Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-12-2017, 22:19   #51
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Nad ranem, zaraz po wschodzie słońca dwóch zbrojnych opuściło powozem klasztor, kierując się ku Wiedniowi. Nie wiedzieli, że trumna, którą tak skrzętnie ukryli na dnie wozu jest pusta. Mieli się o tym dowiedzieć dopiero wieczorem.
Tymczasem Aila, która półprzytomna wymknęła się tuż przed wschodem słońca, zdążyła jedynie schować się w stajni, by tam ostatkiem sił zakopać się w wielkim stogu siana.

Choć nie była to kryjówka idealna, udało jej się przetrwać do wieczora. Gdy się obudziła, usłyszała na zewnątrz budynku, wieczorną krzątaninę ludzi Angusa, ale bez specjalnego harmidru.
To dziś.
Wszyscy szykowali się na wizytę Marcusa. Gdzie miał się pojawić? I czy faktycznie przyprowadzi ze sobą Alexandra?
Aila doszła do wniosku, że najlepszy widok na plac wewnątrz murów i teren poza nimi będzie miała z wieży strażniczej nad bramą. Co prawda Angus postawił tam jednego ze strażników, ale był przecież niewielki stryszek, gdzie mogła się ukryć. Tylko czy zdoła przemknąć tam niepostrzeżenie? Była jednak noc, a noc to czas nieumarłych. Dla zbrojnych Angusa, zagrożenie związane z wampirami czaiło się na zewnątrz i to tam poddenerwowani zbrojni zwracali największą uwagę. Aili przemykającej w podcieniach nikt nie zauważył, umościła się tedy na stryszku wieży i... musiała uzbroić się w cierpliwość.

Nie było to dla niej łatwe, ale w końcu doczekała się.
Na murach rozległy się krzyki i zbrojni sięgnęli po kusze, gdy w zasięg światła zatkniętych pochodni weszły dwie sylwetki opatulone pelerynami i z głowami nakrytymi kapturami.
Aila znała te stroje, były to peleryny mniszek Merlina. O ile jedna z osób wyglądała w tym jak zwykła mniszka, a spod peleryny widać było skraj sukni, to druga osoba, wysoka i potężnej budowy ciała średnio prezentowała się w tym okryciu.
Ta sylwetka… tak bardzo pasowała do Alexandra.
Czuła, że gdyby jej serce wciąż biło, teraz nieomal wyskoczyłoby z piersi. Musiała jednak myśleć, a nie ulegać emocjom. Kim była towarzyszka mężczyzny? Isotta? A może Giselle?
Znów to ukłucie w sercu. Doprawdy śmierć niczego nie rozwiązała...
Aila przyglądała się pieszym wędrowcom, wypatrując w ich pobliżu Marcusa, lecz go nie było.
Zaalarmowany krzykami strażników pokazał się za to Angus i wszedł na mury. Chyba wymieniał słowa z dwójką pod bramą, lecz Aila nie usłyszała co mówili.
Wrota zostały otwarte i człowiek przypominający posturą Alexandra, wraz z towarzyszką weszli w obręb murów śledzeni nieprzychylnymi spojrzeniami.

Ogromny nietoperz sfrunął z mroku nocy i przez kilka chwil krążył wokół nim zleciał na niewielki dziedziniec. Potwornej wielkości, jak na swój gatunek, zwierzę w ulotnym momencie zmieniło się w Marcusa stającego przed dwójką w pelerynach, naprzeciw Angusa.

Nie padły żadne słowa.
Ojciec w krwi Aili poruszył tylko głową wskazując klasztor i cała czwórka weszła do środka.
Co powinna robić?
Szlachcianka, choć wszystko w niej krzyczało, że powinna znaleźć się przy mężu i odciągnąć go od Marcusa, pozostała w swojej kryjówce. Czekała na rozwój wydarzeń.

Nie trwało to długo, bo raptem kilka chwil później z monastyru wyszedł Angus.
- MAŁAAAAAAAAAAAAA!!! - krzyknął głośno, a w tonie nie było znać jego zwykłej wesołości, raczej gniew. - DO BIBLIOTEKI. JUŻ!!!
Zbrojni patrzyli po sobie skonfudowani, a Aila zdziwiona drgnęła. Czyżby wiedział od początku? A może to Marcus mu powiedział? Poczuła się jak uczennica, która uciekła z zajęć tańca i teraz miała oberwać burę od guwernantki.
Z nietęgą miną opuściła stryszek, zeskakując obok zbrojnego, który omal nie upadł w szoku. Po chwili jednak wampirzycy nie było już obok. W kilku zwinnych skokach opuściła blanki i... wylądowała na placyku przed swoim ojcem z krwi.
- Do środka - warknął ze złością wypisaną na twarzy. - Marcus czegoś od ciebie chce - dodał prowadząc ją do środka. - Umówiliśmy się, że tej nocy status klasztoru to Elisium, nie będzie tu przelewu krwi ale… - Spojrzał na córkę. - Nie obowiązuje to ciebie i jednego z jego sług. Nie rozumiem tego do końca.
Ona jednak już czuła na sobie kleszcze intrygi wampira.
- Cokolwiek się stanie... traktuj mnie tak jakbym wyjechała. Nie przejmuj się mną... - poprosiła cicho, gdy wchodzili do budynku.


Kaplica była przestronna, ale w tym klasztorze nie czyniła za miejsce modłów. Nie było żadnego ołtarza, a pod wszystkimi ścianami stały tylko puste regały. Aila dawniej pamiętała ją inaczej, kiedyś ta wielka komnata pełna była ksiąg. Dawniej była to świątynia wiedzy, teraz panowała tu przygnębiająca pustka.
- Pani Aila, miło mi spotkać cię ponownie - rzekł Marcus.
Jedynie on przebywał w pomieszczeniu gdy Gangrelka weszła z ojcem do środka, choć nie zareagowała na powitanie.
Czekała.
- Angus uczynił mi zadość jednej prośbie… Pozwolił zadać ci kilka pytań… nim przejdziemy do rozmów. Pozwolisz?
- Czemu miałabym na nie odpowiadać? - zapytała Aila z rezerwą. Czuła bowiem, że Marcus znajdzie dla niej motywację.
- Nie wiem, powiedz mi czy przemieniono cię siłą, czy chciałaś tego i Angus zrobił to zgodnie z Twą wolą?
- Odpowiem, ale jeśli ty mi wpierw powiesz gdzie jest Alexander. - Warknęła, choć brzmiało to raczej jak skowyt małego kundelka zagonionego w róg przez wielkie owczarki.

Wampir nie zdążył odpowiedzieć.
Boczne drzwi, które w normalnym klasztorze prowadziłyby do zakrystii nagle wypadły z framugi.
Równocześnie z krzykiem pełnym żalu, bólu…
To Aleksander wpadł do pomieszczenia, zapewne w chwilę po tym gdy zrozumiał co oznacza zadane pytanie przez Marcusa.
Płakał…
Ale z jego oczu nie ciekły łzy, lecz krew.
Aila słyszała od Angusa, o bestii, która drzemie w każdym nieumarłym, o przymusie walki z nią…
Alexander nie miał w tym momencie szans z nią wygrać.
Marcus i Angus jednocześnie unieśli ręce w kierunku bękarta, który opadł na ziemię i skulił się.
- Czemu…? Nie..!!! Dlaczego…? - szeptał uspokojony mocą nieumarłych.
- Odpowiedz - rzucił Marcus.

Aila jednak nie odzywała się oniemiała i przerażona tym, co właśnie zaszło. Mijały chwile, w ciągu których żadne serce nie zabiło w kaplicy. Wreszcie szlachcianka niepewnie podeszła do Alexandra i uklękła przy nim, nie dotykając go jednak.
- Jesteś potworem, Marcusie. Jesteś zwykłym potworem.
Powoli wyciągnęła drżącą dłoń do małżonka, spodziewając się, że ją odtrąci, ale jednak nie mogąc odmówić sobie próby. Alexander nie uczynił tego stłamszony mocą nieumarłych oddalającą jego bestię po prostu kulił się na ziemi. Biła od niego rozpacz. Apogeum rozpaczy.
- Tamtego wieczora umarłam... to był tylko sposób, by... dokończyć pewne sprawy. Zabić tych, którzy na śmierć zasługują - powiedziała, podnosząc wzrok na Marcusa. Z jej twarzy biła nienawiść.
- To odpowiada na me pytanie. Mam drugie Ailo… - Stary Gengrel uśmiechał się lekko. - Jeżeli jest śmiertelnik nienawidzący nieumarłych, a mający przy tem powody by ‘ZA COŚ’ do krańca znienawidzić ligę z Wiednia… cóż trzeba byłoby zrobić, aby dać mu szansę tej pomsty?
Aila słuchała go jednym uchem.
Pogładziła delikatnie skroń małżonka, a gdy ten jej nie odtrącił, podsunęła się tak, by jego głowę ułożyć na swoich kolanach. Tak jak nieraz leżał.
Znów pogłaskała jego włosy.
- Wiem, że znów cię zraniłam, choć miałam już tego nie robić - mówiła ze smutkiem. - Nie wiedziałam jak żyć po naszym rozstaniu, myślałam, że wraz ze śmiercią moje serce przestanie czuć... Myliłam się. Kocham cię. I strasznie mi przykro... - powiedziała łagodnie i dopiero potem zwróciła się oziębłym tonem do starego Gangrela: - Chcesz mnie zabić. W porządku. Tylko przestań go męczyć. Teraz jest twoim potomkiem. Krwią twojej krwi. Czy to nic nie znaczy?!
Marcus wydawał się ukontentowany, mimo iż to co mówiła pozornie nie było faktycznie odpowiedziami na jego pytania. Tak jakby były one retoryczne. Jakby odpowiedzi były wiadome.
- Nie ja go dręczę, mała - rzekł używając zwrotu jakiego używał zwykle jej ojciec w krwi - nie ja. Jedyne co uczyniłem, to dałem mu potęgę, by miał siłę czynić to co zawsze chciał. A skoro już przy tym jesteśmy… Ostatnie pytanie Ailo. Cóż trzeba zrobić z nieumarłym, którego sensem istnienia jest zniszczyć Twego ojca za to co uczynił i innych z jego konfraterni? Nie odpowiadaj. Angusie… chciałbym porozmawiać w cztery oczy. Wyjadę niedługo stąd z nim, lub bez niego, jeżeli ona go zabije. - Marcus skierował się ku wyjściu. - Bo on tego chce, czyż nie?
Alexander nie zareagował Uniósł jedynie głowę, zakrwawioną łzami.
- Dlaczego…? - wyszeptał do Aili.

To jedno słowo bardziej kroiło serce wampirzycy niż cały stek słów z ust Marcusa.
Gdy starsi wyszli, pochyliła się nad mężem i pocałunkami zaczęła zbierać krew z jego twarzy.
- Musisz być silny, kochany. Cokolwiek się stanie, jesteś zbyt ważny, by tutaj skończyło się twoje życie. - Mówiła cicho pomiędzy krwawymi pocałunkami. Po chwili uległa też pragnieniu i przywarła ustami do ust mężczyzny jakby na przekór logice i całemu światu. Poczuła jak on oddaje pocałunek, wręcz odruchowo, bez zastanowienia, zaraz jednak oderwał się od niej, cofnął lekko.
- Postawiłem sobie za cel… - szepnął - zrobić wszystko co się da, by uwolnić cię od nieumarłych. Choćbym miał poświęcić życie. Teraz tyś jedną z nich. Z nas - dodał z goryczą.
Chciała mu powiedzieć, że nie prosiła go o to, że nie pytał jej nawet, ale to nie była zwykła ich kłótnia. Sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej, Alexander... był złamany, a wraz z nim jej serce.
- Myślałam, że więcej się nie spotkamy - szepnęła cicho. - Tylko to mi pozostało. - Delikatnie gładziła jego włosy. - Jak... sobie radzisz? - zapytała, choć było to pytanie zgoła absurdalne.
- Nie radzę, zabiłem dziś człowieka... Czułem głód, kazał mi pić, wprost ze śmiertelnika…. abym się nauczył. Nie chciałem przestać… ale nie chciałem odebrać życia. Nawet mimo głodu bym się oderwał, nie wiedziałem po prostu kiedy…
- To on powinien cię uczyć, to nie twoja wina. Zresztą w końcu to zrozumiesz, słuchając bicia ich serca. Ale to jeszcze nie koniec. On chce nas skrzywdzić... jeszcze bardziej.
- Słyszałem. Zabij mnie i to skończ, nie będę się bronił. - Spojrzał na nią.
Znów przylgnęła wargami do jego ust. Choć były zimne i pozbawione wilgoci, to jednak była ona - Aila.
- Nie zrobię tego. Jakoś... wydostaniemy się z tego. Albo będzie musiał zabić nas oboje. - Szepnęła mu do ucha.
- Poświęcisz swego ojca w krwi? Tych z Wiednia?

Popatrzyła na niego zdziwiona, po czym skinęła głową na znak zgody. Nie chciała by nadnaturalne zmysły starszych wampirów wyłapały jej odpowiedź.
- Mój ojciec na pewno nas ochroni - powiedziała na głos, krzyżując przy tym palce.
Znów na nią spojrzał.
- Jeżeli mnie nie zniszczysz, Twój ojciec straci zaufanie do ciebie, żeś puściła tego, który będzie na nich polował. Wiem gdzie leże ma Josef. Angus będzie zły.
Wzruszyła ramionami.
- Mój ojciec jest mądry. Mądrzejszy od Marcusa. Na pewno znajdzie rozwiązanie. Co... co z twoimi ludźmi? - “I z Giselle” chciała zapytać lecz odwróciła wzrok i nie powiedziała tego.
- Są więźniami, jak ludzie ze wsi. Jeżeli stąd odejdę zamierzam ich wypuścić. Marcus zgodził się na to, zastrzegł jednak, że dopiero po zniszczeniu tej wiedeńskiej ekspedycji. - Chwycił ją za dłoń. - Ailo, chodź z nami, opuść tych zdrajców i potwory.
- Tyś jego sługą krwi? - zapytała cicho. - Nie pamiętasz już co mi zrobił?
- Pamiętam i kiedyś zapłaci za to, ale to jego strona właściwa, nie tych z Wiednia.

Aila zamyśliła się. Przypuszczała, że o to mogło chodzić starszym wampirom, by ich potomkowie między sobą rozsądzili wynik starcia, czy raczej to, kto będzie w nim stroną dominująca.
- Po tym co ci zrobił... ufasz jemu bardziej? - zapytała cicho.
- Angus nie powiedział ci co się dzieje? O wojnie toczącej się w nocy, o buncie od Iberii po Ruś, od Afryki po mroźną północ? - Alexander popatrzył jej w oczy, był spokojny, niemal apatyczny, po tym jak Marcus i Angus we dwóch potraktowali go mocą by nie dopuścić jego bestii. W oczach miał jednak prócz żalu i rozpaczy obecnego po zrozumieniu co zrobili Aili, również zaciętość.
- A czy winno mnie to obchodzić? Obchodzi mnie piętno na moim udzie. Obchodzi mnie to... co ci zrobił wbrew twej woli - Aila mówiła, lecz nie czuła się z tym komfortowo.

Ostatnie tygodnie uczyniły z niej raczej typ milczka. Mimo to ciężko jej było zaakceptować spojrzenie męża. Ciężko było uznać fakt, że nie podjął gry pozorów, która zaproponowała, by przechytrzyć wampiry. Czy miał własny plan, czy się poddał... znów nie było w tym miejsca dla jej własnych uczuć.
Bękart uniósł się by zbliżyć swą twarz do jej twarzy.
- Marcus to potwór - powiedział cicho, szeptem ledwo słyszalnym. - Taki jak te z Wiednia, Elijaha… Jest jak oni, ale jednak jest po drugiej stronie z jakiegoś powodu, którego nie znam. Ta druga strona zaś… ma rację w tym co czyni i co zamierza. - Położył zimną dłoń na jej policzku. - Ostaniesz z tymi potworami, zbrodniarzami i zdrajcami, bo wśród tych drugich jest jeden, który uczynił nam krzywdy?
- Skoro jest jeden, jest ich więcej. - Przytuliła czoło do jego czoła i rzekła prawie ze szlochem - Nawet teraz porozumieć się nie możemy... jednak nie zabiję cię. I nie pozwolę zabić. Tyle wiem.
- Ja Ciebie też - wciąż gładził jej policzek. - Jak tu wrócimy zabijać, ochronię Cię i nie pozwolę mu Cię zniszczyć.

Więc znów mieli się rozstać... nawet śmierć nie była w stanie zatrzeć różnic między nimi. Jak zatem mogli się pokochać? Aila nagle spontanicznie przytuliła się do mężczyzny, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi i muskając wargami chłodną skórę. On też do niej przylgnął ciesząc się z tej choćby chwili bliskości. Nawet fakt iż czuł chłodne, martwe ciało nie przeszkadzał mu zbytnio.

- Piękny widok, ale zważcie, że zaraz tu będą - usłyszeli głos od strony zakrystii. Aila zauważyła, że wampirzyca stała w progu drzwi wywalonych przez Alexandra.
Gangrelka przypuszczała kogo tam zobaczy, gdy podniesie wzrok. Spodziewała się Isotty… i nie pomyliła się. Starsza nieco od niej wampirzyca zapewne została umieszczona w bocznym pomieszczeniu wraz z Alexandrem, co oznaczało, że zapewne była świadkiem wszystkiego, od kiedy Bękart w szale wypadł przez drzwi.
Aila prychnęła pogardliwie, jednak moment bliskości został zepsuty.
Wstała powoli, nic nie mówiąc.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 02-12-2017, 10:09   #52
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Ventrue, jednak miała rację, bo zaraz po tym drzwi otworzyły się i Marcus z Angusem weszli do klasztornej kaplicy-biblioteki.
- Oboje… hm, cóż za niespodzianka - Marcus spojrzał na siedzącego wciąż na podłodze Alexandra. - Prawdą jest widać to co mówią, “miłość silniejsza niż śmierć”. Uczynisz mi ten zaszczyt i powiesz Ailo, czemuś nie zniszczyła go?
Angus patrzył tylko na córkę, minę miał pochmurną.
- Nie. - Odpowiedziała, czując, że tą odpowiedzią najbardziej dokuczy staremu wampirowi.
- Szkoda. Isotto, idziemy, koniec wizyty - Marcus rzucił do Ventrue wciąż stojącej w progu. - Ty zostajesz - dodał widząc, że Alexander zaczyna ciężko wstawać.
Aila spojrzała na niego z nienawiścią, po chwili jednak wzrok przeniosła na swego ojca. Powoli przesunęła się tak, by stanąć między nim a Alexandrem.
- Czemu mam tu zostać? - Bękart spytał prostując się. Marcus spojrzał wyczekująco na Angusa, który wciąż patrzył na Ailę.
- Rozejm. Na czas dostarczenia listów do Wiednia - powiedział ojciec w krwi szlachcianki. - Przez ten czas Marcus zostawi w spokoju klasztor czekając na odpowiedź. Zażądałem zakładnika…
- … Merlina, lub Isottę. - Pokiwał głową Marcus - aby spróbować wymknąć się pewnie z tym po kogo przyjechaliście, lub choćby w pełnym składzie waszej misji. Jam zgodził się na zakładnika, ale to musi być ktoś ważny… Mój własny potomek.
Angus wyglądał jakby sam zaraz potrzebował pomocy w opanowaniu bestii.
- Odpowiesz za to jeszcze. - Rzekła do Marcusa nagle Aila. - Za wszystko coś nam uczynił.
- Mhm… - zgodził się stary wampir. - Może kiedyś tak. Ale z tym zakładnikiem to nie był mój pomysł. Przy okazji… - dodał jeszcze zwracając się do wyjścia - Jeżeli zechcesz skrócić jego męki Ty, nie uznam tego za pogwałcenie rozejmu. Wciąż będę czekał na odpowiedź. - Marcus odszedł powoli, a Isotta podążyła za nim.
Aila spojrzała ciężko na ojca.
- Pozwolisz mu odejść?
- Umówiliśmy się, że tej nocy w klasztorze tylko ty i on - wskazał głową na Alexandra - możecie siać śmierć. Nawet gdybym złamał to słowo, ucieknie jako mgła.
- Skoro mogę... - Aila wybiegła z komnaty. Strażnikowi, który stał przy drzwiach wyrwała z rąk kuszę, załadowała i wycelowała. Posłała bełt prosto w serce. Serce Isotty.
Padła jak ścięta, a na dźwięk walącego się ciała Marcus się odwrócił i uniósł brwi.
- Cóż za złość… - rzekł schylając się i biorąc ciało księżnej na ręce.
Aila w tym czasie ponownie załadowała kuszę i wycelowała. Tym razem chcąc strzelić w serce wampira, ale silne dłonie otoczyły ją uniemożliwiając uniesienie kuszy. Marcus tylko patrzył na to beznamiętnie i znów odwrócił plecami by odejść z zakołkowaną wampirzycą. Aila znała ten uścisk, nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że to Alexander.
- Przecież wiesz, że mu nic nie zrobię w ten sposób. - Powiedziała gorzko, lecz nie walczyła. - Chciałam tylko by rozwiał się w mgłę i zostawił tą sukę.
- Wiem. Zostałby sam z Merlinem, a Twój ojciec miałby ją i mógł spróbować wycofać się stąd - Alex odpowiedział jej cicho wciąż obejmując.
- Chciałam ją zabić już wcześniej, gdy była po naszej stronie. - Odpowiedziała Aila, opuszczając broń. Spojrzała na małżonka ze smutkiem. - Pewnie czeka mnie teraz bura. Lepiej... żebyś tego nie widział.
- Pójdę przygotować sobie leże, a skoro jestem zakładnikiem… - puścił ją i przesunął ustami po jej włosach. - Odpowiednim będzie chyba miejsce, w którym tuśmy się spotkali.
- Jeśli chcesz... moja dawna komnat jest pusta. - Podpowiedziała Aila, po czym wróciła do kaplicy, by bardziej nie złościć Angusa niż już to się stało.


- Zgodziłem się by wybrał nieumarłego z tej trójki, bo pewny byłem, że gdy wrócimy, on - spojrzał za powoli odchodzącym korytarzem Alexandrem - będzie już wspomnieniem. Teraz zaś mam zakładnika, który może czychać tylko na moment, aby mnie zniszczyć. - Ojciec Aili spojrzał na nią, a w zwykle wesołych oczach krył sie teraz gniew.
- Nie zabiję go. I nie pozwolę go zabić. - Odpowiedziała wprost. - Zamierzam jednak cię chronić ojcze. Zresztą... dobrze wiemy, że zarówno ty jak i Marcus jesteście dla nas zbyt potężni.
Pochyliła głowę w geście poddańczości.
- Wybacz, że zignorowałam rozkaz. To... to było dla mnie zbyt ważne.
- Otwarcie… jest nowoprzemieniony, nie ma szans ni ze mną, ni ze swoim sire. Z zaskoczenia, znienacka inna sprawa, mała… - Angus pokręcił głową gdyby był człowiekiem pewnie westchnąłby ciężko.
Ale nie był.
- Jest związany krwią, jest łowcą wampirów zmienionym w wampira, jest przepełniony nienawiścią. Może zachowywać się nieracjonalnie. Zresztą to już nie ten, którego znałaś.
- Ale może zostać uwolniony spod wpływu Marcusa, jeśli ten sczeźnie. - Powiedziała, po czym dodała - A gdzie Viligaiła? I na jakie listy czekamy?
- Viligaiła na murach, kazałem mu mimo wszystko mieć baczenie. A listy… Marcus chce przedstawić naszym - zaakcentował to słowo jakby ostentacyjnie wskazując córce w którym ona jest obozie - pewną propozycję. Jak się zgodzą, to odda Merlina, Isottę, księgozbiór. Do tego więc czasu nie ma sensu się ścierać. To ryzyko, szczególnie w naszej sytuacji i wobec tego, że nie wiemy, gdzie on się kryje.
- Możemy więc czas ten poświęcić na odszukanie go. - Odparła Aila. Coś nagle zaświtało jej w głowie. Pomysł przebiegły, ale i... pozbawiony czegoś, co ludzka jej część nazwałaby moralnością. Wampirzyca strapiła się, tocząc wewnętrzną walkę.
- Jednym z warunków rozejmu, jest to bym nie opuszczał klasztoru, ale tak… będziemy go szukać przez ten czas. Teraz chodźmy trzeba wysłać listy, a tobie przyda się mała edukacja. - Wampir ruszył ku wyjściu z kaplicy-biblioteki. - Ailo… jeżeli Alexander uczyni coś czego się obawiam, ty za to odpowiesz. Nie będę nawet próbował, nie będę chciał uchronić cię przed konsekwencjami w Wiedniu, gdybyśmy wtedy wydostali się cało z tej matni.
Skinęła głową.
- Rozumiem. - Powiedziała i już miała odejść, gdy zatrzymała się.
- Ojcze... a czy ty... możesz związać krwią Alexandra? - zapytała cicho.
- Przemocą? Tak. Przez trzy noce. Merlin dowie się już po pierwszej, że próbowałem.
- A podstępem? - zapytała cicho, po czym dodała - Nawet jeśli Merlin się dowie to przecież to nie było elementem porozumienia. Marcus zabrał Isottę.
- Isotta sama za nim poszła. Wiązanie Alexandra przemocą zaś to inna sprawa. To gorsze niżbyśmy go zniszczyli, bo nie tyle “nie będzie” Alexandra, co będzie z nami. Zresztą jesteśmy z Marcusem braćmi w krwi, nie wiem czy moja vitae przełamie starszą, czyli mocniejszą więź przy tej samej mocy krwi. - Angus zaczął prowadzić Aile na mury. - Raz napoję Alexandra wczesniej zniewalając go, to Alexander zawiadomi o tym Marcusa, ten zaś uderzy.
- Jednakże ja jestem poza waszym układem. Mogę zrobić co zechcę, jak sam to podkreślił Marcus. Wystarczy mi więc twoja krew. - Odpowiedziała, idąc za ojcem.
- Możesz go zabić, to rzekł.
- Mogę zrobić co zechcę. Jestem poza waszym układem. - Odparła Aila, po czym dodała - Nie mów, że zamierzasz czekać aż uknuje kolejną intrygę nie mając własnej.
- Jesteś częścią układu, jesteś moją podopieczną - Angus warknął.
Prychnęła.
- Czy to wszystko? - zapytała zimno, dając tym samym odczuć, co sądzi o układzie bez wyrażania bezpośredniej opinii.
- Nie, patrz i ucz się, kiedyś sama będziesz potrafiła, mała.

Stojąc na murze Angus przyłożył złączone ręce do ust i zaczął wydawać z siebie głośne dźwięki. Była to imitacja krzyku orła, ale przepełniona mocą.

Nie trwało to długo nim usłyszeli łopot skrzydeł a w świetle księżyca nad klasztorem zaczęła krążyć spora sylwetka ptaka. Wydawał podobne odgłosy co Angus.

[MEDIA]https://dncache-mauganscorp.netdna-ssl.com/thumbseg/734/734648-bigthumbnail.jpg[/MEDIA]

Wielki podniebny drapieżnik przysiadł na blankach blisko wampira i przekrzywił głowę, po czym krzyknął raz jeszcze.
Gangrel mamrotał coś pod nosem patrząc ptaku w oczy i wyjął dwa listy, po czym zrolował je i bardzo uważnie przywiązał je do nóg ptaka. Ten znosił to zdałoby się bez żadnej reakcji. Łypał jedynie to na Angusa to na Ailę.

Po kilku chwilach stary wampir odsunął się o krok, a drapieżnik rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Znów dobiegł ich orli krzyk.

- Pies, wilk, kot, ptaszysko, choćby szczur, albo i wąż czy jaszczurka. Czasem przybywają grupą, czasem wszystkie z okolicy. - Ojciec w krwi Aili odwrócił się do niej. - Jeśliś biegła w mocy i znajomości tych zwierząt, to możesz się z nimi porozumiewać, prosić by wykonywały Twe polecenia. Mogą przekazywać też proste wieści, gdy kto inny też ma tę moc. Kiedyś się tego nauczysz. Miejmy nadzieję, że Alexander tej mocy nie ma.
Skinęła głową.
- Wydawał się zaskoczony tym, że został. Raczej nie zaplanowali nic takiego, ale postaram się mieć go na oku. - Odpowiedziała.
Wreszcie została zwolniona przez ojca i ruszyła w kierunku swojej dawnej komnaty. Nie dotarła tam jednak od razu. Gdy wchodziła do budynku, coś zauważyła kątem oka. Podniosła głowę, by zauważyć Viligaiłę na szczycie jednej z mniejszych wieżyczek. Wysoki mężczyzna zdawał się ją przywoływać.
Po chwili wahania Aila ruszyła po schodach na górę, by tam zobaczyć Tremera jak pochyla się nad martwym gawronem, którego ustrzelono z kuszy.
- Szpieg. - wyjaśnił krótko po niemiecku. Aila znała już to słowo, w związku z czym tylko kiwnęła głową, przyglądając się zabiegom Viligaiły.
Ten zaś rozciął niewielkim kozikiem pierś ptaka. Chwilę dłubał w niej ostrzec, co szlachciance wydawało się bez mała obrzydliwe i już miała coś powiedzieć, gdy mężczyzna uciszył ją ruchem dłoni. Czekała, zastanawiając się o co tu chodzi.Wreszcie z ogromną ostrożnością i precyzją Tremere wyjął z piersi gawrona serce. Włożył je do niewielkiego skórzanego woreczka w których musiały być już jakieś zioła, bo zawartość zaszeleściła, gdy serce włożono do środka. Następnie wampir związał malutką sakwę i przywiązał do niej długi sznurek - akurat by zawiesić dziwny amulet na szyi.
Viligaiła wysunął na otwartej dłoni dziwny podarunek w kierunku Aili.
- Dla mnie? - zdziwiła się - Ale po co mi to?
- Krew blokuje krew. - Tremere starał się mówić jak najprościej - Do wschodu słońca. Miłość twoja...
Uczynił gest dłońmi, by pokazać jakby nakładał komuś coś na szyję.
- Mam to założyć Alexandrowi żeby do rana mógł być sobą?
Viligaiła skinął głową.
- Blokada. Nie zrobi nic przeciw. Ojca. Krew. Ale myśli, uczucia... swoje miał będzie. Ludzkie. Ty zobaczyć stara miłość. Lub nienawiść. - Wyjaśnił z trudem dobierając słowa.
Aila skinęła głową. Wydawało jej się przynajmniej, że rozumie o czym mówi Tremere.
- Dziękuję. - Powiedziała ciepło i... pomknęła na spotkanie z ukochanym.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 05-12-2017, 12:10   #53
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Był tam, choć wedle słów swych pierwszych o przyszykowaniu sobie schronienia wskazał celę w lochach. Niewielkie okienko w dawnym pokoiku szlachcianki było szczelnie zakryte.
Weszła zamykając za sobą drzwi i osłała mu blady uśmiech.
- Nawet nie było najgorzej... - powiedziała.
- Marne to pocieszenie - odpowiedział odwracając się.
Po chwili wahania podeszła do niego i szybkim ruchem założyła mu sznurek z sakiewką na szyję.
- Alexander... - szepnęła imię mężczyzny, patrząc na jego reakcje.
- Co to jest? - spytał spoglądając na ten dziwny “naszyjnik”.
“Żebym to ja wiedziała” - chciała odpowiedzieć, lecz powstrzymała się.
- To powinno ograniczyć wpływ krwi Marcusa na ciebie. On... cię związał, wiesz o tym? - zagadnęła, patrząc oceniająco na mężczyznę.

Alexander spojrzał znów na sakiewkę po czym na Ailę i po raz pierwszy tej nocy roześmiał się.
- Tak mu się wydaje - odpowiedział obejmując żonę.
Tej reakcji nie spodziewała się. Popatrzyła nieco zbita z tropu na twarz swojego męża - bledszą i jakby chudszą, ale wciąż ukochaną.
- Jak to...? - zapytała.
- Pamiętasz moje opory wobec Elijahy? Mimo związania krwią sprzeciwiałem mu się, walczyłem z jego wolą. Wilhelmowi wydawało się to dziwne, że wampirza vitae nie działała na mnie w pełni. A jako nieumarły? Nie wiem… - Pokręcił głową. - Piłem trzy razy jego krew, nie czuję do niego miłości, przymusu spełniania zachcianek. Widzę go takim jak przed piciem krwi. Nie ma nade mną władzy, choć tego nie wie. - Alexander spojrzał jej w oczy. - Myśleliśmy, że to puchar Hanselta uchronił nas przed więzami krwi Theresy… Kto wie, może to jeno zwykły puchar, bez żadnych błogosławionych właściwości? I to w nas jest moc oporu przed więzami?
- A jednak... mówisz mi to dopiero teraz. Dlaczego? - szepnęła cicho, wtulając się w niego. Wiedziała, że nie ma do tego prawa, a jednak tak bardzo łaknęła jego bliskości...
- A kiedy rzec miałem, skoro dopiero próba związania mnie przez Marcusa, poczyniona kilka godzin temu, gdy trzeci raz dał mi swej krwi, pokazała mi, że Wilhelm rację mieć mógł? - spytał gładząc ją po plecach.
- Na mnie też krew Merlina nie działała tak mocno... choć mi nie wierzyłeś. - znowu wyszeptała przymykając oczy. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie.
- Myślałem o tym, trzeba by sprawdzić działanie kielicha na kimś. Brak efektu będzie oznaczał, żeś jak ja, wolna od więzów. Wszak piłaś z Theresy, a potem ją zniszczyłaś.
Zastanowiła się.
- Zabiłam ją jednak dlatego, że wydawało mi się, iż... czujesz ku niej już słabość. Ty wszak piłeś więcej wtedy. - Odruchowo dotknęła jego ramienia, które wtedy miał niemal odrąbane i oboje nie wiedzieli czy będzie nim jeszcze władał. Teraz... nie mieli już takich problemów.
Bo teraz byli martwi.
- Nie martw się zatem. Jako mówiłem, nie dam Cię skrzywdzić Marcusowi, gdy będziemy polować na Angusa. Nawet gdy zażąda by co z Tobą zrobić, nic Ci się nie stanie.

Aila poczuła jak wraca do codzienności. Niechętnie odsunęła się od męża i spojrzała na niego ze smutkiem.
- Cóże się stało? - spytał chwytając ją za ręce.
- Angus w przeciwieństwie do Marcusa zaopiekował się mną, a jednak chcesz na niego w pierwszej kolejności polować. Nie rozumiem tego - powiedziała, cofając dłonie.
- Bo nie widzisz kto jest niebezpieczny. Dla ludzi, świata, nawet dla nas. - Spojrzał na nią smutno. - Nie wiesz co zrobili starsi, tacy jak Angus młodszym, tacy jak my. Co chcą czynić i co czynią czy to z żywymi, czy nieumarłymi.
- Wiem co zrobił Marcus. I to nie z opowieści, a z doświadczenia... - Odruchowo spojrzała w dół na swoją nogę w skórzanej nogawicy - Każdy kto chce go zabić może być moim sprzymierzeńcem. I dopóki to się nie stanie, nie pytam o inne jego występki. To osobista zemsta. Teraz podwójna za to, co zrobił też tobie - rzekła spokojnie, a jednak z jakąś zajadłością w głosie.
- Nie daruję mu tego co Ci uczynił. Nie daruję mu też, że odebrał mi życie. - Zbliżył się do żony. - Gardzę nim i widzę w nim potwora, dla wszystkich będzie lepiej by zginął. - Pochylił się ku niej. - Ale mogę wpierw pomóc mu w wyrżnięciu takich jak on, potworów jak Angus, Josef. Starszyznę. By w końcu urwać mu ten chędożony łeb. - Spojrzał Aili w oczy. - Załóżmy, że zniszczymy tu Marcusa, choćby tej nocy. co dalej? Sami staniemy do walki z Wiedniem?
- A po co mamy z nimi walczyć? Powiedz mi to, po co ty znów chcesz wojować? Przegraliśmy Alexandrze. Przegraliśmy walkę o nasze życie, o nas, naszą miłość... wszystko straciliśmy, bo chcieliśmy walczyć. Nie widzisz tego? - powiedziała z bólem w głosie, patrząc mu w oczy i zaciskając pięść na połach jego odzienia.
- Straciłem życie. Miłości nie.
- To zależy jak na to patrzysz. Co mi po miłości w sercu, jeśli nie ma cię obok gdy kłade się spać i wstaję? I nie wiem czy kiedyś taka chwila nadejdzie... - Opuściła głowę - Ja przegrałam wszystko, co miałam. Nie mam już o co walczyć. - szepnęła z goryczą.

Znów ją objął.
- Nie zostało Ci nic? Żaden cel, nadzieje, marzenia? - spytał.
Nie spojrzała na niego.
- Tylko troska o ciebie... i chęć zniszczenia Marcusa. Dla siebie jednak... nie chcę już nic.
- Dlaczego? Czemu nie chcesz walczyć o coś dla siebie?
- Bo jestem martwa, Alexandrze - odpowiedziała i spróbowała się odsunąć.
- Jesteś, jako i ja. Co to zmienia?
- Wiele. Sam powiedz... czy czujesz podniecenie, gdy na mnie patrzysz? Gdybym teraz się obnażyła przed tobą... Nigdy już na mnie nie spojrzysz w taki sposób, jak kiedyś. - Umilkła, po czym dodała: - Nawet ta twoja Giselle... teraz stała się tylko pokarmem.
- Ja… - Odsunął się trochę. - Nie czułem… - przyznał jakby przed samym sobą. - Blisko miesiąc, tęskniąc, od kiedym z Wiednia wyjechał wspominałem Cię, ale i Twój dotyk, ciało na samo wspomnienie cośmy… chuć brała. Gdym Cię dziś zobaczył, tom ani chwilę już nie myślał o tym by napawać się Twym ciałem, dążyć do spełnienia. Ale to… dziwne. Tu, teraz, odkąd weszłaś jest inaczej. A nieumarli chuci wszak nie czują. Sam nie rozumiem…
Aila zmarszczyła brwi.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć? - Spytała niepewna czy dobrze rozumie jego wywód.
- Że chyba czuję to o czym mówisz, nie jeno głód krwi, a ciała.
Pokręciła głową.
- Przecie... to niemożliwe. Nie. To się skończyło... - Aila cofnęła się, wpadając plecami na ścianę. To znów była ta sama ściana przy której... spędzili upojne chwile.
Zbliżył się do niej.
- Wiele rzeczy zdawało mi się niemożliwe, a okazywały się prawdą.
- Nie... oszukuj mnie... - szepnęła blondwłosa dziewczyna. Kiedyś była delikatną szlachcianką, pięknością na salonach. Teraz wśród dworek mogła już nie budzić takiego zachwytu, ciało stało się chudsze, zniknęły urocze rumieńce, poszarpane, sięgające zaledwie ramion włosy miały zostać takie na zawsze, a mina przeważnie była zacięta. Jednak oczy Aili były teraz piękniejsze niż kiedykolwiek, głębokie i dzikie.
Patrzyły teraz na Alexandra z mieszaniną niedowierzania i rodzącej się nadziei.
- Nie oszukuję - Alexander nie umiał kłamać, w jego oczach faktycznie było coś ulotnego, niczym echo tego jak patrzył tu na nią ze dwa miesiące temu. Niczym bardzo ciche echo tamtego głodu. Niewiele, ale jak na nieumarłego i tak było to… dziwne.
Aila przyglądała się mu i czując jak jej własne ciało reaguje - inaczej niż kiedyś, lecz wciąż pragnąc jego bliskości i dotyku, przyciągnęła mężczyznę do siebie, całując namiętnie jego wargi. W tym geście była cała jej tęsknota, rozpacz i umiłowanie go. I bynajmniej nie był to czyn martwej. Oddawał pocałunki ochoczo i objął ją w talii. Przyciągnął do siebie wciąż smakując jej usta.

To było niezwykłe.
Aila nie czuła tego ognia, które rozpalało się jeszcze niedawno w jej łonie, lecz dotyk kochanka, jego bliskość... podniecały ją bardziej niż kiedykolwiek. Każdy, najdelikatniejszy dotyk był odczuwalny dużo mocniej niż kiedyś, jej zmysły wszak po przemianie nabrały nowej ostrości, która teraz skupiała się na Alexandrze.
Spragnione wargi kąsały usta mężczyzny - drapieżnie i zmysłowo zarazem bez pośpiechu lubując się każdym zdobytym milimetrem chłodnego ciała. Alexander rzeczywiście nie kłamał, w głowie czaiły mu się lekkie echa pragnień, które utracił wraz z innymi pragnieniami, zastąpionymi przez głód krwi. Bękart był jednak świeżo po przemianie i “coś” co działało na niego, wydobywało na wierzch uczucia, które tak doskonale pamiętał, którymi upajał się, gdy jego serce wciąż jeszcze biło.
Odsunął się lekko od Aili.
- Mówiłaś, że jak…? - spytał omiatając ją wzrokiem. - Czy czułbym co, gdybyś się rozodziała?
Speszyła się spuszczając wzrok.
- To... chyba nie jest dobry czas na takie nauki. - Mimo swych słów pogładziła jednak jeszcze jego policzek. - Pomogę ci, ale nie jeśli chodzi o Angusa. Był dla mnie dobry. Nawet jeśli robił to by mnie wykorzystać... uczył mnie i dbał o mnie. I wciąż dba. Dlatego jeśli moja prośba coś znaczy... zostaw go w spokoju.

Pochylił się, aby pocałować miejsce u zbiegu jej szyi i barku.
- Mam nie pomagać Marcusowi go zniszczyć, a jeżeli Marcus przegra, to co mi dalej czynić?
Dawna Aila pewnie miałaby w tej chwili wiele opcji, lecz ta nowa mówiła z mniejszą chęcią.
- Nie wiem - przyznała.
- Dobrze… Nie będę próbował go zabić. Dla Ciebie. Jeżeli Ty nie włączysz się w tę walkę i nie będziesz próbowała mu pomóc.
Zastanowiła się.
- Wiesz, że z Marcusem... mam własne porachunki i jeśli nadarzy się okazja... - Spojrzała znacząco na męża. Znów dwa uparte wejrzenia skierowały się na siebie wzajemnie.
- To zechcesz spróbować mu odpłacić, tym samym wspierając Angusa i wymagając przy tym abym ja jeno się przyglądał? - Nie przestawał wodzić zimnymi ustami po skórze.
Westchnęła odchylając głowę i zamykając na moment powieki. Jej szyja była taka kusząca. Gdyby teraz Alex ją ukąsił... czy opierałaby się?
- Zabijmy Marcusa... reszta mi obojętna - szepnęła.
Przyciągnął ją do siebie mocniej.
- By być zabawkami w rękach starszych… - Poczuła jego kły na skórze, choć nie zagłębiał ich w jej ciało. Jęknęła ze strachu... i oczekiwania.
Alexander wahał się tylko chwilę, pokusa była zbyt silna. Aila… jej ciało, jej krew, wszystko splatało się w jedno pragnienie.

Wpił się kłami w jej gładką skórę i zaczął delikatnie ssać. Aila jęknęła tylko i zamarła otaczając ramieniem kark ukochanego. Ten nowy rodzaj intymności między nimi był jednocześnie niezwykle zwierzęcy i wysublimowany. Szlachcianka poruszyła się, ocierając zmysłowo o ukochanego.
- Dość... - szepnęła.
Chłodna krew… nie jak ciepła, żywa, śmiertelników. Ale jakże bardziej smakowita.
Jej krew.
Powoli cofnął głowę wyjmując kły z jej ciała, ale nie puścił jej. Drżał.

Trwali tak dłuższą chwilę nie zdolni do ruchu czy nazwania słowami tego, co między nimi zaszło. Dopiero gdy dłoń wampirzycy delikatnie zaczęła masować jego kark, dwoje nieumarłym kochankom poczęła wracać świadomość gdzie są i co zrobili.
- Widzisz? Sam się oderwałeś... - powiedziała do niego miękko, wciąż go pieszcząc ręką - Teraz... gdybym była śmiertelna... powinieneś polizać ranę, by się zagoiła.
- Wybornie smakujesz… - szepnął nie zmieniając pozycji i gładząc jej biodro. - Można się uzależnić.
- Podobno ty nie możesz... - zaśmiała się cicho jego żona, ocierając ciałem zmysłowo o jego ciało.
- Uzależnić, nie związać. - Przeniósł dłoń na pośladki wampirzycy. - Tu wręcz przeciwnie, myślę, że jestem bardzo podatny, jeżeli chodzi o Ciebie.
- Gdybyśmy jeszcze za pomocą słów umieli porozumieć się tak jak bez nich... - szepnęła Aila skubiąc ustami płatek jego ucha.
- W tej mowie bez słów zgodniśmy, częściej tedy tak nam ‘rozmawiać’.
Trudno było się teraz nie uśmiechnąć Aili, choć było w tym geście sporo goryczy.
- Dziś więc będziemy się dogadywać jak nigdy... - wymruczała mu do ucha, po czym jednak jakby pomiarkowała się i dodała: - Marcus chyba nie był najlepszym nauczycielem, jeśli chcesz, możemy dziś trochę poćwiczyć panowanie nad naszymi siłami nowymi... i wolą.
- Są rzeczy - przycisnął ją do ściany, podobnie jak blisko dwa miesiące temu - nad którymi panować nie chcę.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- Alex... ja... my... - urwała, nie mając odwagi, by powiedzieć to, o czym myśli. Patrzyła mu tylko prosto w oczy, a pomiędzy jej rozchylonymi wargami ujrzał wampirze kły.

Nie odpowiedział, po prostu pochylił się i wpił w jej wargi przyciskając ją mocniej swym ciałem. Poczuła jego język wirujący w jej ustach w poszukiwaniu jej języka, ocierał się o kły. Dłonie Bękarta błądziły po jej ciele.
Objęła go za szyję i odpowiedziała na pieszczotę, wychodząc swoim języczkiem jego językowi naprzeciw. Wydawało się, że nagle wszystko było jak dawniej... tylko ich serca były martwe. Nie przeszkadzało to jednak Aili zacząć nerwowymi ruchami dłoni ściągać odzienie mężczyzny, który niecierpliwymi ruchami zaczął czynić to samo z jej szatami. Tęsknił do jej ciała, nawet gdy było zimne.
To wciąż była ona.
Ten sam głos, zapach…

Wspomnienia wspólnie przeżywanych rozkoszy, tak świeże jeszcze, tak pobudzane prostym talizmanem Viligaiły. Pragnął. Nie tak jak gdy żył, ale i nie jedynie krwi, pragnął po prostu jej, a krew była tylko jednym ze sposobów smakowania jej, połączenia się. Dla wampira najsmakowitszym, ale nie jedynym.
Westchnął.Jego kły wysunęły się mimowolnie.
Jakiś materiał rozpruł się, coś zostało rozdarte, teraz jednak nie miało to znaczenia. Nadzy stali razem, nie grzejąc się ciepłem ciał, lecz po prawdzie wcale im to nie przeszkadzało. Dłonie Aili błądziły po twarzy, szyi i barkach ukochanego. Języczek muskał jego usta... byli tak blisko siebie, że stykali się niemal tymi nieludzkimi kłami. Wampirzyca uniosła drapieżnie górną wargę, jakby prowokując Alexandra tym gestem, na co wplótł dłoń w jej włosy i odchylił jej głowę. Jego usta, język i dotyk kłów poczuła na szyi, podczas gdy drugą dłonią ucapił jedno z jej ud unosząc je. Mógł teraz rozszarpać jej gardło. Łatwo i szybko. Nie dała rady by się obronić, a jednak świadomość tego zamiast budzić w niej strach, budziła... podniecenie.
Aila nie tylko uniosła nogę, by oprzeć ją na biodrze kochanka. Ona po prostu otoczyła go swoimi nogami w pasie niby mackami.

Brak potrzeb ciała takich jak miłość cielesna skutkował pewnymi brakami u Bękarta, względem reakcji na dotyk jej skóry, nagość, pozycję, pasję…
Męskość Alexandra była martwa jak on sam, jego ciało nie reagowało odpowiedzią.
Jednak mimo iż nie czuł potrzeb to chciał tego. Jak ktoś syty nie mogący opanować się przed zjedzeniem smakowitej potrawy, jak ktoś nie czujący pragnienia ze smakiem rozkoszujący się winem.



Alexander był panem swego ciała, krew w nim była mu posłuszna, nie płynęła w żyłach napędzana uderzeniami serca, ona przepływała w nim wedle woli.
Wampirzyca poczuła, jak jego męskość napina się napierając na nią. Nabrzmiała bardziej niż gdy żył. Jego usta język i kły zniżyły się spoczywając na zimnej i martwej, ale jak niegdyś miękkiej, pełnej i jędrnej piersi. Mimo woli jęknęła, widząc i czując, co się dzieje z jej kochankiem. W jej głosie było przy tym drżenie, zdradzające napięcie.
Chciała go.
Chciała go mocno, na tak wiele sposobów, na ile mogli się posiadać. Alexander poczuł jak drapie jego skórę paznokciami policzka, przez szyję, aż po obojczyk, by tam nacisnąć mocniej i przebić skórę. Woń krwi była delikatna, ale dla wrażliwych nozdrzy dwojga wampirów wręcz upajająca. Aila nachyliła się i patrząc mężowi prosto w oczy zlizała tę odrobinę vitae, która wypłynęła z rany.
W odpowiedzi na to wszedł w nią.
Pchnąwszy krew w swą męskość uczynił ją taką, że śmiertelne serce i podniecenie, nie potrafiłyby uczynić takiego efektu. Poczuła to.
Zagłębiał się w niej bez pasji, bez dzikości w dążeniu do spełnienia. Dawniej właśnie to było kluczowe, a pocałunki, spojrzenia, gesty jedynie dodatkiem do pożądliwego aktu miłosnego. Teraz… teraz jakby było odwrotnie. Było to dopełnienie, jakże przyjemne..
Wszedł w nią do końca a dociskając do ściany przejechał językiem po sutku. Zadrżała pod nim, zagryzając wargi, by stłumić wyraz bólu, jaki poczuła, gdy wdarł się do jej wnętrza od razu do końca. Twarz Aili przybrała wyraz błogiej rozkoszy. Jej kochanek tymczasem wiedział jak działa ugryzienie nieumarłego jeszcze jako śmiertelnik, widział to po tym, kogo tej nocy zabił, widział to i po Aili gdy przed kilkoma chwilami z niej pił. Liżąc zwieńczenie kształtnej piersi wpił w nią kły. Poczuł jak jej biodrami targa dreszcz rozkoszy, jak ona sama mocniej zaciska uda, nabijając się mocniej.

- Alex... - wyjęczała lubieżnie i bez ostrzeżenia rozorała paznokciami jego barki aż do krwi.
Jęknął i wciąż pozostając w niej, oraz kąsając kłami jej ciało odsunął się od ściany podtrzymując ją za pośladki.
Zaraz zresztą opadł na kolana i spleciony z Gangrelką rzucił ich oboje na podłogę. Przygwoździł poruszając się w jej wnętrzu.
Aila nawet nie jęknęła. Mogli teraz więcej niż zwykli śmiertelnicy... szybciej, mocniej! Korzystając z okazji wampirzyca przyciągnęła twarz kochanka do swojej twarzy i pocałowała go dziko.
Pogrążeni w pocałunku czując wzajem swą krew i bliskość ciał odnajdywali powoli pasję, która towarzyszyła im gdy ich serca biły. Nawet gdy sam akt był niepotrzebny, sztuczny, to przypominający im coś.
Jak rytuał.
Alexander bardzo skrupulatnie i chętnie ten rytuał wypełniał.

Wbijał się w swą nieumarłą małżonkę z coraz większą pasją i dzikością charakterystyczną dla wampirzego rodu, do którego należeli.
Nawet nie zarejestrował, gdy paznokciem znów rozorała jego skórę - tym razem na piersi. Dopiero gdy krew zaczęła kapać na jej nagi dekolt, szyję i lubieżnie wystawiony języczek, zauważył to.
Przeciągając ręką po jej piersiach roztarł te kilka kropel na jej skórze. W pewnym momencie wbijając się w nią przekręcił ciało i obrócił ich, splecionych razem, także to on teraz leżał na plecach, pod nią.

Uśmiechnęła się do niego drapieżnie, po czym zmysłowo przeciągnęła językiem po jego policzku. Biodra wampirzycy znów zaczęły się poruszać. Tym razem to ona nadawała tempo - niezbyt szybkie, ale za to bardzo głębokie pchnięcia raz za razem wyrywały słodkie jęki rozkoszy z jej ust.
Nie trzeba było być żywym, aby ten widok działał. Piękne jędrne ciało, które na zawsze miało takim pozostać wijące i prężące się na nim. Ciężkie piersi bujające się w rytm ruchów wampirzycy. Jednocześnie krew rozmazana na jej skórze, zapach vitae, dzikość w ruchach Aili, oraz zespolenie, bliskość i oddawanie się sobie - to wszystko pobudzało, wprowadzało w stan euforii. Alexander znów wysunął kły i uniósł górną wargę. Miał przed sobą widok cieszący oczy, czuł jak jej ciało zaciska się na jego męskości i przesuwa po niej w górę i w dół wzbudzając cielesną przyjemność, słyszał słodkie jęki, czuł oddanie… ale gdzieś tam wciąż łaknął jej inaczej. Zastanawiał się, czy rozkosz i euforia wręcz wylewające się z nieumarłej oddziałują na smak jej krwi. Oblizał kły gdy dłońmi mocno ścisnął i rozchylił jej pośladki, sam unosząc biodra i włączając się w rytm jej ruchów.
Spojrzał na niego i zmarszczyła nosek, nie ustając w swym galopie.
- Nie bądź niegrzeczny... - pogroziła mu palcem, po czym uśmiechnęła się łobuzersko, co trochę przeczyło sensowi słów.
- Co oznacza “niegrzeczny”? - spytał przenosząc dłonie na piersi wampirzycy.
- Trudno opisać to słowami... spróbuję ci pokazać... - Przeciągnęła się pod wpływem jego dotyku.

Nagle poczuła, że czegoś jednak brakuje w ich zbliżeniu. Nieumarli upuszczali sobie wzajemnie krwi, tymczasem nic nie uradowałoby ich chyba bardziej jak wspólne obżarstwo. Brakowało im... ofiary!
Na myśl o tym, aż zakręciło jej się w głowie. Nagle uniosła biodra tak, że męskość kochanka opuściła jej ciało.
Patrząc Alexandrowi prosto w oczy, Aila zsunęła się niżej. Gdy jej twarz znalazła się na wysokości jego lędźwi, wampirzyca sięgnęła językiem do nabrzmiałej od krwi męskości Gangrela, który zastygł w oczekiwaniu. Prosty amulecik Viligaiły wywlekał na wierzch dawne pragnienia, nie pozwalając mu się skupić jedynie na krwi. Wspomniał dawne, ludzkie odczucia i sięgnął dłoniom ku jej włosom by obniżyć jej głowę.
Usłuszał jak z jej gardła wydobywa się cichy pomruk, gdy objęła go ustami. Poczuł nawet jej kły ocierające się o jego skórę. Zadrżał w odruchu ekstatycznej obawy, bo nie wiedział czy Aila chce czynić pieszczotę, czy też dotyk jej kłòw jest zapowiedzią czegoś innego. Znamionowała go też niecierpliwość, echa dążenia do spełnienia nie potrafiły zepchnąć całkiem innych pragnień. W tej pozycji nieumarła żona była poza zasięgiem jego kłów, a ona wyraźnie przeciągała tę jego niepewność. Na chwilę cofnęła usta, by potem znów objąć nimi męskość kochanka i ssać lekko, pieścić miękkością swych warg, smagać języczkiem. Kiedy jednak znów się rozluźnił, poczuł jak kiełki rysują jego skórę - nie do krwi, nie mocno, ale jednak z pełną premedytacją przesuwając się po jego przyrodzeniu. Aila cofnęła głowę i uśmiechnęła się do niego szelmowsko. Teraz to jej dłoń pieściła męskość kochanka, podczas gdy jej usta... Alexander poczuł jak kły przebijają skórę w okolicy pachwiny udowej, a jego kochanka zaczyna rozkosznie sączyć z niego vitae.

Jego jęk wypełnił celę, a całe ciało naprężyło się. “Wampirzy pocałunek”, kły zagłębiające w się w ciele i to uczucie rozkoszy.
Ugryzienie w tym miejscu, w tej chwili dawało jeszcze więcej. Alexander poczuł fizyczne spełnienie przychodzące nagle. Nieumarłe ciało nie wyrzuciło z siebie płynu dającego życie, ale i… Wijący się z rozkoszy Alexander przez ulotny moment pomyślał o tym jak zawsze po spełnieniu opada z sił, a jego męskość staje się niezdolna do dalszych harców. Jako wampir nie męczył się, a 'gotowość’ zależała tylko od tego czy ma zachciankę utrzymywać krew w tej części ciała.
Spojrzał na Ailę wygłodniałym wzrokiem. Po prawdzie nie wypiła wiele jego krwi, tu chodziło o sam akt, ale i tak oblizała się teraz z zadowoleniem, a potem zalizała ranki po kłach.
- To oznacza bycie “niegrzecznym”, mój miły małżonku - powiedziała unosząc się na łokciach i pełznąc w górę jego ciała, by złożyć pocałunek na wargach wampira.
Oddał go, łapczywie, lekko zgrzytnęło gdy ich kły przejechały po sobie.
Podniecony Gangrel wyślizgnął się spod niej i przycisnął wampirzycę brzuchem do ziemi.
Oblizał językiem wargi i kły przyklękając pomiędzy jej udami i rozsuwając je kolanami. Przez chwilę zastygł w bezruchu mając przedsobą smukłe, blade ciało. Jej wnętrze gotowe by go przyjąć, jej skóra, zapraszająca aby ugryźć i ssać. Chciał w nią wejść, męskością, kłami. Na wszystkie dostępne aktualnie sposoby. I ona wyglądała, jakby tego pragnęła, pozwalając mu cieszyć się tym widokiem, a jednak coś stanęło im na przeszkodzie…




Rozległo się pukanie do drzwi.
- Kto tam? - Alexander raczej wywarczał niż zapytał, a jego głos wprawił osobę po drugiej stronie w stan konsternacji.
- Szukamy panienki Aili... - usłyszał w końcu męski głos.
Gangrel był wściekły, nie schował kłów i nie poruszył się wciąż klęcząc za leżącą wampirzycą.
- Czego chcecie? - spytał znów jakby warknięciem.
Znów poruszenie za drzwiami. Ludzie chyba nie wiedzieli czy mogą z nim rozmawiać. Aila tymczasem przyglądała się drzwiom, po czym rzekła.
- Odpowiedzcie.
- Pani, sprawa jest, a ojca twego nigdzie nie znaleźliśmy. - Rozpoznała głos Christoffa - ghula Angusa.
Wampirzyca skrzywiła się, po czym zwróciła do męża.
- Musisz mi wybaczyć...
- Muszę.... - Bękart wstał patrząc z wściekłością na drzwi. Podszedł do swoich rozrzuconych szat zaczynając się ubierać.
- Oj, wiesz, że to takie powiedzenie... - Aila także zaczęła się ubierać, po czym zawołała - Zaraz do was przyjdę!
- Znaleźli sobie dobry czas - burknął w odpowiedzi. - Ale idź, to może być coś ważnego.
Pocałowała go w policzek.
- Możesz iść chyba ze mną, jeśli masz ochotę. Nie jesteś tu więźniem.
- Pójdę, nie chce mi się tu siedzieć samemu - odparł zapinając spodnie i sięgając po koszulę.


Aila i Alexander stanęli przed ogromnymi kutymi wrotami, za którymi miało znajdować się zejście do lochów.
- Tylko to zejście w dół wydaje się niezamurowane, pani, ale... nie potrafimy go otworzyć.
Aila zmarszczyła swoje piękne brwi.
- A wszystkie inne są zamurowane, nawet to od kuchni?
- Tak pani. I widać, że to świeża robota - z tego roku na pewno.
- No tego, to i ja jestem pewna - rzekła i zamyśliła się. - Dziiiiwne…
- Zamknięte drzwi w lochach? To dlatego nas niepokoicie? Bo ktoś zamurował niepotrzebną część podziemi? - Alexander prychnął kręcąc głową. - Chodźmy stąd Ailo.
- Poczekaj chwilę... pamiętajmy, że to było wcześniej domostwo Merlina, a zatem i Marcus. - Aila wydawała się być bardziej skoncentrowana na odkryciu. - Dajcie mi jakiś wielki bal drewna, spróbujemy je wyważyć.
- To nie ma sensu. - Alex wstrzymał gestem ludzi.
- Niby czemu? - zdziwiła się jego małżonka.
- Marcus i Merlin widocznie chcieli się od czegoś odgrodzić. Może to nawet powód opuszczenia klasztoru. Dwa stare wampiry… a ty chcesz byśmy my sprawdzali co tam jest?
Wampirzyca zastanowiła się.
- Nie wiem, co by to miało być, a może to te księgi, co zaginęły? Jedyne wszak zagrożenie, które tu było, to te wilki... rozszarpały wasze konie, wiedziałeś o tym? - myśli Aili skierowały się w inną stronę.
- Wilki w górach dziwnym niczym nie są. Jak nas Marcus pojmał zostały same, bez dozoru. Ot nie wiedziałem jedynie czy pierwsze znajdą je drapieżniki, czy chłopi z Przyklasztorów. - Alex wzruszył ramionami - Ale rację masz, zagrożenia tu nie było. Dwa miesiące temu. Przez ten czas… Merlin rytuały potrafi odprawiać, a Marcus mógł mu jakiś niebezpieczny nakazać. Mało to opowieści o tem, co czarowniki i wiedźmy wywołują? Przed księgami by się nie odgradzali. Prościej na wozy załadować i wywieźć niż trud zamurowywania podziemi czynić.
- Pani, co robimy? - zapytał Christoff, najwyraźniej przejęty widmem, jakie roztoczył przed nimi Alexander.

Szlachcianka chwilę pomyślała.
- Niech jeden człowiek trzyma tu straż. Jeśli coś usłyszycie... zachowajcie najwyższą gotowość.
- Póki Angus nie powie inaczej, a nie wiemy gdzie jest.
Wydawało się, że ten argument ostatecznie przekonał jego towarzyszkę. Aila złapała męża pod ramię i zapytała cicho:
- Zostały nam może ze dwie godziny do świtu, co robimy?
- Wróćmy do celi, a jak kto nas jeszcze będzie niepokoił to rozerwę na strzępy.
- Chętnie cię więc poniepokoję jeszcze - Rzekła mu do ucha, śmiejąc się cicho.

