| Rosalie przywitała się z Lily uniesieniem ręki. Ubrana była w szare dresowe szorty i t-shirt z nadrukiem jakiejś starej kreskówki.
Usiadła bez słowa na sfatygowanym taborecie podciągając jedną nogę by oprzeć brodę o kolano. Ziewnęła, zamrugała kilka razy, by oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła jarzeniówki i przez kilka chwil jak zahipnotyzowana patrzyła na nóż rozsmarowujący pastę na kolejnych kromkach. W końcu bez pytania sięgnęła po jedną z kanapek i zaczęła wcinać z apetytem.
- A, słyszałaś? – podjęła monolog Lily. - Ten morderca znów zaatakował. Po koncercie zespołu Anastazji. Ale nie zabił jej, tylko jakąś DJ-kę. Wyciął jej tekst ich piosenki, tej o Garrym Calahanie.
Zaspane przed chwilą oczy otworzyły się w zdumieniu. Kanapka urosła jej w ustach. Sporo wysiłku kosztowało ją zmuszenie się do tego by pogryźć i połknąć kęs.
- Nie gadaj…. - zaczęła po chwili nieco niepewnie. - Skąd wiesz? - spytała, by ułamek sekundy później strzelić się otwartą dłonią w czoło. Było po 13, zapewne wszystkie media zdołały już opowiedzieć o kolejnym morderstwie ze szczegółami. - Widziałaś dziś Anastazję?
Lily pokręciła głową.
- Nie wróciła tutaj.
Skoro Lily tak mówiła to tak musiało być. Starsza pani była lepsza niż monitoring.
- Pewnie się gdzieś puszcza. To nic złego, sama w jej wieku tak robiłam. Tylko nie mów Henry’emu. - dodała, zerkając na korytarz czy jej mąż czasem nie wrócił. - Jedz, jedz - zachęciła Rosalie do poczęstowania się kolejką kanapką.
Uznała wytłumaczenie sąsiadki za całkiem prawdopodobne, co okazała pełną zrozumienia miną i kiwnięciem głowy. Sięgnęła po kolejną kanapkę.
W e-glasach tatuażystka miała od groma powiadomień. Dziesiątki ludzi pisały na fanpejdżu, dopytując się o los członków zespołu, dyskutując czemu Meloman wybrał ich utwór i czy został sprowokowany przemową Liz na koncercie. Ktoś sugerował nawet, że jeden z muzyków Mass Æffect jest mordercą. Na oficjalnej stronie zespołu nie pojawiło się wciąż żadne oficjalne oświadczenie, chociaż o nowej zbrodni trąbiły wszystkie media.
- Kwiiik! Chriiis! - zakwiczał Głos Rozsądku, wyświetlając jej nowy post na fanpejdżu.
Ktoś właśnie zalinkował z podpisem “Ej, czy to nie jest Sully?” streamowany przez kogoś innego na żywo, kręcony z okna filmik, na którym perkusista wspinał się z dachu jednego szeregowego domu na drugi. Ulicą w dole, równolegle do niego, ulicą jechał radiowóz Pacyfikatorów. Rosalie po chwili rozpoznała ulicę, na której leżała melina zespołu.
- No kurwa... - szok i niedowierzanie mieszały się w jej głosie. - Chyba jednak się nie puszcza - rzuciła do Lily.
W głowie Rosalie zderzały się różne, sprzeczne myśli. Wciąż oglądając transmisję z Chrisem w roli głównej podyktowała wiadomość do Anastazji:
“Gwiazdo żyjesz?”
Wróciła do swojego pokoju, spod rzuconych na fotel wczorajszych ciuchów wygrzebała torebkę. Poszperała w niej chwilę, by znaleźć zmięty papierek z numerem holo, który dostała w nocy od Marco.
Wybrała numer czekając na połączenie.
- Tu Dart - odezwał się młody męski głos. - Rosalie, tak? Marco mówił, że możesz dzwonić. Coś nowego z kapelą?
- To ty nie miałeś ich pilnować, hm? - rzuciła na dzień dobry, bo kojarzyła mgliście, że Marco coś takiego mówił. Chyba. - Noo, niezłe nowości - kontynuowała - poczekaj dwie sekundy, prześlę Ci link do streamu na żywo. - Masz? To perkusista. Co z resztą tej wesołej zbieraniny to jeszcze nie wiem.
- Czekaj, szef jest obok, pokażę mu - rzucił i chyba przełączył na głośnomówiący, bo po chwili odezwał się Marco: - A ostrzegałem ich… - westchnął. - Znasz adres, Rosie?
- Dokładnego adresu nie pamiętam, ale to nad pubem Warsaw. Wynajmują tam mieszkanie. Poszukaj w sieci. Odezwałam się do Anastazji, ale nie odpowiada.
- Dobra, może uda nam się część z nich stamtąd wyciągnąć, przynajmniej tego durnia na dachu. Zadzwoń do niego i powiedz, żeby się stamtąd nie ruszał, ok? A jak chcesz się zabawić to bądź za chwilę pod głównym wejściem - rozłączył się.
- Głosie, dzwoń do gwiazdy sieci skaczącej po dachach - zarządziła. - I że ja się zgodziłam robić za niańkę - mruknęła pod nosem.
Automatycznie zaczęła się na szybko ogarniać i dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że właściwie nie powinna się stąd ruszać i ładować w centrum czegoś, co wyglądało na srogie zamieszanie.
W czasie gdy spała przed głównym wejściem do Alamo wyrosła już całkiem solidna barykada z gruzu, prefabrykatów, desek, płyt i mebli. Kiedy Rosalie, mijając pracujących przy budowie ludzi wybiegła przez bramę z blachy falistej, ujrzała wielką ciężarówkę z otwartą naczepą, wypełnioną do połowy gruzami i śmieciem. Ktoś właśnie wrzucił na nią materac a z kabiny kierowcy pomachał do niej Marco i zawołał:
- Wskakuj!
Ruszył gdy tylko wdrapała się do wysokiej kabiny i usiadła na miejscu pasażera, wciąż pozostając na linii z Chrisem. Potężny, chyba spalinowy silnik zawył głośno na najwyższych obrotach.
Przed nimi, ku wyjazdowi z parkingu, ruszyła z piskiem opon osobówka z kogutem na dachu. I syreną, jak się po chwili okazało, wyjącą podobnie do straży pożarnej. Po pół minucie wykrzykiwanej rozmowy między Marco a Chrisem, perkusista zgodził się czekać na dachu na odsiecz.
- Bądź z nim w kontakcie - zawołał Marco. - Ja muszę się skupić na prowadzeniu! Zapnij pasy! I załóż holomaskę!
Sam aktywował swoją, rozpędzając ciężarówkę. Twarz mężczyzny zasłoniła holograficzna gęba brzydkiego Azjaty.
Rosalie posłusznie włożyła holomaskę przybierając wizerunek pryszczatej Azjatki, który towarzyszył jej też w nocy podczas powrotu do Alamo. Schowała pod czapką z daszkiem nieświeże włosy, zapięła pasy. Czuła, że żołądek ściska się z ekscytacji i zdenerwowania.
Marco zerknął na nią i prychnął.
- Pasujemy do siebie, nie sądzisz? - wyszczerzył skośnooką gębę, dodając ciągle gazu odkąd wyjechali na główną ulicę. Trochę za mocno, biorąc pod uwagę raczej długą drogę hamowania i małą zwrotność ciężarowego kolosa.
Osobówka na sygnale jechała kilkadziesiąt metrów przed nimi. Nie wyglądała zbyt legitnie, służby jeździły raczej lepszymi autami, ale większość ludzi widząc koguta i słysząc syreny nie zastanawiała się nad szczegółami tylko ustępowała drogi. Marco do tego prawie nie zdejmował dłoni z klaksonu.
Pędzili środkiem jezdni, spychając na boki inne pojazdy. Przejechali tak jedno skrzyżowanie na czerwonym świetle, potem drugie. Na trzecim szarpnęło, gdy Marco klnąc ledwo wyminął rowerzystę w słuchawkach, ocierając się z głośnym zgrzytem o bok busa i urywając kilku zaparkowanym wzdłuż ulicy autom lusterka.
Rosalie wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby i z cieniem strachu na twarzy spojrzała na kierowcę jakby chcąc się upewnić, że wie co robi. - Życie kurwa na krawędzi - rzuciła zerkając w lusterko wsteczne, by ocenić wyrządzone przez ciężarówkę szkody. Chyba nie wyszły poza te urwane lusterka i przytarty bok busa. Przynajmniej na razie. - A miałam być grzeczną dziewczynką - burknęła pod nosem.
- Przecież jesteś - odpowiedział, zwalniając by skręcić na kolejnym skrzyżowaniu w ślad za osobówką. - Widzę tu tylko jakąś pryszczatą Azjatkę. Postaram się, żeby nie zatrzymały nas gliny. Ale to bydlę będzie im ciężko zatrzymać. Spoko, prowadziłem w wojsku podobną brykę.
Jechali teraz bocznymi ulicami, gdzie panował mniejszy ruch. Nim zdążyli się mocno rozpędzić skręcili znowu. Rosalie skojarzyła, że to już ulica, na której leżało Warsaw. W oddali majaczyły zaparkowane pod barem radiowozy. Marco docisnął pedał gazu.
- Napisz mu, że podjedziemy pod budynek za rogiem!
“Szykuj się do lotu. Podjeżdżamy ciężarówką” - podyktowała wiadomość do Chrisa, choć ten z pewnością już ich widział.
Jeszcze przed Warsaw, nie zwalniając minęli radiowóz Dobrych Glin przy którym w towarzystwie dwóch policjantów stała... Anastazja. Rosalie zdążyła zauważyć, że skrzypaczka nie wyglądała na aresztowaną. Pod barem stał czarny van Pacyfikatorów a na skrzyżowaniu stał kolejny czarny radiowóz. Pilotująca ich osobówka z Alamo minęła go od tyłu, biorąc zakręt szerokim łukiem. Marco jednak skręcił ostro w prawo, prosto na blokujący im drogę radiowóz, jakby chciał go staranować. Rosalie mimowolnie chwyciła się fotela, ale radiowóz uciekł w ostatniej chwili. Ciężarówka rozjeżdżając znak drogowy wzięła ostro zakręt i wjechała wolno na chodnik, taranując hydrant oraz kosze na śmieci i niemal ocierając się o budynek.
__________________ "You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one" |