwi, nieumarłe jak rozumiem wykończyliście? - zainteresował się nie zwracając uwagi na ignorowanie go.
Spojrzała na niego odwracając nagle głowę. Zobaczył wściekłość w jej oczach. Wstała jednak pozornie spokojnie i wyszła przed celę, zamykając ją następnie. Podeszła do drzwi ostatniej z izb w lochach. Skinęła głową w kierunku krat.

Bękart podszedł do niej zaglądając i przyświecając sobie pochodnią, ale mimo światła jakie dawała musiał się dobrze przyjrzeć, bo cela była głęboka. Po chwili jednak dostrzegł zarysy trzech leżących na ziemi ciał. Wszystkie ułożono w podobnej pozycji, wszystkie też miały osikowy kołek wbity w pierś na wysokości serca.
- Przewidywał, że same nie dadzą rady. Myślałem jednak, że wykorzystał do tego wieśniaków z Przyklasztorów - powiedział z zastanowieniem w głosie. Spojrzał na Ailę odwracając głowę. - Co dalej?
Popatrzyła na niego, prosto w oczy. Stała tak chwilę i nie odzywała się. Potem wyminęła męża, by ruszyć ku wyjściu.
- Nie zajęło mu długo nastawienie swej córki przeciw mnie. - W jego głosie szyderstwo mieszało się z bólem.

Zgubiła na moment rytm kroku, lecz nie zatrzymała się.
Odeszła.
Znów.

Poszedł za nią, ale nie odzywał się już. Chciał znaleźć Angusa.
Raz tylko się obejrzała, rozumiejąc chyba dlaczego ją śledzi, bo nagle skręciła ku wyjściu na placyk wewnątrz klasztoru. Tam stał Angus, wpatrując się w nocne niebo, jakby na coś czekał. Aila nie podeszła do niego. Stanęła przy drzwiach, jakby czekając na posunięcie małżonka.
- Mam odejść z klasztoru? - spytał bękart przystając blisko wejścia i nie podchodząc za blisko do starego Gangrela. Wyczuwając nastrój Aili nie czynił przy tym żadnego gestu względem niej.
- Bynajmniej. Nasza umowa z Marcusem jest aktualna - powiedział Angus, po czym dodał: - Spróbuj jednak uchybić porozumieniu, a dołączysz do siostrzyczek.
- Nie wiem czy to moje siostry w krwi, ich ojcem może jest Marcus, może Merlin. - Alex wzruszył ramionami. - A Marcus chciał bym tu był, abym poprowadził przeciw tobie to co zostawił w lochach. Jego plan się nie powiódł, moja obecność tu zbędna. Wiem, że nie na rękę ci ona. Chyba, że czerpiesz przyjemność z buntowania przeciw mnie swej córki.

Angus zaśmiał się i o dziwo było to raczej serdeczne niż złośliwe.
- Naprawdę myślisz, że mój brat powierzyłby nowo przemienionemu misję, w której powodzenie by wierzył? To był tylko prztyczek w nos, sprawdzenie czy trzymam gardę. Nic się nie zmieniło młody Alexandrze. Zostaniesz tu, dopóki nie przyjdą wieści z Wiednia.
- Skoro mam zostać, zostanę. Potem zapewne zginę. - Alexander uśmiechnął się cierpko. - Powiedz mi Angusie, jeżeli uczynisz mi ten zaszczyt, jak to jest być zdrajcą?
- Chcesz wymienić się doświadczeniem, chłopcze? - odpowiedział wesoło pytaniem na pytanie Angus.
- Ja nikogo nie zdradziłem.
- Albo ty tak uważasz. Znam kogoś, kto może mieć odmienne zdanie na ten temat.
- A wie wszystko? Wie o przepowiedniach końca gdy krew się rozrzedzi? O tym jak starzy wydali ludziom młode wampiry i zabronili im się bronić? - W głosie nieumarłego rycerza był sarkastyczny wyrzut. - Sami bezpieczni, manipulujący krolami, ksiażętami, klerem i patrzący jak ci ludzie ścigają młodych, palą ich, kołkują. Jednocześnie głosząc przykaz pokoju z ludźmi. O tym jej mówiłeś?
- A ty to widziałeś chłopcze? Wierzysz mojemu bratu, który odebrał ci życie i upokorzył cię i twoją małżonkę za ludzkiego życia, piętnując ją niby niewolnicę. Cóż, twoje prawo wierzyć w co chcesz. Wiara i prawda nie zawsze jednak idą razem w parze.
- On nie ma powodów by kłamać, wie, że go nienawiścią w duchu darzę. Swoje jednak też widziałem, jak i Aila. - Odwrócił się na chwilę ku małżonce. - Na Kocich Łbach. Tu niedaleko, to bydle będące Twoim bratem w krwi i jego dwie córki czyniły terror, mordy na wieśniakach. Kilkadziesiat osób w ciągu lat. A wy? Wiedeńska Liga, jak Elijaha, traktujecie ludzi, królów, jak pionki na szachownicy. Własne ambicje, własne cele. Wojny przesuwane na szachownicy śmiertelnikami, trupów dziesiątki tysięcy. Jak Elijaha dla zabawy rodem Burgundzkim przedłużał wojnę Angielczyków z Francuzami. Mam nie wierzyć, że swą młodzież traktujecie inaczej jako on mówi?
- Oczekujesz, że powiem ci w co masz wierzyć? - Angus parsknął śmiechem - A potem oskarżysz mnie o manipulacje. Nie, Alexandrze, nie obchodzi mnie w co wierzysz, bo to nijak nie zmieni prawdy, na którą jesteś ślepy. Mówisz o rzeczach, których nigdy na oczy nie widziałeś, których świadkiem nie byłeś ani żadnego nie poznałeś, a ślepyś na to, co dzieje się dookoła ciebie. Nie pamiętasz już jak Merlin traktował owe mniszki? Nie widziałeś jak potraktował je mój brat i jak teraz staramy się o nie zadbać? Bo ja w tym widzę właśnie obraz całej sytuacji. Tacy jak Marcus krzyczą głośno, krzyczą jak to źle się dzieje, gdy ludzi pod pieczę bierzemy, po czym sami gdy do władzy dochodzą, traktują ich jeszcze gorzej, straszniejsze krzywdy im czynią. Tak jest z ludźmi, tak jest i z wami młodymi, bo pokaż mi ucznia kowala, który nie potrzebuje mistrza. Pokaż mi mistrza, który nie wymaga od ucznia pokory. - Nagle usłyszeli ptasi skrzek gdzieś nad głowami. - Wierz w co chcesz, chłopcze, ja przekonywać cię nie zamierzam. - To rzekłszy na oczach Alexandra Angus zmienił się w wielkiego kruka i wzleciał ku niebu.

- Będzie mówił o kilku mniszkach, gdy ci z Wiednia utopią jakiś kolejny kraj we krwi - Alex rzucił ze złością - śląc na siebie tysięczne armie. - Odwrócił się do Aili, gwałtownie… lecz miast wampirzycy ujrzał pustkę.

- Śmierć wam wszystkim i Wiedeńskim i Marcusowi - dodał odchodząc w noc. - W to wierzę.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline