Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2017, 18:20   #110
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Rosalie przywitała się z Lily uniesieniem ręki. Ubrana była w szare dresowe szorty i t-shirt z nadrukiem jakiejś starej kreskówki.
Usiadła bez słowa na sfatygowanym taborecie podciągając jedną nogę by oprzeć brodę o kolano. Ziewnęła, zamrugała kilka razy, by oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła jarzeniówki i przez kilka chwil jak zahipnotyzowana patrzyła na nóż rozsmarowujący pastę na kolejnych kromkach. W końcu bez pytania sięgnęła po jedną z kanapek i zaczęła wcinać z apetytem.

- A, słyszałaś? – podjęła monolog Lily. - Ten morderca znów zaatakował. Po koncercie zespołu Anastazji. Ale nie zabił jej, tylko jakąś DJ-kę. Wyciął jej tekst ich piosenki, tej o Garrym Calahanie.

Zaspane przed chwilą oczy otworzyły się w zdumieniu. Kanapka urosła jej w ustach. Sporo wysiłku kosztowało ją zmuszenie się do tego by pogryźć i połknąć kęs.
- Nie gadaj…. - zaczęła po chwili nieco niepewnie. - Skąd wiesz? - spytała, by ułamek sekundy później strzelić się otwartą dłonią w czoło. Było po 13, zapewne wszystkie media zdołały już opowiedzieć o kolejnym morderstwie ze szczegółami. - Widziałaś dziś Anastazję?

Lily pokręciła głową.
- Nie wróciła tutaj.
Skoro Lily tak mówiła to tak musiało być. Starsza pani była lepsza niż monitoring.
- Pewnie się gdzieś puszcza. To nic złego, sama w jej wieku tak robiłam. Tylko nie mów Henry’emu. - dodała, zerkając na korytarz czy jej mąż czasem nie wrócił. - Jedz, jedz - zachęciła Rosalie do poczęstowania się kolejką kanapką.

Uznała wytłumaczenie sąsiadki za całkiem prawdopodobne, co okazała pełną zrozumienia miną i kiwnięciem głowy. Sięgnęła po kolejną kanapkę.
W e-glasach tatuażystka miała od groma powiadomień. Dziesiątki ludzi pisały na fanpejdżu, dopytując się o los członków zespołu, dyskutując czemu Meloman wybrał ich utwór i czy został sprowokowany przemową Liz na koncercie. Ktoś sugerował nawet, że jeden z muzyków Mass Æffect jest mordercą. Na oficjalnej stronie zespołu nie pojawiło się wciąż żadne oficjalne oświadczenie, chociaż o nowej zbrodni trąbiły wszystkie media.
- Kwiiik! Chriiis! - zakwiczał Głos Rozsądku, wyświetlając jej nowy post na fanpejdżu.
Ktoś właśnie zalinkował z podpisem “Ej, czy to nie jest Sully?” streamowany przez kogoś innego na żywo, kręcony z okna filmik, na którym perkusista wspinał się z dachu jednego szeregowego domu na drugi. Ulicą w dole, równolegle do niego, ulicą jechał radiowóz Pacyfikatorów. Rosalie po chwili rozpoznała ulicę, na której leżała melina zespołu.
- No kurwa... - szok i niedowierzanie mieszały się w jej głosie. - Chyba jednak się nie puszcza - rzuciła do Lily.
W głowie Rosalie zderzały się różne, sprzeczne myśli. Wciąż oglądając transmisję z Chrisem w roli głównej podyktowała wiadomość do Anastazji:
“Gwiazdo żyjesz?”

Wróciła do swojego pokoju, spod rzuconych na fotel wczorajszych ciuchów wygrzebała torebkę. Poszperała w niej chwilę, by znaleźć zmięty papierek z numerem holo, który dostała w nocy od Marco.
Wybrała numer czekając na połączenie.

- Tu Dart - odezwał się młody męski głos. - Rosalie, tak? Marco mówił, że możesz dzwonić. Coś nowego z kapelą?

- To ty nie miałeś ich pilnować, hm? - rzuciła na dzień dobry, bo kojarzyła mgliście, że Marco coś takiego mówił. Chyba. - Noo, niezłe nowości - kontynuowała - poczekaj dwie sekundy, prześlę Ci link do streamu na żywo. - Masz? To perkusista. Co z resztą tej wesołej zbieraniny to jeszcze nie wiem.

- Czekaj, szef jest obok, pokażę mu - rzucił i chyba przełączył na głośnomówiący, bo po chwili odezwał się Marco: - A ostrzegałem ich… - westchnął. - Znasz adres, Rosie?

- Dokładnego adresu nie pamiętam, ale to nad pubem Warsaw. Wynajmują tam mieszkanie. Poszukaj w sieci. Odezwałam się do Anastazji, ale nie odpowiada.

- Dobra, może uda nam się część z nich stamtąd wyciągnąć, przynajmniej tego durnia na dachu. Zadzwoń do niego i powiedz, żeby się stamtąd nie ruszał, ok? A jak chcesz się zabawić to bądź za chwilę pod głównym wejściem - rozłączył się.

- Głosie, dzwoń do gwiazdy sieci skaczącej po dachach - zarządziła. - I że ja się zgodziłam robić za niańkę - mruknęła pod nosem.
Automatycznie zaczęła się na szybko ogarniać i dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że właściwie nie powinna się stąd ruszać i ładować w centrum czegoś, co wyglądało na srogie zamieszanie.

W czasie gdy spała przed głównym wejściem do Alamo wyrosła już całkiem solidna barykada z gruzu, prefabrykatów, desek, płyt i mebli. Kiedy Rosalie, mijając pracujących przy budowie ludzi wybiegła przez bramę z blachy falistej, ujrzała wielką ciężarówkę z otwartą naczepą, wypełnioną do połowy gruzami i śmieciem. Ktoś właśnie wrzucił na nią materac a z kabiny kierowcy pomachał do niej Marco i zawołał:
- Wskakuj!
Ruszył gdy tylko wdrapała się do wysokiej kabiny i usiadła na miejscu pasażera, wciąż pozostając na linii z Chrisem. Potężny, chyba spalinowy silnik zawył głośno na najwyższych obrotach.
Przed nimi, ku wyjazdowi z parkingu, ruszyła z piskiem opon osobówka z kogutem na dachu. I syreną, jak się po chwili okazało, wyjącą podobnie do straży pożarnej. Po pół minucie wykrzykiwanej rozmowy między Marco a Chrisem, perkusista zgodził się czekać na dachu na odsiecz.
- Bądź z nim w kontakcie - zawołał Marco. - Ja muszę się skupić na prowadzeniu! Zapnij pasy! I załóż holomaskę!
Sam aktywował swoją, rozpędzając ciężarówkę. Twarz mężczyzny zasłoniła holograficzna gęba brzydkiego Azjaty.

Rosalie posłusznie włożyła holomaskę przybierając wizerunek pryszczatej Azjatki, który towarzyszył jej też w nocy podczas powrotu do Alamo. Schowała pod czapką z daszkiem nieświeże włosy, zapięła pasy. Czuła, że żołądek ściska się z ekscytacji i zdenerwowania.
Marco zerknął na nią i prychnął.

- Pasujemy do siebie, nie sądzisz? - wyszczerzył skośnooką gębę, dodając ciągle gazu odkąd wyjechali na główną ulicę. Trochę za mocno, biorąc pod uwagę raczej długą drogę hamowania i małą zwrotność ciężarowego kolosa.
Osobówka na sygnale jechała kilkadziesiąt metrów przed nimi. Nie wyglądała zbyt legitnie, służby jeździły raczej lepszymi autami, ale większość ludzi widząc koguta i słysząc syreny nie zastanawiała się nad szczegółami tylko ustępowała drogi. Marco do tego prawie nie zdejmował dłoni z klaksonu.
Pędzili środkiem jezdni, spychając na boki inne pojazdy. Przejechali tak jedno skrzyżowanie na czerwonym świetle, potem drugie. Na trzecim szarpnęło, gdy Marco klnąc ledwo wyminął rowerzystę w słuchawkach, ocierając się z głośnym zgrzytem o bok busa i urywając kilku zaparkowanym wzdłuż ulicy autom lusterka.

Rosalie wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby i z cieniem strachu na twarzy spojrzała na kierowcę jakby chcąc się upewnić, że wie co robi. - Życie kurwa na krawędzi - rzuciła zerkając w lusterko wsteczne, by ocenić wyrządzone przez ciężarówkę szkody. Chyba nie wyszły poza te urwane lusterka i przytarty bok busa. Przynajmniej na razie. - A miałam być grzeczną dziewczynką - burknęła pod nosem.

- Przecież jesteś - odpowiedział, zwalniając by skręcić na kolejnym skrzyżowaniu w ślad za osobówką. - Widzę tu tylko jakąś pryszczatą Azjatkę. Postaram się, żeby nie zatrzymały nas gliny. Ale to bydlę będzie im ciężko zatrzymać. Spoko, prowadziłem w wojsku podobną brykę.
Jechali teraz bocznymi ulicami, gdzie panował mniejszy ruch. Nim zdążyli się mocno rozpędzić skręcili znowu. Rosalie skojarzyła, że to już ulica, na której leżało Warsaw. W oddali majaczyły zaparkowane pod barem radiowozy. Marco docisnął pedał gazu.
- Napisz mu, że podjedziemy pod budynek za rogiem!

“Szykuj się do lotu. Podjeżdżamy ciężarówką” - podyktowała wiadomość do Chrisa, choć ten z pewnością już ich widział.

Jeszcze przed Warsaw, nie zwalniając minęli radiowóz Dobrych Glin przy którym w towarzystwie dwóch policjantów stała... Anastazja. Rosalie zdążyła zauważyć, że skrzypaczka nie wyglądała na aresztowaną. Pod barem stał czarny van Pacyfikatorów a na skrzyżowaniu stał kolejny czarny radiowóz. Pilotująca ich osobówka z Alamo minęła go od tyłu, biorąc zakręt szerokim łukiem. Marco jednak skręcił ostro w prawo, prosto na blokujący im drogę radiowóz, jakby chciał go staranować. Rosalie mimowolnie chwyciła się fotela, ale radiowóz uciekł w ostatniej chwili. Ciężarówka rozjeżdżając znak drogowy wzięła ostro zakręt i wjechała wolno na chodnik, taranując hydrant oraz kosze na śmieci i niemal ocierając się o budynek.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline