Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2017, 17:56   #5
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Zbliżała się północ, zaś mężczyźni z klockami tworzącymi podest pojawili się ponownie, choć już nie w takiej ilości jak poprzednio. Zwiastowało to nadchodzące przemówienie, choć tym razem głos miał zabrać tylko jeden mówca. Na czterech sześcianach nie było miejsca dla dwóch osób, jeśli uwzględnić komfort.

Na salę wypadł rój elegancko ubranych mężczyzn oraz kobiet ze srebrnymi tacami oraz lampkami wina Oloroso Viejo na nich. Błyskawicznie ruszyli kolumnami wbijającymi się w ciało tłumu, gdzie rozproszyli się.

Na podwyższeniu kolejny raz stanął doktor William Brown.

- Moi mili! Pragnę wznieść toast. Za was wszystkich i waszą drogę do stawania się coraz lepszymi. Za nadawanie realnej wartości temu światu. I za Larch Peak Lodge wraz z jego pracownikami. Oby długo jeszcze wspierało radą oraz pomocą wszystkich potrzebujących. Dziękuję wszystkim - wzniósł szkło.

Trunki trzymane w lesie wzniesionych w górę rąk pobłyskiwały odbitym światłem lamp, zaś lekarz jak przewodnik wyjątkowo licznego stada poprowadził dłoń swoją oraz pozostałych.

Nagle światło zgasło. Ciemność rozbrzmiała pojedynczymi krzykami i gwałtownymi przekleństwami. Trzasnęła rozbijana szyba. Kolejny wrzask. Kobiecy.
Zimno natarczywie, bezwzględnie zawładnęło salą, w której jedynym dźwiękiem stało się krakanie kruka. Kamyki deszczu stukały o marakesową skorupę szyb. Przez krótką chwilę sztuczne słońce stroboskopowych błysków rozświetliło całą salę, by mgnienie oka później zatopić ją w ciemności. Rozległa się przeszywająca uszy kanonada gromów.

Gwałtowny blask włączających się świateł eksplodował w szeroko rozwartych ciemnością źrenicach przez chwilę pozostawiając wszystkich ślepymi.
Kiedy wzrok przystosował się już do jasności, obsługa z niepotrzebnymi już latarniami wymieniła spojrzenia i wyszła, lecz nie to przyciągnęło uwagę.

Przeciągły pisk oraz poruszenie w okolicach podestu oznajmiło, iż to nie wszystko. Po twarzy Geralta z Rivii na koszulce pobladłego Marcina Blachy spływały czerwone strużki. Szybko rosnąca kałuża czerwieni rozprzestrzeniała się spod leżącego ciała rudowłosej pielęgniarki, na której piersi siedział wielki kruk z dziobem ociekającym krwią.

Adela Walker nie żyła.
Rozerwana tętnica szyjna. Dwie ziejące pustką oczodoły wyłupione przez ptaka wpatrującego się badawczo w zgromadzonych onyksowymi paciorkami oczu. Ciężko było oprzeć się wrażeniu przebijającej inteligencji.

Nagle rozłożył skrzydła, wzbił się w powietrze i wyleciał przez wybitą szybę wprost w objęcia oddalającej się ku północy burzy.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline