|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-06-2007, 14:11 | #71 |
Reputacja: 1 | Krok. Kolejny. Las wydawał mi się nieskończony. Przedzierałem się przez krzaki powoli, bo nie mogłem szybciej. Dawno nie jadłem czegoś normalnego. Snickersy. Tak, lubiłem Snikersy. Teraz nie mogę przypomnieć sobie ich smaku, tak samo jak nie mogę sobie przypomnieć Jej twarzy. "Dziwne, córkę pamiętałam dokładnie, ale Ją nie. A przecież widziałem ją niewiele później niż małą. Jeśli jakimkolwiek sposobem wydostał się stąd mógłbym ją odwiedzić. Jej nagrobek. Ale nawet tego nie zdołam." Targały mną niesamowicie mieszane uczucia- z jednej strony możliwość wydostania się na wolność, znikoma ale owszem. Z drugiej skolei brak szans na powrót do noramlności, ba- nawet nie mogłem wrócić do szpitala. Więc brnąłęm dalej.
__________________ "Precz z agresją słowną! Przejdźmy do czynów!" - Labalve |
21-06-2007, 14:25 | #72 |
Reputacja: 1 | Blacker przyjrzał się uważnie ogrodzeniu, oceniając wysokość i mierząc swoje siły. Jeśli to ogrodzenie jest ostatnią furtką przed wolnością, to musi je pokonać. Ale zaraz, zaraz... Podszedł ostrożnie do ogrodzenia i dotknął je palcem. Wolałby nie mieć miłej niespodzianki, w postaci ogrodzenia podłączonego do prądu (Jeśli ogrodzenie jest czyste) Blacker popluł sobie na dłonie i rozgrzał je, pocierając o siebie. Następnie spróbwoał uchwycić się ogrodzenia z lekkiego podskoku i wydostać się na zewnątrz (Jeśli jednak jest niemiła niespodzianka) Blacker syknął, cofając gwałtownie palec. Tak jak się spodziewał, to by było zbyt łatwe. Rozejrzał się za czymś, czym może ochronić się przed elektrycznością lub zrobić podkop pod ogrodzeniem
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life. —Terry Pratchett |
21-06-2007, 22:38 | #73 |
Reputacja: 1 | Blacker może i zdążył by syknąć... gdyby nie fakt że porażony prądem odleciał pare metrów w tył i uderzył głową w drzewo tracąc tym samym przytomność. Oststnie co dotarło do jego swiadomości to kroki dochodzce z oddali. Lucy i Pustelnik usłyszeli kroki i odgłosy odległej rozmowy. -Biegła w te strone... musi być w pobliżu...-wołał jeden z sanitariuszy
__________________ To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!! |
21-06-2007, 23:01 | #74 |
Reputacja: 1 | Mężczyzna usłyszał głosy w oddali... Zatrzymał się. -To Ty... To Ty ich tu sprowadziłaś!!- wysyczał przez zęby-Zabije...- pociągnął za rękę dziewczyny i zatkał jej usta-Zginiesz...- szepnął jej do ucha. -Ale to nie ona... Ona jest dobra... Chce się ze mną bawić.- wydał z siebie lekko dziecinny odgłos. -To na pewno nie ona... Dobrze tańczy- powiedział czułym głosem. -Milczeć!! To ona ich sprowadziła!! ONA JEST ZŁA... ONA JEST Z NIMI W ZMOWIE!!- znów wycedził przez zęby patrząc na dziewczynę tak, jak by miał ją zaraz zabić. -Ona nie mogła tego zrobić... Spójrz na nią... To dziecko... Do tego te ręce, nogi... Wiesz jak dobrze tańczy??- znów szarmancki i czuły. -Powiedziałem zamknij się!! A teraz cicho, są coraz bliżej!!- znów stanowczy. Ten stanowczy miał rację... Kroki był coraz bliżej... Przeczekał aż nieco się oddaliły. -No zostaw ją, przecież ona jako jedyna się ze mną bawiła... -A ze mną tańczyła...- dziecinny i szarmancki nie dawali za wygraną. -Pieprzy mnie to...- mężczyzna podniósł rękę i uderzył dziewczynę. Ta uderzyła głową o ścianę i straciła przytomność. -Zostaw ją!!- wyrwał się dziecinny. -Zamilcz smarkaczu!! Mężczyzna podniósł Lucy i wyszedł przed grotę. Wraz z dziewczyną przeszedł jakiś kawałek i zostawił pod drzewem. Następnie wrócił i szczelnie zasłonił wejście do jamy. -Jak mi tu wróci, zabiję...- powiedział stanowczy. |
21-06-2007, 23:19 | #75 |
Reputacja: 1 | Wszyscy obudzili się w nocy w swych szpitalnych pokojach, wszyscy mi9eli na sobie kaftany. Blacker i Piotr byli przypięci do łużek. Blacker dzięki nikłemu kontaktowi z siatką uniknął większych obrażeń. Podobnie reszta... jedynie Lucy ocknęła się z obolałą głową. Ucieczka nie powiodła sie. Choć z pewnościa była pouczająca... Na korytarzu słyszeliście jak ciągną jednego z pacjentów po podłodze ciche wycie wskazywało na konkretny okaz... -...już więcej nie usłyszymy twego spiewu...-usłyszała Łucja gdy sanitariusze mijali jej pokój...