Powoli odeszli.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 08-12-2017, 08:35   #54
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

To był chyba najprzyjemniejszy z ich wieczorów od czasu przeistoczenia. Obudzili się nadzy i przytuleni do siebie, leżąc na kocu pod pryczą, która choć nie była potrzebna im w ukryciu się przed słońcem w pomieszczeniu, gdzie jedyny wąski świetlik został szczelnie zasłonięty i dodatkowo zastawiony szafą, to jednak stanowiła swego rodzaju osłonę “dla uspokojenia”.
Jedynym punktem, psującym ich sielankę, było dość irytujące uczucie głodu.
Aila spojrzała w twarz kochanka i pogładziła go po policzku. Mimo pragnienia krwi, uśmiechnęła się ciepło, delektując chwilą, którą wciąż mieli tylko dla siebie. Wraz z przebudzeniem Alexander poczuł uderzenie paniki. Świadomość zimna i ocknięcia się bez oddechu porażała bolesną konkluzją.
Nie żył, był martwy.
Własna śmierć i przebudzenie wczorajszego wieczora nie były tak wyraziste. Była jakaś ciągłość istnienia, w której ostatnie tchnienie, gdy Marcus wysysał go do szczętu, było nie tak istotne przy innych aspektach przeistoczenia. Wczorajszej nocy skupiał się raczej na tym, że zmieniono go w wampira i z tym wiązały się ból, żal i złość, nie z utratą życia. Istniał, poruszał się, nawet odruchowo oddychał, przeżywał emocje, smakował krew. Śmierć przy burzliwych i intensywnych wydarzeniach była mniej znaczącym abstraktem.
Do teraz.
Do pierwszego wyjścia z dziennego letargu.

Alexander z przerażeniem skupiał się na tym, że nie oddycha i nie dusi się. Roztrzęsiony próbował skupić się na tym by to zrobić, by nabrać powietrza w płuca, a jednocześnie uderzała go myśl, że… “po co?”. Był martwy, jego świadomość po prostu funkcjonowała w zimnym ciele, w trupie, którym był.
Dla próby poruszył ręką, po czym znów wrócił desperacko do kwestii oddechu. To było absurdalnie ciężkie do uczynienia. Zrobić coś, co robiło się bez udziału świadomości od momentu narodzin. Umiejętność ciała, a nie umysłu. Odruch trudny do wykonania, gdy się skupiło na nim.
W końcu udało mu się, pierś poruszyła się, westchnął.
Spojrzał przy tym na Ailę.
- Ja… ja nie żyję - powiedział powoli, a w głosie miał gorycz i strach. - Jesteśmy… martwi. - Te słowa wydawały się absurdalne w tym momencie, gdy już wczoraj bękart prezentował pełną świadomość bycia wampirem.
Przyglądała mu się ze smutkiem i zrozumieniem. Też pamiętała ten pierwszy wieczór, choć u niej trochę inaczej to się odbyło. Ją przede wszystkim bolała ta wewnętrzna pustka, uczucie, że coś tam powinno być, coś powinno dziać się z jej ciałem, a tego już nie miała.
Nie wiedząc co powiedzieć, po prostu przytuliła męża i pogładziła uspokajająco po włosach.
Milczał chłonąc jej obecność i skupiał się na dotyku i oddechu. Czucie, kontrola nad ciałem, absurdalne dla martwego ciała napełnianie płuc powietrzem w rozpaczliwej próbie imitacji życia.
- Zimno i głód - odezwał się w końcu. - I tak już na zawsze.
- Musimy napić się krwi. Będzie... lepiej. - Powiedziała cicho, jakby z zawstydzeniem Aila, po czym zaczęła się podnosić. - Chodź, ubierzemy się.
- Kiedyś zastanawiałem się czemu akurat krew. - Też zaczął się podnosić. - Esencja życia… ciekawym, czy każdy nieumarły za nim tęskni, a krew jako namiastka… Ilu z nich… z nas, w ciągu pierwszych dni idzie powitać słońce czując, że nie będzie potrafić tak… żyć? - ostatnie słowa wypowiedział z cynizmem w głosie.
Aila ubierała się w milczeniu, po czym spojrzała na męża.
- Pamiętasz jak prawie straciłeś rękę i nie wiedziałeś czy będziesz nią poruszać? To była... tragedia. Prawdziwa tragedia. Teraz jest jednak inaczej. Coś straciłeś, ale coś zyskałeś. Od ciebie zależy czy będziesz patrzył wstecz na to, co utracone i czuł się kaleką, czy postąpisz ku przodowi, korzystając z tego, co otrzymałeś. Tak ja to widzę.
- Nieśmiertelność, potęga... - Pokiwał głową i zaczął wzuwać spodnie. - Z czasem można przywyknąć pewnie. Ciało martwe, a jędrne i nie gnije. Jak w zawieszeniu między życiem, którego już w nim nie ma, a śmiercią, która nie może w pełni dostać go w łapska rozkładu. Pomiędzy. - Spojrzał na Ailę. - Może tak samo jest z głębią? Już nie człowiek, ale jeszcze nie potwór. Pomiędzy…
- Marcus jest potworem. - Powiedziała z uporem. - Myślę raczej, że to my decydujemy, czy pozostaniemy ludźmi, czy staniemy się potworami.
- Wolę być jak człowiek - widziała, że wciąż stara się oddychać, choć czasem zapomina o tym. - Nawet gdy wiem, że już nim nie jestem.
Podeszła i pocałowała go w policzek.
- Zaraz pewnie przyniosą moją... zupę. - Powiedziała, po czym dodała - Ale jeśli wolisz pić z szyi, mogę poprosić któregoś z ludzi Angusa.
- Boję się, że znów zabiję. - Skrzywił się wkłądając koszulę. - Prędzej ze zwierzęcia niż z człowieka.
- Zwierzę musielibyśmy upolować. Nie możemy osłabiać tutejszych koni, a zwierzęcej krwi trzeba nam więcej. - Powiedziała Aila, po czym dodała - Ale w sumie to niezły pomysł. Co powiesz na małe łowy? - wyciągnęła zapraszająco dłoń do Gangrela.
- Można spróbować, choć nigdy nie strzelałem zbyt celnie. - Alexander ujął bladą zimną dłoń nieumarłej. - Marcus był zaciekawiony jaką moc przejąłem z jego krwią… Okazało się, że potrafię przywoływać zwierzęta, porozumiewać się z nimi. Mógłbym przywołać by zabić, ale to byłoby… Złe, chyba? - Spojrzał na małżonkę.
Potwierdziła skinieniem głowy.
- Dlatego mówię o prawdziwych łowach. Jako drapieżcy. Jedynie nóż... lub szpony, jeśli je posiadasz. - Powiedziała, po czym dodała zawstydzona - To trochę straszne, ale... polowanie uspokaja bestię. - Wskazała swoją pierś, choć chodziło jej raczej o to, co znajdowało się pod krągłością. Martwe serce.
- Jak…? Nożem? - Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. - Jak dopędzić dzikiego zwierza, toż to niemożliwe.
- Można się na niego zasadzić. Wiesz... nie usłyszy nas, jak będziemy w bezruchu. Nawet oddechu nie usłyszy. - Odparła Aila.
- To może być… interesujące doświadczenie. - W Alexandrze odzywała się nowa drapieżna natura. - Niczym z gołymi rękoma. Spróbujmy zatem. - Wizja jakiegoś planowanego działania odgoniła chwilowo jego przetrawianie motywów życia i śmierci.
Aila pociągnęła go ku wyjściu, jakby bojąc się, że małżonek zaraz się rozmyśli. Jednak na korytarzu czekał już na nich jeden z ghuli Angusa.
- Pani, ojciec wzywa cię do siebie, skoro już wstałaś. Tylko ciebie. - dodał, patrząc znacząco na Alexandra.
- Może to tylko na chwilę - skomentował to bękart. - Mogę poczekać na ciebie na dziedzińcu - zasugerował spoglądając na żonę. Nie widać było po nim, jakoby przejął się nieuwzględnieniem go w tej rozmowie. Nie spodziewał się chyba niczego innego.
Aila wyglądała na mało zadowoloną, ale po chwili rozchmurzyła się.
- Idź może poszukać zwierzyny. Spróbuję cię odnaleźć. Jeśli mi się nie uda, spotkamy się o północy przy bramie. - Powiedziała i pogładziła go po ramieniu.
Alexander kiwnął głową.
- Uważaj na siebie - rzekł kierując się do wyjścia.


.
- Sire?
Aila podeszła do ojca z krwi, który stał i wpatrywał się we wrota, prowadzące do lochów. Brwi miał ściągnięte, a twarz skupioną. Nie po raz pierwszy szlachcianka zauważyła, że stary Gangrel zmienił się w trakcie tej wyprawy, a raczej odsłonił swe drugie oblicze. Z czpiotowatego olewusa jakim był jeszcze w Widniu niewiele pozostało. Ponury, skupiony, silny - takie wrażenie sprawiał teraz jej ojciec.
- Gdy byłaś tu wcześniej ile było zejść do podziemi?
Zamyśliła się na chwilę.
- Trzy... nie, cztery nawet.
- I wiesz, że pozostałe zostały zamurowane, a ostało się tylko to?
- Tak panie, wczoraj to odkryliśmy. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, choć uczucie niepokoju w niej narastało. Angus miał w tym jakiś cel, że pytał ją o rzeczy, których pewnie dowiedział się już od swoich ludzi.
- I nie wydało ci się to dziwne?
Aila zaczynała rozumieć.
- Owszem. Chciałam je nawet otworzyć, ale...
- Twój uroczy małżonek cię od tego odwiódł. - Dokończył za nią Gangrel.
Jego potomkini wyprostowała się dumnie.
- To była moja decyzja. Rozmawialiśmy o tym tylko, ale to ja podjęłam decyzję.
- I co ci niby powiedział? Że siedzi tam jakiś straszny zły chochlik? - zapytał kpiąco Angus.
- Ale przecież Merlin mógł... - próbowała się bronić Aila, lecz ojciec wszedł jej ostro w słowo.
- Mógł? Co mógł? Magii już w sobie nie ma. Zna tylko jakieś rytuały, przy czym zapewniam cię dziecko, że przywoływanie istot piekielnych to nie jest taka sobie ot przyjemnostka. Coś takiego przygotowuje się latami, dziesiątkami, a nawet setkami lat. Za to o ile bardziej prawdopodobne wydaje się wytłumaczenie, że twój niewierny małżonek wie, co tam jest i nie chciał byśmy tego ruszali?
Aila cofnęła się o krok. Szczególnie zabolało ją nazywanie Alexandra niewiernym, choć po prawdzie nie mogła odmówić logiki wywodowi Angusa. Czyżby naprawdę była ślepa? Czy własny mąż manipulował nią? Był tylko jeden sposób by się przekonać.
Nagle z jej palców zaczęły formować się ogromne szpony bestii. Widząc tę reakcje stary Gangrel uśmiechnął się i przeszedł podobną metamorfozę. Ruszyli w kierunku wrót.



 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-12-2017, 16:18   #55
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Tymczasem Alexander nie niepokojony opuścił klasztor.
Przez chwilę tylko zastanawiał się, czy ktoś go nie zatrzyma, ale zbrojni przywiedzeni tu z Wiednia przez starego Gangrela, patrzyli na niego jedynie z czujnością gdy przechodził przez bramę. Nikt nawet nie zakrzyknął, aby spytać o cel opuszczenia monastyru zbudowanego w tej górskiej głuszy. Nikt nie przejął się możliwością ‘ucieczki zakładnika’

To mu wiele powiedziało.
W każdej chwili mógł tym zakładnikiem przestać być, po prostu odchodząc. Angus z pewnością miał złudne nadzieje na to, ale i niszczącą je świadomość, że Alexander jest tu z woli Marcusa i ma jakąś misję.
Nie mylił się.

Alexander nie okłamywał Aili…
Mimo trzech nocy z rzędu picia krwi Marcusa, w tym za trzecim razem przy przemianie, nie czuł do niego uwielbienia i miłości. Przeciwnie, czuł obrzydzenie, nienawiść za Wygódki i przekonanie, że taki sukinsyn istnieć nie powinien. Problem w tym, że Marcus powiedział łowcy o pewnych niuansach świata nocy, a Merlin nie zaprzeczył. Trwała wojna, Marcus był potrzebny tej właściwej, w rozumieniu Alexandra, stronie.
Z drugiej strony rozumiał też Ailę.
Byli nieśmiertelni i zemstę mogli odwlec, dla smaku, choćby i o wiek, czy dwa, ale wciąż żywe w nich było czucie tego wszystkiego jak ludzie, nie jak nieumarli. Jak najszybsze osiągnięcie celu, gdzie zwłoka mogła oznaczać niemoc w osiągnięciu go w ogóle. Nie mógł dziwić się, że ona, o wiele bardziej skrzywdzona, chce pomsty od razu. Że odrzuca zimne planowanie, na które stać było jego.
Postąpienie wedle planu Marcusa, to jak postawienie się przeciw niej.
Postąpienie wedle chęci Aili, to wzmocnienie starszyzny, Ligi z Wiednia śmiercią Marcusa w czasie buntu młodych nieumarłych.

Pokręcił głową idąc przed siebie. Skierował się do obozowisk, które zostawił ze swymi ludźmi wyprawiając się na starego wampira jeszcze jako śmiertelnik.

Ogryzione trupy koni leżące w ciemności sprawiały przygnębiająco-makabryczne wrażenie. Alexander niewiele widział w świetle księżyca przesłanianym przez drzewa i ograniczał się jedynie do ostrożnego stąpania wśród pozostałości dawnego obozowiska.
W końcu prawie zderzył się z powozem i zaklął. Na Kocich Łbach, jeszcze jako sługa Elijahy myślał, że wszystkie wampiry jako stworzenia nocy świetnie widzą w ciemności. Cóż… praktyka boleśnie weryfikowała ten pogląd.

Przystanął rezygnując z rozglądania się bo nie miało to sensu.
Jak w takich warunkach polować?
Pokręcił głową.

Moc jaką posiadłeś z przebudzeniem, pozwala ci porozumiewać się ze zwierzętami.
Przyzywać je.
Nie będą też ci tak wrogie jak zwykle są nieumarłym.
Wciąż musisz je przekonać, nagiąć do swej woli, ale…
Możesz próbować to zrobić porozumiewając się z nimi.
Możesz wykorzystać to, że nie reagują na ciebie jak na innych.
Gniewem.
Strachem.
Odrazą.
Możesz wyciszać bestię, która w nich drzemie, gdy coś pójdzie źle.
Wszystko w twoich rękach i słowach, ale to i tak wiele.
Wielu nieumarłych gardzi tą mocą.
Wielu jej zazdrości.

Słowa Marcusa szumiały mu w głowie, jako echo tego co mówił mu wczorajszego wieczora. Po przeistoczeniu, a przed wyruszeniem do klasztoru.
Alexander odchylił głowę i zawył.
Sam zdziwił się jak bardzo naturalnie mu to wyszło.
Chciał wyć jak wilk i… tak się stało, choć był jeno człowiekiem…. a nawet nie, wampirem.

Nie czekał długo.
Zaalarmował go jakiś ruch w ciemności, na skraju zmysłu wzroku, na skraju zmysłu słuchu.
Usłyszał w końcu warknięcie, a światło księżyca ledwo odbiło się w ślepiach.

[MEDIA]http://pm1.narvii.com/6450/de913b550ca9f9669ec993644a514cb8d2e3621e_00.jpg[/MEDIA]

- Chodzący nieżywy… - Alexander złapał się na tym, że rozumie to warczenie.
- Dziecię nocy. Ty syn księżyca - bękart wywarczał. - Jak bracia.
Warknięcie wilka nabrało mocy, było bardziej wściekłe, agresywne.
- Bracia w nocy. Wilk. Nieumarły. Sowa - Alexander nie rezygnował. - Moje konie. - Spojrzał w kierunku gdzie leżały gnijące resztki zwierząt.
- Dobre mięso. Wtedy. Teraz złe. Jak ty. Dobre mięso. Wtedy. Teraz złe. One są Twoi bracia. Bracia w śmierci.
- Było więcej. Gdzie.
- Uciekły.
- Ty mięso, ja krew. Polowanie?

Warknięcie wilka w odpowiedzi przypomniało prychnięcie, ale nic więcej nie nastąpiło.
Drapieżnik wycofał się.
Ktoś nadchodził.

Alexander odwrócił się spoglądając w mrok uznawszy, ze to Aili trochę zeszło, ale wreszcie mogli wyruszać na łowy... Tylko że to nie była Aila, lecz Viligaiła. Wysoki wampir odziany był w szeroką opończę. Szedł zgarbiony, opierając się o podróżny kostur.
- Nie obawiasz się tak chodzić po tym lesie? - spytał Alexander na głos, nie poruszając się i wciąż stojąc przy wozie.
- A czego mam się bać? Śmierci? - pytaniami na pytanie odpowiedział cicho pogański wampir i podszedł do rozkładających się szczątków konia. Przyglądał się trupowi z uwagą.
- Ten, którego przybyliście zniszczyć dał rozejm, ale tych co poza klasztor wychodzą, może zaatakować.
- Pytanie po co miałby to robić, skoro sam liczy na polubowne rozwiązanie sprawy - odpowiedział Tremere, biorąc garść ziemi i posypując nią zwłoki. Coś przy tym wymamrotał cicho, po czym przeszedł do kolejnych szczątków.
- Nie jesteś z Rzeszy, nie znać w tobie Węgra ni Polaka - Bękart zmienił temat - kim jesteś? Me imię, Alexander d’Eu.

Wampir odprawił kolejny dziwny rytuał... czy cokolwiek to było i dopiero wtedy odpowiedział:
- Znam twe imię, lecz to nie znaczy, że wiem kim jesteś. Nikt poza tobą nie wie. A szczególnie twoja małżonka, prawda? - Viligaiła dopiero teraz spojrzał w mroku na rycerza. Jego wzrok był jednak pozbawiony ciekawości, raczej smutny, jakby wszystko już wiedział i ta wiedza go smuciła.
- Aila dobrze wie kim jestem, nie wiem czy bardziej czy mniej niż wiem to ja sam.
- Może... - odpowiedział wampir i ruszył wolnym krokiem w kierunku monastyru. - Teraz jednak wątpi, gdy odkryli z Angusem to, co skrywały lochy.
- Czemu służysz tym z Wiednia?
- To nie jest właściwe pytanie, Alexandrze d’Eu. - Tremere mówił, oddalając się. Jeśli bękart chciał z nim jeszcze rozmawiać, musiałby za nim ruszyć. Rozważał to przez chwilę, ale jednak nie zdecydował się na to. Dziwny nieumarły nie wyglądał na chętnego do rozmów, a i Alex chciał chwili ciszy.
- Aila nie przyjdzie. Angus zabronił jej z tobą rozmawiać - rzucił na odchodne Tremere.

To chyba ostatecznie przekonało Alexandra, bo oderwał się od wozu by ruszyć za tajemniczym nieumarłym.
- Zabronił… - odezwał się jakby smakując to słowo. - Zaiste tak to idzie, starszym przyszywać lub wzbraniać, a młodszym być im posłusznymi. Do kresu. W smak ci to?
Viligaiła przystanął.
- Patrzysz na rzeczy wielkie, nie zauważając tego, co blisko ciebie. Czy będziesz szczęśliwy zostając sam ze słusznymi, twoim zdaniem, poglądami? - znów nie odpowiedział wprost. Co więcej, po chwili ruszył dalej.
- Dawniej uważałem wampiry za potwory, traktujące ludzi jako zabawki, pionki na szachownicy, sługi od których wymaga się posłuchu i wierności. - Alexander zrównał się z nim w powolnym kroku. - Okazuje się, że i nieumarli od tego wolni nie są. Wiesz o czym mówię. Sam teraz jestem bo Aila przyjść nie chciała, czy dlatego, że Angus, starszy i jej sire, zabronił?
- Nie mi to wiedzieć - zbył go Viligaiła.
- Gdy przyjdzie co do czego może dobrze byś wiedział. Kim jesteś gdyś dla nich podporządkowany obcej woli, a kim możesz być sam decydując o sobie. - Alexander zamilkł nie drążąc dłużej i nie nagabując tajemniczego wampira.


Po powrocie do klasztoru Bękart pewnym krokiem ruszył w stronę celi Aili, w której zamieszkiwała jako mniszka jeszcze za życia i w której spędzili ostatni dzień, jako już dwoje nieumarłych.
Przystanąwszy przed drzwiami zapukał.
- Jest w lochach - usłyszał niedaleko głos i dopiero po chwili spostrzegł jak z cienia w załamaniu muru wyłania się sylwetka Angusa.
- Nic jej nie jest? - spytał młodszy Gangrel spoglądając na sire szlachcianki.
Wampir uśmiechnął się półgębkiem.
- Pytasz czy ja jej coś zrobiłem, czy pozostałe dzieci Marcusa?
- Pytam czy nic jej nie jest, poza tym, że nie żyje, zabita w Wiedniu.
- Nic jej nie jest. Fizycznie - doprecyzował Gangrel.
Alexander kiwnął głową i odstąpił od drzwi.
Ruszył ku wejściu do podziemi, pod którym ostatnio rozmawiał z małżonką. Minął tu jednego strażnika, lecz ten nie zareagował nawet na wampira. Tylko spojrzał nań nieprzychylnie spod hełmu.

Gdy zagłębił się po schodach w podziemia, trzymając tlącą się pochodnię jak najdalej przed sobą, ostrożnie stawiał stopy na schodach.
- Ailo? - zawołał schodząc w dół.
Nie było odpowiedzi.
Alexander dostrzegł jednak, że głębiej w korytarzu tli się przynajmniej jedna pochodnia. Tam w przedostatniej celi znalazł swoją żonę, podającą jakąś gorącą zupę trzęsącym się mniszkom. Żywych zostało ledwo pięć, z czego wszystkie były wychudzone i przeraźliwie chude, aż dziwne, że mogły unieść w dłoniach miski z wywarem. Zresztą po chwili, gdy podawszy posiłek, Aila zalizała ranę na swoim nadgarstku tajemnica ta się wyjaśniła. Wciąż jednak pozostało wiele innych niewiadomych…
Przystanąwszy przy wejściu do celi wampir obserwował żonę z twarzą nie wyrażającą większych emocji.
- Znaleźliście zatem sekret Marcusa - powiedział w końcu.
Nie odpowiedziała. Poprawiła koc na jednej z kobiet i patrzyła na nie w skupieniu, ignorując najwyraźniej istnienie małżonka.
- To żywe służki krwi, nieumarłe jak rozumiem wykończyliście? - zainteresował się nie zwracając uwagi na ignorowanie go.
Spojrzała na niego odwracając nagle głowę. Zobaczył wściekłość w jej oczach. Wstała jednak pozornie spokojnie i wyszła przed celę, zamykając ją następnie. Podeszła do drzwi ostatniej z izb w lochach. Skinęła głową w kierunku krat.

Bękart podszedł do niej zaglądając i przyświecając sobie pochodnią, ale mimo światła jakie dawała musiał się dobrze przyjrzeć, bo cela była głęboka. Po chwili jednak dostrzegł zarysy trzech leżących na ziemi ciał. Wszystkie ułożono w podobnej pozycji, wszystkie też miały osikowy kołek wbity w pierś na wysokości serca.
- Przewidywał, że same nie dadzą rady. Myślałem jednak, że wykorzystał do tego wieśniaków z Przyklasztorów - powiedział z zastanowieniem w głosie. Spojrzał na Ailę odwracając głowę. - Co dalej?
Popatrzyła na niego, prosto w oczy. Stała tak chwilę i nie odzywała się. Potem wyminęła męża, by ruszyć ku wyjściu.
- Nie zajęło mu długo nastawienie swej córki przeciw mnie. - W jego głosie szyderstwo mieszało się z bólem.

Zgubiła na moment rytm kroku, lecz nie zatrzymała się.
Odeszła.
Znów.

Poszedł za nią, ale nie odzywał się już. Chciał znaleźć Angusa.
Raz tylko się obejrzała, rozumiejąc chyba dlaczego ją śledzi, bo nagle skręciła ku wyjściu na placyk wewnątrz klasztoru. Tam stał Angus, wpatrując się w nocne niebo, jakby na coś czekał. Aila nie podeszła do niego. Stanęła przy drzwiach, jakby czekając na posunięcie małżonka.
- Mam odejść z klasztoru? - spytał bękart przystając blisko wejścia i nie podchodząc za blisko do starego Gangrela. Wyczuwając nastrój Aili nie czynił przy tym żadnego gestu względem niej.
- Bynajmniej. Nasza umowa z Marcusem jest aktualna - powiedział Angus, po czym dodał: - Spróbuj jednak uchybić porozumieniu, a dołączysz do siostrzyczek.
- Nie wiem czy to moje siostry w krwi, ich ojcem może jest Marcus, może Merlin. - Alex wzruszył ramionami. - A Marcus chciał bym tu był, abym poprowadził przeciw tobie to co zostawił w lochach. Jego plan się nie powiódł, moja obecność tu zbędna. Wiem, że nie na rękę ci ona. Chyba, że czerpiesz przyjemność z buntowania przeciw mnie swej córki.

Angus zaśmiał się i o dziwo było to raczej serdeczne niż złośliwe.
- Naprawdę myślisz, że mój brat powierzyłby nowo przemienionemu misję, w której powodzenie by wierzył? To był tylko prztyczek w nos, sprawdzenie czy trzymam gardę. Nic się nie zmieniło młody Alexandrze. Zostaniesz tu, dopóki nie przyjdą wieści z Wiednia.
- Skoro mam zostać, zostanę. Potem zapewne zginę. - Alexander uśmiechnął się cierpko. - Powiedz mi Angusie, jeżeli uczynisz mi ten zaszczyt, jak to jest być zdrajcą?
- Chcesz wymienić się doświadczeniem, chłopcze? - odpowiedział wesoło pytaniem na pytanie Angus.
- Ja nikogo nie zdradziłem.
- Albo ty tak uważasz. Znam kogoś, kto może mieć odmienne zdanie na ten temat.
- A wie wszystko? Wie o przepowiedniach końca gdy krew się rozrzedzi? O tym jak starzy wydali ludziom młode wampiry i zabronili im się bronić? - W głosie nieumarłego rycerza był sarkastyczny wyrzut. - Sami bezpieczni, manipulujący krolami, ksiażętami, klerem i patrzący jak ci ludzie ścigają młodych, palą ich, kołkują. Jednocześnie głosząc przykaz pokoju z ludźmi. O tym jej mówiłeś?
- A ty to widziałeś chłopcze? Wierzysz mojemu bratu, który odebrał ci życie i upokorzył cię i twoją małżonkę za ludzkiego życia, piętnując ją niby niewolnicę. Cóż, twoje prawo wierzyć w co chcesz. Wiara i prawda nie zawsze jednak idą razem w parze.
- On nie ma powodów by kłamać, wie, że go nienawiścią w duchu darzę. Swoje jednak też widziałem, jak i Aila. - Odwrócił się na chwilę ku małżonce. - Na Kocich Łbach. Tu niedaleko, to bydle będące Twoim bratem w krwi i jego dwie córki czyniły terror, mordy na wieśniakach. Kilkadziesiat osób w ciągu lat. A wy? Wiedeńska Liga, jak Elijaha, traktujecie ludzi, królów, jak pionki na szachownicy. Własne ambicje, własne cele. Wojny przesuwane na szachownicy śmiertelnikami, trupów dziesiątki tysięcy. Jak Elijaha dla zabawy rodem Burgundzkim przedłużał wojnę Angielczyków z Francuzami. Mam nie wierzyć, że swą młodzież traktujecie inaczej jako on mówi?
- Oczekujesz, że powiem ci w co masz wierzyć? - Angus parsknął śmiechem - A potem oskarżysz mnie o manipulacje. Nie, Alexandrze, nie obchodzi mnie w co wierzysz, bo to nijak nie zmieni prawdy, na którą jesteś ślepy. Mówisz o rzeczach, których nigdy na oczy nie widziałeś, których świadkiem nie byłeś ani żadnego nie poznałeś, a ślepyś na to, co dzieje się dookoła ciebie. Nie pamiętasz już jak Merlin traktował owe mniszki? Nie widziałeś jak potraktował je mój brat i jak teraz staramy się o nie zadbać? Bo ja w tym widzę właśnie obraz całej sytuacji. Tacy jak Marcus krzyczą głośno, krzyczą jak to źle się dzieje, gdy ludzi pod pieczę bierzemy, po czym sami gdy do władzy dochodzą, traktują ich jeszcze gorzej, straszniejsze krzywdy im czynią. Tak jest z ludźmi, tak jest i z wami młodymi, bo pokaż mi ucznia kowala, który nie potrzebuje mistrza. Pokaż mi mistrza, który nie wymaga od ucznia pokory. - Nagle usłyszeli ptasi skrzek gdzieś nad głowami. - Wierz w co chcesz, chłopcze, ja przekonywać cię nie zamierzam. - To rzekłszy na oczach Alexandra Angus zmienił się w wielkiego kruka i wzleciał ku niebu.

- Będzie mówił o kilku mniszkach, gdy ci z Wiednia utopią jakiś kolejny kraj we krwi - Alex rzucił ze złością - śląc na siebie tysięczne armie. - Odwrócił się do Aili, gwałtownie… lecz miast wampirzycy ujrzał pustkę.

- Śmierć wam wszystkim i Wiedeńskim i Marcusowi - dodał odchodząc w noc. - W to wierzę.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 12-12-2017, 08:53   #56
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Powiedzieć, że klasztor nie tętnił życiem, to jak nie powiedzieć nic. Alexander nie próbował nagabywać Angusa, a i nie narzucał się Aili. Czuł się źle choćby z tego względu, że pozbawiony w pierwszych nocach swego nie-życia opieki stwórcy nie do końca wiedział co się z nim dzieje, nie akceptując przy tym swego stanu. Śmierci.
Przy tym wciąż miał przed oczyma twarz Aili i bolało go to, co zapamiętał z jej wzroku. Wiedział też, że wampirzyca ma rację obwiniając go i gardząc za dobrowolne stawianie się po stronie potwora, który ich skrzywdził, najbardziej ją.
Uciekał w górski las dając upust swej wściekłości, żalowi bliskiemu rozpaczy i samotności.

Angusa też ciężko było zoczyć w klasztorze przez kolejne noce, bo starał się on znaleźć miejsce, gdzie skrył się Merlin. Kilkadziesięcioro ludzi z Przyklasztorów, pozostali mieszkańcy monastyru poza mniszkami znalezionymi w lochach, świta Alexandra… Nie było łatwo ukryć taką grupę w górach, szczególnie dla kogoś, kto do poszukiwań mógł zaprządz dzikie zwierzęta. Mimo to na razie kryjówka starego Gangrela pozostawała tajemnicą.

Zbrojni byli mrukliwi, cisi i poddenerwowani. Oni spodziewali się ataku każdego dnia, każdej nocy. Coraz częściej wybuchały kłótnie przerywające stagnację. Zwykle w takich chwilach w pobliżu pojawiała się młoda Gangrelka. Choć nie miała bezpośredniej władzy nad ludźmi swego ojca krwi, czuli się w jej towarzystwie coraz bardziej obco. Aila stawała się coraz bardziej ponura i milcząca, odległa zwykłym śmiertelnikom. I tylko mniszki z lochów mogły czasem słyszeć jej cichy, melodyjny głos. Zresztą na prośbę szlachcianki przeniesiono kobiety do jednej z większych cel, gdzie Gangrelka sama przeniosła im prycze oraz inne przedmioty, mające ułatwić życie. Wciąż jednak mniszki zamykane były na klucz - czy to z uwagi na brak zaufania, czy też dla ich własnego bezpieczeństwa.

Niespodziewanie w tym czasie napięć towarzyszem Aili stał się Viligaiła. Wampir śledził jej poczynania względem kobiet, przyglądał się materiałom i przedmiotom, których zastosowanie szlachcianka tłumaczyła mu częstokroć bez słów. To samo działało w drugą stronę. Nieraz Gangrelka po prostu włóczyła się za dziwnym Tremerem, przyglądając dziwnym (dla niej) rytuałom oraz zwyczajom, które praktykował.

Właśnie podczas takiego wspólnego przebywania w dawnej bibliotece, gdzie Viligaiła w żelaznej misie palił jakieś zioła mrucząc coś w swoim niezrozumiałym języku, Ailę z ciekawością przyglądającą się pogańskiemu wampirowi nawiedziła Urszula.
Obie siostry zdawały się być mocno wyalienowane w klasztorze, gdyż unikać się starały zbrojnych Angusa, a i jego samego, oraz litewskiego nieumarłego nie próbowały szukać względem towarzystwa. Coraz bardziej ‘dzika’ i stroniąca od towarzystwa Aila nie była tu dla nich rozwiązaniem, bo choć starały się usługiwać szlachciance, to pewną rezerwę związana ze strachem wręcz się czuło.
Dziewczęta nie do końca jeszcze zaakceptowały stan swej pani. Czy to przez wychowanie i opowieści, czy to przez historię Wygódek… ciężko określić.
- Pani… - odezwała się Urszula podchodząc ostrożnie do wampirzycy. Miętoliła przy tym skraj rękawów, jakby pomagając sobie tym w śmiałości.
Aila podniosła na nia pozbawione zainteresowania spojrzenie. Ponieważ jednak dziewczyna wytrwała i nie wycofała się, wampirzyca podniosła się powoli i ruszyła na bok, by służka mogła powiedzieć jej to, z czym przyszła i nie przeszkadzać jednocześnie Tremerowi.

Kiedy znalazły się w pewnym oddaleniu od niego, rzekła cicho:
- Mów.
- Pani Ailo, co to dalej będzie? - Urszula nie patrzyła jej w oczy. - Nie teraz, w tej dolinie, ale potem, jak ją opuścim.
Wampirzyca spojrzała na nią z jakimś dziwnym bólem w oczach.
- Czemu pytasz? - odparła pytaniem na pytanie.
- Bo… my same już nie wiemy. Zali chcesz nas? Potrzebujesz? - Urszula spuściła głowę. - Ani gdzie iść i się gdzie podziać, ani nie wiemy czy ostać przy tobie.
- Dopóki nie wydam innego polecenia, macie być przy mnie. - Rzekła chłodno. - A jak nie macie co robić, tedy w kuchni pomóżcie, drewna mniszkom nanieście. Mało tu roboty?
- Ciebie nam brak Pani i przyszłości niepewne... Roboty w bród, żadnej nie omijamy.
Wampirzyca warknęła, co bardziej jak głos zwierzęcia niż człowieka zabrzmiało, a służka odruchowo cofnęła się pół kroku.
- Tedy czego byście chciały? - Zapytała Aila. - Ale konkretnie. Co mam zrobić lub wam polecić?
- Rzec jeno, co by nadzieje rozwiać i z losem pogodzić, albo te nadzieje utrzymać, niepewności rozwiać. - Urszula mówiła cicho. - Alina wciąż myśli, że przyjdzie czas co dwórkami Twymi będziemy jako dwórki na zamku, jak kiedyś mówiłaś, ja wciąż nadzieję mam, że świata zobaczymy. Obie za to pragniemy byś szczęśliwą była, byś serce nam okazała. - Urszula skuliła się. - Kochamy Cię Pani, a żadnego nie ma, nadzieje na to coraz mniejsze. Rzeknij jeno co będzie, by choćby płonnymi je nazwać, lepsze to niż niepewność.
Aila odwróciła się do niej plecami.
- Nie wiem co będzie - rzekła w końcu - Szczęśliwego końca tej historii jednak nie widzę, bo nawet gdy płomień zemsty w mym sercu ugaszę, ból pozostanie. Nic już nie będzie takie samo... bo i ja się zmieniłam. - Powiedziała, po czym dodała cicho. - I on.
- Pan Alexander? - Urszula uniosła głowę. - Toć wiemy, bladość cery widziałyśmy i to, że za dnia go zoczyć się nie da. Wiemy że i on się zmienił. - Dziewczyna chyba nie rozumiała o jakiej ‘zmianie’ jej pani mówi.
Kiedyś może Aila wyprowadziłaby ją z błędu, lecz teraz to było zbyt wiele słów do wypowiedzenia, toteż powtórzyła:
- Nie wiem co będzie, ale na dwory już nie wrócę raczej. Może jednak uda mi się was gdzieś dobrze umieścić.
- My chcemy z tobą pani! - Dziewka zapewniła żarliwie. - A… - zawahała się - a… my jakoś pomóc możem? My proste, ale może… jakoś? Co by pani problemy na barki wziać, odetchnąć dać, szczęśliwego końca… no jaki tam miałby być.
Wampirzyca znów się odwróciła przodem do dziewczyny, a w jej oczach pojawił się głód.
- Urszulo... nie powinnaś mi takich propozycji składać. Ja to rozumiem teraz... na swój sposób. - Położyła dłonie na ramionach dziewczyny i spojrzała jej w oczy głęboko. Dopiero po chwili walki ze sobą cofnęła się.
- Nie wiem czy mogę was o to prosić, ale... Alexander dopiero przemieniony został, nowy żywot poznaje i... cierpi. Jeśli ty lub twoja siostra macie odwagę, idźcie do niego i zaoferujcie mu swojej krwi, by wiedział, że dobrowolnie też to może się odbywać, by nie czuł się... potworem. - Powiedziała cicho, jakby ze zmieszaniem.
- Dobrze pani, tak uczynimy. - Urszula kiwnęła blond czupryną, że aż zamajtały jej warkocze. - A dla ciebie coś uczynić możemy? Tymi mniszkami się zajmujemy i wszystko co trzeba dla ciebie czynimy, ale może dla ciebie coś jeszcze zrobić możem?
Wampirzyca nieomal przegryzła własną wargę.
- Nie zadawaj mi takich pytań! - Warknęła ze złością.
Urszula cofnęła się odruchowo.
- Ja…. ja przepraszam… ja…. wybacz mi - odezwała się spłoszona. - Ale jakbyś czego potrzebowała, to my wszystko… - Uciekła zamiatając warkoczami.
Aila znów została sama. Spojrzała w niebo, zastanawiając się, kiedy przywyknie do tego stanu. Samotność wydawała się wszak jej jedyną towarzyszką życia nieumarłej.



- Dziękuję - Aila usłyszała głos Alexandra dobiegający z wnęki okiennej. Mijała ją właśnie udając się do swej celi, bo świt zbliżał się i niewiele czekać było, aż nad szczytami wzejdzie słońce.
Przystanęła i zadarła głowę, by na niego spojrzeć. Monę miała nieodgadnioną, ale czuł, że ją zaskoczył.
- Urszula. Przyszła krew mi swą dać… Zarzekała się, że z własnej woli, ale w końcu przyznała, żes to Ty ją wysłała.
- Nie wysłałam. Spytała, co może zrobić... powiedziałam, że prosić jej o to nie chcę, dlatego to jej własna decyzja była. Przypuszczam, że to ważne dla ciebie. Albo kiedyś by takie było. - Odezwała się do męża po raz pierwszy od wielu dni.
- Ważne. - Odwrócił głowę. - Alem i tak jej nie tknął, unikam ludzkiej krwi.
- To cię osłabi. - Odpowiedziała, lecz nie przekonywała go. Po prostu stwierdziła fakt.
- Wiem, ale wciąż boję się, że nie wyczuję kiedy… A życia nie chcę pozbawiać - mruknął speszony. - Wczesnym wieczorem polowałem, wypiłem sarnę. Czułem jak gaśnie życie i coraz bardziej zastanawiam się czy na pewno tak wielka różnica w pozbawianiu życia zwierza, czy człowieka. Zwierzęta mi bliższe ostatnio, ale pojmowanie tej granicy… pomaga w utrzymaniu człowieczeństwa.
- Zwierząt też całkiem nie musisz wypijać... choć tak się szybko nie nasycisz. Ja... - zawahała się - Mogę jutro cię pilnować. Gdy będziesz z Urszuli pił. W razie czego odciągnę. Krzywdy jej nie zrobisz, a ona... chyba już całkiem przestała się tego bać. Może nawet... to lubi. Mnie często wszak kusi.
- Sam nie wiem… - Spojrzał na szlachciankę przelotnie. - Krew zwierząt słabsza, więcej jej trzeba i posmak ma gorszy. Ale ludzka i tak niczym przy… - zawahał się. - Gdym z ciebie pił. Myślałem, że może przyzwyczaję się do zwierzęcej na stałe, to nie będzie korciło by z ludzi pić.
- To twoja decyzja. Propozycja jednak moja aktualna... na razie. - To mówiąc, zaczęła iść ku swojej celi.
Nie odpowiedział, oraz nie zatrzymywał jej.
I tak cieszył się, że zdecydowała się zamienić z nim przynajmniej te kilka słów.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 13-12-2017, 14:37   #57
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Aila otworzyła oczy i wyczołgała się ze swego prowizorycznego leża. Odsłoniła ciężkie zasłony, by spojrzeć przez okno na pogrążony w mroku świat.
Dziś była pełnia, lecz czy coś to zmieniało w egzystencji nieumarłej? Zaraz wybierze sie pewnie, by sprawdzić jak mniszki sobie radzą i czy zostały nakarmione. Obejdzie mury monastyru i... cóż więcej miała robić poza tym, że będzie trwać? Trwać, by w końcu sięgnąć zemsty.

A jednak, coś się zmieniło.
Do drzwi celi ktoś zapukał, choć nikogo się nie spodziewała. Na odpowiedź z Wiednia też było za wcześnie. Wampirzyca niespiesznie odstąpiła od niewielkiego okna i otworzyła, by spojrzeć na niespodziewanego gościa. Alexander stał za progiem w bezruchu i ciężko było cokolwiek wyczytać z jego twarzy.
- Myślałem o tym - odezwał się. - Czasem może potrzeba być, aby jednak z człowieka… Jeżeli wciąż aktualne… byś mnie uczyła... Chciałbym na wszelki wypadek, wiedzieć jak…
Tego się nie spodziewała. Chwilę zawahała się też, wiedząc, że Angus nie będzie zadowolony, gdy w towarzystwie męża ją znów zobaczy, jednakże sama przecież mówiła Alexandrowi, że robi co chce i poza wdzięcznością, nie odczuwa poddaństwa względem starszego wampira.
- Chodźmy - powiedziała krótko i wyszła na korytarz.

