Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2017, 18:35   #111
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Czarny gliniarz wychylił się przez okno.
- Musiał zwiać na podwórko! - zawołał. - Ale go nie widzę!
W chwili gdy policjant wykrzykiwał te słowa, dobrze je słyszący Sully, któremu trochę zakręciło się w głowie, właśnie podnosił się na kolana na dachu. Dach był płaski i pozbawiony urozmaiceń, nie licząc dużego zbiornika na deszczówkę, teraz suchego jak Dolina Śmierci. Dach był również wykonany z czegoś blachopodobnego, co zdążyło się już nagrzać na popołudniowym słońcu i teraz parzyło w dłonie i gołe stopy jak skurwysyn. Z dachu Warsaw dało się przeskoczyć na sąsiedni tylko w jedną stronę, gdzie budynki się stykały. Po drugiej stronie ziała pięciometrowa dziura nad wjazdem na podwórko.
Zaklął pod nosem.
Wcześniej miał zamiar przeczekać na dachu, ale tu nie dało się wytrzymać. Przez ostatnie dni słońce dawało czadu i ludzie czuli się jak frytki w miejscach gdzie królował beton, tutaj stwierdzenie “jak na patelni” było wręcz dosłowne.
Istniała też szansa, że Pacyfognoje na wszelki wypadek sprawdzą.
- Chiolera - rzucił cicho - Lamia, wytycz najlepszą trasę ucieczki w oparciu o zdjęcia satelitarne.
- Gdzie uciekamy?
- Do Candy. I wyślij wiadomość Nataszy. “Mamy nalot Pacyfikatorów, nie wiem czy to po mnie, czy by udupić zespół przed Alamo. Ja spieprzam. Przesyłkę dostarczę do rąk własnych.”
- Jeszcze jakieś życzenia?
- Puść jakiś music - Chris odrzekł przykulony zaczynając biec, aktywował dopalacz.
Puściła…:

...w oryginalne, bez translacji.

- Co to kurwa jest? - rzucił Sully retorycznie, chyba do siebie nie do złośliwej SI, gdy przeskakiwał na drugi budynek.
- Dach! Jest na dachu! - usłyszał wołanie od strony podwórka. Więc miał rację, że ktoś tam się czai. Tak jakby teraz było to jakieś pocieszenie.
- Uwolnij mnie lepiej to będę pilotować! - poleciła mu Lamia, ściszając na czas swoich słów ruską muzę.
- A leć - zgodził się uwalniając komputer-drona z portu wbudowanego w klatkę piersiową.

Wylądował na sąsiednim dachu, depcząc po panelach słonecznych jak po rozżarzonych węglach. Następny dach był już niestety o piętro wyższy, co oznaczało spowolnienie. Nie widział już gliniarzy na dole, ale mógł być pewien, że podążają równolegle do niego, po obu stronach szeregowej zabudowy.
- Dwa domy dalej dziura! - ostrzegła AI ze swego mini-drona. No tak, Chris przypomniał sobie, że jest tam nie odbudowana po trzęsieniu ziemi ruina. Trochę ich było w okolicy. I tak, żeby gdziekolwiek dotrzeć musiał opuścić kwartał, czyli zejść na ziemię. Chris uświadomił też sobie, że do Pacific Heights, bogatej dzielnicy, w której mieszkała Cindy, będą stąd ze trzy mile. Bliżej, bo niecałą milę od Warsaw znajdowało się jednak inne miejsce gdzie będzie bezpieczny, choćby wbiegł tam na oczach Pacyfikatorów.
Alamo.
Tylko niecała mila. Aż niecała mila. Jedno było pewne: musiał najpierw zgubić pościg. Tylko jak?

- Lamia, ściągaj wizualkę holo - polecił przemykając po panelach. Mogło się wydawać, że frunął w powietrzu po pierwsze przez dopał, po drugie przez fakt, że starał się jak najmniej i jak najkrócej dotykać paneli słonecznych powierzchnią swoich delikatnych i wyjących teraz wniebogłosy stópek. - Bez żartów. Hi-work… - w kilku słowach wytłumaczył jej jakiej wizualki potrzebuje. - Emitujesz z komputera, w miejsce swojej wizualki.

Na chwilę przystanął pod wywyższeniem, na które musiałby się wspinać, gdyby ciął dalej wzdłuż dachów. Pacyfki pewnie planowały dorwać go przy ‘dziurze’, wszak też mieli plany miasta, a po równym gruncie biegało się jednak szybciej niż górą, gdzie jakiś kutas postanowił zrobić sobie jeszcze jedno piętro wymuszając wspinaczkę.
Chris wychylił się zza załomu ściany i dachu, po czym na bezczela rąbnął wzmocnioną kastetami pięścią w okno najwyższego piętra. Na szybie pojawiło się pęknięcie, wnętrza zza zasłon nie było widać. Póki co nikt nie odpowiedział, ale dom był dwupiętrowy.
Sully poprawił rozbijając szybę i zerknął na dół, na Pacyfikatora buszującego od strony tyłów, który stał w rozkroku nad niskim płotkiem dzielącym dwa ogródki. Też zauważył Chrisa i nadał kumplom wiadomość przez komunikator. Ulicą po drugiej stronie domów jechał wolno radiowóz, który minął już pozycję Sully’ego, lecz teraz się zatrzymał i zaczął cofać. Ktoś z trzypiętrowego budynku po drugiej stronie ulicy właśnie rzucił w pojazd puszką i zawołał:
- Wypieprzać stąd, chuje! Trafiliście do złej dzielnicy!
Ktoś inny stał w oknie i filmował.
Lamia tymczasem krążyła wokół perkusisty jak pijana osa, filmując go swoją kamerką, by móc nadać holograficznemu sobowtórowi jak najwięcej detali.
- Dzwoni Rosalie - poinformowała perkusistę.
- Zaraz. - Chris wycofał się. - Odpalaj i wskakuj. W środku holo off i z robisz wypad z powrotem.

Rozmyta jak to na dopale ludzka sylwetka wskoczyła przez wybite okno, podczas gdy Chris, którego ta projekcja udawała wycofał się.
Zaczął skulony wracać tą samą drogą skąd przybył.
- Daj mi znać czy kupili motyw i jak będzie moment by spieprzyć na dół gdy skupiają się na tamtym budynku.
Odebrał połączenie.
- Rose, śliczna, to nie jest dobry moment - rzucił do komunikatora holofonu przemieszczając się po dachu.
- Wręcz przeciwnie. Skitraj się gdzieś i nie ruszaj z tego dachu, co?
- Co? Jak? Ale...
- Ktoś cię nagrywa i relacjonuje na żywo w sieci - powiedziała spokojnym tonem.
- A ja się nie uczesałem… - mruknął. - Nie mogę tu zostać, znajdą mnie jak ogarną, że nie jestem w budynku.
- Lamia, jak na dole? - rzucił w międzyczasie do Ducha latającego jako dron.
- Nie łudź się, i tak by nie pomogło - Rosie odpowiedziała przez holofon. - Marco, gość z ochrony Alamo chce ci pomóc. Chyba naprawdę zależy mu żebyście zagrali.
- Marco to spec od teleportów? Jak tak to ma u mnie piwo, jak nie to nie mam zbytnio opcji Rose.

- Mamy towarzystwo... - wcięła się w rozmowę Lamia.
Rzeczywiście mieli. Przekradając się z powrotem na dach Warsaw Chris ujrzał nadlatującego z naprzeciwka na sporej wysokości czarnego, czterośmigłowego drona.
- ...ale oni też mają - dokończyła AI.
Na obrazie przesyłanym przez nią na połówce e-glasów dwóch Pacyfikatorów wysiadło z radiowozu i pukało do drzwi domu, w którym wybił okno. Ale po chwili obaj skulili się przed rzuconą z budynku naprzeciwko butelką. Flaszka rozbiła się obok radiowozu. A pięćdziesiąt metrów dalej, zza rogu wyłoniła się grupka mężczyzn w zasłaniających twarze chustach, krzycząc coś w stronę glin. Coś było w tych słowach o złej dzielnicy. Pacyfikatorzy nigdy nie byli lubiani a od kilku dni, odkąd rozeszło się, że będą eksmitować Alamo, poziom niechęci wobec nich jeszcze wzrósł. Przyjechali po muzyka słabą grupą w zwykłych radiowozach, zapewne nie spodziewając się, że akcja się wydłuży. Teraz schowali się za radiowozem. Jeden celował z pistoletu w budynek, z którego rzucono flaszką, drugi nawijał przez interkom i obserwował dachy.
- Zajebiście… - Chris mruknął patrząc na to wszystko z coraz większą świadomością, że może tu zaraz dojść do większej rozpierduchy. “Potyczka pod Warsaw” jako wstęp do “Bitwy o Alamo”.
- Let’s rock - rzucił włączając emiter holoklawiatury.

Systemy domowe były zróżnicowane, ale nawet proste, tanie mieszkania miały jakieś do sterowania AGD, RTV, czy też sieciami w budynku. Niektóre łatwo dostępne, wykorzystywane przez duchy, jak nagłośnienie, którym przedwczoraj na imprezie sterowała Lamia, inne bardziej obwarowane zabezpieczeniami. Chris dostał kiedyś w ryj od Liz, po tym jak podpiął się pod system wodociągu gdy poszła pod prysznic i zafundował jej taki lód lecący z kranu, że wstrząsnęłoby to nawet eskimosem. Nie był runnerem, a i jego duch nie był robiony jako asystent do hakerki, ale Sully swoje potrafił. Teraz zaczął włamywać się do sieci przeciwpożarowej, aby przekonać system w ich mieszkaniu (i tylko w nim, by nie zalało Kowalsky’ego) iż jak najbardziej - ono właśnie płonie. Wszak w tym pandemonium brakowało jeszcze straży pożarnej, a i prysznic ze zraszaczy zafundowany pacyfkom trzepiącym ich lokum dla Chrisa był w kategoriach: “czemu nie”. Przyjaciołom też by nie zaszkodziło takie otrzeźwienie po srogiej nocy. Nim jednak wślizgnął się w sieć, przez zaawansowane VPN aby nie zostawić śladów, sięgnął do czegoś gdzie miał uprawnienia.

Nagle ich mieszkanie nad Warsaw eksplodowało dźwiękiem.
Na full, totalnie pełna moc audio:

Zabrałeś mi dom, zabrałeś mą ziemię
Zostawiłeś mi tylko smutku cienie...

Głos Billego z “Rebel Cry” i muzyka jebnęły srogo, niczym młot. Doskonale słyszane nie tylko w budynku, ale i na ulicy.
Jego palce wciąż śmigały po klaw w próbie gwałtu na systemie przeciwpożarowym, wciąż rozglądając się przez kamery Lamii-drona czy to czas by jednak opuścić dach i spieprzać, a jeżeli już to którędy.
- Rosie, ten Marco ma jakiś plan? - spytał na wciąż otwartym połączeniu.
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze i wzruszyła ramionami - ale na pewno chce pomóc i chyba... Chyba zna się na takich rzeczach - dodała po krótkiej chwili milczenia. - A ty jakiś masz? - spytała.
- Spieprzać zanim przyjada posiłki Pacyfikatorów. Pewnie są już w drodze, a tu szykują się małe zamieszki. Jak nic odetną niedługo cały sektor.
- Aha… czyli mam powiedzieć Marco, że kozak z ciebie i nie potrzebujesz pomocy?
- Tak czy owak może potrzebować jej reszta. Tak tylko pytam, świadomość jakiegoś planu mającego szanse powodzenia cholernie czasem pomaga.
- To resztę też ściga policja?! - Wywaliła oczy ze zdziwienia. - Co wy odwaliliście? - spytała, zgarnęła plecak i ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia.
- Chyba nic na nich nie mają, ale tu się robi zadyma. - Chris spojrzał na kilku mieszkańców dzielni starających się wchodzić na jak najwyższy pułap ekspresji w okazywaniu swych gorących uczuć, żywionych do tej korporacji stróżów prawa. - Jak przyjadą posiłki i zacznie się pacyfikacja tego sąsiedztwa, to po złości ich udupią w czasie tego 48 na jakie ich wezmą. Znasz pacyfki, to małostkowe mendy.
- Super…- mruknęła. - Chcesz pogadać z Marco? - spytała wskakując na miejsce obok kierowcy ciężarówki.
- Chętnie, póki jest jeszcze czas. - Sully odparł wciąż śmigając palcami po holoklaw. - Może dołącz go do rozmowy?
- Włączyłam głośnomówiący - oznajmiła obu mężczyznom. - Możecie sobie pogadać bez pośrednika.
- Czemu mam się nie ruszać z tego dachu?
W słuchawkach Chris usłyszał coś jakby ryk spalinowego silnika, w jakie wyposażone były jeszcze pojazdy budowlane i duże ciężarówki. Znał ten dźwięk z pracy na budowach.
- Zeskoczysz! - przekrzyczał hałas męski głos. - Podjedziemy ciężarówką! Daj nam trzy minuty!
Do wycia silnika w słuchawce dołączył śpiew syren, brzmiących jak te straży pożarnej.
- Aha, syreny to też my!

Jednocześnie na szkle holokularów zabłyszczała wiadomość od Natashy:
Cytat:
Wysłałam do was patrol, dajcie się aresztować naszym, to jedyna opcja.
Sytuacja z “Przejebane do imentu” płynnie przeszła w “Przejebane, ale może coś z tego będzie”. Była to jednak już jakaś poprawa, chyba jedyna tego dnia od wyjścia z Niewidzialnego Klubu.
Sully raz jeszcze spojrzał na obrazy przesyłane jej przez Lamię. Dwóch gliniarzy zmywało się właśnie spod frontu domu, którym markował swoją ucieczkę. Wsiedli do radiowozu i cofali pod Warsaw. Dzięki obrazowi z drona ogarnęli już widocznie, że obstawiają nie ten budynek co trzeba. Ten na tyłach też wracał na podwórko za barem.
Kilku pewnie trzepało mieszkanie zespołu… była jeszcze chwila na zejście i spieprzanie, lecz to obarczone było dużym ryzykiem. Marco miał jednak plan, Natasza radziła niegłupio.
Chris przez chwilę przeprowadził proste działanie matematyczne dotyczące efektów gdy sam coś robił wedle swojego planu, względem tego gdy zdawał się na czyjś. Wynik nie był przesadnie pozytywny dla jego inicjatyw.
Hm…
Właściwie “nieprzesadnie pozytywny” wiało tu cholernym eufemizmem.
- Cholera, co za dzień… Dobra, czekam - rzucił do Marco. - Jest szansa na popatrzenie na taranowanie radiowozu, głupio to przegapić… Spróbuję wyciągnąć towarzystwo na zewnątrz, to może i oni spieprzą.

Oznaczenia w systemie były niestety niezbyt zrozumiałe i nie miał pewności, które literki i cyferki oznaczają który zraszacz. Mógł włączyć wszystkie lub próbować na chybił trafił, ale nie miał jak sprawdzić co uruchomił. Nie widział ani nie słyszał co dzieje się w mieszkaniu. Oczami własnymi i Lamii obserwował więc rozwój sytuacji. Radiowóz wycofał się na skrzyżowanie.
- Nie zbliżać się! - gliniarze w środku przez głośnik przekrzyczeli wylewającą się z mieszkania muzykę, kierując ostrzeżenie do podążającej wolno ich śladem grupki tubylców, która urosła do kilkunastu osób.

Sully słyszał też zbliżające się z co najmniej dwóch różnych stron syreny. Zastanawiał się co robić, gdy Lamia skierowała jego uwagę na wejście do ich klatki schodowej, przed którą obok Zgonowozu stał drugi radiowóz Pacyfikatorów. Z budynku wypadła Anastazja a zaraz za nią Billy, który jednak w progu został chyba trafiony taserem i powalony przez gliny. Półnaga De Sade rzuciła się do ucieczki ulicą poprzeczną do tej, którą posuwała się bojówka tubylców. Ruszyła za nią w pościg policjantka, sądząc po posturze. Naprzeciw im obu wyjechał zza rogu na sygnale niebieski radiowóz Dobrych Glin.
Szybko wklepał wiadomość na grupowy czat i wychylił się lekko. Błyskawicznie rozważał co robić…
Gdyby nie Dobre Gliny na horyzoncie, pewnie skakałby już na kark tych dwóch co właśnie skuwali Billy’ego, ale była spora szansa, że “niebiescy” podprowadzą “czarnym” Rebel i niewidocznego nigdzie JJ-a. Z nim była inna sytuacja. Zarzuty. Jebane rude gówno z Insomnii..
Wolał nie ryzykować, jego droga ucieczki wiodła raczej przez ekipę z Alamo.

Zaklął szpetnie z bezsilności i przymusu bezczynności.
Chris bardzo nie lubił być bezczynny.

- Lamia, przesyłaj z mojego komlinka na audio w chacie - rzucił wyszukując jedną w cholerę starą piosenkę, tyle że w wersji tylko linii muzycznej, jak do karaoke.
Gdy odpalone na maks głośniki wypluły z siebie nową muzykę, Chris wyprostował się na dachu i zaczął śpiewać pod rockowy podkład modyfikując gdzieniegdzie tekst oryginału w klimacie szydery z Pacyfikatorów i zachęty dla tych co wystąpili w sąsiedztwie przeciw czarnej policyjnej korpo.

W duchu modlił się by Marco z ekipą przyjechali jak najszybciej… wolał nie myśleć o tym co Pacyfy mu zrobią jak go zgarną.

Zachęceni przyśpiewką tubylcy ruszyli odważniej do przodu, lecz gdy znaleźli się na wysokości budynku, którym Sully wcześniej pozorował ucieczkę, z radiowozu wysiadł Pacyfikator i ruszył im naprzeciw z dobytym pistoletem. Uniósł rękę i oddał ostrzegawczy strzał - niby w powietrze, ale całkiem nisko nad ich głowami.

[MEDIA]https://www.range365.com/sites/range365.com/files/styles/655_1x_/public/images/2017/07/sig1.png[/MEDIA]

Grupka rozproszyła się, część uciekła, część pochowała za załomami budynków lub zaparkowanymi na ulicy autami. Chyba nikt nie był tam uzbrojony a jeśli nawet to nie kwapił się do strzelaniny z policją, tym bardziej, że wciąż zbliżały się kolejne syreny.
Przynajmniej Anastazja była już bezpieczna. Dobre Gliny wysiadły z błękitnego radiowozu i zastąpiły drogę ścigającej Pacyfikatorce, pozorując chyba aresztowanie skrzypaczki. Za to Billy i JJ, obaj skuci kajdankami, byli już ładowani na pakę czarnego policyjnego vana.

- Gliniarz wchodzi na dach! - nagle zaalarmowała Chrisa Lamia, chociaż na obrazie z jej kamerki nic takiego nie widział. - Info od znajomego ducha! - wyjaśniła AI i zaczęła swoim dronem okrążać budynek. - Z tyłu!
Sully ujrzał na e-szkle Pacyfikatora wspinającego się po pożarowej drabince z tyłu Warsaw. Ułamek sekundy później zobaczył go na własne oczy, jak wypełza na dach, ledwie piętnaście metrów od niego. Jedyną osłoną był wielki zbiornik na deszczówkę i perkusista odruchowo schował się za nim.
Dało to tyle, że gliniarz nie widział go własnymi oczami, bo wiszący w powietrzu czarny dron obserwował go wciąż okiem kamery.
Odsiecz pojawiła się na horyzoncie w ostatniej chwili. Cywilna osobówka na trefnym sygnale a za nią wielka ciężarówka z otwartą naczepą wyjechały zza rogu dwie przecznice dalej i pędziły środkiem ulicy w kierunku Warsaw. Sully musiał sobie jakoś kupić te ostatnie pół minuty i coś mu mówiło, że raczej nie wykpi się garścią gotówkowych chipów.

- Strąć gnoja! - rzucił z paniką do ducha krążącego nad gliniarzem. - Holo w ryj, śmigłami po łapach.
Emiter wbudowany w komputer Chrisa był o wiele słabszy niż holoprojektory, których band używał do opraw. Ale coś wyświetlać potrafił, jak już raz perkusista użył go na dachu dwa budynki dalej.
Sully wybrał jedną z animacji wskazując ja Lamii i nagle tuż przed kończącym wchodzić na dach policjantem eksplodował niewielki segment finału Diversity przygotowany na koncert w Niewidzialnym. Jedynie wycinek i w gorszej rozdzielczości… ale tuż przed twarzą korpogliniarza powietrze jakby roztrzaskało się i dwa kolorowe holoptaki wleciały prosto na niego. Jednocześnie dron zahaczył jedną z dłoni dolnym śmigłem.
Pacyfikator krzyknął, chowając głowę i przytulając się kurczowo do drabinki. Dron Lamii stracił trochę sterowność. Był naprawdę malutki i ciachanie śmigłami mogło je łatwo uszkodzić, ale zataczał już łuk, by przeprowadzić kolejny atak.
- Mogę mu wlecieć w ryj jak kamikaze! - zaproponowała Lamia. - Jak obiecasz, że kupisz mi nowego, lepszego drona!
Cytat:
Szykuj się do lotu. Podjeżdżamy ciężarówką

Na e-glasie wyświetliła się wiadomość od Rosalie, choć Chris odsiecz już dobrze widział. Ciężarówka, trąbiąc klaksonem, zbliżała się szybko i była już przecznicę od Warsaw, ale od strony wejścia do baru raczej nie miała jak podjechać - stały tam zaparkowane radiowozy i Zgonowóz. Będzie musiała zatem skręcić za róg, co opóźni chwilę ratunek, ale z drugiej strony było Chrisowi na rękę, bo ten bok dachu był dalej od walczącego z Lamią gliniarza.

“Kupić lepszego drona”.
Ciekawe za co.
Dla będącego w permanentnym dołku finansowym Chrisa nie było to zbyt realne, a i tak nie wiedział co się stanie z perkusją, bo nie zanosiło się na to, aby ktoś prysnął Zgonkiem spod Warsaw.
Zresztą w kompie był plik od Lou…

- Trzymaj tam tego Pacyzjeba i siebie poza jego zasięgiem. Jak powiem to leć do mnie wstawiając za sobą tyle ile się da z tego projektorka bariery z Diversity. Osłona. I monitoruj stan baterii. - Wydając polecenie już biegł na dopale aby skrócić dystans do nadjeżdżającej ciężarówki i by nie musiała ona wjeżdżać aż pod sam pub.
Gliniarz przyklejony do barierki zaczął obrywać esencją półrocznej twórczości Sully’ego prosto w ryj, w rytmie i wyborze holo wedle fantazji złośliwej SI. Ta zaś była iście niezmierzona... Lamia zafundowała Pacyfikatorowi oślepiającą, stroboskopową projekcję slajdów, błyskając mu po oczach kolekcją ryjących banię obrazków. Były tam kutasy, fragmenty teledysku do Pink Chrome Cyber Pussy, najbardziej oczojebne reklamy z oprawy “Rebel Cry” oraz widma i małe dziecko ze “Straty”. Gliniarz przykleił się do drabinki. Był jednak naprawdę zdeterminowany, bo prawie na oślep wczołgał się w końcu na dach. Na Lamię zaś ruszył duży policyjny dron, próbując ją staranować. Była jednak szybsza, zrobiła unik i uciekła w stronę Chrisa, osłaniając go ścianą projekcji.
- Stój, ręce do góry! - usłyszał zza niej Sully. - Wyłącz to!

Stanął na krawędzi dachu.
Wielka ciężarówka minęła właśnie Warsaw i skręciła, rozjeżdżając znak drogowy. Stojący na skrzyżowaniu radiowóz Pacyfikatorów w ostatniej chwili uciekł jej spod kół. Ciężarówka wjechała na chodnik, taranując hydrant i kosze na śmieci i niemal ocierają się o ścianę budynku. Nie zatrzymała się całkiem, ale mocno zwolniła.



Otwarta naczepa sięgała pierwszego piętra. Wypełniona była śmieciami i gruzem, ale na jej środku ktoś urządził lądowisko z materacy oraz worków z piaskiem.
- Dokuj! - Chris krzyknął skacząc w dół, ku oczekiwanemu wybawieniu.
Wylądował całkiem miękko. Sekundę później musiał się już mocno trzymać, bo kierowca ciężarówki docisnął pedał gazu. Lamia powróciła do bazy nim wielki pojazd zdążył się rozpędzić.
Na skraju dachu Sully ujrzał jeszcze wściekłego Pacyfikatora, który wymierzył doń z pistoletu, ale nie zdecydował się strzelić. Po kilku sekundach był już tylko coraz mniejszą oddalającą się sylwetką. Osobowy czarny radiowóz ruszył za to na sygnale śladem ciężarówki.
- Rosie, jesteś najfajniejszą dziewuchą pod słońcem, Marco ty nie, ale i tak rządzisz. Dzięki i wiszę wam, jak by się to nie skończyło - Chris odezwał się do holophone spoglądając na samochód Pacyfikatorów jadacy ich śladem.
- Dobra, dobra - rzucił Marco. - Ja was nie kocham tak jak Rosie, ale nie mogłem pozwolić, żeby Pacyfki panoszyły się w dzielnicy jak u siebie. Na razie mamy ogon. Pod ręką masz tam sporo śmiecia, poczęstuj ich czymś!
- Chciałeś chyba powiedzieć, że zależy ci na tym żeby zagrali w Alamo - powiedziała do Marco pokazując mu język. Holo wciąż ustawiony był na głośnomówiący.

Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Umoszczony w workach z piaskiem Sully miał całkiem stabilną pozycję, ale by sięgnąć po coś do rzucenia i rzucić musiał częściowo opuścić swoją strefę komfortu. A ciężarówka wciąż przyspieszała, poprzedzana przez osobówkę na lipnym sygnale. Na razie jechali bocznymi ulicami, ale po chwili przecięli skrzyżowanie z Van Ness Avenue przejeżdżając je na czerwonym świetle w akompaniamencie pisku hamujących aut i klaksonów.
Tymczasem na e-glasie mignęła wiadomość od Natashy.

Cytat:
Nawiałeś? Moi kumple zgarnęli twoją kumpelę, tą z czerwonymi włosami. Dwóch twoich kumpli niestety zdążyły zgarnąć Pacyfki.
Cytat:
Nie możecie ich przejąć? Wasz rewir, oni świadkami w sprawie o morderstwo, którą prowadzicie, a pacyfy ich z dupy za jakieś gówno na 48 tylko pewnie.

Sully odpisał rozglądając się czym rzucić.
Nie było to proste, bo perkusista miał cela jak kret, a i Pacyfy mogły w razie co dorzucić niszczenie mienia policyjnego. Po chwili zastanowienia przemieścił się i rzucił workiem z piaskiem naprzeciw pościgu.
Worek był cholernie ciężki i nie przeleciał nawet nad zamykającą naczepę kratą, a tylko odbił się i spadł do środka. Pod workami leżało jednak sporo gruzu i mniejszego śmiecia, ale nim Chris zdecydował się po co sięgnąć usłyszał w słuchawce “Trzymaj się!” a ciężarówka skręciła ostro w Mission Street - główną arterię dzielnicy. Sully’ego rzuciło na bok, na jakiś stary materac.
Na e=glassach wyświetliła sie kolejna wiadomośc od Natashy:

Cytat:
Strzelać się z Pacyfami nie będziemy. Spisaliśmy ich numery służbowe i dowiemy się gdzie zawiozą twoich kumpli. Reszta to już robota dla prawników.
Cytat:
Nie ma szans na jakiś nacisk z waszej góry na przejęcie ich od pacyf w ramach śledztwa dot. Melomana?
Cytat:
Pogadam z Kacey’em. Ty jesteś cały?
Cytat:
Na razie tak, ale pacyfy nie odpuszczają, mamy ogon.

Chris zastanawiał się nad czymś patrząc na ścigający ich radiowóz. Mogło to skończyć się zwykłym zatrzymaniem na 48 dla Billy’ego i JJ’a skutkującym nie dojściem do skutku koncertu w Alamo, ale i Pacyfy mogły wziąć odwet na nich i zgnoić po całości. Fakt iż ‘czarni’ i tak chcieli ich zgarnąć przed koncertem, nie eliminował całkiem poczucia winy Sully’ego. Wszak oficjalnie przyszli po niego, był pretekst, a beknąć mieli kumple.
Wkurwiony uderzył pięścią w boczną ściankę naczepy.

Cytat:
Wolałbym tego uniknąć, bo i u was mogą być przecieki, a jak to wyjdzie, to problemy z pacyfkami będa niczym przy chęci dojechaniu mnie przez mafię…
Plik.
Ufasz swoim przełożonym?
Cytat:
Bezpośredniemu tak. To nie temat na holo. Chris, czy ty jedziesz tą ciężarówką? Jezu, powiedz temu kto kieruje, żeby chociaż nikogo nie zabił.

Sully nie widział zbyt wiele przez burty naczepy - musiałby wstać, co groziło rzuceniem go w jej drugi kąt przy mocniejszym szarpnięciu. Ale przez kratę z tyłu zobaczył, że do pościgu dołączył radiowóz Dobrych Glin. Słyszał też więcej syren gdzieś z przodu. Fakt, że takiego rozpędzonego kolosa, którym jechał, cholernie ciężko zatrzymać.

Cytat:
Over&out, muszę pogadać z kumplami, którzy was ścigają. I będę musiała być bardzo przekonująca.

- Lamia, na jaką odległość max możesz z tego emiterka przy kompie strzelić wizualizację? - Chris spytał nie próbując na razie wstawać ani niczym rzucać.
- Na pięć, na dziesięć rozmytą - odpowiedziała SI. - Mogę wlecieć im w szybę jak obiecasz, że kupisz mi nowego, lepszego drona - dodała.
- Nie wkurwiaj mnie z tym nowym kompem… - Sully skrzywił się.
- Marco, planujesz jakoś w tej uroczej przejażdżce jakiś zakręt w miarę niedługo?
- Za minutę z hakiem będziemy w Alamo! - odkrzyknął Marco i było to prawdopodobne.
Ciężarówka pędziła środkiem dwupasmowej ulicy co najmniej sześciesiąt mil na godzinę. - Tam za nami nie wjadą!
- Jebać… - Sully podniósł się, na czworakach pełznąc w stronę tyłu naczepy. - Lamia, Daj jeszcze raz barierę z Diversa. Niech Pacysuki pooglądają sobie metro….
Gdy Duch wyświetliła jak najbliżej radiowozu holobarierę, perkusista zaczął wyrzucać za ciężarówkę grudy gruzu, na trasę pościgu w szerokości pojazdu pacyf, aby któryś trafił im pod koła niewidoczny przez zasłaniającą ściganych projekcję.
Efekt był niemal natychmiastowy i przeszedł najśmielsze oczekiwania. Pacyfikatorzy zbliżyli się właśnie do ciężarówki próbując ją wyprzedzić, gdy Lamia wyświetliła im przed maską pędzący na nich pociąg metra. Kierowca musiał wiedzieć, że to iluzja, ale odruchowo dał ostro po hamulcach. Gdy przez projekcję przeleciał pierwszy kawał gruzu skręcił gwałtownie, żeby go wyminąć, tracąc pomału panowanie nad pojazdem. Drugi pocisk wpadł pod koła radiowozu, który efektownie wpadł w poślizg i wyrżnął z hukiem w ciąg zaparkowanych wzdłuż ulicy aut.
Radiowóz Dobrych Glin ledwo go wyminął, ale musiał mocno zwolnić i został daleko w tyle.
Syreny z przodu również jakby przycichły. Szybko odezwały się kolejne, ale wtedy Chrisem rzuciło znów na worki. Ciężarówka skręciła, wjeżdżając na parking Alamo.

- Potrzebuję whisky… - Chris rzucił z ulga ni to do siebie, ni to do odpalonego połączenia z Rosie i Marco. Gdy zwolniwszy przejeżdżali przez parking dyktował już Lamii tekst informacji do zamieszczenia na swoim wall i infoblogu:
Cytat:

Właśnie mieliśmy nalot Pacyfikatorów.

Powiedzcie mi kurwa jakie trzeba mieć jaja, by oskarżać człowieka o pobicie za jedną (jedną!) lutę w ryj w nocnym klubie od znajomego tancerki, którą bezczelnie obmacujesz wbrew jej woli, gdy ona daje Ci znać abyś zabrał łapska.

To do ciebie ruda, zapryszczona, zakompleksiona, pacyfikatorska mendo. Podpity po służbie idziesz tam gdzie istnieje dla ciebie jedyna możliwość zobaczenia sutków na żywo, napastujesz dziewuchę, a jak ktoś cię pokara to zasłaniasz się legitymacją i przysyłasz kolegów robiących wjazd na chatę?
Kto cię spłodził i kto cię chował frajerze?!

Hawajski gest pozdrowień dla ciebie i twoich czarnomundurowych kolegów:


I dedykacja muzyczna.
Kto widział stream z tej chwalebnej pacyfikatorskiej akcji, wie jak powinien brzmieć refren tego songu:


Do zobaczenia w Alamo.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 11-12-2017 o 18:51.
Leoncoeur jest offline