__________________ To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!! |
22-06-2007, 20:27 | #76 |
Reputacja: 1 | Joanna Marszulik #10 'Ostatnią szansę... Daję ci ostatnią szansę...' - wibrowało jej w uszach. Wrzasnęła. Spojrzała pospiesznie na swoje otoczenie - okazało się, że znowu znalazła się w swojej ciasnej klitce. Przełknęła głośno ślinę. Skuliła się na łóżku. Objęła nogi. Jej oddech był przyspieszony. Minęło dobre parę minut, zanim doszła do siebie. Przypomniała sobie sen. Wzdrygnęła się. To miejsce było jak magia: dzika, nieokiełznana, spontaniczna. Oblizała wargi. - Okultyzm... - zamrugała nerwowo oczyma, rozejrzała się, jakby ktoś ją usłyszał. Lecz było tutaj pusto. Pamiętała te dni, gdy miała jeszcze dom. Okultyzm. Szaleńcze noce, w których wrzeszczała, składając ofiary dziwnym bogom. Krew. Paranoja. I przede wszystkim narkotyki... Od tego czasu traktowała poważnie wszystkie swoje wizje i sny, co doprowadziło ją do lekkiej paranoi - jakby rozdwojenie jaźni nie przepełniało czary goryczy. Okaleczyła sobie przez to prawe udo - kabalistyczne znaki wyrzezane przez żyletki znaczyły to miejsce. A skoro traktowała wizje i sny poważnie... Przełknęła znowu ślinę. Podniosła się. Mimo wszystko - działanie narkotyków osłabło. W każdym razie na tyle, że mogła się poruszać. po własnym pokoju. Podeszła do stołu. Nagle przypomniała sobie sen. 'Ostatnią szansę... Daję ci ostatnią szansę...' Jak na komendę schyliła się i sprawdziła, czy rzeczywiście jest tam śrubka, którą wykręciła Beata. Spojrzała również pod łóżko. |
23-06-2007, 11:27 | #77 |
Reputacja: 1 | - Nie! Tylko nie to. Ja nie chcę, nie chcę. Oni tu są, wiedzą, że tu jestem. Wypuśćcie mnie! - krzyczał Maciej jak opętany. Choroba objawiła się po śnie ze zdwojoną mocą. Wszędzie widział kamery, a pod łóżkiem musiałybyć mikrofony. W kaftanie również są. "Oni tak nie mogą. Przecież moja agencja nie pozwoli... TWOJEJ AGENCJI NIE MA... Nie ma... ZNIESZCZYLI JĄ. ZABIJĘ, ZABIJĘ. Czym... " - smutek i złość motały jego uczuciami, a zagubiony umysł huczał na pełnych obrotach. "Kto...? Inni, obcy agenci... Karteczka... Gwóźdź... " Zaczął jakoś się kręcić szukając karteczki i gwoździa... Motał się po łóżku. Spadł, ale nadal się poruszał. Walił ramieniem o podłogę, nogami w stół. Zaczął obijać sobie głowę o krzesło. - To nie moja wina. ZDEJMIJCIE MI KAFTAN! - wołał. Przez chwilę poczuł w sobie siłę wystarczającą by rozerwać materiał, ale po chwili minęła, a on nadal leżał na podłodze w ciasnym kaftanie. "Szczęście mają tu mikrofony. Muszą mnie słyszeć. Widzieć też. Wydostanę się stąd." Przeczołgał się do ściany i zaczął w nią walić głową. - Kryształ. Miecz. Gwóźdź. Ząb. Ręka. Karteczka. Krew. Dziura. Izolatka. Kaftan. Terapia. Grupa - mówił różne słowa niby nie powiązane ze sobą, a jednak składające się w pewną całość. Na końcu - przed omdleniem z powodu bólu głowy - zaczęła krwawić, a on powiedział - POROZUMIENIE! NADZIEJA! GRUPA! |
25-06-2007, 12:42 | #78 |
Reputacja: 1 | Joanna odnalazła śróbkę pod łóżkiem. Miała około 8 centymetrów długości. Niestety w kaftanie nie była w stanie jej dosięgnąć. I cóż to za dziwny dźwięk wibrował w ścianach? Dziwne buczenie jakie dao się słyszeć w waszych pokojach było jakby nie z tego świata. Narastało... coraz głośniejsze i głośniejsze aż nagle zakończył je stłumiony huk. Nigdy nie słyszeliście czegoś podobnego ale kto wie... może wkrótce dowiecie się co to było... Zapadliście w sen. Sen bez snów a raczej koszmarów. Jedynie obraz czegoś czerwonego utkwił wam w pamięci. Rano pielęgniarki zaaplikowały wam to zielone świństwo co ostatnio i znowu znacznie uspokoiliście się a wasze fobie osłabły. A ze względu na to że podano wam większą dawke niż ostatnio nie byliście w stanie myśleć o "zbyt dynamicznych" próbach ucieczki. Paranna toaleta i śniadanie odbyły się przy uwzględnieniu pomocy personelu szpitalnego (jako że nie zdjęto wam kaftanów). Następnie przeprowadzono was do sali ogólnej na "zajęcia grupowej". Sala była większa od waszych pokoi razem wziętych. Na środku krzesła ustawione w koło, pod oknem stoliki przestawione tam na czas terapi a w rogu sali zamknięty schowek zapewne trzymano w nim gry planszowe i tym podobne materiały przy których pacjenci spędzali wolny czas. W sali pozostali tym razem wszyscy czterej sanitariusze. Na jednym z krzeseł zasiadał już lekarz (ten przystojny którego poznaliście w dzień przybycia) a na drugim tuż obok kolejny praktykant. Usiedliście w takiej kolejności (zgodnie z ruchem wskazówek zegara) lelarz, Joanna, Maciej, pacjent-kot, Blacker, Łucja, Lucy, pacjent, pacjent, Piotr, praktykant. Dwie rzeczy was zaintrygowały. Po pierwsze brakowało "wyjca" a po drugie sanitariusz z którym walczyliście nie nosił na swym ciele najmniejszego śladu walki. Musiał mieć cholerne szczęście...
__________________ To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!! |
25-06-2007, 23:37 | #79 |
Reputacja: 1 | Lucy, Łucja Kruk Z obolałą głową i w kaftanie bezpieczeństwa na dodatek na środkach uspokajających Lucy siedziała bezradnie na krzesełku na terapii grupowej. Sanitariusz, który dzień wcześniej leżał nieprzytomny i poturbowany teraz wygląda jakby nic nigdy go przykrego nie spotkało. No i brakowało jednego pacjenta. Mimo, że dziewczyna powinna się tym bardziej przejąć teraz rozmyślała tylko nad tym, żeby ból głowy minął i te środki przestały działać, bo z chęcią pogadałaby sobie z chochlikiem. -Nuuuuuuuuuudzi mi się.... I głowa mnie boli - powiedziała na głos nie za bardzo zdając sobie sprawę, że to zrobiła.
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ |
26-06-2007, 09:09 | #80 |
Reputacja: 1 | Jezu, jak bolą wszystkie mięśnie po potraktowaniu prądem! W tym ogrodzeniu musiało być napięcie zbliżone do błyskawicy, skoro po dotknięciu palcem pokopało go do nieprzytomności i odrzuciło w tył. Dziwne, że jakoś druty się nie topiły. Potem zapakowali go w kaftan i nie miał jak rozruszać obolałych mięśni. Po prostu koszmar. A teraz te debilne zajęcia grupowe. Blacker wyszczerzył się złośliwie do sanitariusza, którego pobili, ale to było jedyne, co mógł zrobić
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life. —Terry Pratchett |