Kiedyś pewnie zmieniłaby odzienie, umyła się, włosy zaplotła, wypachniła się czymś, karmin ust podkreśliła... ta Aila jednak umarła. Teraz spała w skórzanych spodniach, koszuli i kurtce - tak jak na co dzień (czy raczej co noc) chodziła. Włosy miała w nieładzie, gdzieniegdzie wystawały z nich jakieś liście i źdźbła zaschłej trawy, czym dawna piękność w ogóle zdawała się już nie przejmować. W milczeniu prowadzia Alexandra do celi, którą niedaleko zajmowały siostry.
Nie przejmując się pukaniem weszli do środka. Aila pierwsza, Alexander dopiero po chwili.
Urszula spała, a Alina właśnie zaszywała jeden z habitów mniszek.
- Pani! - Zerwała się i odruchowo dygnęła jak ją szlachcianka uczyła jeszcze w drodze do Wiednia. Starszej weszło to w krew, młodszej ni w ząb, no chyba że akurat o tym pamiętała.
- Miałam zajrzeć czy czegoś nie potrzebujesz, jak będę szła do tych biedactw. Szaty im zaaszywałam po przepraniu - Alina sięgnęła ku habitom, a Urszula na swym łóżku zamamrotała coś, otworzyła jedno oko na hałasy, a ustalając ich pochodzenie zerwała się i spadła z łóżka.

To sprawiło, że nawet na sinych wargach Aili na moment zagościł uśmiech. Po chwili jednak spoważniała.
- Dobrze robisz Alino, nie będziemy ci przeszkadzać. Urszulo... czy twoja chęć... by nas wspomóc jest wciąż aktualna? - zapytała.
- Eeeee…? - półprzytomna dziewka wstała, próbując zaspanym umysłem ogarnąć o jaką chęć wsparcia może chodzić. W końcu chyba coś w jej blond łebku zaskoczyło. Spięła się widocznie, ale kiwnęła głową.
Alina wzięła na ręce habity i wyglądała na rozdygotaną, była blada i patrzyła to na siostrę, to na dwójkę wampirów.
Jej pani to zauważyła.
- O co chodzi? - zapytała spokojnie starszej z sióstr.
- Boję się… - wyszeptała w odpowiedzi.
- Czego? - warknęła zniecierpliwiona Aila.
- Czy wszystko… czy… - Coś zaszkliło jej się w oczach i wybiegła z celi.
To było dziwne. Szlachcianka zmarszczyła brwi i spojrzała pytająco na Urszulę.
- O co jej chodziło? Jakie wszystko? - pytała.
- Czy wszystko będzie dobrze. - Urszula uśmiechnęła się nerwowo i trochę sztucznie. - Bo to nigdy tak do końca nie wiadomo…
- Będzie - rzekła z naciskiem Aila - Dlatego ja tu jestem i będę pilnować. Masz moje słowo. Choć jeśli się rozmyśliłaś... nie będziemy nalegać. - Popatrzyła na Alexandra.
Bękart skinął głową, a Urszula przełknąła ślinę.
- Nie, nie rozmyśliłam. - Pokręciła głową. - Ale gdzieś tam wewnątrz trochę jest strachu, to źle Pani?
- Nie, to rozsądne - powiedziała Gangrelka łagodniej. - Ty decydujesz. Jeśli jesteś gotowa, usiądź i odsłoń szyję.

Usiadła i zabrała warkocz warkocz odchylając przy tym głowę. W oczach miała mieszankę determinacji i paniki i wzdrygnęła się lekko gdy Alexander się zbliżył i usiadł obok.
- Pa… Pani… - Spojrzała płochliwie na wampirzycę. - Potrzymasz mnie za rękę?
- Jeśli cię to uspokoi... - Aila usiadła z drugiej strony dziewczyny i uśmiechnęła się do niej delikatnie. - Wiesz, że to przyjemne, a Alexander nie chce ci zrobić krzywdy... - mówiła, jednocześnie delikatnym skinieniem dając znać mężowi, że może kontynuować.
- Ja… wiem, ale - dziewczyna poruszyła się trochę niespokojnie. - Przyjemnie jak TY to robiłaś. - Ciężko było odgadnąć, czy dziewka była poddenerwowana tym czy Alex się opanuje i nie wyssie jej do cna mimo towarzystwa Aili mającej nad tym pieczę, czy bała się, że ugryzienie innego wampira niż jej pani może sprawiać ból nie rozkosz, a może bała się właśnie że czuć będzie to samo co czuła już kilka razy, ale od ugryzienia mężczyzny.
Co roiło się w blond łepetynie nie było wiadomo, ale poddenerwowana była. Uścisnęła ciepłą dłonią zimną dłoń wampirzycy i mocniej odchyliła głowę przymykając oczy.
Alexander wciąż się wahał ale w końcu zbliżył usta do jej szyi. wysunął kły i zagłębił je w skórze Urszuli.

Aila jako wampir żyła dłużej, ale nie dość długo, by nie zrobiło to na niej wrażenia. Właściwie bezwolnie sama wysunęła kły i odrobinę przybliżyła się, nachylając nad odsłoniętą szyją dziewczyny. Choć krew z jej ran sączyłą sie wprost do ciała Alexandra, Gangrelka czuła jej słodki zapach.
- Powoli... nie spiesz się... - szeptała do męża - najważniejsze, to nie robić nic gwałtownego. Nie bój się, nie skrzywdzisz jej…
Pił bardzo powoli, jakby nieśmiało i z obawą, że w każdej chwili może to okazać się zbyt dużą ilością.
Morderstwem.
Było to absurdalne, bo w tym tempie musiałby pić z niej długo.
Aila usłyszała splatające się ze sobą westchnienia. Alexandra z zadowolenia i picia życiodajnej krwi, oraz Urszuli, której wzrok się zamglił, usta rozchyliły, na policzki wypełzły głębokie rumieńce, a ciało drżało. Zapach vitae stał się intensywniejszy.
Wampirzyca puściła jej dłoń i wstała. Musiała choć na chwilę odsunąć się od tego rozkosznego źródła krwi.
- Jeszcze możesz pić... spokojnie... bardzo dobrze sobie radzisz. Urszuli jest przyjemnie.
Dziewczyna po omacku szukała dotyku szlachcianki uwolnioną przez nią ręką i jęknęła z rozkoszy, ale i trochę niespokojnie. Alexander pogładził ją po plecach uspokajającym gestem wciąż ssąc powoli gęsty, ciepły czerwony płyn. Blondynka przylgnęła odruchowo do jego dłoni i znów ni to westchnęła, ni to jęknęła.
- Ty nie chcesz? - bekart wymruczał do gangrelki z ustami wciąż przy szyi dziewki.
To była istna tortura! Aila miała ochotę wbić kły w ścianę, byleby powstrzymać się przed tym, czego pragnęła.
- Nie, moglibyśmy ją za bardzo osłabić. Kończ już. Ostatnie łyki i musisz się oderwać. Sam decydujesz kiedy.
- Mhm… - Alexander skinął głową wciąż sącząc krew bardzo powoli.

Powolne tempo picia przedłużało je, przez co dziewczyna dłużej odczuwała efekt wampirzego pocałunku. Wiła się i dygotała jęcząc cicho a gdy Alexander zgodnie z poleceniem Aili wyciągał kły, zesztywniała napinając ciało. Wampir zalizał ranki, które zniknęły, tak jak Aila uprzedzała. Gdy odsunął się i puścił dziewczynę, ta opadła na łóżko jak szmaciana lalka, a na twarzy Gangrela pojawiła się panika.
- Nic jej nie jest, posłuchaj. Rytm serca jest normalny. Wolny, ale normalny. Zasnęła - powiedziała Aila, wciąż trzymając się w lekkim oddaleniu.
Alexander przyłożył głowę, a raczej ucho do piersi dziewczyny i dłonią namacał jej przegub. Widać było ulgę na jego twarzy gdy wstawał.
- Dziękuję - powiedział spoglądając na małżonkę.
Uśmiechnęła się blado.
- Teraz chyba ja muszę się pożywić i żeby już nie wystawiać się na pokusę.

Wyszła na korytarz, gdzie już czekała Alina. Służka spuściła wzrok, zawstydzona własnym zachowaniem i gotowa ponieść za nie karę.
- Nic jej nie jest. - Powiedziała tylko Aila, mijając ją. - Jak się obudzi, niech coś zje. - Dodała.
- T-ttak Pani… - starsza z sióstr wślizgnęła się do celi z której za szlachcianką wyszedł jej mąż.
- Chcesz by ci towarzyszyć w tym pożywieniu, czy sobie tego nie życzysz? - spytał.
- Pójdę sama, wiele wody minie nim... wybaczę - powiedziała cicho.
- Wybaczysz? - Przekrzywił głowę. - Myślisz, że coś wspólnego mam z tym co znaleźliście w lochach?
Spojrzała mu w oczy.
- Przyrzeknij zatem na wszystko co ci miłe, że nie wiedziałeś.
- Wiedziałem, że Marcus zostawił w lochach stworzonych przez siebie nieumarłych i ghule, mające być jednocześnie pożywieniem. - Bękart stał sztywno. - Planował zagonić was tu, byście nie mogąc znaleźć miejsca gdzie się ukrywa, schronili się w miejscu ufortyfikowanym. W odpowiednim momencie atak miał nastąpić z zewnątrz i wewnątrz. - Zbliżył się o krok. - Zostawił mnie abym poprowadził to co zostało w lochach, na Angusa i jego wsparcie. Alem ani tam był, ani widział i wiedział, kogo przeistoczył i kogo zostawił na pożywienie. Tam gdzie nas trzymano i gdzie był Merlin nie widziałem co prawda żadnej mniszki, ale i chłopów z Przyklasztorów mniej było niźli tą wieś zamieszkiwali. Tyle wiedziałem, prawdę mówię.
- A ja się ciebie radziłam... jako zaufanego - powiedziała gorzko Aila, po czym dodała: - Masz rację, nie potrzebujesz mego wybaczenia. To ja byłam głupia.
- Jako mówiłem, krzywda by ci się nie stała, zadbałbym o to. - Bękart popatrzył na nią ze smutkiem. - Jako Alinie i Urszuli, bo i wspólnie odpowiadamy za los co je spotkał. Viligaiła może zdecydowałby się stronę zmienić, nawet tych zbrojnych zabijać by nie było trzeba. Bo źle szafować śmiercią.

Aila odwróciła się gwałtownie.
Przez chwilę wyglądała jakby naprawdę chciała rzucić się na Alexandra.
- Czy ty zgupiałeś po śmierci? - wywarczała. - Jaka krzywda by się nie stała? A skąd ty to wiesz? Co ty jako młodzik znaczysz? Jeszcze żywiący się zwierzyną. Wiesz w ogóle jakimi mocami dysponujesz?! Powiedz mi... powiedz, co twoja deklaracja by znaczyła dla takiego Marcusa? Albo dla Isotty, która nigdy mnie nie lubiła? Powiedz, co byś zrobił, gdyby zechcieli nas skrzywdzić? Obraziłbyś sie na nich?!
- To potwór Ailo, ale nie szafuje śmiercią bez potrzeby. Wspomnij list do Josefa jakiśmy czytali na Kreuzenstein. “Ludzie to bydło, a bydłem się opiekuje i korzysta z niego” - zacytował, a raczej wyrzekł esencję twierdzeń starego Gangrela. - On jest taki jak ci z Wiednia, młode wampiry traktuje jako swe potencjalne pionki. Mógł zabić Isottę, ale nie zrobił tego, przeciągnął na swoją stronę. Isotta, ja, Merlin, Viligaiła, gdyby ten poganin dał się namówić by odstąpić od wiedeńczyków… I Ty. Związana krwią Merlina, jego sługi. Tak jak ja jego krwią. Półtuzin silnych wampirów, całkiem sporo aby wesprzeć bunt przeciw starszym, przeciw wiedeńskiej lidze. - Znów się zbliżył i wyszeptał: - Nie wie, że nas krew nie wiąże. W odpowiednim momencie, razem możemy go zniszczyć znienacka, w chwili jego triumfu. Gdy się nie będzie spodziewał ufając w więzy krwi.
- Zapominasz o jednym. Ci twoi starsi nic mi nie zrobili, a Marcus owszem i zabicie ciebie dołączam do tej długiej listy - odpowiedziała Aila zbolałym głosem. - Nie dam ci w imię kolejnego zaślepienia rozporządzać ani moim życiem, ani moich służek. Okłamałeś mnie, co do tych podziemi. I nic cię nie usprawiedliwia, Alexandrze - zakończyła twardo.
- Przykre to, że oboje zgadzamy się i jasność mamy, że Marcus musi być zniszczony, a w innym wszelkim nie. - Bękart pokręcił głową. - Obyś zbyt późno nie przekonała się o tym jakimi potworami są ci, z którymi się związałaś.
Brwi Aili drgnęły.
- Tak... to prawda - powiedziała tylko, wpatrując się w twarz Alexandra.
- Załóżmy, że Marcus zginie. Już niedługo, w tej dolinie. - Alex oddał jej spojrzenie. - Możesz mi rzec cóż zamierzasz czynić potem?
- Był moment... kiedy myślałam, że razem gdzieś odejdziemy, ale teraz... nie wiem. Może jak ostatnio w podróż się wybiorę, licząc na to, że gdzieś któregoś dnia nie dość dobrze się do snu położę i mnie słońce spali... W każdym razie na pewno nie zamierzam brać udziału w żadnej wojnie.
- Ty naprawdę w to wierzysz… - Alexander szepnął i uniósł dłoń jakby chciał dotknąć jej policzka.
- Naprawdę. - Stała bez ruchu, patrząc na niego. - Może jestem naiwna, ale gdyby nie wiara... nasze drogi już dawno by się rozeszły.
- Dobrze jest wierzyć i nadzieje mam, że to co mówisz o zamiarach swych możliwym jest. Spytaj ojca swego w krwi, czy Cię puści. - Przesunął jej kosmyk włosów.. Spojrzał na nią smutno. - Któż wie, czy Angus manipuluje Tobą, czy Marcus mną. Któż wie gdzie prawda... Ja jednak w tym momencie cieszę się jedynie, że byłaś blisko, gdy piłem i chciałaś mi pomóc.

Drgnęła i po chwili przysunęła policzek do jego dłoni.
- Skoro Angus mnie okłamuje, nie widzę powodu, by i teraz nie miał, gdy go zapytam. Wiem, że nie mam gwarancji czegokolwiek, ale mogę albo poddawać się paraliżującemu strachowi i nie robić nic, próbując przejrzeć kolejne fasady manipulacji, albo skupić się na takich prostych sprawach, jak pomoc tobie czy tym mniszkom. Nie mam już aspiracji zawojować świata, a poza tym... jak mogę chcieć układać świat, skoro moje własne życie, moje własne małżeństwo to jeden wielki... chaos? - zapytała, choć było to raczej pytanie retoryczne.
- Może coś w tym jest. Zbyt patrzę szerzej, na to co robi starszyzna i co robią młodzi. Na to jak ludzie krwawią w imię ambicji wampirów. Nieznani mi, od Słupów Heraklesa po Ruś, tysiącami. - Uśmiechnął się nie zabierając dłoni. - Może powinienem mieć to wszystko gdzieś i plwać na politykę i krzywdy czynione tym, z którymi nic mnie nie wiąże. Łatwiej by wtedy było kochana.
- Sam musisz to postanowić - odpowiedziała po chwili Aila, ostrożnie, jakby bojąc się dać sobie jakąś nadzieję. - Bez sensu, byś trwał przy mnie, jeśli będziesz czuł, że gdzieś indziej jesteś potrzebny. Samotność... jesteśmy na nią skazani. Wspólne chwile to tylko bolesne przypomnienie jej ciężaru. - Dodała, cofając się o krok.
- Ich wspomnienie i nadzieja, to coś dającego siłę by zaakceptować bycie czymś, co zawsze uznawało się za plugastwo. Nie znajduję w nich bólu.

Aila spojrzała na niego wyraźnie łamiąc się w duchu. Choć jeszcze przed chwilą się cofała, teraz podeszła do Alexandra.
- I nawet śmierć nas nie rozłączyła. - Wsunęła dłoń w jego i delikatnie zacisnęła palce. - Może kiedyś nastaną czasy, w których nasze ścieżki zbiegną się znów w jedno...
- Mam nadzieję. - Uśmiechnął się lekko ściskając dłoń. - Zobaczymy co przyniesie los, wszak najpierw trzeba ujść stąd z życiem. Może nie być łatwo, w dolinie jest prócz was i Angusa jeszcze trzecia strona. A oni nie patrzą czy nieumarły to potwór, czy nie, czy z wiedeńskiej ligi, czy jeno chcący w spokoju gdzie nieliczne radości nieumarłego istnienia kosztować.
- Wilki? - zapytała, ckliwości porzucając, choć po prawdzie dłoni nie cofnęła.
- Nawiązałem nić porozumienia z jednym wilkiem, uczy mnie polować - odpowiedział jednocześnie nie odpowiadając na jej pytanie. - Ciekawy zwierz. Chcesz go poznać?
Zastanowiła się. To wszak mogła być pułapka, ale... to był Alexander. Komu miała ufać, jeśli nie własnemu mężowi?
- Tak - odpowiedziała krótko.
- Pójdę po miecz, spotkajmy się na dziedzińcu.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 14-12-2017, 14:06   #58
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nie poszli na polanę, gdzie było dawne obozowisko z powozem i trupami koni. Śmierdziały już niemożebnie i czy dla człowieka, czy dla wampira, czy dla zwierza obecność w pobliżu była nie do wytrzymania. Alexander poprowadził Aile ku skrajowi Przyklasztorów, gdzie było jaśniej niż w lesie, ale równie spokojnie i cicho od kiedy zniknęli ludzie z tej wsi. Gdy uprowadzano mieszkańców część zwierząt zaszlachtowano na mięso, część pewnie zabrano, a część została. Kilka kóz, dwie krowy i stadko owiec zbrojni wyłapali zabierając do klasztoru, reszta… przepadła w lesie, albo i w żołądkach drapieżników. Jedyne żywe stworzenia w Przyklasztorach to były… koty. Przemykały cichcem między budynkami nie ruszywszy z uprowadzonymi ludźmi, albo w las i wyszukiwały zapomnianych jaj, myszy mających żniwa w opuszczonych stodołach, czy mniejszych ptaków wijących swe gniazda pod strzechami opuszczonych domów. Może nie było ich wiele, ale tylko one widoczne w ciemności dla Gangrelki potrafiącej przebijać wzrok nocy, kojarzyły się trochę z Kocimi Łbami. Tam służba śmiała się, że były faktycznymi panami na zamku, tu sierściuchy zostały faktycznymi panami pustej wsi.

Alexander przystanął i odchylił głowę.
Z jego ust wydobyło się wycie, ale było o wiele bardziej autentyczne niż udawane czasem przez ludzi dla krotochwili czy dla zabawy. Brzmiało jak prawdziwe wycie drapieżnika, tuż obok. Aż ciarki przechodziły skórę. Aila wspomniała krzyk orła jaki wydał Angus na murach klasztornych, tam też czuć było jakoby zwierz ten dźwięk wydawał, nie wampir.
I przebrzmiewało mocą.

Nie czekali długo.

