- Nie! Tylko nie to. Ja nie chcę, nie chcę. Oni tu są, wiedzą, że tu jestem. Wypuśćcie mnie! - krzyczał Maciej jak opętany. Choroba objawiła się po śnie ze zdwojoną mocą. Wszędzie widział kamery, a pod łóżkiem musiałybyć mikrofony. W kaftanie również są. "Oni tak nie mogą. Przecież moja agencja nie pozwoli... TWOJEJ AGENCJI NIE MA... Nie ma... ZNIESZCZYLI JĄ. ZABIJĘ, ZABIJĘ. Czym... " - smutek i złość motały jego uczuciami, a zagubiony umysł huczał na pełnych obrotach. "Kto...? Inni, obcy agenci... Karteczka... Gwóźdź... " Zaczął jakoś się kręcić szukając karteczki i gwoździa... Motał się po łóżku. Spadł, ale nadal się poruszał. Walił ramieniem o podłogę, nogami w stół. Zaczął obijać sobie głowę o krzesło. - To nie moja wina. ZDEJMIJCIE MI KAFTAN! - wołał. Przez chwilę poczuł w sobie siłę wystarczającą by rozerwać materiał, ale po chwili minęła, a on nadal leżał na podłodze w ciasnym kaftanie. "Szczęście mają tu mikrofony. Muszą mnie słyszeć. Widzieć też. Wydostanę się stąd." Przeczołgał się do ściany i zaczął w nią walić głową. - Kryształ. Miecz. Gwóźdź. Ząb. Ręka. Karteczka. Krew. Dziura. Izolatka. Kaftan. Terapia. Grupa - mówił różne słowa niby nie powiązane ze sobą, a jednak składające się w pewną całość. Na końcu - przed omdleniem z powodu bólu głowy - zaczęła krwawić, a on powiedział - POROZUMIENIE! NADZIEJA! GRUPA! |