Aila widząca w ciemności dzięki wampirzemu darowi krwi, zobaczyła wilka stojącego na skraju lasu. Był raczej niemłody, pysk poznaczony miał szramami, a lewe ucho zwisało w strzępach. Choć wyglądał na sytego, to w sylwetce były ślady wymizerowania. I nie był to jakiś wielki okaz, do Białego, lub Czarnego z Kocich Łbów brakowało mu tyle co Alinie do cesarzowej.
Zwierz pochylił łeb i obnażył kły. Z jego gardła wydobył się cichy warkot.
Szlachcianka położyła dłoń na rękojeści miecza bardziej w odruchu niż z faktycznej potrzeby. Zachowywała czujność, lecz nie chciała okazywać zwierzęciu wrogości.
- Dobry wieczór. - Przywitała go tak, jak wita się ludzi równych sobie stanem, lekko tylko kiwając głową na znak powitania.
Zwierze jeszcze bardziej zniżyło głowę i mocniej uniosło wargi. Warkot stał się głośniejszy, ale na to warczeć zaczął też Alexander. Przez chwilę wydając różne zwierzęce dźwięki wampir i wilk patrzyli na siebie, głównie sobie w oczy. Widać było też drobne ruchy głową gangrela, rękami, przemieszczał się lekko, nie więcej niż pół kroku, a jednak każdy z takich ruchów mógł coś oznaczać i nie wprawiony jeszcze komunikacją ze zwierzętami Alexander wspierał się nimi.
- Nie odejdzie, nie zaatakuje. To chyba można nazwać chwiejną akceptacją - bękart rzekł w końcu po ludzku.
- Rozumiesz go... - ni to zapytała ni stwierdziła Aila, po czym przyklękła. - Jeśli chcesz, możesz podejść i mnie poznać. - powiedziała do wilka, lecz nie spuszczała wzroku, by nie uznał tego jako gestu poddańczości.
Z ust Alexa wydobyło się ciche skomlenie, a wilk uspokoił się. Choć był czujny i trochę spięty. Kolejne warknięcie nie było już agresywne. Zbliżył się trochę, ale wciąż trzymał dystans.
- Dwa chodzące trupy, dwa razy więcej zapachu śmierci - odezwał się bękart chyba tłumacząc zachowanie drapieżnika.
- Przynajmniej nie jesteśmy apetyczni - odparła łagodnie Aila, nie poruszając się.
- Ciekawisz go. Nie wiem jak przetłumaczyć jego imię, chyba się nie da. Przewodził watasze w tej części gór, aż wyzwał go do walki młodszy basior. Przegrał, stracił pozycję, samice, musiał odejść, jest samotnikiem - Alexander mówił spokojnym tonem, a wilk obserwował ich nie zbliżając się bardziej. Był w odległości dziesięciu kroków.
- Nie ma nic do stracenia... jak my - rzekła szlachcianka i powoli wysunęła dłoń w kierunku starego basiora.
Wilk uniósł głowę i spojrzał na palce wampirzycy. Pochylił łeb, ale tym razem nie w agresywnym geście i zastrzygł uszami, w tym poszarpanym. Zbliżył się ostrożnie do pary wampirów, wciąż spięty i czujny.
- Chce odzyskać pozycję. Obiecałem, że mu pomogę, dam mu siłę do walki o przywództwo, nauczę go czegoś… za to on uczy mnie polować. Choć nic mi po takiej nauce - Alex skrzywił się w grymasie.
Aila pogładziła delikatnie wielki łeb i uśmiechnęła się smutno.
- Myślisz, że masz prawo ingerować w ich watahę? Dasz władzę temu, którego związałeś ze sobą, choć naturalnie to nie jego prawo rządzić. Czym różni się więc to, od czynów starszych, którzy w ten sposób kierują ludźmi?
- Wszystkim i niczym - Bękart odpowiedział spoglądając na żonę kucającą w ciemności. - Niczym, bo moja ingerencja sprawi, że popłynie wilcza krew. Ten którego wesprę najpewniej zginie, może zagryzie przeciwnika… zmieni się alfa watahy. Starsi tak robią z ludźmi, ale miast jednego, dwóch basiorów giną tysiące, gdy taki Josef zechce ingerować, zechce wspomóc swego ludzkiego, możnego sługę krwi. - Wzruszył ramionami. - Różni się jednak wszystkim. Po pierwsze, to zwierzęta, po drugie to jego plan i chęci, nie moje. Poza tym zginę w tej dolinie lub ją opuszczę i nie będę nim kierował.
- Weź jednak pod uwagę ile żyją oni, a ile ty. Może też zaczynali od watahy wilków? Może kiedyś też mieli szczere chęci niesienia pomocy... kto wie? Faktem jest jednak, że ledwo trzecią noc chodzisz po świecie jako nieumarły, a już chcesz ingerować w życie śmiertelnych istot, znajdując ku temu powody.

Wilk słuchał, lecz nie rozumiejąc słów, łowił jedynie łagodny ton głosu i pieszczotę, którą obdarzała go chłodna ręka, toteż przymknął oczy ukontentowany. Dawno wszak nikt go nie dotykał w celu innym niż chęć zabicia czy zdominowania.
- W nic nie chcę ingerować. Nie interesuje mnie ta wilcza wataha. Daję broń temu co ma względem niej jakieś plany, jako zapłatę za to, że uczy mnie i zapewnia krew z upolowanych zwierząt. - Alexander uśmiechnął się. - Jestem jak kowal, który daje komuś siekierę przyjmując zań zapłatę. Będziesz obwiniała każdego kowala w Europie, za każdy mord uczyniony siekierą? Czy mówisz to jeno aby wzbudzić we mnie winę i poczucie, że jestem taki jak starsi? Nie idzie ci to dobrze kochana.
- Po prostu pokazuję ci zależność. Może starsi, o których mówisz, też się tak tłumaczą? Nie zdziwiłoby mnie to wszakże. Ot, mając potęgę, użyczają jej innym, lecz o konsekwencjach, jakie to rodzi względem świata żywych już nie myślą…

Ujął ją za dłoń.
- Jesteśmy drapieżnikami, jak on - ruchem głowy wskazał wilka - ale on gdy syty to nie dręczy łownej zwierzyny, nie posługuje się nią w planach pełnych ambicji jak wielu nieumarłych ludźmi. Las spływa krwią tylko gdy jest głodny. Tak być powinno. - Pochylił się ku niej. - I tak jak u wilków, nieumarli mają ambicje by niczym przewodnik stada przewodzić innym. Taka wilcza natura, ludzka zaś, to być wolnym. On przegrał i nie chciał się podporządkować pogromcy, to pozwolono mu odejść, żyje jako samotnik. Mi pozwolą ci z Wiednia? Nie, przymuszą do służby. To jest różnica.
- Skąd wiesz? Żyjesz w tym świecie mroku od 3 nocy i już wszystko wiesz. To mnie przeraża Alexandrze, właśnie ta twoja pewność wszystkiego, co uważasz za prawdę. - burknęła, a zmiana tonu jej głosu, sprawiła, że wilk cofnął się, znów pokazując zębiska.
- Och... wybacz. - Powiedziała do niego szlachcianka.
- Angus przecież potwierdził. “Czeladnik potrzebuje mistrza”. Nieumarłym jestem od trzech nocy, ale znam ich od lat dziesięciu. Pięć jako ghul Elijahy, drugie pięć zgłębiając ich tajemnice i naturę jako łowca. To mało by wyrobić sobie opinię?
- Ja ich znam niemal tyle samo i jakoś nie mam twojej pewności. Wręcz przeciwnie, uważam, że właśnie takie podejście kreuje wojny i konflikty. Jak ten nasz.
- Też nie mam pewności. Byłem jednak zabawką wampira jako śmiertelnik, teraz sam jestem wampirem i… zmienia się tylko to, że są starsi, potężniejsi. To strach Ailo. Boję się. - Alexander spojrzał jej w oczy. - Nie wróciliśmy na Kocie Łby bo baliśmy się, że odnajdzie nas tam Marcus. Pomogę wam go zniszczyć, pojedziemy na Kocie Łby i będziemy dalej w strachu, że Wiedeń nie odpuści, nie zaakceptuje spokojnej niezależności? Ach, wiem, tylko ja będę się tego bał - dodał gorzko.
- Ja też będę. Lecz nie Wiednia, lecz tego, że cię stracę - powiedziała ciszej. Tymczasem wilk wycofał się pospiesznie i umknął w zarośla.
- Chyba nie poświęcaliśmy mu dość uwagi...
- Albo uznał, że zacznie bez nas. Nic mi nie daje ta nauka, on przyzwyczajony by polować w grupie, co we dwóch czynimy, albo niczem lis podwędzać ludziom kury, względnie cichcem owce ze stada wyszarpać. Nie dla samotnego drapieżcy to nauka.

Aila patrzyła jeszcze chwilę w ślad za zwierzęciem.
- Myślisz, że to możliwe? Że kiedyś wrócimy na Kocie Łby? - Zapytała wreszcie, nie patrząc na małżonka.
- Tak, kiedyś. Chciałbym by od nas jeno to zależało.
- Zależy. Jednak zawsze będzie wymagało dogadania się z kimś, ugryzienia w język, by nie powiedzieć za dużo. Tylko ktoś naprawdę niezwyciężony i potężny mógłby sobie pozwolić na nierespektowanie innych.
- Wiem, odwykłem od tego, że jest prosto. - Alex uśmiechnął się. - Zobaczymy co czas przyniesie, możliwe, że tu, w tej dolinie spotkamy swój kres.
- Szczególnie jeśli ktoś nie przestrzega postanowień rozejmu. - Usłyszeli męski głos. Znali go oboje.
Marcus.

Aila, która od razu poderwała się na nogi i wyciągnęła miecz. Zobaczyła pierwsza jak sylwetka wampira oddziela się nagle od pnia drzewa i oto ledwo kilka metrów przed nimi stanął stary wampir.
- Witaj Ailo. Witaj Alexandrze, widzę, że bardzo dobrze sobie radzisz z mową zwierząt. Cieszy mnie to. Nie wiem czy zauważyliście, ale znajdujecie się poza terenem klasztoru, co mnie osobiście... również bardzo cieszy. - Wampir uśmiechnął się drapieżnie.
- Nie przestrzega warunków rozejmu? Cieszy? - Alexander zdawał się nie do końca wiedzieć o co chodzi jego ojcu w krwi.
- Tylko klasztor dla nas bezpieczny miał być - rzekła beznamiętnie Aila, walcząc ze strachem. Wyprostowała się jednak dumnie. - To jednak nie znaczy, że nie możemy go opuszczać. Tylko Angus nie może - powiedziała
- Uczy mnie polować, jak wampir, nie jak zwierzę - dodał Bękart spoglądając na ojca w krwi.
- Polować na co? - zapytał Marcus, po czym dodał: - Ludzie i zwierzęta to żałosne cele. Jeśli chcesz się nauczyć polować naprawdę, poluj na wampiry. Co powiesz na małe polowanie? Ojciec i syn... - powiedział, znacząco nie uwzględniając w tej propozycji Aili.
- Zostaw ją w spokoju, to na Angusie ci zależy. - Bękart skrzywił się. - Może nawet wesprze nasze działania.
Marcus jednak zdawał się go nie słyszeć.
- Pobawimy się. Ailo, ty zaczniesz uciekać, najlepiej już. Za kilka chwil ja i Alexander zaczniemy cię szukać. Jeśli dotrzesz do klasztoru, wygraliście, jeśli Alexander znajdzie cię pierwszy, też wygraliście, jeśli jednak to ja na ciebie pierwszy natrafię... - oblizał wargi - Wtedy ja wygrałem. No, na co czekasz, dziewczyno? Uciekaj - powiedział, poganiając Ailę gestem dłoni. Ta spojrzała ze strachem na wampira i jego potomka, po czym schowała miecz, odwróciła się i zaczęła biec co sił w nogach, kierując się na klasztor.
- Zdecydowanie wolę ją w takim stroju niż tych długich sukniach - skomentował Marcus, przyglądając się jej tyłowi.
- Bawi cię straszenie jej? - Alexander spytał odwracając się ku Marcusowi. - Staram się wziąć ją na naszą stronę, jak i Viligaiłę. To nie pomaga.
- Bawi to za duże słowo, ale rozprasza nudę, owszem. - Odparł Marcus, podnosząc głowę, by spojrzeć na nocne niebo. - Zaraz spadnie deszcz.
- Odnaleźli to co zostawiłes w lochach. Czemu akurat mniszki?
- Były pod ręką. Umiesz formować szpony?
- Nie, nie potrafię tego. A czemu? Mieczem równie dobrze się zabija.
- Przydają się do czegoś jeszcze. Do szybkiego poruszania po drzewach. - Rzekł Marcus, a z jego palców uformowały się ogromne szpony bestii. - Przygotuj się, zaraz ruszamy.
- Gdzie? - Młodszy wampir zmarszczył brwi. - Przecież jestem zakładnikiem, muszę wrócić do klasztoru.
- Nie uważałeś? Za Ailą. - I mówiąc to wampir skoczył do przodu z nadludzką zwinnością, zaczepiając się szponami o gałąź drzewa, by zaraz potem skoczyć na kolejne drzewo i kolejne, a potem kolejne... Podążał tropem Aili nie wolniej niż ona biegła, a dla niego wciąż była to tylko zabawa.
- Ty to na poważnie?! - Bękart wzmocnił się krwią rzucając się naprzód by doścignąć Marcusa. Tąpnęło nim przerażenie, bo dopiero teraz zrozumiał, iż Marcus nie mówił o “polowaniu” tylko po to aby przestraszyć Aile i przepłoszyć ją w celu rozmowy w cztery oczy z nieumarłym potomkiem.

Między drzewami niewiele widział, bo panowała ciemność, a gęstwina liści skutecznie wstrzymywała światło księżyca i tak tylko z rzadka przebijającego zza chmur znamionujących deszcz. Już po kilkunastu krokach dzikiego biegu nie bardzo wiedział w którą stronę się kierować, polegając głównie na słuchu. Co gorsza stracił też z oczu Marcusa, więc miotał się biegnąc orientacyjnie w stronę klasztoru.
Nagle z prawej strony, gdzie płynęła rzeka, przez którą kiedyś nieszczęśliwie się przeprawiał, usłyszał znajome wycie wilka. Odpowiedział mu własnym, przez które przebijała rozpacz. Choć biegł ku klasztorowi zboczył nieco ku stronie skąd słyszał znajomego sobie wilka. Tam pomiędzy drzewami na wielkiej skale ponad wartkim prądem wody dostrzegł znajomą sylwetkę. Zwierzę również go dostrzegło, po czym ruszyło biegiem przed siebie, podążając równolegle do koryta rzecznego.
- Znajdź mi tę z którą byłem - wywarczał wciąż biegnąc. W ciemności wilczy węch był chyba jedynym co mu zostało.
Nie wiedział czy wilko go zrozumiał, ten bowie biegł przed siebie brzegiem rzeki i nawet na niego nie spojrzał. Rzeka szumiała głośno, dlatego nie od razu Alexander usłyszał dodatkowe źródło dźwięku. Mniej więcej w tym samym momencie usłyszał więc i zobaczył przed sobą sylwetkę Aili, jak brodząc po kolana, przemyka się do przodu. Był to ryzykowny plan. Woda spowalniała ją znacznie, ale po prawdzie zagłuszała odgłosy kroków i zacierała ślady.
Puścił się pędem brzegiem aby zrównać się z nią i dopaść do niej. Jeżeli Marcus nie kłamał samo to powinno ją ocalić, a jak nie to będąc blisko mógł choć próbować ją bronić.
Usłyszawszy go obejrzała się z przerażeniem w oczach. Kiedy jednak dostrzegła znajome oblicze padła na kolana w wodzie, która teraz sięgała jej pasa i rozpłakała się krwawymi łzami. Wygrali. Brodząc w zimne, górskiej rzece zbliżył się do niej, również opadł na kolana i wziął ją w objęcia. Przytuliwszy jej głowę do swej piersi gładził jej włosy szepcząc uspokajające słowa.
Siedzieli tak, obojętni na zimno wody, skupieni na sobie. Aila uspokajała się powoli, na tyle by poskarżyć się:
- Widzisz? Dla niego to zabawa. On celowo to zrobił. Ostatnio też kazał mi uciekać, zostawić Isottę. A teraz ciebie... - znów zaszlochała, choć już bez łez.
- Ciiii Nie myśl o tym. Jesteś bezpieczna. - Wciąż ją gładził po włosach.
Przylgnęła do niego.
- Zabierz mnie stąd... - powiedziała cicho z twarzą wtuloną w jego szyję. Wilk przyglądał się tej scenie z pewnego oddalenia. Gdy Alexander spojrzał na niego, wydawało się, że zwierzę kiwnęło mu głową, po czym ruszyło wolnym krokiem w las.
Wziął ją na ręce i wyszedł z wody.
Nie wypuszczając z rąk i wciąż niosąc skierował się w strone klasztoru majaczącego na wzgórzu.
Zaczęło padać.


 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-12-2017, 12:28   #59
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy doszli do bram klasztoru byli mokrzy oboje. Gdzieś w połowie drogi Aila uparła się, by iść samodzielnie, toteż oboje nie tylko byli przemoczeni, ale do wysokości kolan też ubłoceni, bowiem szlachcianka uprosiła męża, by prewencyjnie nie szli środkiem drogi.
Tutaj wyminęli straż, która przyglądała im się bez słowa, by w niedługim czasie dotrzeć do nowej komnaty Aili - nieco lepiej urządzonej niż poprzednia, ale jakoś tak... mniej przytulnej. A może to kwestia wspomnień?
- Trzeba nam się przebrać i chyba obmyć... - powiedziała Gangrelka zwracając wreszcie uwagę na swój wygląd - Poproszę siostry, by przygotowały nam kąpiel.
Alex kiwnął głową na zgodę.
- Jeno Urszulę może w spokoju ostaw, nie piłem z niej dużo, ale wciąż słabować może.

Zdjął przemoczoną kurtkę i zaczął pozbywać się butów.
Aila wyszła na moment, by wydać polecenie Alinie i zaraz potem wróciła, robiąc to samo, co przed chwilą Alexander i walcząc z ubrudzonymi butami, by zdjąć je z nóg. Mieszanina wody i błota jednak działała niby klej na skórzane obuwie, nałożone na również wzmocnione skórą nogawice. Wampirzyca aż zaklęła pod nosem, całkiem poświęcając swą uwagę tej prozaicznej czynności.
- Pomóc? - Bękart spytał stojąc jeno w ubłoconych spodniach i mokrej koszuli, pas z pochwą i mieczem też zdążył już zdjąć i rzucić pod ścianę. Przyglądał się ciekawie szamotaniu nieumarłej szlachcianki.
Prychnęła, ale usiadła na skraju stołka i wyciągnęła przed siebie nogi, a Alex podszedł i złapał za but aby go ściągnąć. Trochę się siłował nim udało mu się pozbawić go wampirzycy. Rzucił go pod ścianę i chwycił za drugą nogę.
- Kiedy ostatnio miałas na sobie suknię? - spytał siłując się z drugim butem.
Zdziwił ją tym pytaniem.
- Sama nie wiem... w podróży założyłam dwa czy trzy razy, jak po karczmach nocowaliśmy. - Odpowiedziała po chwili namysłu. - Czemu pytasz? - zapytała, odruchowo przygładzając mokre, postrzępione włosy, które już nigdy nie miały być dłuższe niż do ramienia.

“Wolę ją w takim stroju”
Wspomniał słowa Marcusa.
- Och, tak po prostu… tu cały czas w męskim odzieniu cię widuję. - Zatoczył się ściągając drugiego buta, chwycił jej stopę by utrzymać równowagę. - Tedy i ciekawość mnie brała, zali w ogóle zdarza Ci się suknie nosić.
- Męskie odzienie wygodniejsze, gdy trzeba wspinać się lub po lasach biegać. Nawet po wodzie. Poza tym nie mam tu dla kogo się stroić...
Aila podniosła się z siedzenia i zaczęła zsuwać teraz mokre spodnie. Niestety, z tym zadaniem radziła sobie znacznie lepiej i chyba nie potrzebowała pomocy, toteż Alexander tylko patrzył stojąc tak jak stał, dwa kroki obok.
Szybko też spostrzegł, że pod spodem jego małżonka nie miała już nic innego, a krótka koszulina, wystająca spod wełnianej bluzy nie zakrywała wszystkiego, szczególnie gdy Gangrelka pochylała się.
- Będziemy... razem się kąpać? - zapytała nagle, prostując się i patrząc w oczy Alexandra.
- To zależy czy jest tu spora balia, albo w czym tam się kąpałyście jako mniszki… - Spojrzał na nią. - Albo czy tego nie chcesz.

Musiał poczekać chwilę na odpowiedź, bo Aila ściągnęła właśnie przez głowę grubą bluzę z wełny, ostając już tylko w cienkiej, poplamionej i zawilgoconej koszuli.
- To mi przypomina ten wieczór w majątku Josefa. Wtedy byłam wystraszona... teraz myślę o tamtej chwili prawie z żalem, że nie dałam się jej bardziej rozwinąć. Choć i tak było cudownie. - Uśmiechnęła się lekko.
- Rozwinąć? - zainteresował się. - Mówisz o tej służce? - Zaczął zdejmować spodnie by pozostać również tylko w koszuli.
- Wiesz, że Alina tu zaraz przyjdzie i choć chłopa pewnie nieraz widziała to... - popatrzyła znacząco na męża - Chociaż mi się podoba. - Zachichotała.
- Hm… zawsze mogę zrobić jej psikusa… - Alex odrzucił ubłocone spodnie i stanął w koszuli sięgającej nad kolana. - Z psotnym uśmiechem pokazał, jak wampiry potrafią jeno krwią kontrolować pewne rzeczy. Faktycznie Alina mogłaby tu mocno się speszyć. - Gdzie idziemy do tej kąpieli? - spytał.
Szlachcianka pokręciła z rozbawieniem głową.
- Pewnie do komnaty na końcu korytarza, bo tam zwykle balia stała, co by ją potem przez otwór w ścianie wychodka wylać. Chyba, że coś się zmieniło, wiesz, ostatnio nie miewam potrzeb tam zaglądać. - Rozłożyła ręce, po czym wróciła do wcześniejszego wątku: - Nie chodziło mi o tę dziewczynę ze szramą, choć ciekawa to była osóbka, ale o sam fakt... cieszenia się sobą bez krępacji. Teraz myślę, że cała ta zazdrość, pruderia... zbędne były, bo wiele szczęśliwych chwil nas ominęło.
- Nooo, wtedyśmy trochę przesadzili - mruknął w odpowiedzi. - Ale nie by tego żałować. Wieleśmy stracili, ale przez lata rozłąki, nie strofowanie się. - Zbliżył się do żony. - Wtedy jeszcze trzymało cię w karbach wychowanie, obawy co kto powie na nieprzystojne, nieobyczajne, lubo dziwne zachowanie. Wolna byłaś, ale wciąż w pętach. Teraz żeś wolna w pełni. Ot jedyny plus z tego, żeśmy zmienieni zostali w to, czym jesteśmy.
- Ty sam mnie w tym stanie też trzymałeś - odparła Aila z namysłem, lecz nie dokończyła, bo rozleglo się pukanie dyskretne.

- Kąpiel gotowa. - Obwieściła Alina, przezornie nie wchodząc do środka.
Aila tymczasem zarzuciła na siebie opończę i rzuciła pelerynę Alexandrowi.
- Masz mój nieprzyzwoity małżonku. Okryj się, by jej oka nie wokolić.
Małżonek opończę zarzucił, ale nie zapiął jej i z łobuzerską miną jak wcześniej pchnął krew w pewne rejony swego ciała. Koszula napięła się wyraźnie.
- No wiesz ty co... - Aila nie wytrzymała i roześmiała się głośno, otwierając akurat drzwi, za którymi stała Alina z naręczem świeżych ubrań i czegoś do wycierania. Dziewczyna jednak nie patrzyła na Alexandra, ale zafascynowana wpatrywała się w oblicze szlachcianki. Kiedy Aila dostrzegła jej nietypowe zainteresowanie, zdziwiona zapytała:
- Coś mam na licu?
Służąca spuściła głowę, zawstydzona.
- Nie pani, po prostu... dawno nie widziałam cię tak szczęśliwej.
- Cieszyć się zatem trzeba, nie głowę na kwintę spuszczać Alino - rzucił z lekkim uśmiechem bękart podchodząc do drzwi. - Pójdźmy, ciepła kąpiel zdecydowanie mi się przyda.
Dziewczyna ukłoniła się z gracją, jak uczyła ją jej pani. Ciekawe czy sama Aila jeszcze umiała się tak kłaniać? Wszak nawet krok jej się zmienił po przemianie, był szybszy i bardziej zdecydowany.

Alina wskazała małżonkom salę kąpielową, patrząc to na jedno to na drugie z wyraźną radością w oczach, a kiedy weszli do środka, rzeczy na boku, na stole położyła i wycofała się.
- Proszę się nie spieszyć. Jak coś to ja też popilnuję, by nikt nie przeszkadzał... - zadeklarowała, po czym drzwi się za nią zatrzasnęły.
Aila pokręciła głową z rozbawieniem.
- No ładnie, taka intrygantka się niej zrobiła... kto by pomyślał.
- Z nich dwóch ona zawsze bardziej mi do dworskości pasowała. To i do intryg prędsza. - Alexander zrzucił z siebie opończę i zaczął rozpinać koszulę.
Aila podążyła za jego przykładem, uśmiechając się wciąż pod nosem.

Bękart zerkał ku niej, a gdy pozbył się wszelkiego odzienia zbliżył się do balii i wszedł do niej. Powoli usiadł w gorącej wodzie mrucząc z zadowolenia, to ciepło było przyjemną odmianą do czucia permanentnego chłodu w martwym ciele. Po chwili usłyszał plusk obok, gdy jego małżonka weszła do wody i usiadła po chwili naprzeciwko. Balia była przeznaczona do kąpieli 4-6 osób naraz, toteż miejsca mieli całkiem sporo.
Aila z lubością zanurzyła się po szyję, po czym... zniknęła całkiem pod wodą, a Alexander wyciągnął się wygodnie i przymknął oczy wystawiając na powierzchnię jedynie głowę.
Jego małżonka po chwili wynurzyła się z głośnym pluskiem, rozlewając naokoło wodę. Palcami zaczęła rozczesywać włosy, co jakiś czas przepłukując je wodą. Jednak coś zostało ze starych nawyków kasztelanki…

Po otworzeniu oczu Alexander spoglądał na zanurzoną wampirzyce omiatając ją wzrokiem.
- Cóż… jeżeli skupiać się na pozytywach… Jesteś piękna i zawsze już będziesz. Sam widok pozwala stłumić gorycz - Uśmiechnął się.
To wyznanie chyba zaskoczyło Ailę, po chwili jednak wróciła do przerwanych czynności pielęgnacyjnych. Raz po raz łypała jednak wzrokiem na Alexandra.
- W sumie to tylko od nas zależy co będziemy widzieć... moglibyśmy... co noc się tak wygrzewać... - Nagle posmutniała. - Lecz nie będziemy. Tacy jesteśmy już.
Pochylił się i przygarnął ją do siebie. Wampirzyca początkowo zesztywniała na ten gest, dopiero po chwili oparła się na piersi męża i przytuliła do niego tak, jak dawniej. Teraz, gdy jej skóra była cieplejsza w ogóle wydawala się taka, jak dawniej...
- Mamy do wyboru, albo nie zaakceptować tego i skończyć ze sobą. Chociażby witając słońce, albo spróbować pogodzić się z tym kim się staliśmy i istnieć. Istnieć wyszukując przyjemności i cele, aby to istnienie miało sens. - Bękart znów się uśmiechnął. - Dziś piłem wino…
- I jak? Bardzo bolało? - zapytała ze współczuciem.
- Bolało? Nie… Z początku nie mogłem się przemóc by wypić coś innego niż krew, ale gdy trzymałem płyn w ustach, czułem ten smak. Będący niczym przy smaku vitae, ale… przyjemny tym wspomnieniem gdy smakowałem je jako śmiertelny. - Skrzywił się gładząc ją po mokrych plecach. - Przełknąłem i to też było jak dawniej. Gorzej gdym wymiotował.
Aila pogłaskała go po policzku.
- Podobno niektórzy potrafią się przyzwyczaić i kontrolować to. W sensie, że... jedzą jak ludzie, a pozbywają się gdy chcą i są w ustronnym miejscu. No ale może to tylko opowieści, byśmy nie czuli się całkiem obco.
- Mam zamiar się tego nauczyć. Ważne byśmy trzymali się swego człowieczeństwa, a cóż bardziej w nas je utrzymuje niż te rzeczy, które przypominają nam kim byliśmy. - Aila czuła jak jego pierś unosi się nie do końca rytmicznie. Nie kontrolował tego przez cały czas, czasem zapominał.
- Ja myślę, że człowieczeństwo to coś bardziej... - nakierowała palec na jego pierś. - W środku. Poza tym ludzie też bywają okrutni…
- Nie przeczę, chcę jednak czuć się jak człowiek, nawet jeżeli jestem drapieżnikiem na ludziach żerującym. Wtedy bliżej do nich i łatwiej traktować jak… ludzi, a nie jak sługi, worki krwi, pionki na szachownicy.
- Skoro tak mówisz... Ja czasem łapię się na tym, że więcej szacunku mam dla zwierząt niż do ludzi i wampirów. One nie są tak jak my zachłanne... i okrutne.
- Można i tak - wymruczał rozkoszując się ciepłem wody i dotykiem miękkiego ciała. Roześmiał się nagle. - Tak sobie pomyślałem… Ty, ćwierkające nad głową ptaszki, pałętające się pod nogami króliczki i wiewiórki. Sarenka skubiąca brzeg sukni…
Aila prychnęła.
- Żebym ja cię gdzieś nie skubnęła! - pogroziła i faktycznie uszczypnęła mężczyznę w udo, niebezpiecznie blisko klejnotów rodowych.
Dziewczyna spojrzała wyzywająco w oczy Bękarta.
- Niemiły ci widok miękkich zwierzątek patrzących na ciebie z uwielbieniem? - Alex prowokował dalej ze śmiechem.
- Ty...

Wampirzyca nagle obróciła się i szybkim ruchem wpełzła na Alexandra, siadając na nim okrakiem. Wyprężyła się dumnie, eksponując piersi ponad taflą wody.
- Żebym z ciebie nie zrobiła sobie takiego... szorstkiego zwierzątka... - zagroziła, lecz zrobiła to tak zmysłowym tonem, że zabrzmiało jak obietnica.
- Widziałabyś mnie jako wspinającą się po nodze wiewiórkę - przejechał jej dłonią po udzie - sarenkę skubiącą z ciekawością - drugą dłonią ścisnął lekko sutek wampirzycy, czy latającego nad głową ptaszka?
- Jak już, to tego ptaszka nie widziałabym nad głową... - patrząc mu bezwstydnie w oczy, Aila oblizała się, przy czym niby przypadkiem zahaczyła kciukiem o kieł. Słodka woń vitae uniosła się z małej ranki na palcu.
Dłonie wampira na udzie i piersi nieumarłej zacisnęły się, a on patrzył na krew tak rozkosznie pachnącą. Kły wysunęły mu się lekko.
Aila jęknęła pod wpływem mocniejszej pieszczoty, lecz po chwili znów się uśmiechnęła. Tym razem drapieżnie. Uniosła palec i przystawiła do warg kochanka. Powoli rozsmarowała na nich swoją krew.
Oblizał wargi zawadzając językiem o jej palec i wziął go do ust. Poczuła jak zaczyna delikatnie ssać niewielką rankę.
Zamruczała rozkosznie, ocierając się o wampira. Choć nie czuli już ludzkiego pożądania, wciąż siebie wzajemnie pragnęli. Ciało Aili, choć martwe, okazywało to jednak na ten sposób, który pamiętało, ocierając się o podbrzusze Alexa.
Alexander wciąż ssal mrużąc oczy z rozkoszy na smak wampirzej krwi i zaciskał dłonie na miękkich krągłościach. Jego męskość była martwa, bo ciało nie reagowało na bliskość Aili jak za życia, ale jej ruchy nie umknęły mu.
- Chcesz? - Przejechał dłonią po jej łonie. - Jak w Kreuzenstein? - Przywołał jej wspomnienie, do którego wróciła tego wieczora.
Pokręciła głową przecząco.
- Tamto odeszło, ale... jest nowe. Wystarczy mi, że... tej nocy zapomnimy o naszych poglądach... wrogach... i będziemy tylko dla siebie.
- Tak będzie… - skinął głową z uśmiechem i uniósł głowę by wpić się ustami w jej blade wargi. Ich martwe ciała znów przywarły do siebie, przyjemniejsze w dotyku, gdyż oba były rozgrzane od kąpieli. Aila, odwzajemniając pocałunek, delikatnie pogładziła szyję kochanka. Po kilku chwilach intensywnego pocałunku poczuła jak jego kły wysuwają się bardziej. Odchyliła głowę, by odsłonić przed nim szyję. Tak jak za życia nie mógł powstrzymać się przed tym by ją posiąść tak teraz nawet gdyby walczył ze sobą aby nie ugryźć, musiałby w końcu przegrać i ulec pokusie. Widok jej szyi odsłoniętej przed nim w jakby zapraszającej pozie, był jak widok Aili przed jaskinią banitów gdy bezwstydnie prowokowała go swym zachowaniem.

Zaciskając mocniej dłonie na bladych, zimnych, ale miękkich i przyjemnie jędrnych krągłościach, wpił się kłami w jej szyję. Pił zachłannie przymykając oczy. I nagle on coś poczuł. Kły Aili wbiły się w jego ramię. Ich krew znów płynęła w zamkniętym obiegu - płynęła w nich jakby nagle stali się jednym organizmem. Czy coś bardziej mogło połączyć nieumarłych kochanków w jedność? Bękart nie rozmyślał nad tym. Drżąc na całym ciele i ściskając ciało nieumarłej kochanki zamknął oczy upajając się bliskością jej ciała i smakiem jej krwi.

Rozkosz zdawała się płynąć przez ich ciała bez końca, aż w końcu, gdy Aila niechętnie oderwała się od szyi męża, poczuła, że woda w balii zupełnie wystygła, a do wschodu słońca nie zostało tak wiele czasu.
- Ekhm... - chrząknęła, gładząc włosy Alexandra, które prawie całkiem zdążyły wyschnąć.
Spojrzał na nią, a wzrok miał zaiste nieprzytomny. Nie wiedział ile tak trwali czerpiąc przyjemność z picia i odczuwania wampirzego pocałunku jednocześnie. Dygotał lekko na ciele.
- To… - ciężko mu było składać słowa.
Aila uśmiechnęła się błogo, rozluźniona wyraźnie, choć jakby przytomniejsza, bo zalizała rankę na szyi młodego Gangrela, a potem zasklepiła swoją.
- To...? - pociągnęła przerwany wątek.
- To było… coś… - ciężko mu było odnaleźć słowa.
Aila uniosła się i naga stanęła przed mężem, patrząc na niego z góry z figlarnym uśmiechem na ustach. Teraz bez warstw błota i zmartwienia na twarzy zdawała się piękniejsza niż kiedykolwiek.
- Taaak?
- Niesamowitego… - wyrzekł w końcu omiatając jej sylwetkę rozkojarzonym i zamglonym spojrzeniem.

Chlapiąc na boki wodą, wampirzyca opuściła balię i zaszła mężczyznę od tyłu, by otoczyć jego szyję ramionami.
- A przed nami jeszcze cała wieczność... - szepnęła mu do ucha i cmoknęła w policzek.
- Tak - skłamał. - Cała wieczność…
Również wstał i wyszedł z balii. Nie wycierając się sięgnął po czystą koszulę przygotowaną i pozostawioną przez Alinę.
- Hm… Zrobiłem sobie całkiem wygodne leże w podziemnej części wieży, ale trochę tam chłodno i wilgotno… - powiedział wkładając koszulę.
Aila, zakładając podobną koszulę, tylko mniejszą, zasępiła się wyraźnie.
- Mogłeś zająć pustą celę. Wiesz... nie powinniśmy jednak... - powiedziała, nie patrząc na niego.
- Czemu? - spytał też nie patrząc na wampirzycę. - Czemu “nie powinniśmy”?
- Wiesz dobrze... staram się nie myśleć o tym co dzisiaj... ale wiesz, że to tym bardziej nie przekonuje mnie do twojej ścieżki. Jutro... ja znów będę córką Angusa, a ty jego... jeńcem.
- Jaki to ma związek? Nie chcesz spędzić dnia ze mną, czy chcesz?
- Przecież wiesz... - wyraźnie łamała się, po czym podjęła decyzję, bo wyprostowała plecy i spojrzała na Alexandra wyzywająco. - Ale ty śpisz od okna.
Alex uśmiechnął się.
- Chodźmy. - Wyciągnął ku niej dłoń.

Znów jakby się zawahała, ale szybko złapała podaną rękę, tuląc się do boku mężczyzny. Tym razem nie zasypiali samotnie.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 21-12-2017, 08:35   #60
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Przebudzenie było równie przyjemne, co po pierwszej nocy. Dla młodych nieumarłych nie było miłe przebudzanie się w samotności martwego ciała za towarzystwo mając jedynie mrok i chłód. Z czasem każdy wampir przyzwyczajał się do tego, ale dla Alexandra i Aili odbierających wiele rzeczy jak śmiertelni, było na to jeszcze za wcześnie. Nawet jeżeli ich ciała były zimne i martwe, to splecione razem dawały oparcie obecności drugiej osoby.
To pomagało.
- Jakie plany na tę noc, miła? - Bękart spytał przesuwając dłonią po biodrze wampirzycy.
Westchnęła, choć przecież nie oddychała już.
- Muszę porozmawiać z Angusem…
- Ja przez ten czas skoczę do lasu - mruknął. - Też muszę z kimś porozmawiać.
- Wilk? - zapytała odruchowo Aila.
- Też - odpowiedział wymijająco, po czym zmienił temat: - Co macie zamiar zrobić z przeistoczonymi mniszkami?
- Chcesz przekazać informację Marcusowi? - zapytała nagle bardzo zimno i... odsunęła się. Powoli zaczęła wstawać.
- Nie - odpowiedział patrząc na nią z zaskoczeniem, które zaraz przeszło w ból i złość.

Też wstał i sięgnął po swój ubiór w ciągu dnia doprowadzony przez Alinę do porządku. Zaczął się ubierać w milczeniu, a Aila przysiadła na krześle i przyglądała mu się również nie odzywając się. W oczach miała smutek, ale też coś jakby... rezygnację.
Alexander ubrał się i skierował ku drzwiom.
- Tym dla Ciebie zawsze będę, prawda? - spytał z cynizmem. - Jego sługą, potencjalnym zdrajcą.
- Teraz wiesz jak ja się czułam... i teraz ja lepiej rozumiem ciebie. Chcę ci zaufać... ale to pewnie stanie się dopiero po jego śmierci, kochany. - Uśmiechnęła się bez wesołości w oczach.
- Może niedługo. Może nigdy - odrzekł zimno wychodząc.
Trzasnął drzwiami tak mocno, że prawie je rozwalił.

Aila otarła twarz odruchowo ręką. Twarz miała zbolały wyraz... aż do momentu, gdy to poczuła.
Obecność.
- Dobry wieczór ojcze. - Powiedziała, a spod sufitu sfrunął niewielki nietoperz, który zaraz potem zmienił się w Angusa.
- Czy dobry, to się okaże mała. - Stary wampir uśmiechnął się. - Dziś też planujesz wycieczki poza klasztor?
- Nie, ja... wiesz kogo spotkałam, prawda? - Spuściła głowę zawstydzona, wszak ojciec odradzał jej utrzymywanie kontaktów z Alexem i w sumie to ona sama postanowiła, że nie tylko się do tego zastosuje, ale i nie będzie się odzywać do małżonka, czego nie dotrzymała.
- Wiem. Widziałem. Nie wiem tylko czemu uznałaś, że przed Marcusem schronisz się idąc rzeką.
- A czy jakakolwiek inna droga mogła mnie uratować? On się bawił, prawda? Gdyby chciał... nie miałabym szans. - Zacisnęła wargi.
- Nie powiedziałbym, że “bawił” to dobre określenie - Angus usiadł na stołku. - Chciał się o czymś przekonać i uzyskał pewną wiedzę. Gdy zadajesz się z kimś, kto istnieje tysiąc lat nie uważaj, iż to co widzisz pokazuje prawdziwe chęci czy zamiary. Trzeba szukać, drugiego, trzeciego, czwartego dna.
- Także w tym, że podjąłeś się przeistoczenia mnie... i opieki nade mną? - zapytała wprost.
- Chciałaś tego, więc tak się stało - Angus odpowiedział krótko wciąż lekko się uśmiechając.
- I nie jestem tylko elementem jakiegoś większego planu? - dopytywała się Gangrelka.
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Wiesz dobrze... - wskazała ruchem głowy na drzwi - I ja wiem, że jego intencje nie wynikają wyłącznie z troski o mnie, niemniej... chciałabym wiedzieć. Wolę być graczem niż pionkiem. Mogę sobie pobrudzić ręce, ale... świadomie. Jeśli zaś odkryję, że się mną steruje... - zostawiła tę kwestię niedopowiedzianą.
- Być może moja propozycja miała drugie dno. - Spojrzał na nią mrużąc lekko oczy. - Ale nie w kwestii Marcusa, Merlina, tego klasztoru, czy Alexandra. Wszak nie wiedzieliśmy w Wiedniu, że tu jednak przybył. Daleko ci do gracza, Mała. Bardzo daleko. Długo jeszcze dla ciebie szczytem marzeń będzie “nie być pionkiem”.

Zacisnęła wargi, ale po chwili skinęła głową na znak zgody.
- Długo jeszcze będziemy czekać na wieści?
- Nie wiem. Wiedzą, że potrzebujemy odpowiedzi szybko.
Aila skinęła głową ponownie, nic już nie dodając.
Angus odwrócił się, by odejść, lecz zatrzymał się jeszcze w drzwiach.
- Nie osądzam cię, mała, ale wiesz, że im bardziej mu zaufasz, tym mniej ja będę ufał tobie, prawda? - choć ubrał ten komunikat w formę pytania, Aila wiedziała, że to bardziej ostrzeżenie dla niej.
- Wiem, czego nie powinnam mu mówić. Choć... wciąż mam wątpliwości. Nie myślałam, że... osuszymy Uichi do... końca. - Powiedziała z trudem wymawiając imię mniszki, która została przemieniona w wampirzycę, a której krew pili Angus, Viligaiła i ona sama, by mieć więcej siły, gdy dojdzie do starcia z Marcusem i zaskoczyć tym starego wampira.
- Nie mogliśmy zaryzykować związania. Dobrze wiesz o tym. Dziś o północy... znów tam zejdziemy. Postaraj się żeby Alexandra nie było wtedy w pobliżu. Chyba że chcesz dodatkowe problemy.
Aila znów zacisnęła usta. Nie chciała tego robić. Nie chciała zabić kolejnej mniszki nawet jeśli ta była teraz tylko narzędziem w rękach Marcusa, a jednak pokusa krwi, jej smak... były zbyt pociągające, by odmówić woli ojca.
- Dobrze. - Rzekła, a Gangrel opuścił jej celę. Została sama ze swoimi myślami i sumieniem. Ciężkim od grzechów.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172